Unia Europejska

Rok od zamachu w Hanau: żaden terrorysta nie działa sam

Pomaga mu codzienny, strukturalny rasizm, dyskryminacja i instytucjonalna przemoc ukryte w nowoczesnych społeczeństwach. Podobnie było w Niemczech.

19 lutego minęła pierwsza rocznica ataku terrorystycznego w Hanau. To leżące niedaleko Frankfurtu nad Menem miasto, jak większość we współczesnych Niemczech, ma multikulturowy charakter, a wielu jego mieszkańców to ludzie o tureckich korzeniach. W zeszłym roku prawicowy ekstremista zabił tu dziewięć osób i ranił pięć innych w dwóch lokalach z sziszą w centrum miasta. Po zamachu pojechał do domu, gdzie zabił swoją matkę i popełnił samobójstwo.

Sprawca, który według niemieckiego Federalnego Urzędu Śledczego, BKA, był piewcą ideologii łączącej elementy rasistowskiej eugeniki i prawicowych teorii spiskowych, wybrał swoje ofiary – imigrantów i obywateli niemieckich o imigranckich korzeniach – z powodu ich domniemanej obcości. Zamach w Hanau były zbrodnią rasistowską w całym znaczeniu tego słowa: motywowaną rasizmem i dokonaną przez rasistę.

Wydarzenie to zszokowało opinię publiczną w Niemczech. Osłabiło stereotyp, według którego problem prawicowego ekstremizmu jest kojarzony głównie z landami we wschodniej części Niemiec. To właśnie tam, przy granicy z Polską, skrajnie prawicowa partia AfD uzyskuje największe poparcie.

Niemcy jako samotny sprawca

Uroczystości upamiętniające zamach w Hanau przebiegały na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony politycy i urzędnicy wygłaszali przemówienia potępiające nienawiść i rasizm, ostrzegając przed niebezpieczeństwem, jakie stanowi dla „nas” skrajna prawica. Z drugiej – upamiętnienia organizowane były przez społeczności migrantów i organizacje antyrasistowskie. Te potępiały strukturalny rasizm panujący w niemieckim społeczeństwie i aparacie państwa. Kwestionowały „my”, na które tak chętnie powoływali się politycy.

Najważniejsza reakcja na zamach przyszła jednak ze strony samych rodzin ofiar, ich przyjaciół i zwolenników zorganizowanych wokół Inicjatywy 19 lutego. Na swojej stronie internetowej zamieścili oni wyniki własnego śledztwa dotyczącego ataku i jego następstw. Ich dochodzenie dokumentuje błędy, zaniedbania i niejasne działania władz przed atakiem, podczas niego i po wszystkim.

Inicjatywa 19 lutego postuluje, by zamach w Hanau stał się punktem zwrotnym w sposobie rozumienia rasizmu i reagowania na niego w Niemczech. Jak twierdzi, seria zaniedbań to nie przypadek czy nieudolność władz, lecz efekt szerszego problemu, jakim jest brak zaangażowania aparatu państwa w zrozumienie współczesnych form rasizmu.

Biały chłopak zastrzelił sześć Azjatek – Ameryka zastanawia się, czy to rasizm

Rasizm codzienny

Raport Inicjatywy 19 lutego pyta: dlaczego prawicowy terrorysta mógł legalnie posiadać broń, mimo że był znany władzom i publicznie deklarował swoje rasistowskie poglądy? Sprawca przeszedł szkolenie bojowe na Słowacji, co razem z jego skrajnymi poglądami już powinno zwrócić uwagę służb specjalnych.

Dlaczego służby ratunkowe reagowały tak wolno w noc ataku i dlaczego do rodzin i przyjaciół ofiar odnosiły się w uwłaczający sposób? Ojciec jednej z nich, znalazłszy się na miejscu zbrodni, został przez specjalną jednostkę policji potraktowany jako podejrzany – choć usiłował wyjaśniać, że znalazł się tam, szukając zamordowanej córki.

Piterowi Minnemannowi, jednemu z ocalałych w zamachu, policja w noc ataku nie zaoferowała nawet transportu. Musiał on sam dostać się na piechotę do najbliższej komendy policji, odległej o 3 km od miejsca zdarzenia. Tymczasem sprawca był wciąż na wolności.

Policja traktowała rodziny i przyjaciół ofiar jako potencjalne zagrożenie dla ojca sprawcy, który sam nie krył rasistowskich poglądów i publicznie szkalował ofiary. Funkcjonariusze ostrzegali rodziny ofiar, by nie szukały zemsty i nie stwarzały zagrożenia. Jednocześnie ojciec sprawcy poprosił o możliwość odzyskania broni i amunicji należących do syna.

Sachs: Kto nas terroryzuje bronią? Biały, republikański mężczyzna, wyborca Trumpa

Wszystko to zwraca uwagę na problem różnorodności form dyskryminacji w Niemczech oraz niewystarczającej ochrony mniejszości przed agresją ultraprawicowych grup. Dla wielu osób o korzeniach imigranckich codzienne życie w wielu rejonach Niemiec jest nieustannie naznaczone obecnością rasistowskiej przemocy, dyskryminacji i agresji na wielu płaszczyznach: tak bezpośrednich, jak i mniej widocznych.

Publiczna, bezpłatna edukacja w Niemczech, która często stawiana jest jako wzór w oczach wielu, boryka się z problemem nierównego traktowania dzieci o imigranckich korzeniach. Dotyczy to zwłaszcza niższych etapów nauki, co ma wpływ na dalsze wybory życiowe, w tym te dotyczące studiów wyższych. Głęboko zakorzenione są też uprzedzenia na rynku pracy wobec kobiet noszących hidżab. Jeszcze inny przykład, bliżej związany z tragicznymi wydarzeniami w Hanau, to stygmatyzacja barów z sziszą przez niemiecką policję, prawicowych polityków i media poprzez prezentowanie ich jako miejsca o podejrzanym, parakryminalnym charakterze i tym samym jako kulturowo obce, wzbudzające nieufność i niebezpieczne. To tam swoje ofiary znalazł terrorysta z Hanau.

Rasizm jest bardzo często rozumiany nie jako pogląd polityczny, lecz jako zaburzenie danej jednostki, manifestujące się w formie ksenofobii, natrętnego strachu i nienawiści do „obcokrajowców”. Te ramy interpretacyjne redukują rasizm do zjawiska zindywidualizowanego. Pomijają rzeczywistość społeczną pośrednio wspieraną przez różne instytucje i kulturę, które naśladują rasistowsko nacechowane traktowanie pewnych jednostek i grup.

To właśnie zaprzeczenie skomplikowanej rzeczywistości rasizmu i jego logiki powoduje, że ataki prawicowych ekstremistów tłumaczone są jako dzieło pojedynczych, niestabilnych psychicznie osób. Umożliwia to odwrócenie ról ofiary i sprawcy – jak w przypadku ojca mordercy z Hanau, któremu zagrażały rzekomo mściwe imigranckie masy. Skutkuje to płytkością medialnych doniesień o rasistowskich atakach na „nas wszystkich” – nawet kiedy obiektem ataku były bary z sziszą, a nie np. Reichstag.

Pozbyliśmy się Trumpa. Kiedy pozbędziemy się rasizmu?

Już nie tylko kolor skóry

Sam rasizm to już nie tylko wiara w istnienie obiektywnych ras genetycznych, która dominowała na przełomie XIX i XX wieku. Współczesny rasizm bywa oparty na szerokich cechach kulturowych, takich jak np. tożsamość religijna. Operuje wokół rzekomego zagrożenia, jakie dla Europy stanowi islam oraz imigranci i uchodźcy – odczytywani w zbiorowej percepcji jako muzułmanie. Rocznica morderstw w Hanau nam o tym przypomina.

Przymykając oko na to, że rasizm może być też kulturowy, siejący wrogość prawicowi politycy czy media mogą zaprzeczać, że są rasistami – jak w słynnym „przecież islam to nie rasa!” – a jednocześnie dalej atakować migrantów, muzułmanów i inne społeczności za ich rzekomą niezdolność do zintegrowania się z dominującą kulturą. Swoją drogą ciekawe, co by na to powiedzieli Uğur Şahin i Özlem Türeci, mający tureckie korzenie założyciele BioNTechu, którzy kierowali pracami nad pierwszą szczepionką dopuszczoną do użytku przeciwko COVID-19.

Również wschodnioeuropejscy imigranci są czasem poddawani procesom kulturowego rasizmu w Niemczech, mimo kulturowej czy etnicznej bliskości. Problem w tym, że to homogeniczne „my”, ta dominująca kultura rzekomo zagrożona przez nieasymilujących się imigrantów, to często fikcja, która jest sprzeczna z różnorodnością społeczną i codzienną wielokulturowością w nowoczesnym środowisku miejskim. Około 25 proc. populacji współczesnych Niemiec ma szeroko rozumiane korzenie imigranckie. Różnorodność to fakt społeczny, który dostarcza innego i mnogiego modelu „my”.

Terroryści? Do szesnastej garnitury, później kominiarki

Zamachowiec nie działał sam

W wielowymiarowej rzeczywistości codziennego rasizmu Hanau jest zaledwie jedną z pozycji na długiej liście miast związanych ze śmiertelnymi rasistowskimi atakami na społeczności migrantów i uchodźców. Od zamieszek w Rostocku-Lichtenhagen, podpaleń w Mölln i Solingen na początku lat 90., do morderstw w podziemiu narodowosocjalistycznym w pierwszej dekadzie XXI wieku, w które były niejasno zaangażowane osoby z aparatu bezpieczeństwa. We wszystkich tych przypadkach polityczny i dziennikarski mainstream początkowo traktował te wydarzenia jako aberrację, jako jednostkowe akty radykalnych odłamów neonazistów, „samotnych sprawców”.

W rezultacie takiego uproszczenia rasizm nie jest traktowany jako stała część dyskursu społeczno-politycznego. W dzisiejszych Niemczech jest on albo systematycznie negowany i przenoszony do odległej przeszłości narodowego socjalizmu, albo przypisywany wyłącznie skrajnie prawicowym środowiskom, albo eksportowany za granicę, np. do USA. Po wydarzeniach w Hanau nie było demonstracji w akcie solidarności z ofiarami, porównywanych liczebnością do tych, jakie miały miejsce po śmierci George’a Floyda parę miesięcy później. Jakby ważniejsza była krytyka przemocy policji i rasizmu w dalekich Stanach Zjednoczonych i solidarność z tamtejszymi ofiarami niż krytyczne przyjrzenie się temu, co się dzieje na własnym podwórku.

Zamach w Hanau i aktywizm wokół niego powinny posłużyć jako przyczynek do debaty nad rasizmem, która wyjdzie poza redukcjonistyczne i indywidualistyczne ujęcie. Można bowiem, ale wcale nie trzeba, otwarcie wspierać Hitlera, Breivika lub Dereka Chauvina, żeby być blisko rasistowskich struktur, norm i nawyków. Częścią rasistowskiej opresji można stać się nawet nieświadomie. Nierówne traktowanie jest osadzone i reprodukowane przez codzienne praktyki, nieoficjalne rytuały zarówno jednostek, jak i instytucji.

Uchwycenie sposobu, jak rasizm operuje na poziomie strukturalnym, nie jest zawsze łatwe ani oczywiste, a to utrudnia jego identyfikację i zrozumienie. Nie jest to wyłącznie teoretyczna debata między akademikami. Dla ofiar rasistowskiej przemocy, w tym ofiar ataku w Hanau i ich rodzin, jest boleśnie jasne, że rasizmu nie można zredukować do jednostkowego ataku – ten wszak dokonał się w konkretnych, czasami sprzyjających warunkach.

Krokiem milowym byłoby już samo uznanie, że nierówne traktowanie o podłożu rasistowskim ma miejsce na różnych poziomach: codziennym, interpersonalnym, instytucjonalnym i strukturalnym. I często to właśnie w nich zakotwiczone są przemoc czy agresja. Rasizm nie jest wyłącznie problemem skrajnej prawicy i ich ofiar, ale nas wszystkich. Przymykanie oka na codzienny rasizm i strukturalne uwarunkowania, które tworzą ramy brutalnych, fizycznych ataków, są nie do utrzymania jako system współżycia społecznego w nowoczesnych, wielokulturowych społeczeństwach. Dopóki oficjalne dyskursy i praktyki państwowe przymykają na nie oko, dopóty nie będzie żadnego „my” w społeczeństwie. Nie tylko niemieckim.

**
Robin Celikates (Wolny Uniwersytet Berliński), Thuc Linh Nguyen Vu (RECET, Uniwersytet Wiedeński).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij