Nowej szefowej europejskiej dyplomacji zarzuca się wiele rzeczy, często niesłusznie, ale podstawowy problem pozostaje ten sam. Europa nie ma własnej polityki zagranicznej.
Ze wszystkich personalnych decyzji w nowym rozdaniu władzy Unii Europejskiej nominacja Federicki Mogherini na stanowisko szefowej unijnej dyplomacji wzbudziła najwięcej kontrowersji. Dotychczasowej włoskiej ministrze spraw zagranicznych zarzuca się brak doświadczenia w sprawach międzynarodowych, politycznej wagi koniecznej dla tak eksponowanego stanowiska, wreszcie prorosyjskie skrzywienie. Tu protestowało zwłaszcza część krajów Europy Wschodniej, na czele z prezydentką Litwy, Dalią Grybauskaitė. Można przypuszczać, że gdyby nie wybór Donalda Tuska na prezydenta Rady Europejskiej, uważanego w Europie za „jastrzębia” w sprawie Rosji, kraje te wybór Mogherini próbowałyby zablokować.
Nowa szefowa europejskiej dyplomacji będzie miała trudne zadanie. Przede wszystkim będzie musiała przekonać do siebie wiele europejskich rządów. Ale to dopiero będzie początek stojących przed nią wyzwań, związanych z co najmniej skomplikowaną sytuacją międzynarodową, w jakiej włoska polityczka obejmuje urząd. Najbardziej oczywistym wyzwaniem dla Europy jest oczywiście konflikt na Ukrainie. Nie jest to jednak jedyny problem stojący przed europejską polityką zagraniczną. Kolejnym jest sytuacja na Bliskim Wschodzie: przede wszystkim rosnąca siła Państwa Islamskiego. Jego siła zagraża nie tylko rozpadem oswojonych, istniejących w regionie od czasów porozumienia Sykesa-Picota granic, ale także katastrofą humanitarną, która zrzuci na głowę Europy m.in. problem uchodźców. Okrzepłe Państwo Islamskie, w którego szeregach walczy obecnie niemało obywateli państw europejskich może także być w przyszłości dla Europy terrorystycznym zagrożeniem. Innym źródłem niestabilności, potencjalnych problemów politycznych i humanitarnych jest także konflikt w Strefie Gazy.
Poza tym przed Mogherini stoją dwa mniej dramatyczne, ale również istotne zadania: nowe zdefiniowanie relacji Europy ze Stanami (przede wszystkim w kontekście negocjowanego traktatu o gospodarczym partnerstwie transatlantyckim) i z rosnącymi nieprzerwanie w siłę Chinami, wobec których Europa nie ma spójnej polityki i które same relacje z Europą jako całością traktowały do tej pory marginalnie, preferując dwustronne układy z wybranymi państwami.
Nie znamy tej pani
Obserwując reakcje prasy światowej na swoją nominację Federica Mogherini nie mogła nie odczuwać przykrego déjà vu. Gdy w lutym tego roku obejmowała stanowisko szefowej włoskiego ministerstwa spraw zagranicznych włoskie dzienniki także komentowały jej nominację nagłówkami w stylu „Federica Kto?”. Także wtedy zarzucano jej młody wiek, brak doświadczenia, brak znajomości tematyki międzynarodowej.
Być może w tym podejściu ujawniają się podwójne standardy, jakie w europejskiej polityce ciągle stosuje się do mężczyzn i kobiet. Od urodzonej w 1973 roku Mogherini o dwa lata młodszy jest obecny premier Włoch Matteo Renzi – gdy obejmował tekę premiera nie tylko nikt specjalnie nie zarzucał mu młodego wieku; wręcz przeciwnie, po długim okresie gerontokracji we włoskiej polityce, jego wiek powszechnie traktowany był jako atut.
Niesprawiedliwe wydają się także zarzuty „braku znajomości tematyki międzynarodowej” – Mogherini akurat zajmuje się nią całe swoje dorosłe życie. Po studiach politologicznych na rzymskim uniwersytecie La Sapienza Mogherini pracowała w sekretariacie Partii Demokratów Lewicy, doradzając jej jako ekspertka w sprawach polityki zagranicznej. Jako deputowana do włoskiego parlamentu zasiadała w komisji obrony, była także włoską delegatką do Zgromadzenia Parlamentarnego NATO. Mogherini współpracuje z wieloma prywatnymi i publicznymi instytucjami zajmującymi się dialogiem transatlantyckim, zasiada między innymi w Marshall Fund i Radzie Włosko-Amerykańskiej.
Skąd więc te zarzuty wobec niej? Faktem jest, że ani w lutym, ani dziś Mogherini nie ma mocnej, samodzielnej pozycji w krajowej polityce. Co odróżnia ją od Renziego. Renzi wiele na pewno zawdzięcza Giorgio Napolitano, prezydentowi Włoch, który w kraju, gdzie konstytucja przewiduje dla głowy państwa głównie reprezentacyjne funkcje, zbudował sobie bardzo silną pozycję polityczną. Być może silniejszą, jak twierdzi choćby Perry Anderson, niż jakikolwiek włoski prezydent po wojnie. Jednak, jak bardzo Napolitano nie odgrywałby roli kingmakera, Renzi posiada własną bazę w partii (zwłaszcza w rodzimej Florencji, gdzie przed objęciem teki premiera pełnił funkcję burmistrza), która daje mu podstawę do autonomicznego działania.
Tak silnej bazy nie posiada Mogherini, pracująca wcześniej głównie jako partyjna ekspertka. Swoją karierę, stanowiska w rządzie i w Europie zawdzięcza przede wszystkim Renziemu. „Le Monde”, podobnie jak duża część europejskiej prasy, komentowało wybór Mogherini jako wielki, osobisty sukces włoskiego premiera. Wybór Włoszki na tak eksponowane stanowisko nie tylko potwierdza pozycję samego Renziego w Europie, ale także powrót Włoch do europejskiej pierwszej ligi – po latach władzy Berlosconiego, w trakcie których kraj pozostawał wstydliwym pośmiewiskiem dla kontynentu i samych Włochów.
Mogherini będzie musiała jednak przekonać europejskich polityków i opinię publiczną, że jako osoba kierująca europejską dyplomacją jest w stanie być bardziej „europejska”, niż „włoska”. Podstawowym testem, zwłaszcza z punktu widzenia państw naszego regionu, będzie jej stosunek do Rosji. Jako szefowa włoskiej dyplomacji Mogherini kierowała polityką zagraniczną społeczeństwa z dość mocno prorosyjską opinią publiczną, powiązanego silnymi więzami gospodarczymi z Rosją, zależnego od dostaw rosyjskiej energii. Kierując dyplomacją całej Europy będzie musiała przyjąć inną perspektywę.
Demobilizująco może działać tu fakt, że jej poprzedniczka na jej obecnym stanowisku, Catherine Ashton nie ustawiła poprzeczki zbyt wysoko. Choć traktat z Lizbony dawał jej potencjalnie o wiele większe kompetencje niż miał jej poprzednik, Javier Solana, Ashton w dużej mierze była bierna w swojej roli. Polityka zagraniczna wspólnoty rozgrywana była przez trzy główne mocarstwa Europy: Francję, Niemcy i Wielką Brytanię. Ashton nie udało się zaproponować jakiegokolwiek bardziej wspólnotowego podejścia.
Front ukraiński
Po raz kolejny to Ukraina jest frontem, który może zdecydować, czy uda się to włoskiej polityczce. Nie będzie to łatwe. Nie uważam przy tym, by to jej rzekoma „prorosyjskość” była tu głównym problemem. Jak na włoskie standardy, Mogherini i rząd Renziego mają znacznie mniej przyjazne relacje z reżimem Putina niż Berlusconi.
Zarzutem, jaki wysuwany był przeciw Mogherini w tej kwestii było też to, że w środku ukraińskiego kryzysu pojechała do Moskwy. Ale wcześniej pojechała spotkać się z rządem w Kijowie. Jeśli Europa ma pomóc rozwiązać kryzys na wschodniej Ukrainie, to będzie potrzebowała do tego osób wiarygodnych dla wszystkich stron konfliktu, zdolnych rozmawiać i z Putinem i z Poroszenką. Aleksander Kwaśniewski mógł skutecznie mediować w trakcie Pomarańczowej Rewolucji w Kijowie (jego rola wtedy należy do najjaśniejszych momentów obu jego kadencji) tylko dlatego, że był wiarygodny dla obu stron sporu.
Mogherini zarzuca się też, że wprost mówi, iż „rozwiązanie militarne”, użycie przez zachód siły, nie wchodzi w sprawie Ukrainy w grę. Ale też żaden poważny polityk w zachodniej Europie nie powie, że wchodzi.
Większość europejskiej opinii publicznej chce jakiejś formy normalizacji relacji z Rosją, z drugiej strony Europa nie może pozwolić na jawny rozbiór Ukrainy, czy permanentny kryzys militarny i humanitarny tak blisko swoich granic. Inne oczekiwanie mają tu przy tym społeczeństwa zachodnie, dla których Ukraina to daleka zagranica, a Rosja to ważny partner gospodarczy; inne naznaczone doświadczeniami rosyjskiego i radzieckiego imperializmu kraje dawnego Bloku Wschodniego (choć on też nie jest jednolity – najbardziej prorosyjską i nielojalną wobec Kijowa postawę prezentują obecnie Węgry i Słowacja). Wszystko to stwarza dla Mogherini bardzo poważny klincz, on tu będzie problemem, nie jej rzekomo bliskie relacje z Rosją.
Liczba różnego rodzaju włosko-amerykańsko, czy europejsko-amerykańskich inicjatyw, w jakich brała udział Mogherini pokazuje poza tym jej wyraźną transatlantycką, nie prorosyjską orientację. Dlatego też wszelkie obawy/nadzieje, że Mogherini będzie grała na Moskwę i oddalała Europę od Waszyngtonu wydają się być bezpodstawne.
Trudne partnerstwo
Relacje ze Stanami to kolejne ważne wyzwanie dla Mogherini. W tej kadencji parlament europejski będzie najprawdopodobniej finalizował negocjacje w sprawie traktatu o transatlantyckim partnerstwie handlowym ze Stanami Zjednoczonymi. Traktat ma zacieśnić więzi między Europą, a Ameryką, stworzyć między nimi wielką sferę wolnego handlu. Duża część europejskich elit, łącznie z obecnym szefem komisji, Jeanem-Claudem Junckerem, w połączeniu dwóch wielkich obszarów gospodarczych widzi wielki impuls rozwojowy dla obu kontynentów przynajmniej na najbliższą dekadę. Z drugiej strony traktat spotyka się z krytyką strony społecznej po obu stronach Atlantyku. Organizacje związkowe i ekologiczne w Europie obawiają się, że może on stwarzać zagrożenie dla europejskiego modelu społecznego, także część środowisk biznesowych obawia się, że w dłuższym terminie europejskie firmy mogą mieć problemu dotrzymać kroku amerykańskim. Szczególne kontrowersje budzi negocjowany na obecnym etapie mechanizm ochrony interesów inwestora, pozwalający prywatnym podmiotom blokować decyzję demokratycznych rządów, jeśli zagrażają one ich interesom. W parlamencie europejskim przeciw umowie zdecydowanie są Zieloni i Lewica.
Te głosy krytyki planowanego traktatu wyciszył trochę kryzys na Ukrainie. Zdecydowanie wzmocnił on proatlantycką opcję w Europie Zachodniej. Skonfrontowana z zagrożeniem u jej granic Europa wydaje się bardziej skłonna zacieśniać na każdym poziomie swoje więzy ze Stanami.
Mogherini sama nie będzie negocjować ostatecznej treści traktatu, ale jej głos będzie ważny w debacie. Do tej pory nowa szefowa dyplomacji stała raczej w proatlantyckim obozie. Nie wydaje się, by sprzeciwiała się ani głębszej integracji struktur obronnych Europy w NATO, ani umowie o partnerstwie gospodarczym ze Stanami.
Pekin i Teheran
Kolejny ważny front dla Mogherini to Bliski Wschód. Ważny też osobiście, to roli islamu w polityce Bliskiego Wschodu poświęciła swoją pracę magisterska, jako ekspertka zajmowała się sprawami regionu.
W najważniejszym obecnie kryzysie na Bliskim Wschodzie, związanym z sukcesami Państwa Islamskiego, Europa jako gracz praktycznie nie istnieje.
Jasne, w regionie ciągle liczą się dawne mocarstwa kolonialne – Francja (głównie w Syrii) i Wielka Brytania – ale jako całość Europa nie ma dziś narzędzi, by zażegnać zagrażający jej dość bezpośrednio kryzys. Na razie skazana jest tu w najlepszym razie na mniej lub bardziej podmiotową współpracę ze Stanami, które po ostatnim szczycie NATO w Newport montują kolejną „koalicję chętnych” do militarnego rozwiązania problemu PI.
Mogherini niewiele może tu sama zdziałać. Podobnie w sprawie kryzysu izraelsko-palestyńskiego. Choć na pewno na Bliskim Wschodzie jest jeden odcinek, gdzie jej wybór będzie robił różnicę. Są nim stosunki Europy z Iranem. W Teheranie bardzo ciepło przyjęto nominację Mogherini na stanowisko szefowej europejskiej dyplomacji. Mohammad Jaraf Zarif, szef irańskiej dyplomacji, spotkał się niedawno w Rzymie z Mogherini i zapowiedział, iż liczy, że jej kadencja będzie otwarciem nowego rozdziału w relacjach Iran-UE. Irańscy dyplomaci już wcześniej chwalili Mogherini, jako osobę pragnącą rzeczywistego dialogu z Iranem w sprawie jego problemu nuklearnego i zdolną dostrzec możliwości współpracy poza tą sporną kwestią. Szczególnie, jeśli zformalizowane lub nie ocieplenie na linii Waszyngton-Teheran będzie się pogłębiać, Mogherini ma szansę na zbliżenie Europy i Iranu i normalizację wzajemnych stosunków.
W końcu ostatnim wyzwaniem są Chiny. Mocarstwo na fali wznoszącej, dla którego Europa politycznie w zasadzie nie jest partnerem. Doktryna międzynarodowa ChRL mówi, że najważniejsze jest budowanie relacji z globalnymi mocarstwami, następnie ważnymi sąsiadami, w następnym rzędzie, z krajami rozwiniętymi, z którymi Chiny łączą interesy, następnie z całą resztą. UE, jako całość, należy na razie z perspektywy Pekinu do „całej reszty”.
Najważniejsze dla Chin są relacje z głównym mocarstwowym partnerem/rywalem – Stanami Zjednoczonymi. Następnie takimi sąsiadami jak Rosja Japonia, Wietnam, czy Filipiny. Potem z krajami, gdzie Pekin inwestuje swoje pieniądze – np. z Afryką. W Europie do tej trzeciej kategorii należy część krajów Europy Wschodniej, takie państwa jak Niemcy i Wielka Brytania, Chiny wciąż traktują jako mocarstwa (choć nie tak znaczące jak Stany). Ale Europa jako całość, jako osobny podmiot polityki międzynaradowej – z punktu widzenia Pekinu właściwie nie posiada głosu.
Europejska racja stanu?
I może z Pekinu widać lepiej. Bowiem, gdy pytamy, czy Mogherini uda się zaproponować Europie sensowną politykę zagraniczną, trzeba najpierw sobie zadać inne: czy Europa jest w ogóle na taką politykę gotowa? W opublikowanym niedawno w „Foreign Affairs” komentarzu, Lornic Redei stawia tezę, że nie. Zdaniem amerykańskiego politologa wybór Mogherini i Tuska świadczy o tym, że najważniejsi europejscy gracze nie chcą mocnych, kompetentnych, zdolnych prowadzić politykę zewnętrzną w imieniu całej Europie liderów. Czy w ogóle można bowiem mówić, o jakiejś „europejskiej racji stanu”, którą reprezentować miałaby Mogherini? Czy Europa wciąż nie jest na tym poziomie sumą polityk narodowych? Kto w imieniu Europy będzie negocjował z Putinem i Poroszenką – instytucje wspólnotowe, czy raczej Angela Merkel.
Mahatma Ghandi zapytany kiedyś o to, co sądzi o europejskiej cywilizacji miał odpowiedzieć: „byłby to wspaniały pomysł!”. Dziś ciągle tej samej odpowiedzi można by udzielić na pytanie o wspólną politykę zagraniczną Europy.
Jak bardzo Federice Mogherini uda się stworzyć politykę, za którą odpowiadać ma formalnie jej urząd, będzie determinujące dla oceny jej dorobku w Europie. To najważniejsze stojące przed nią wyzwanie, którego jednak nie rozwiąże, nie odpowiadając skutecznie na wszystkie zarysowane powyżej problemy.
Zdjęcia: © European Union, 2014, źródło: ec.europa.eu/avservices
Czytaj dalej o najważniejszych europejskich nominacjach:
Bartłomiej Kozek: Drużyna Junckera – stare twarze, nowe problemy
Sutowski o Tusku w Brukseli: Protokolant czy mąż stanu?
Barbara Labuda: Juncker nie dałby się sprowadzić do roli Barroso [rozmowa Cezarego Michalskiego]
Janusz Lewandowski: Nie dać się wypchnąć na peryferia UE [rozmowa Cezarego Michalskiego]
Ralf Stegner: Z impasu nie wyjdziemy bez europejskiej lewicy [rozmowa Jakuba Dymka]
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych