Czy Zachód da sobie narzucić tę narrację? Mówi Justyna Prus-Wojciechowska z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Paweł Pieniążek: Władimir Putin chce pokonać Państwo Islamskie?
Justyna Prus-Wojciechowska: Najprawdopodobniej nie.
To po co wysyła wojska do Syrii?
Na pewno pokonanie Państwa Islamskiego nie jest celem krótko- czy średnioterminowym. Obecnie, po pierwsze, najważniejsza jest dla niego obrona prezydenta Syrii Baszara al-Asada. Po drugie, Rosja, państwo izolowane, agresor, inicjator wojny na Ukrainie, nie chce być postrzegana jako problem, ale jako rozwiązanie. Wkraczając do Syrii, Putin postawił Zachód, a przede wszystkim Stany Zjednoczone, w sytuacji, w której nie mogą nie rozmawiać z Rosją. Z punktu widzenia Putina jest to bardzo ważne, bo przełamuje międzynarodową izolację i wraca do gry.
W środę Rosjanie po raz pierwszy zbombardowali z powietrza cele w Syrii. W czwartek kontynuowali naloty.
Tylko co to za cele? Według pojawiających się informacji do bombardowań doszło w zachodniej części kraju, gdzie nie ma skoncentrowanych sił Państwa Islamskiego.
Jest jasne, że Rosja chce zniszczyć wrogów Asada. To nie jest w pierwszym rzędzie Państwo Islamskie, tylko opozycja, także ta umiarkowana, z którą syryjski prezydent walczy od czterech lat i nie może jej pokonać.
Poza lotnictwem są też czołgi, transportery opancerzone, artyleria i instruktorzy. Szykuje się też operacja lądowa?
Oficjalne stanowisko Kremla jest takie, że nie zamierzają się angażować w operację lądową, tylko atakować z powietrza. Przynajmniej na razie – co wydaje mi się kluczowym słowem. Rosja nie wkracza do Syrii z przemyślaną strategią, będzie reagować na bieżąco.
Po Iraku i Afganistanie Stany Zjednoczone nie chcą się angażować na Bliskim Wschodzie. Unia Europejska po pierwsze nie chce, a po drugie nie bardzo ma na to siły. Czy Rosja nie zostaje jedynym aktywnym graczem w tym regionie?
Na pewno brak zdecydowania ze strony Zachodu stwarza takie wrażenie. Stawianie jednak sprawy tak, że jest to jedyna siła, która może coś zrobić, nie jest zgodne z prawdą. Ważniejsza jest chociażby rola mocarstw regionalnych, przede wszystkim Arabii Saudyjskiej i Iranu.
Pamiętajmy, że od ubiegłego roku trwają naloty koalicji kierowanej przez Stany Zjednoczone. Wchodzą w jej skład inne państwa zachodnie, a także arabskie. Oni latają nie tylko nad Syrią, ale także nad Irakiem, gdzie też jest Państwo Islamskie. Tam mają zgodę miejscowych władz – na podobnych zasadach, jak Rosja działąjąc w Syrii. Jednak Moskwa zarzuca zachodniej koalicj, że jest nielegalna, bo bombardowanie celów w Syrii odbywa się bez zgody Asada lub Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Zachód nie prosi o zgodę Asada, bo uważa go za zbrodniarza?
Przez państwa zachodnie Asad uważany jest za dyktatora, który – zgodnie z jeszcze do niedawna konsekwentnie głoszonym przez USA stanowiskiem – musi odejść i stracił legitymację. I odwrotnie: Asad nie zgodzi się na współpracę z Zachodem bez gwarancji, że będzie mógł zostać.
Zachód może zaakceptować Asada?
W ostatnim czasie padają ostrożne wypowiedzi, że można pozwolić zostać mu w okresie przejściowym. Dopóki nie uda się wypracować innego rozwiązania. Jak sądzę, Asad z Rosją grają na zwłokę, ale liczą na rozwiązanie, które pozwoli Asadowi się utrzymać. Można sobie wyobrazić, że Moskwa porzuci Asada, ale z pewnością cena za to byłaby bardzo wysoka, a jej ważnym elementem musiałaby być gwarancja, że Kreml nie tylko zachowa wpływy w regionie, ale i będzie miał wpływ na wyznaczenie następcy Asada.
Asad dla Putina jest tylko figurą do utrzymania wpływów?
Jest on główną kotwicą, która trzyma Rosję na Bliskim Wschodzie. Obecnie jest to ostatni przyczółek na świecie, gdzie Kreml ma istotne wpływy. Oczywiście poza byłym terytorium Związku Radzieckiego. Z punktu widzenia Rosji lepiej jest utrzymać dyktatora, po którym wiadomo, czego się spodziewać, niż ryzykować.
Przede wszystkim jednak Putin nie może się zgodzić na sytuację, w którym dyktator zostaje obalony przez siły zewnętrzne – takiego scenariusza obawia się u siebie.
Dlatego Kreml podkreśla, że jest on legalnym władcą, a Zachód stara się go obalić, realizując wyłącznie swoje interesy. Rosja całkowicie odrzuca koncepcję, że przywódca, który popełnił zbrodnię wobec własnego narodu, traci legitymację do rządzenia.
Czy to zaangażowanie militarne nie spowoduje, że Rosja zyska wpływy w regionie? Iran pozytywnie wypowiedział się o ostatnich nalotach.
Takie jest założenie i prawdopodobnie tak będzie. Pytanie jednak, jakie będą tego konsekwencje i cena. Rosja wchodząc do Syrii i angażując wyłącznie swoje siły powietrzne, ma świadomość, że tym raczej nie uda się rozwiązać konfliktu. Jeśli celem jest zniszczenie umiarkowanej opozycji, to jest to możliwe. Z tym że Asad nie odzyska kontroli nad całą Syrią, tylko zachodnią częścią kraju, z portami. Najprawdopodobniej Rosji chodzi właśnie o to, aby powstał tam region wyczyszczony z opozycji i kontrolowany przez prezydenta. Ale będą też inne konsekwencje, dużo dalej idące. Rosja staje jednoznacznie po stronie szyitów, a to może jej się odbić czkawką, zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i na własnym podwórku.
Rosja chce postawić Zachód przed wyborem: albo Asad, albo Państwo Islamskie?
Taką narrację o sytuacji w Syrii przedstawia Rosja. Ona nie dzieli przeciwników Asada na siły umiarkowane czy radykalne, wszyscy są terrorystami i islamistami. Po prostu źli ludzie. Jeśli do wyboru będzie tylko Państwo Islamskie i prezydent, to on automatycznie stanie się mniejszym złem. Obecna taktyka Rosji w Syrii prowadzi do realizacji tego scenariusza – ataki na opozycję będą powodowały jej dalszą radykalizację i dołączanie do Państwa Islamskiego. A Rosja wtedy powie: a nie mówiliśmy?
W poniedziałek prezydent Rosji wystąpił przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ. Dużo mówił o demokratycznych rewolucjach, obalaniu władzy i wspieraniu legalnych przywódców.
Po arabskiej wiośnie, a zwłaszcza historii z Muammarem Kaddafim, a także tym, co się stało z Wiktorem Janukowyczem na Ukrainie, Putin jest przerażony ewentualną utratą władzy na skutek rewolucji, czy – wedle jego rozumienia – interwencji zewnętrznej. W związku z tym zawsze stara się podkreślać legitymację wybranego w taki czy inny sposób przywódcy, bezprawność wszelkiego rodzaju rewolucji, przewrotów i masowych protestów. To zapewne nie jest dalekie od tego, co Putin myśli o sytuacji wewnętrznej w Rosji. Jego głównym niepokojem jest utrzymanie władzy i strach przed tym, że jakaś zewnętrzna siła mogłaby go jej pozbawić.
Kolejna ważna kwestia to rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi. Dla Putina jako przywódcy mocarstwa ważne jest pokazywanie, że Rosja przynajmniej nie jest słabsza od Stanów Zjednoczonych. W rozumieniu Putina mocarstwowość oznacza bezkarność w łamaniu prawa. Przykładem są dla niego właśnie działania Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie czy w Kosowie. On, jako przywódca mocarstwa rywalizującego z USA o wpływy, też powinien mieć do tego prawo i nikt nie powinien go za to krytykować.
Odkąd zaczęły się przygotowania do operacji w Syrii i właściwe działania ucichł konflikt na Ukrainie.
Od 2012 roku, gdy Putin powrócił na fotel prezydencki, miał problem z zaproponowaniem swojemu społeczeństwu nowego modelu współistnienia. Dotychczasowy się wyczerpał – dochody z ropy nie były w stanie pokrywać wszystkich potrzeb społecznych dotychczas realizowanych przez władzę. Szukał jakiegoś nowego modelu. Odnalazł go w kryzysie na Ukrainie. Wykorzystał do tego bardzo silną machinę propagandową, rozbudzenie imperialnych emocji, a przede wszystkim „ponowne przyłączenie Krymu”, które dla większości Rosjan jest wielkim szczęściem. W ten sposób udało mu się zaproponować nowy rodzaj społecznego konsensusu. Zakłada on, że Rosja nie może zaspokajać wszystkich potrzeb materialnych, pieniędzy jest trochę mniej, ale za to jest wielkim mocarstwem. Świat się z nią liczy i boi się jej, Rosja nie daje sobie dyktować, co ma robić i ma super armię, której akurat pieniędzy nie brakuje. Temu wszystkiemu towarzyszy bardzo silny komponent propagandowy, który to twórczo obrabia i przedstawia społeczeństwu.
Sytuacja na Ukrainie już nie wzbudza tak wielkich emocji wśród Rosjan?
To jest właśnie problem tego modelu: szybko się wyczerpuje. Trudno jest rok, dwa czy trzy lata po aneksji Kryzmu wciąż czerpać legitymację tylko z niej. Zwłaszcza jeśli sytuacja wewnątrz kraju się pogarsza i społeczeństwo to odczuwa. Oczywiście dopóki są pieniądze na telewizję i propagandę, to można to sztucznie podtrzymywać. Niemniej potrzebne są jakieś nowe impulsy, żeby trzymać widza przed telewizorem, mobilizować poparcie dla władzy.
Potencjał płynący z kryzysu ukraińskiego wyczerpał się w momencie, gdy stało się jasne, że Rosja nie zamierza iść dalej.
Konflikt w Donbasie, pomimo emocjonalnego komponentu, który miał duże znaczenie na początku, już nie podnieca Rosjan. Potrzebna jest zmiana obrazka.Teraz przerzucono się na Bliski Wschód: Rosja przejmuje inicjatywę, stawia pod ścianą Stany Zjednoczone, sprawia, że wszyscy inni gracze międzynarodowi są osłupiali ze zdziwienia i zastanawiają się, co mają zrobić, bo Rosja stosuje metodę faktów dokonanych. Do tego Rosja występuje jako siła pokojowa. Państwowa agencja RIA Novosti, gdy relacjonowała wystąpienie Putina w mediach społecznościowych, dodawała hashtag „peacemaker”. Rosja angażuje się w kolejną „wojnę o pokój”.
Rosjanie będą z uwagą śledzić, co się dzieje w Syrii?
Na pewno przez jakiś czas, szczególnie jeśli wzbudzi się emocje geopolityczne, będzie to elektryzowało społeczeństwo, ale nie tak jak w przypadku Ukrainy. Ona w końcu jest „bratnim narodem”. Niemniej będzie to kolejny powrót do dawnej roli Rosji – mocarstwa biorącego udział w rozwiązywaniu międzynarodowych problemów. Znowu jest w wielkiej grze. Z tego też można zrobić niezłe telewizyjny show.
Aby Rosja wyszła do końca z izolacji międzynarodowej, trzeba znieść sankcje. Aby tak się stało, musi zniknąć powód, którym jest aneksja Krymu. Myślisz, że Zachód jest gotów zapomnieć o Krymie?
W trakcie rosyjskiego show na Bliskim Wschodzie kwestia Krymu może zniknąć przez przemilczenie. Już dzisiaj jest tak, że Zachód się nim nieszczególnie zajmuje, jeśli już, to raczej rytualnie. Jeśli o czymś się mówi, to o Donbasie. Tylko jego dotyczą porozumienia pokojowe z Mińska. To była świadoma decyzja zachodnich przywódców, gdy podpisywali ten dokument. Będzie jeszcze gorzej, jeśli w ferworze „naprawiania” Bliskiego Wschodu Unia i USA wybaczą Rosji nierealizowanie porozumień mińskich.
***
Justyna Prus-Wojciechowska – ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych do spraw Rosji.
**Dziennik Opinii nr 275/2015 (1059)