Co przynosi El Niño?
Marcin Gerwin: Klimatolodzy i meteorolodzy mówią, że mamy w tym roku do czynienia ze zjawiskiem El Niño. Co to takiego?
Jacek Piskozub: Zaczęło się od tego, że brytyjscy meteorolodzy zauważyli już w latach 20. ubiegłego wieku, że różnice ciśnień, które powstają na Pacyfiku, mają wpływ na pogodę na obszarze ówczesnych kolonii brytyjskich. Między innymi na to, czy monsun w Indiach jest silny, czy słaby. Albo jakie są plony we wschodniej Afryce. Wtedy jeszcze nie było dokładnie wiadomo, z czego to wynika. Później ustalono, że jest to związane z pojawieniem się w okresie około Bożego Narodzenia ciepłej wody u wybrzeży Peru, co miejscowi rybacy nazywali właśnie El Niño, czyli dzieciątko, w związku z tym świętem. Gdy połączone te fakty, okazało się, że z tym zjawiskiem mamy do czynienia w poprzek całego tropikalnego Pacyfiku. Ciepła woda przemieszcza się z zachodu na wschód, czyli od Azji do Ameryki, zastępując bogatą w biogeny zimniejszą wodę, jaka zwykle „wybija” tam na powierzchnię (jest to tak zwany upwelling). Wpływa to na zubożenie całego łańcucha troficznego, a zatem i na połowy ryb w rejonie Peru. El Niño oddziaływuje także na warunki pogodowe na całym Pacyfiku, w tropikach i po części nawet poza tropikami.
Największym El Niño, jakie do tej pory obserwowaliśmy, było El Niño z lat 1997-1998, które wpłynęło na wyższą temperaturę w skali globalnej. Jest bowiem tak, że gdy mamy El Niño, które jest ciepłe, to cieplejsza jest cała Ziemia. Dla symetrii wymyślono, że zimna faza tego cyklu zostanie nazwana La Niña, czyli też dziecko, tylko że dziewczynka. W 1998 r. byłem akurat w Kalifornii i mogłem obserwować, jak to wyglądało. W tym bardzo suchym rejonie Stanów Zjednoczonych oznaczało to, że padało codziennie, każdego dnia były sztormy, plaże zostały całkowicie wymyte i zostały tylko kamienie. Potem trzeba było uzupełniać piasek dużym kosztem. Na skutek opadów do morza zjeżdżały wille za milion dolarów, co na Amerykanach robiło duże wrażenie. W San Diego mieliśmy wówczas konferencję i nawet parking był wtedy zalany przez rzeczkę, która normalnie jest małym strumyczkiem, a w czasie El Niño, w wyniku deszczów, tak wylała, że zalała parkingi hoteli i centrów handlowych w pobliżu.
Czy obecne El Niño jest równie silne?
Tak, będzie ono podobnej kategorii jak to z tamtych lat. Przyczyni się ono także do rekordowo wysokiej temperatury na całej Ziemi. W ocieplającym się świecie zawsze będziemy mieli rekordy podczas El Niño, a podczas La Nini będzie troszeczkę chłodniej i sceptycy będą się cieszyli, że globalne ocieplenie się skończyło. Obecne El Niño jest również o tyle wyjątkowe, że zaczęło się już wiosną zeszłego roku. Na Pacyfiku wystąpiły wszystkie objawy wczesnego El Niño, ale latem zjawisko straciło na impecie. Wydawało się, że było to słabiutkie El Niño, ale w tym roku ożywiło się ono na nowo i teraz wydaje się, że będzie jednym z najsilniejszych notowanych dotychczas. Szczyt obecnego „dzieciątka” wystąpi zapewne tej zimy, ale jego skutki będą widoczne w klimacie różnych części świata do połowy przyszłego roku.
Czy jest to zjawisko cykliczne?
Jak to mówi się w nauce, jest to zjawisko „quasi-cykliczne”. Powtarza się ono w okresie od 2 do 7 lat, ale dość nieregularnie. Nigdy się nie powtarza rok po roku, czyli po zakończeniu jednego nie zaczyna się od razu następne (to obecne nie jest wyjątkiem, bo od zeszłego roku nie było żadnej przerwy w El Niño, jedynie przejściowe jego osłabienie). Aby się zaczęło, musi się nagromadzić bardzo ciepła woda po azjatyckiej stronie Pacyfiku. Przez ostatnie kilkanaście lat nie było silnego El Niño i się tam nazbierała tak ciepła woda, jak jeszcze nigdy. Jest to warstwa gruba na ponad 100 metrów. Dlatego właśnie tam był najsilniejszy huragan w ubiegłym roku, czyli Haiyan, który uderzył w Filipiny. „Karmił się” on tą ciepłą wodą. Ale jak to bywa podczas El Niño, ta ciepła woda zaczęła się przesuwać w stronę środkowego Pacyfiku, przy brzegach amerykańskich przestała wybijać zimna woda i tam również zrobiło się bardzo ciepło, przez co mamy huragany po stronie amerykańskiej i na środku Pacyfiku. Mamy też oczywiście susze w innych rejonach świata.
Pomimo tego, że w latach El Niño z morza wydobywa się mniej dwutlenku węgla, gdyż nie wybija na powierzchnię głęboka woda, która zawiera dużo dwutlenku węgla, to i tak mamy wówczas szybszy wzrost stężenia CO2 w atmosferze. Rejony podzwrotnikowe, a nawet części tropikalnych, są bowiem tak suche, że biomasa roślinności lądowej jest mniejsza niż zwykle. O ile ostatnio stężenie dwutlenku węgla wzrasta rocznie o 2 ppm (cząsteczki na milion), możemy się spodziewać, że w tym roku przybędzie go więcej.
Na co jeszcze wpływa ta zmiana?
Kilka lat temu ukazał się w magazynie „Nature” artykuł, którego autorzy wskazywali, że w rejonach światach, w których wiemy, że El Niño wpływa na klimat, jest silna korelacja pomiędzy liczbą konfliktów zbrojnych a fazą El Niño. Im jest to faza cieplejsza, tym konfliktów więcej. Co ważne, w pozostałych rejonach świata nie stwierdzili takiej zależności, nie jest to więc zbieżność przypadkowa. W tym roku również się to zaczyna, na przykład można przeczytać, że możliwy jest wybuch konfliktu na dotychczas bardzo spokojnym Zanzibarze. W wiadomościach można sprawdzić, jaka pogoda była w Tanzanii, do której należy Zanzibar, w ostatnich latach i okazuje się, że od 2011 r. mają suszę, która się w ubiegłym roku pogłębiła. W związku z trwaniem silnego El Niño, spodziewałbym się, że w najbliższych miesiącach sytuacja jeszcze się pogorszy.
Powiedziałeś, że El Niño ma miejsce na Pacyfiku, a przecież Zanzibar znajduje się zupełnie po drugiej stronie planety.
Tak, wzdłuż tropików powietrze okrąża świat w dość szybkim tempie, w ciągu 2-3 miesięcy. Jeżeli Pacyfik jest cieplejszy, całe tropiki robią się cieplejsze. Wszystkie modele klimatyczne pokazują, że w ocieplającym się świecie tropiki będą cieplejsze i bardziej suche, czyli tak, jak podczas El Niño. Tak może wyglądać świat za kilkadziesiąt lat – obecny rok El Niño może być typowym rokiem dla warunków po, dajmy na to, 2030.
Prof. dr hab. Jacek Piskozub jest pracownikiem Zakładu Dynamiki Morza w Instytucie Oceanologii PAN w Sopocie.
***
Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.
**Dziennik Opinii nr 300/2015 (1084)