Na skrajnej prawicy w Europie nie brakuje ideologicznych sojuszników Putina. Biorą od Rosji pieniądze, a odpłacają się podważaniem demokracji i praw człowieka. Kiedy już skończy się wojna w Ukrainie, użyteczni idioci Putina nadal będą między nami.
To, że Rosja jest dla europejskiej skrajnej prawicy swoistym bankomatem, od dawna było tajemnicą poliszynela.
Już w 2014 roku francuskie media informowały, że skrajnie prawicowy Front Narodowy Marine Le Pen finansował swoją kampanię wyborczą dzięki sięgającym 11 milionów euro pożyczkom, których udzieliły tej partii rosyjskie banki. Front Narodowy zmienił później nazwę na Zjednoczenie Narodowe (Rassemblement National, pod którym to szyldem do wyborów prezydenckich przystępuje teraz Marine Le Pen) i znów głośno było o tym, że ma kłopoty ze znalezieniem środków na kampanię, bo francuskie banki nie chcą pożyczać mu pieniędzy z uwagi na rasistowską i antysemicką przeszłość.
czytaj także
Dwa lata później dziennikarze we Włoszech zarzucili skrajnie prawicowej partii Liga, na której czele stał ówczesny minister spraw wewnętrznych Matteo Salvini, że dogadała się z Rosją w sprawie ropy, a zyski miały zostać przekierowane do Ligi jako środki na finansowanie kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku. Serwis Buzzfeed podawał, że jego dziennikarzom udało się pozyskać nagranie dźwiękowe ze spotkania, na którym umowa ta była negocjowana, a w którym uczestniczyć miał bliski współpracownik Salviniego. Nie było jednak dowodów na to, że postanowienia tej umowy zostały zrealizowane, sam zaś Salvini nazwał zarzuty „wymysłami”. Postępowanie w tej sprawie prowadzi obecnie prokuratura w Mediolanie.
Entuzjastyczne podejście do rosyjskich pieniędzy doprowadziło do upadku koalicji rządzącej w Austrii. W 2019 roku za sprawą specjalnej prowokacji, tzw. Ibizagate, służby nagrałyt, jak Heinz-Christian Strache, ówczesny wicekanclerz Austrii i przywódca skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ), podczas urlopu na Ibizie próbował przyjąć łapówkę od podstawionego rosyjskiego oligarchy.
Coś za coś
Co dostała Rosja w zamian za swoją finansową hojność? Polityczne wsparcie w kluczowych momentach. W 2017 roku francuscy europosłowie reprezentujący skrajną prawicę poparli rosyjską aneksję Krymu, a rok później Salvini zapowiedział, że włoski rząd zawetuje unijne sankcje przeciwko Rosji. Zaledwie miesiąc temu czasopismo „NewsLines Magazine” szczegółowo opisało szerokie powiązania między europejską skrajną prawicą a Moskwą. Agenci Kremla mieli nawet przygotowywać poprawki do ustaw i prorosyjskie wystąpienia i poprawki, które ich skrajnie prawicowi poplecznicy mieli potem wygłaszać w Parlamencie Europejskim.
Nie chodzi jednak wyłącznie o pieniądze. Europejscy konserwatyści – nie tylko partie polityczne, ale także organizacje występujące przeciwko prawom kobiet i osób LGBTIQ – ideologicznie zgadzają się z ultrakonserwatywnym myśleniem o tych kwestiach, jakie panuje na Kremlu.
Scheuring-Wielgus: PiS z Dudą przygotowują nas do życia w państwie rodem z „Opowieści podręcznej”
czytaj także
Weźmy na przykład platformę internetową CitizenGO, stworzoną z myślą o lobbujących konserwatystach, która ma swoją siedzibę w Madrycie. Ostatnio platforma, która znana jest z „koordynowania zakrojonych na szeroką skalę petycji internetowych, w tym wyrażających sprzeciw wobec praw osób transpłciowych i wobec aborcji”, została zmuszona do zaprzeczenia, jakoby kiedykolwiek otrzymywała wsparcie finansowe od rosyjskich oligarchów. Jednak wśród dokumentów opublikowanych w ubiegłym roku przez Wikileaks w ramach „The Intolerance Network” znajduje się pismo w sprawie pozyskania środków, które w 2013 roku CitizenGo wysłało ponoć do proputinowskiego oligarchy Konstantina Małofiejewa – ściśle powiązanego z członkiem zarządu CitizenGo Aleksiejem Komowem – oraz dokument będący najwyraźniej późniejszym porozumieniem stron w sprawie takiego finansowania.
Z kolei Grégor Puppinck z Europejskiego Centrum na rzecz Prawa i Sprawiedliwości (ECLJ) był członkiem delegacji, która odwiedziła Moskwę w 2014 roku z ramienia francuskiej organizacji La Manif Pour Tous, organizującej kampanie przeciwko prawom par jednopłciowych do zawierania małżeństw i adoptowania dzieci. Według doniesień prasowych delegaci spotkali się w tej podróży z obiema izbami rosyjskiego parlamentu oraz przedstawicielami wielu resortów, zaś przedstawiciel patriarchy moskiewskiego przy UE powiedział, że głównym celem delegacji było „znalezienie w Rosji partnerów do walki w obronie tradycyjnych wartości”.
czytaj także
ECLJ to europejskie ramię organizacji American Centre for Law and Justice (Amerykańskie Centrum na rzecz Prawa i Sprawiedliwości, ACLJ). Jednym z jej liderów jest prawnik, który tworzył linię obrony Donalda Trumpa, kiedy ten został oficjalnie postawiony w stan oskarżenia w ramach procedury impeachmentu. Od 2007 roku ACLJ przekazało ponad 3,3 mln dolarów rosyjskiemu ugrupowaniu ewangelicznemu pod nazwą Słowiańskie Centrum na rzecz Prawa i Sprawiedliwości, którego szef zasiada w putinowskiej Radzie ds. Praw Człowieka.
Atak na liberalną demokrację
W opublikowanym w ubiegłym roku raporcie pt. Wierzchołek góry lodowej Europejskie Forum Parlamentarne na rzecz Praw Seksualnych i Reprodukcyjnych szczegółowo pokazało wiele przypadków związków finansowych pomiędzy Rosją a skrajnie prawicowymi partiami i antygenderowymi organizacjami pozarządowymi w całej Europie. Według raportu w latach 2009–2018 podmioty rosyjskie przekazały 188 mln dolarów na rzecz działających w Europie podmiotów zajmujących się aktywizmem antygenderowym – o wiele więcej, niż na realizację tego celu w Europie przekazały w tym samym okresie ośrodki chrześcijańskiej prawicy z USA.
W porównaniu z innymi źródłami finansowania pieniądze z Rosji mają szczególny charakter – stanowią nagrodę za ideologiczne dostosowanie się do linii wytyczanej przez Moskwę oraz zachętę do forsowania rosyjskich interesów na Zachodzie. Wśród tych interesów znajduje się podważanie międzynarodowego systemu ochrony praw człowieka, na którego straży stoją instytucje takie jak Organizacja Narodów Zjednoczonych, Światowa Organizacja Zdrowia, Rada Europy i Unia Europejska.
Nie jest zatem żadną niespodzianką, że działający w Europie sojusznicy Putina sprzeciwiający się tzw. ideologii gender – skrajnie prawicowi politycy i antygenderowi aktywiści – systematycznie próbują podważać filary liberalnej demokracji i systemu ochrony praw człowieka. CitizenGO od pewnego czasu nawołuje do zmniejszenia finansowania Światowej Organizacji Zdrowia, ECLJ twierdzi, że Europejski Trybunał Praw Człowieka jest „narzędziem Sorosa”, zaś Ordo Iuris próbowało wytoczyć sprawę europarlamentarzyście, który określił uczestników marszów niepodległości w Polsce mianem „faszystów, neonazistów, ludzi przekonanych o wyższości białej rasy”.
Deklaracje płynące z Moskwy sugerują, że wszczęta przez Rosję wojna przeciwko Ukrainie jest, przynajmniej po części, wojną dotyczącą praw. Na początku marca Cyryl, patriarcha moskiewski w Rosyjskim Kościele Prawosławnym i bliski sojusznik Putina, stwierdził, że inwazja była konieczna ze względu na przyjęcie przez Ukrainę zachodnich liberalnych wartości, co przejawiało się m.in. organizowaniem tam parad osób homoseksualnych.
Tego rodzaju narracja wpasowuje się w długofalową politykę wspierania przez Rosję zachodnich sieci organizacji ultrakonserwatywnych i występujących przeciwko poszanowaniu praw człowieka, takich jak Światowy Kongres Rodzin. Organizacja ta zrzesza chrześcijańską prawicę w Stanach Zjednoczonych, skrajnie prawicowe podmioty prowadzące antygenderowy aktywizm w Europie, finansujących je oligarchów oraz Cerkiew Prawosławną w Rosji, które razem walczą o konserwatywne, prorodzinne wartości, odwracając dokonywane przez dziesięciolecia postępy w kwestii praw i równouprawnienia.
„Czy będzie jeszcze można powiedzieć mama i tata?”, czyli czym straszy prawica
czytaj także
W całej Europie Zachodniej Putin ma opłacanych ideologicznych sojuszników, których celem jest podważanie podstaw liberalnej demokracji i praw człowieka od wewnątrz. Sposób, w jaki działania tych skrajnie prawicowych europejskich polityków i aktywistów antygenderowych przyczyniają się do realizacji rosyjskich celów – niezależnie od tego, czy są to działania świadome, czy nie – sprawia, że powinniśmy obawiać się wpływów finansowych Moskwy. Kiedy już skończy się wojna w Ukrainie, owi użyteczni idioci Putina nadal będą między nami.
**
Neil Datta jest Sekretarzem Europejskiego Forum Parlamentarnego na rzecz Praw Seksualnych i Reprodukcyjnych.
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.