Unia Europejska

Olbrycht: Co robi chrześcijanin w UE

Chadecja toczy wewnętrzne spory o aborcję, eutanazję, związki partnerskie, stosunki państwo-Kościół, które na prawo i na lewo od niej zostały „rozstrzygnięte”.

W Polsce o Unii Europejskiej się rozmawia, albo się o nią kłóci, także przy użyciu argumentów religijnych. Trwa spór o to, czy Unia zagraża, czy nie zagraża Kościołowi w Polsce. Chciałem zatem pana zapytać, jakie są dzisiaj stosunki pomiędzy UE i Kościołem, a także szerzej, różnymi Kościołami i religiami? I jaka była historia tych stosunków? Ojcowie założyciele byli chadekami, ale pierwsze państwa tworzące ten projekt były albo laickie, jak Francja, albo, jak Niemcy, częściowo zsekularyzowane. Mieliśmy też spór o Invocatio Dei w konstytucji europejskiej, która w końcu nie została przyjęta z innych powodów niż światopoglądowe. Jednak w konsekwencji tamtego sporu część ludzi Kościoła uznała, że projekt UE jest nie tylko świecki, ale antyreligijny. Jak to wygląda dzisiaj, zarówno na poziomie stosunków formalnych, jak też jeśli chodzi o „ducha”? Zimna wojna czy dialog?

 

Na pana główne pytanie odpowiedziałbym w sposób dyplomatyczny: „sprawa jest złożona”. Chciałbym jednak uprzedzić, że w tej sprawie wypowiadam się nie jako ekspert, ale jako polityk o bardzo określonym profilu. Jestem jednym z tych polityków Platformy Obywatelskiej, którzy zdecydowanie podpisują się pod myśleniem europejskiej chadecji. Utożsamiają się z tym jego nurtem, który wywodzi się od Schumana, Adenauera. Z takich właśnie pozycji będę mówił o stosunkach Unii i Kościołów. 

 

W Polsce mamy jednak z chadecją kłopot. Wielu polityków twierdziło na różnych etapach swoich biografii, że są chadekami, ale żadna silna formacja chadecka w końcu nie powstała. Wcale nie jest więc dla nas oczywiste, czym ta współczesna chadecja właściwie jest.

 

Obserwując chadecję w skali całej Europy można powiedzieć, że są trzy elementy tożsamościowo dla tej formacji ważne. Po pierwsze, jednoznaczna deklaracja, co do inspiracji chrześcijaństwem. Ale dalej sprawa się komplikuje, bo chadecy z różnych krajów będą to rozumieć na różne sposoby. Dla jednych będzie to inspiracja chrześcijaństwem kościołów protestanckich, w dodatku z ich specyfiką lokalną, holenderską, szwedzką. Dla CSU będzie to inspiracja Kościołem katolickim z Bawarii. Dla innych Kościołem katolickim na Słowacji, w Polsce, we Francji… 

 

Każdy z tych Kościołów inaczej podchodzi do różnych kwestii społecznych, politycznych, biopolitycznych, nawet do samej zasady rozdziału Kościoła i państwa. 

 

W konsekwencji będziemy mieli różne typy stanowisk chadeckich w każdej z tych spraw. Ale wszystkie do swojego bezpośredniego chrześcijańskiego zaplecza będą się odnosić. I ta inspiracja będzie się przejawiać w argumentacji politycznej, w definiowaniu różnych kluczowych pojęć, np. godności człowieka czy modelu rodziny. Drugi element bardzo ważny dla tożsamości chadeckiej to wątek gospodarczy, ekonomiczny, który się wiąże z czymś, co jest oczywiście nieustająco  redefiniowane, czyli ze „społeczną gospodarką rynkową”. Mówiąc prościej, jest to myślenie o gospodarce w kategoriach centrowych. Czyli wolny rynek z bardzo silnym wkładem społecznym, z podkreśleniem, że produktywność gospodarki musi być podporządkowana realizacji celów społecznych. 

 

Za Adenauera łatwo było powiedzieć, co to jest „społeczna gospodarka rynkowa”, ponieważ ona rzeczywiście była wówczas w Niemczech tworzona. Zresztą dzięki temu modelowi gospodarki, a nawet dzięki strukturze instytucji finansowych powiązanych z zasadą „społecznej gospodarki rynkowej” (banki spółdzielcze, regionalne, funkcjonujące na potrzeby lokalnej „gospodarki realnej”, a nie dzisiejsze molochy globalizacji), niemiecka gospodarka do dziś jest bardziej konkurencyjna, niż model neoliberalny, np. „postthatcherowskiej” Anglii. Ale znowu, dla wielu współczesnych polityków „społeczna gospodarka rynkowa” jest już tylko pustym hasłem.

 

To prawda, że zdefiniowanie społecznej gospodarki rynkowej jest dziś o wiele trudniejsze. Ale także dzisiaj centrowe poglądy będą miały swoje konsekwencje w decyzjach podejmowanych na styku gospodarki i państwa.

 

 

Chadek to na pewno nie jest dziś w Europie ktoś, kogo poglądy na gospodarkę są liberalne. Ale to również nie jest twardy etatysta.

 

 

I wreszcie jest trzeci element dzisiejszej chadeckiej tożsamości – stosunek do Europy, do integracji europejskiej, do instytucji unijnych. To różni nas od niektórych nurtów prawicowych, bardzo nacjonalistycznych albo z innych powodów bardzo eurosceptycznych. Na ich tle chadecję wyróżnia zaufanie do procesu integracji europejskiej, polityczne i ideowe inwestowanie w ten projekt.

 

Chadeków wyróżnia też inne rozumienie pierwszego elementu, o którym pan wspomniał, czyli sposób odnoszenia się do inspiracji chrześcijańskiej. Wielu polityków czy publicystów polskiej prawicy krytykuje dziś zachodnioeuropejską chadecję za to, że akceptuje świeckość państwa, a w obszarze biopolityki zgadza się na rozwiązania, które Kościół odrzuca. We Francji Simone Veil należąca do chadeckiego nurtu francuskiej prawicy przyczyniła się do liberalizacji prawa aborcyjnego. Dla większości dzisiejszej polskiej „prawicy katolickiej” to jest kompromitacja chadecji. 

 

Teraz jednak ta sama Simone Veil pojawiła się – nieoficjalnie, nie jako reprezentantka swojej grupy politycznej – podczas manifestacji przeciwko „małżeństwom dla wszystkich”.

 

Ona nigdy nie zachwalała też aborcji, ale uznała, że nie wolno nauczania Kościoła narzucać niekatolikom za pomocą powszechnie obowiązującego prawa. W Hiszpanii chadecy Aznara wprowadzili związki partnerskie. Dziś są przeciwnikami pełnoprawnych małżeństw jednopłciowych, głównie z powodu adopcji dzieci. 

 

W niektórych krajach chadecy zgadzają się też na eutanazję. W Parlamencie Europejskim, ale też w innych parlamentach krajowych, w partiach chadeckich debata na te tematy w ogóle się jednak toczy. W innych partiach czy frakcjach ona się nie toczy, staje się elementem pewnego ideologicznego pakietu. W inną stronę rozstrzygnęły ją partie na prawo od nas, w inną stronę rozstrzygnęli ją socjaliści czy liberałowie. Natomiast u nas ta debata się toczy, jest trudniejsza, ale przedstawiamy w niej argumenty, ucieramy kompromisy. Nasze stanowiska w różnych sprawach są nieoczywiste, niemechaniczne i mogą się zmieniać, jeśli ktoś kogoś zdoła argumentami przekonać. Ja też zdecydowałem się być częścią chadecji wiedząc, że w tym nurcie napotkam ludzi, którzy inaczej niż ja mogą rozumieć inspiracje chrześcijańskie. Jestem gotów się o to spierać i o tym rozmawiać, a oni też są gotowi o tym rozmawiać i argumentować. Dzieli nas czasem kwestia określenia genezy poszczególnych wyznawanych przez nas wartości. Tego, które z nich mają charakter transcendentny, nienegocjowalny, a od którego momentu zgadzamy się zawierać kompromisy. To są różnice także wewnątrz chadeckiej frakcji w Parlamencie Europejskim. Dlatego w czasie głosowań w kwestiach światopoglądowych nasza frakcja zachowuje się niejednoznacznie. Ale we frakcji Konserwatystów i Reformatorów, w której jest np. Konrad Szymański wraz z Brytyjczykami, im się takie rozmowy prowadzi jeszcze trudniej.

 

Cameron zainicjował proces legalizacji w Wielkiej Brytanii pełnoprawnych małżeństw jednopłciowych, podczas gdy polscy europarlamentarzyści z tej frakcji są przeciwko najbardziej nawet nieśmiało zdefiniowanym związkom partnerskim. 

 

W tych sprawach nie znajdują wspólnego języka z brytyjskimi konserwatystami. Łączy ich stanowisko wobec integracji europejskiej, raczej sceptyczne. Także w sprawach gospodarczych są do siebie podobni.

 

Rynek bez korekty socjalnej i etatystycznej. Tylko że to jest stanowisko zupełnie inne od tego, które PiS głosi w kraju.

 

Nie tylko w polskim przypadku pojawia się różnica języka używanego w Brukseli i w polityce krajowej. W tych samych partiach, czasem nawet u tych samych polityków. Ale teraz chciałbym wrócić do pańskiego początkowego pytania. 

 

Jak wyglądają stosunki pomiędzy UE i Kościołami? Ze szczególnym uwzględnieniem Kościoła katolickiego, bo to jego stosunek do Unii ma dziś kluczowe znaczenie dla polityki europejskiej prowadzonej w Polsce.

 

Ja się tym zajmuję osobiście, jako wiceprzewodniczący frakcji chadeckiej w Parlamencie Europejskim, który odpowiada za stosunki z Kościołami, grupami wyznaniowymi, nurtami światopoglądowymi. To się oficjalnie nazywa „dialog międzykulturowy i międzywyznaniowy”. Otóż wydaje mi się, że po wielu latach stosunków bardzo zdystansowanych, czysto dyplomatycznych, przeszliśmy do fazy realnego dialogu. Bardzo ważne było tu zinterpretowanie istotnej dla Unii Europejskiej zasady subsydiarności, pomocniczości, która pozwala określić granice pomiędzy obszarami podlegającymi kompetencjom instytucji wspólnotowych i tymi, z którymi mogą sobie świetnie poradzić władze państw członkowskich. Ta dyskusja uległa radykalizacji, kiedy pojawiła się kwestia Invocatio Dei w konstytucji europejskiej. Analogiczne elementy były bowiem obecne w konstytucjach niektórych państw członkowskich UE. 

 

Rozważano wówczas nawet użycie „preambuły Mazowieckiego” do polskiej konstytucji. 

 

Owszem, ale Invocatio Dei jest także obecna w konstytucji Irlandii, a także w konstytucji Węgier. 

 

Gdzie wprowadzono ją niedawno. I to w kontekście ostrego wewnętrznego konfliktu politycznego. Dość instrumentalnie.

 

Ale pozostaje pytanie, czy skoro elementy Invocatio Dei pojawiają się w konstytucjach krajowych, to czemu nie w konstytucji całej Unii? A z kolei jeśli nie występują we wszystkich konstytucjach, bo niektóre są konsekwentnie laickie, czy można to umieścić w konstytucji całej UE? Kiedy ta dyskusja się toczyła, ja działałem jeszcze w polskim samorządzie, ale byłem też wiceprzewodniczącym Rady Gmin i Regionów Europy, najstarszej europejskiej organizacji samorządowej. Miałem zaszczyt być tam zastępcą Giscarda d’Estaigne…

 

…który odegrał istotną rolę w opracowywaniu konstytucji europejskiej.

 

Miałem okazję zapytać go, czemu odniesienia do chrześcijaństwa nie mogły się w tym dokumencie znaleźć. Kiedy się tłumaczył, że jednym z powodów było to, iż „wy Polacy  walczyliście o specjalny zapis dotyczący Kościoła katolickiego” odpowiedziałem, że pierwszy raz o tym słyszę, bo z naszej strony nie było takich propozycji. 

 

Zachował się unikowo.

 

On wiedział, że nie ma prostego argumentu przeciwko wymienieniu chrześcijaństwa wśród różnych tradycji, na których została ufundowana europejska idea. Zatem ostatecznie zasugerował, że on sam nie był temu przeciwny, ale został przegłosowany w wąskim kręgu ostatnich autorów. 

 

Nawet prawica francuska bardzo mocno stała wówczas na gruncie laickości państwa. Także w odniesieniu do dokumentów UE, co stało się rozstrzygającym argumentem przeciwko wprowadzeniu tam jakichkolwiek odniesień religijnych.

 

Bardzo mocno protestowali również Belgowie. Pamiętajmy, jaką rolę odgrywają organizacje masońskie. Szczególnie w krajach frankofońskich one czują się strażnikami świeckości, świeckiego humanizmu.

 

Stara wojna między Kościołem i masonerią, która nie minęła. Wzajemna nieufność, próba eliminowania się z przestrzeni publicznej.

 

To było widać także w tym sporze. To, o czym się mówiło w Polsce w kategoriach spiskowych podejrzeń, tutaj jest przedmiotem oficjalnie prowadzonej dyskusji.

 

W zachodnich demokracjach loże masońskie to organizacje od dawna działające legalnie i oficjalnie, bez konieczności ukrywania się, lobbujące na rzecz rozwiązań laickich albo przynajmniej świeckich.

 

Kiedy tamta dyskusja jeszcze się toczyła, równolegle rozpoczęła się jednak inna dyskusja, dotycząca stworzenia pewnej furtki, która pozwoli, czy nawet będzie zobowiązywała Unię do prowadzenia dialogu z Kościołami.

 

Ostatecznie w oficjalnych dokumentach unijnych przedstawiciele Kościołów przy instytucjach UE z „lobbystów” stali się „partnerami dialogu”. To chyba coś więcej, niż zabieg językowy?

 

Tak, to oznaczało istotną zmianę podejścia. Choćby Artykuł 17. Traktatu Lizbońskiego, mówiący, że Unia szanuje przywileje przyznane na mocy prawa krajowego Kościołom, wspólnotom religijnym, ale również wspólnotom światopoglądowym…

 

Czyli organizacjom świeckim, laickim, humanistycznym, masonicznym…

 

Owszem, Unia prowadzi z nimi wszystkimi „otwarty, przejrzysty, regularny dialog…”. Ten zapis otwierał zupełnie nowe możliwości współpracy.

 

Czemu to się zmieniło w tę stronę, szczególnie kiedy Kościół katolicki zaczął być bardziej nieufny wobec Unii? Czy przesądziła o tym dominacja chadeków w instytucjach UE, jako formacji, która jest przeciwnikiem sporu pomiędzy UE i chrześcijaństwem? 

 

Ja nie byłem przy stole, kiedy decydowano o tych sformułowaniach w Traktacie Lizbońskim, ale patrząc na to, co się dzieje wokół tej kwestii dzisiaj mogę przypuszczać, że istotnie była to próba wyjścia z sytuacji trudnej, konfliktowej, próba pokazania, że wszystkie strony deklarują wzajemne otwarcie, szacunek. Ale samo tylko użycie słowa „dialog” niczego nie załatwia.

 

 

Oznacza jedynie, że Unia i Kościoły czy organizacje światopoglądowe będą się wzajemnie wysłuchiwać, będą brać pod uwagę swoje stanowiska i swoje intencje. Pozostało pytanie, w jaki sposób ten dialog ustrukturyzować. W tej sprawie nie ma jeszcze ostatecznych rozstrzygnięć. 

 

 

Ale są już jakieś oficjalne formy spotkań pomiędzy Kościołami i Unią?

 

Proces się toczy i to jest trochę tak, jak z Unią w ogóle. Mamy zapis, który dopiero teraz nabiera kształtu instytucjonalnego. Ale trudno byłoby dziś odpowiedzieć na pańskie pytanie jakąś definicją czy wyliczeniem, że ten dialog występuje w postaci takiej a takiej. Tego jeszcze do końca nie ma. Wszystkie strony tego dialogu zostały zobowiązane do przygotowania swoich struktur. Ze strony Kościoła katolickiego mamy np. oficjalną dyplomatyczną reprezentację państwa watykańskiego, nuncjusza przy UE. W tej chwili jest to akurat Francuz, który zajmuje się relacjami dyplomatycznymi. Ale oprócz tego mamy COMECE czyli Komisję Konferencji Biskupów Unii Europejskiej, która nieustająco przygląda się wszystkim pracom Parlamentu Europejskiego, analizując wszystkie jej aspekty, które w jakikolwiek sposób dotykają nauczania społecznego Kościoła. I COMECE bardzo regularnie się w tej sprawie wypowiada. Przygotowuje analizy, zatrudnia ekspertów, jest bardzo dobrze przygotowana merytorycznie.

 

A czy nie jest tak, że społeczne nauczanie Kościoła skupia się dziś wyłącznie albo przede wszystkim na kwestiach bioetycznych? Kiedyś encykliki społeczne Kościoła były próbą korekty patologii kapitalizmu czy rynku, to właśnie one posłużyły do sformułowania chadeckiej doktryny „społecznej gospodarki rynkowej”. Dziś zainteresowania Kościoła chyba się zmieniły?

 

To co jest najbardziej widoczne, to rzeczywiście kwestie bioetyczne, ale także kwestia rodziny, przede wszystkim definicji rodziny.

 

Czyli polemika ze związkami partnerskimi i „małżeństwem dla wszystkich”.

 

To ma również ten wymiar, ale dotyczy też kwestii gospodarczych, poprzez zainteresowanie Kościoła wymiarem demograficznym rodziny. I oczywiście wszystkie kwestie związane z ochroną życia. Nie tylko zresztą Kościół katolicki, ale też różne grupy wyznaniowe zaczęły się do tego dialogu z Unią przygotowywać. Kościoły protestanckie mają swoją Konferencję Kościołów Europejskich (CEC). Muzułmanie z natury rzeczy są inaczej zorganizowani, bardziej zdecentralizowani, ale też mają swoich przedstawicieli. Środowiska żydowskie też są bardzo aktywne. Środowiska masońskie, które w tym dialogu także uczestniczą na mocy Artykułu 17. nie miały nigdy struktury o charakterze ogólnoeuropejskim, to są reprezentanci różnych lóż. Ale pracują nad stworzeniem takiej wspólnej reprezentacji wobec UE. 

 

Jakie kwestie w stosunkach z UE najbardziej interesują Kościoły i organizacje wyznaniowe?

 

To są kwestie edukacyjne, ale także dotyczące oznaczenia żywności, kwestie uboju rytualnego. Organizowałem też spotkania dotyczące prześladowania chrześcijan poza Europą, a także różnego typu dyskryminacji. Również w Europie.

 

Niektórzy polscy europarlamentarzyści regularnie zgłaszają pytania i wnioski o zajęcie się przez UE obroną prześladowanych chrześcijan. W Polsce uzasadniają to obojętnością instytucji wspólnotowych na kwestie wolności wiary. Czy UE rzeczywiście pomija chrześcijan, czy też po prostu traktuje ich jak wszystkich prześladowanych, bez akcentowania specyfiki wyznaniowej czy narodowościowej?

 

Rozróżnienie, o którym pan mówi, dotyczące sposobu stawiania przez Unię kwestii prześladowań, jest zupełnie podstawowe. Jeżeli chcemy jako Unia Europejska rozmawiać z państwami afrykańskim czy azjatyckimi, jeśli chcemy się dopominać o wolność religijną dla chrześcijan, to musimy dopominać się o prawa wszystkich wyznań, w każdej sytuacji, gdzie te prawa są ograniczane. Ja spotykam się z przedstawicielami różnych religii. Oni wiedzą, że ja jestem katolikiem, ale jeśli mówimy o kwestiach religijnych, mówimy o wolności wyznawania każdej religii. Ale nie tylko o wolności od prześladowań, ale także o wolności do wypowiadania się przedstawicieli każdej religii w każdej sprawie. Także wolności Kościołów i ludzi wierzących do uczestniczenia w procesie legislacyjnym, w jego opiniowaniu.

 

Wypowiadanie się publiczne, opiniowanie, nauczanie, nawet gwałtowne potępianie tego, co dana religia uważa za grzech – to oczywiste. Ale kształtowanie motywowanego religijnie prawa powszechnego, które będzie obowiązywało także niewierzących czy innowierców? 

 

A co będzie, jak większość ludzi niewierzących uchwali prawa naruszające sposób myślenia wierzących?

 

Naruszające sposób myślenia czy narzucające im zachowania, które wierzący uważają za „grzeszne”? Nie należy uchwalać praw, które zmuszą wierzących do praktykowania tego, co jest dla nich grzechem, np. zmuszających katolików do kupowania środków antykoncepcyjnych, do leczenia własnej bezpłodności metodą in vitro, do dokonywania aborcji itp. Ale w Europie chyba nie mamy takich przypadków. Natomiast prawo powszechne motywowane religijnie, uchwalane także w Europie, np. w Polsce, wymusza na niewierzących czy innowiercach zachowania niezgodne z ich światopoglądem. Zakazuje aborcji, a może zakazać także in vitro. Albo uniemożliwia zawieranie związków partnerskich osobom, które wcale nie uważają tego za grzech.

 

Chadecy są w tej sprawie podzieleni, także w Parlamencie Europejskim. Ale jeśli decyduje większość, a ta większość w jakimś państwie członkowskim kieruje się nauczaniem Kościoła…

 

…to czy rzeczywiście wolno jej uchwalić prawa narzucające własny światopogląd mniejszości? Czy też może lepsze byłoby tu zastosowanie „bezpieczników” liberalnych albo nawet laickich? 

 

Ludzie wierzący chcą wprowadzać do powszechnego ładu prawnego wartości o charakterze uniwersalnym, a nie partykularnym. Jestem o tym przekonany.

 

Sporów o opisane w prawie powszechnym in vitro, aborcję czy związki partnerskie to nie rozwiązuje.

 

Nie chciałbym wchodzić w kwestie szczegółowe, chciałbym tylko powiedzieć, że nikt nie może odebrać ani jednym, ani drugim, ani trzecim prawa do publicznego wypowiadania się, ale także do zgodnych z wyznawanymi przez nich zasadami zachowań w życiu publicznym. 

 

O ile oczywiście własnymi zachowaniami nie ograniczają wolności innych. 

 

W nowoczesnych społeczeństwach wypracowuje się jednak zasady przekładania prawa moralnego wynikającego z wyznawanego przez obywateli systemu wartości na powszechnie obowiązujące normy prawne. Istnieją ograniczenia pozwalające chronić słabszych w tej większościowej grze. 

 

Dziś w Polsce mamy co do tego różne wątpliwości.

 

To jest przedmiotem nieustannego negocjowania, najlepiej maksymalnie uczciwego, przejrzystego, respektującego godność ludzi myślących inaczej niż my. 

 

Każda z dużych religii ma z tym jednak problem, szczególnie tam, gdzie jest naprawdę większościowa, naprawdę dominująca. Tak samo jak mają z tym czasem problemy zwolennicy laickości, kiedy są już wystarczająco silni.

 

Ale te problemy można rozwiązywać. Weźmy choćby sprawę komórek macierzystych używanych w leczeniu najgroźniejszych chorób. Dzięki postępom  nauki nie trzeba ich już pozyskiwać z embrionów. Efektywniejsze okazuje się leczenie w oparciu o komórki macierzyste pochodzące od osób dorosłych. Można takie dylematy rozwiązywać.

 

Nawet jeśli są koszty.

 

Te koszty są mniejsze – politycznie, ludzko – niż te wynikające z sytuacji, w której część społeczeństwa będzie zmuszona do akceptowania działań, które dla niej są zbrodnią. Trzeba szukać rozwiązań niesprzecznych z pewnymi zasadami, które dla nas katolików są zasadami uniwersalnymi. Ale jednocześnie rozwiązań otwierających np. nowe szanse leczenia ludzi, ratowania życia, poprawiania jego jakości. Trzeba nad tym pracować. Natomiast jest też finansowy aspekt sporów światopoglądowych w instytucjach UE. Mamy fundusze na pomoc krajom trzecim. Te pieniądze powinny iść przede wszystkim na tworzenie nowych miejsc pracy, walkę z głodem, pomoc społeczeństwom i ludziom znajdującym się w sytuacji podstawowego zagrożenia. Ale teraz w czasie różnych dyskusji dowiadujemy się, że są organizacje pozarządowe, głównie brytyjskie, które za unijne pieniądze współfinansują przeprowadzanie aborcji w państwach, gdzie jest to prawnie zakazane. Nie powinno się ingerować w ład prawny poszczególnych państw, bo nie ma na to powszechnej zgody w UE.

 

Pomoc prześladowanym też często łamie prawo obowiązujące w krajach, gdzie się tych ludzi prześladuje lub ogranicza ich prawa.

 

Ale na to jest powszechna zgoda w UE, to nie są przypadki tożsame.

 

W wyniku polityki chadeckiej, istotnie próbującej łagodzić stosunki pomiędzy Kościołem i UE, dziś to środowiska laickie i świeckie uważają, że UE się sklerykalizowała. Jesteście krytykowani za to, że np. w nowym składzie rady opiniującej badania medyczne, na które UE daje pieniądze, na 15 osób znalazło się sześciu teologów chrześcijańskich, w tym ksiądz i zakonnica katolicka. Poza tym w skład tej rady wchodzą jeszcze uczeni specjalizujący się w prowadzeniu tych badań, a nie ma tam żadnych przedstawicieli środowisk laickich. Protest w tej sprawie wystosowała do Przewodniczącego Komisji Europejskiej min. Wielka Żeńska Loża Francji, co pokazuje, że napięć pomiędzy laickością a religijnością nie da się w Unii uniknąć.

 

Nie znam tej sprawy dokładnie. Być może część tych uczonych reprezentuje bardziej laicki czy świecki punkt widzenia. Z kolei z mojego punktu widzenia, jako chrześcijańskiego demokraty, byliśmy przez ostatnie 8 lat raczej pod naciskiem środowisk laickich. Często przy różnych okazjach można było usłyszeć w parlamencie, że „nareszcie odepchnęliśmy groźbę klerykalizacji Unii”, choć taka groźba, moim zdaniem, nie istniała. W skrajnych przypadkach prowadziło to do takich sytuacji, jak wydrukowanie kalendarza Unii Europejskiej z usuniętymi wszystkimi świętami  chrześcijańskimi. Myślę, że dziś mamy do raczej do czynienia z dążeniem do pewnej równowagi.

 

 

Obie strony muszą się nauczyć żyć razem. Ja w każdym razie postawę chrześcijańską rozumiem jako konsekwentne unikanie pogardy dla innych.  

 

 

Dlaczego w części polskich mediów prawicowych i katolickich Unia Europejska przedstawiana jest jako organizacja antychrześcijańska? 

 

Z jednej strony jest to efekt absolutnego braku wiedzy. Ale są też miejsca w Europie, także w Polsce, gdzie część Kościoła bardzo mocno aktywizuje się politycznie. A jak się aktywizuje politycznie, nieomal partyjnie, to natychmiast pojawiają się siły polityczne, które podsuwają Kościołowi tezę, że wszelkie zło jakie się pojawia w dzisiejszej kulturze, obyczajach, zachowaniach ludzi, płynie z Unii. Ja się temu przeciwstawiam, bo jestem proeuropejczykiem, jednocześnie walczącym o prawa chrześcijan, także w Europie. 

 

 

Jan Olbrycht, ur. 1952, socjolog, samorządowiec, polityk. Przez osiem lat był burmistrzem Cieszyna. Działał w AWS. Pełnił funkcję marszałka województwa śląskiego. Od 2004 roku jest europosłem Platformy Obywatelskiej specjalizującym się min. w kwestiach rozwoju regionalnego, transportu, polityki spójności, budżetu UE. Jest wiceprzewodniczącym największej frakcji Parlamentu Europejskiego, Europejskiej Partii Ludowej (chadecka centroprawica). Odpowiada za kontakty pomiędzy europarlamentem a Kościołami, organizacjami wyznaniowymi i światopoglądowymi.

 

Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij