Świat

Na południu bez zmian

Krajobraz medialny Ameryki Łacińskiej nie zmienił się w ostatnich latach aż tak bardzo, jak chcieliby tego entuzjaści mediów cyfrowych.

„To jest tak, jakbyśmy nie istnieli” mówi starsza kobieta z La Pintana, biednej dzielnicy Santiago de Chile na fokusie dotyczącym wolności słowa i mediów. Duże tradycyjne media po prostu tu nie zaglądają, choć dzielnica liczy 200 tysięcy mieszkańców. Uczestnicy fokusa, choć różnią się w wielu sprawach, zgadzają się co do jednego: nie czują się reprezentowani przez media (ponieważ dla ponad 95% Chilijczyków głównym źródłem informacji jest telewizja, chodzi przede wszystkim o telewizję), bo te nie interesują się ich problemami. Inna uczestniczka fokusa w tej samej okolicy opowiada, że syn właścicieli mieszkania w bogatej dzielnicy, w którym gotuje i sprząta, „załatwił sobie stypendium studenckie przez Internet w parę godzin”.

W Chile nie istnieją nieodpłatne uniwersytety, a wykształcenie wyższe jest najdroższe na świecie. Wiadomość o stypendium dla chłopaka z dobrze usytułowanej rodziny wywołuje więc konsternację wśród uczestników dyskusji, wśród których nikt nie mógł sobie pozwolić na studia. Tymczasem kobieta podsumowuje dyskusję retorycznym pytaniem : „Dlaczego my mamy tak ograniczony dostęp do informacji, a ludzie na górze mają informacje tak szybko?”.

Chile, tak jak większość krajów Ameryki Łacińskiej, cechują duże nierówności społeczne. Kwestia dostępu do mediów cyfrowych doskonale nakłada się na to rozwarstwienie i jeszcze bardziej je pogłębia [1]. Duża część badaczy zamiast o rewolucji cyfrowej mówi raczej o cyfrowej przepaści. Czemu tak trudno ją przeskoczyć?

W Po drugiej stronie lustra zziajana Alicja tłumaczy Czerwonej Królowej, że w miejscu, z którego pochodzi, zwykle gdzieś się dociera, jeżeli biegnie przez dłuższy czas. Czerwona Królowa odpowiada: „Tutaj […], aby utrzymać się w tym samym miejscu, trzeba biec ile sił”. Żeby gdzieś dotrzeć, trzeba by biec dwa razy szybciej. Ten paradoks jest wykorzystywany między innymi jako ilustracja problemu przepaści cyfrowej: choć biedniejsi ile sił w nogach gonią szybko oddalający się cel, dzieląca ich odległość wcale się nie zmniejsza, a nawet zwiększa[2].

Powszechna historia wykluczenia

Historia mediów tradycyjnych w Ameryce Łacińskiej jest historią wykluczenia. Wielkie imperia telewizyjne, zakładane przez najbogatsze rodziny w latach 50. i 60. XX wieku, do dziś dominują na wysoce skoncentrowanym rynku medialnym: to brazylijskie O Globo rodziny Marinho, Televisa klanu Azcárraga w Meksyku i grupa rodziny Cisneros z Wenezueli. Czwartym gigantem medialnym jest założony w latach 40. w Argentynie Clarín, który branżą telewizyjną zajął się później.

O Globo ustanowił swoje panowanie dzięki bliskiej współpracy z dyktaturą wojskową. Dziś jest największym konglomeratem medialnym w Ameryce Łacińskiej i czwartym co do wielkości na świecie, a także największym na świecie producentem telenoweli (Televisa plasuje się na drugim miejscu w tejże kategorii). Do grupy O Globo należy 5 gazet w Brazylii, w tym wpływowa O Globo, 19 czasopism i 100 kanałów radiowych.

Kandydaci zarządu Televisy regularnie pojawiali się na listach wyborczych partii PRI rządzącej Meksykiem nieustanie przez 71 lat do 2000 roku. Dziś PRI znów jest u władzy, z prezydenturą Peña Nieto, którego żona jest gwiazdą telenoweli z Televisy, i który, według informacji Departamentu Stanu ujawnionych przez Wikileaks, płacił Televisie za pozytywne wiadomości o swojej osobie przez kilka lat poprzedzających jego wyborcze zwycięstwo. Televisa to dziś największy hiszpańskojęzyczny koncern medialny, obecny też w Chile, Hiszpanii i USA. Ma też ponad 60% koncesji telewizyjnych w Meksyku. Razem z TV Azteca, obie firmy docierają do 90% widzów w najlepszym czasie antenowym.

Cisneros to jeden z najbogatszych ludzi na świecie według magazynu Forbes, właściciel konkursu Miss Venezuela, kanału Venevisión w Wenezueli i kilku innych w obu Amerykach. Imperium medialne zapoczątkował jego ojciec. Pomógł mu w tym sam prezydent Wenezueli, Rómulo Betancourt, umożliwiając mu kupno kanału Venevisión za bezcen, a to dlatego, że prezydenta martwiły lewicowe tendencje kanału, gdzie pracownicy byli jednocześnie właścicielami.

Clarín posiada największą w Argentynie gazetę o tym samym tytule, a także kilka innych dzienników, kanały telewizyjne (m.in. wpływowy kanał informacyjny Todo Noticias), agencję prasową i stacje radiowe. Koncentracja na rynku prasowym w Argentynie jest wysoka, ale to w sąsiednim Chile osiąga najwyższy poziom: dwa konglomeraty, El Mercurio i Copesa, mają tu wszystkie codzienne gazety ogólnokrajowe i większość regionalnych. Oprócz tego posiadają magazyny i radiostacje, a także kontrolują dystrybucję gazet do kiosków, wykluczając konkurentów również na tym poziomie.

Nowe media, stare głosy

Czy nowe media cyfrowe są nadzieją na redystrybucję słowa i włączenie głosów wcześniej wykluczonych? Teoretycznie tak, ale i w nich dominują te same, dobrze znane głosy. Wśród użytkowników Twittera zarejestrowanych w Chile najwięcej ludzi śledzi pewnego komika, zaraz po nim zaś plasują się duże kanały telewizyjne. W Peru top 10 otwiera najbardziej wpływowa konserwatywna gazeta „El Comercio”. W Brazylii jest trochę inaczej, bo w rankingu prowadzą piłkarze i piosenkarki, ale zaraz po nich pojawia się nasze znajome „O Globo”.

Nie jest to zresztą latynamerykańska specyfika. Kiedy w 2012 czasopismo „Foreign Policy” wybrało 100 najbardziej wpływowych użytkowników twittera, w kategorii „gospodarka” zwyciężył redaktor „Financial Timesa”, Chris Adams, a w kategorii „wiadomości” redaktor „The Washington Post”, Anup Kaphle. Życie medialne rzadko zaczyna się na twitterze; wciąż premiowane jest pochodzenie z opiniodawczych mediów tradycyjnych. Stąd sceptycyzm chłodzący technologiczne utopie o demokratycznej rewolucji medialnej w 140 znakach.

[1] Gerber, E., 2012, “Comunicación: brechas y concentración en la era digital”. W: A mitad de camino. Punto de no retorno. Barómetro de política y equidad. Santiago de Chile, Fundación Equitas, s. 154–179.
[2] Murdock, G. & Golding, P., 2004, “Dismantling ‘The Digital Divide’: Rethinking The Dynamics of Participation and Exclusion”. W: Calabrese, Andrew; Sparks, Colin, et al. (eds.). Toward a Political Economy of Culture: Capitalism and Communication in the Twenty- First Century. Lanham, MD, Rowman and Littlefield, s. 244–260.

**Dziennik Opinii nr 134/2016 (1284)

Czytaj też:
Jakub Dymek, Koniec prasy (jaką znamy) i co dalej?
Adam Traczyk, Janina Petelczyc, Igrzyska w Brazylii już się zaczęły

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ewa Sapieżyńska
Ewa Sapieżyńska
Iberystka i socjolożka
W latach 2006-2008 doradczyni kancelarii prezydenta i MSZ Wenezueli. Tytuł doktora nauk społecznych zdobyła na Universidad de Chile. Wykładała w Chile i w Polsce. Autorka szeregu publikacji naukowych o wolności słowa, a także z zakresu gender studies. W latach 2015-2018 doradczyni OBWE ds. praw człowieka i gender. Obecnie mieszka w Oslo i zajmuje się analizą polityczną. W 2022 roku opublikowała w Norwegii książkę „Jeg er ikke polakken din”, która z miejsca stała się przebojem na tamtejszym rynku. W 2023 r. książka „Nie jestem twoim Polakiem. Reportaż z Norwegii” ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij