Świat

Szpital odmówił transplantacji serca antyszczepionkowcowi. I słusznie

Antyszczepionkowcom wydaje się, że dadzą radę przejść przez pandemię suchą nogą, olewając naukę i rekomendacje ekspertów. Niektórym się to udaje, inni umierają, wierząc, że oto zabija ich „zwykła grypa, przestańcie histeryzować, otwórzcie oczy!!!1!!!!!1”. Szczerze współczuję wszystkim pacjentom. Problem w tym, że będąc niezaszczepionym, nadal można umrzeć. Nawet jeśli nie na covid, to jak najbardziej z jego powodu.

Przekonał się o tym pacjent z Bostonu, któremu odmówiono transplantacji serca. 31-letni DJ Ferguson zmaga się z dziedziczną wadą serca. Do szpitala trafił w listopadzie zeszłego roku, gdy jego płuca wypełniły się krwią i płynem. Jedynym ratunkiem dla niego jest przeszczep serca.

Jako młody, zdrowy człowiek, Ferguson znalazł się na szczycie listy oczekujących. Musiał tylko zaszczepić się na c­ovid. Odmówił, bo – jak tłumaczył później w mediach jego ojciec – „on po prostu w to nie wierzy, to wbrew jego zasadom”. Szpital to uszanował, ale wykreślił go z listy oczekujących na przeszczep.

Dlaczego Europa Wschodnia nie chce się szczepić?

czytaj także

Dlaczego Europa Wschodnia nie chce się szczepić?

Kristen Ghodsee i Mitchell A. Orenstein

Kilka dni temu DJ przeszedł operację wszczepienia do serca mechanicznej pompy. W programie radykalnie prawicowego Tuckera Carlsona w stacji Fox News rodzina Fergusona ubolewała nad tym, że teraz nie będzie mógł pływać ani nawet wziąć prysznica. „Nie będzie miał życia”.

DJ Ferguson nadal liczy na przeszczep, wszczepieniem pompy kupił sobie czas. Bliscy chorego zmienili też narrację: teraz DJ nie jest już antyszczepionkowcem, lecz świadomym pacjentem, który boi się, że stan jego serca pogorszy się po szczepieniu.

Ta historia odbiła się szerokim echem w konserwatywnych mediach, które chętnie pokazują zdjęcia Fergusona z dwójką dzieci i partnerką spodziewającą się trzeciego. Dla podkreślenia, że ten oto sympatyczny brodacz ma dla kogo żyć, ale przez bezduszność lekarzy zapewne życie straci.

DJ Ferguson z rodziną. Fot. news.com.au/archiwum prywatne rodziny

Wywołani do odpowiedzi medycy z placówki w Bostonie tłumaczyli, że w ich postępowaniu nie ma żadnej złośliwości. Po prostu z dotychczasowych badań wynika, że osoby po transplantacjach są bardziej narażone na śmierć z powodu koronawirusa. Serca do przeszczepu nie trafiają się zaś co chwila, więc w pierwszej kolejności otrzymują je osoby, które mają największą szansę na przeżycie po operacji.

Szpital Mass General Brigham, gdzie leczy się Ferguson, jest tylko jednym z wielu, gdzie bezwzględnie wymaga się szczepienia na covid od pacjentów, którzy mają zostać zakwalifikowani do transplantacji.

Pewnie nikt nie dziwi się bliskim DJ-a, że walczą o jego życie, ale prawda jest brutalna: dysponują tylko argumentami odwołującymi się do emocji, a te mają się nijak do faktów naukowych. Każdy inny pacjent również jest czyimś synem, bratem czy partnerem. Trudno, żeby szpital przejął się sytuacją osobistą danego mężczyzny tylko dlatego, że jego albumy rodzinne wzruszyły Tuckera Carlsona.

To sytuacja poniekąd podobna do tej, jaka miała miejsce niedawno w Australii. W czasie ostatniego turnieju tenisowego Australian Open obowiązywały przepisy, które nie pozwalały osobom niezaszczepionym wjechać do tego kraju. Znany z foliarskich poglądów Novak Djoković spodziewał się jednak, że dla niego władze zrobią wyjątek, bo w końcu jest najlepszym tenisistą świata. Przeliczył się. Djoko posiedział kilka dni w terminalu i został deportowany do Serbii.

Gdy Djoković wygrywał w sądzie, ofiary niezaszczepionych traciły życie i zdrowie

O ile jednak dla gwiazdy światowego tenisa stawką był być może wygrany turniej Wielkiego Szlema, w sprawie Fergusona chodzi o coś znacznie cenniejszego – o ludzkie życie. I tu już nie ma miejsca na żarty czy pełne satysfakcji pohukiwania, że „było się zaszczepić”.

Szczerze współczuję Fergusonowi. Wszyscy w głębi duszy chcielibyśmy wierzyć, że świat działa według naszych reguł: że nasze poglądy to po prostu fakty, a nawet jeśli nie, to przynajmniej rozsądni ludzie myślą tak jak my. Odkrycie, że tak nie jest, dla wielu bywa autentycznym wstrząsem.

Antyszczepionkowcy mogą bronić się przed faktami naukowymi, cytując jak z rękawa własne źródła (podziękujmy gigantom technologicznym za bańki informacyjne), ale dopóki trwa pandemia, przynajmniej część z nich znajdzie się w sytuacji, gdy wiara w naukę albo jej brak zdecydują o ich życiu lub śmierci.

Nawet jeśli nie dociera do nich argument, że szczepiąc się, ratują innych, nawet jeśli upierają się, że covid jest w gruncie rzeczy niegroźny, a szczepionki nieprzebadane i wypuszczone na rynek tylko po to, żeby Big Pharma mogła zarobić, to możliwe, że twarde naukowe fakty zaatakują w końcu ich samych – z najmniej oczekiwanej flanki, w bezwzględny, czasem śmiertelny sposób.

Trochę jak prawda w tytule książki Glorii Steinem: może i wyzwoli, ale najpierw wkurwi. Bo przecież DJ Ferguson nie choruje na covid. Może nigdy na niego nie zachoruje. Może jakimś cudem nie zna nawet nikogo, kto ciężko go przechodził, bo na tym etapie pandemii raczej nie ma szans, żeby nikt w jego otoczeniu się nie zakaził.

Jeśli nie uda mu się doczekać przeszczepu, to będzie przypadkową, uboczną ofiarą pandemii, taką samą jak pacjenci onkologiczni czy kardiologiczni, dla których brakuje miejsca w szpitalach przepełnionych w tej chwili niezaszczepionymi pacjentami covidowymi. Pytanie, czy widzów Tuckera Carlsona skłoni to do przemyślenia swojej antyszczepionkowej postawy. Prawdopodobnie nie, dopóki jest internet i libertariańscy politycy.

Antyszczepionkowcy zyskają po prostu kolejnego po Djokoviciu męczennika i argument za tym, że środowisko lekarskie i farmacja to jedna sitwa. Sprawa 31-latka, który walczy o życie w Bostonie, przebiła się do światowych mediów, ale czy wyciągnęliśmy z niej jakąś lekcję? Na przykład taką, że od nauki nie ma ucieczki. Albo chociaż taką, że cała ta pandemia mogłaby trwać znacznie krócej, gdyby zamiast puszczania w kółko łzawych zdjęć Fergusona z dziewczyną i dziećmi prawicowy spiker zadałby pytanie, dlaczego, do cholery, ten gość się nie zaszczepi. Przecież ma dla kogo żyć.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Karolina Wasielewska
Karolina Wasielewska
Autorka książki „Cyfrodziewczyny”
Autorka tech-feministycznego bloga Girls Gone Tech.pl i reportażu o pionierkach polskiej informatyki „Cyfrodziewczyny”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij