Na oczach całego świata jeden kraj europejski ma się zamienić w nową Koreę Północną. A drugi przeżywa prawdziwe ludobójstwo i wojnę, jakiej Europa nie widziała od czasów II wojny światowej. Jeśli to nie motywuje cywilizowanego świata do zebrania swojej woli w pięść, to co jest w stanie w ogóle zmotywować świat?
Mamy w Białorusi takie wyrażenie: „nie ma dna”. Białorusini używają go, gdy w naszym kraju dzieje się coś, co jeszcze wczoraj było nie do pomyślenia. Kiedy kolejne działania Łukaszenki przebijają kolejne dno i po raz kolejny udowadniają, że po prostu nie ma granic dla okrucieństwa, szaleństwa i cynizmu jego reżimu.
Teraz posłuchajcie: w Białorusi nie ma dna. Nie ma niczego, czego Łukaszenka nie byłby gotów i nie byłby w stanie zrobić, aby utrzymać się przy władzy. Niezależnie od tego, jak głęboki jest wasz niepokój, nigdy tego dna nie znajdzie i nie osiągnie. Jeśli dla utrzymania się przy władzy trzeba będzie zabijać, torturować, gwałcić i okaleczać Białorusinów, to będzie to robił nadal. Jeśli konieczne wydaje się doprowadzenie do aresztowań i więzień ponad 60 tys. osób – nie poprzestanie na tym.
Jeśli dla utrzymania się u władzy przy wsparciu Kremla Łukaszenka musiał wpuścić do Białorusi wojska rosyjskie, a właściwie przekazać im kontrolę nad terytorium i infrastrukturą, aby 24 lutego dokonały inwazji na Ukrainę – zrobił to. Jeśli Białoruś już od ponad 8 miesięcy musi być wyrzutnią rosyjskich rakiet, pasem startowym dla rosyjskich odrzutowców i dronów kamikadze – nie będzie mu to przeszkadzać.
Jeśli trzeba będzie wprowadzić wspólną rosyjsko-białoruską grupę wojsk, pozwolić na rosyjską okupację lub nawet aneksję Białorusi – zrobi to. W rzeczywistości robi to już teraz. A jeśli konieczne będzie umieszczenie rosyjskiej broni jądrowej w Białorusi – będzie się z tego tylko cieszył. W rzeczywistości marzył o tym od pierwszego dnia swoich rządów.
Sierakowski: Nie będzie niepodległej Ukrainy bez niepodległej Białorusi
czytaj także
Już dziś na terytorium Białorusi znajdują się dwufunkcyjne systemy rakietowe Iskander-M, trwa modernizacja odrzutowców SU-25M zdolnych do przenoszenia ładunków jądrowych. A to oznacza, że Łukaszenka staje się zagrożeniem nie tylko dla Ukrainy, ale dla całego regionu. W zasadzie już teraz stanowi zagrożenie militarne, ale to zagrożenie może stać się nuklearne.
Dziś brzmi to dla ciebie niepokojąco? Jutro będzie to nowa rzeczywistość. Bo w Białorusi nie ma dna, pamiętasz?
Co zamierzasz z tym zrobić?
Panuje przekonanie, że problem z Łukaszenką rozwiąże się sam po rozwiązaniu problemu z Putinem. I że Putin wygląda na znacznie większy problem, którym należy się przejmować. Ok, ale wciąż pozostaje pytanie – co zamierzasz z tym zrobić?
Nie sposób nie dostrzec oczywistości. Brak rozwiązania problemu z Łukaszenką w 2020 roku doprowadził do tego, że w 2022 roku Putin mógł go wykorzystać do zajęcia Białorusi i inwazji na Ukrainę. Bez Łukaszenki mogłoby w ogóle nie być wojny. Czy zatem Łukaszenka to rzeczywiście mało istotny problem, który można na razie odłożyć na bok? Czy też jest on częścią globalnego problemu, który powstał właśnie dlatego, że jego działania wywołały więcej wyrazów zaniepokojenia niż rzeczywistych działań?
Czy jestem zbyt krytyczny? Zobaczmy. Sankcje były przyjmowane etapami, z opóźnieniami, z wyjątkami, z lukami. Stosunki dyplomatyczne z Łukaszenką nie zostały całkowicie zerwane. Nie wszczęto spraw karnych przeciwko niemu i jego wspólnikom, choć pozwalał na to mechanizm jurysdykcji uniwersalnej. Kontynuować?
czytaj także
Moment, w którym należało działać szybko i zdecydowanie, kiedy protesty nie zostały jeszcze zdławione, kiedy potężna presja zewnętrzna na reżim mogła pomóc w nacisku na niego od wewnątrz – został przegapiony. Po roku najgłębszych obaw o masowe represje w Białorusi Łukaszenka poczuł się na tyle pewnie, że porwał cywilny samolot. A zaraz potem zorganizował na dużą skalę kryzys migracyjny na granicy z Unią Europejską. Po dwóch latach stał się wraz z Putinem wojskowym agresorem.
Historia się powtarza
Owszem, sankcje wobec niego w końcu stały się ostrzejsze, choć tak naprawdę dopiero z rozpoczęciem wojny. Ale reżim Łukaszenki jest w nich raczej „drugą karetą” i nadal nie są one identyczne z sankcjami wobec Rosji. Kwestia utworzenia międzynarodowego trybunału do spraw zbrodni przeciwko ludzkości reżimu Łukaszenki na razie jest w zawieszeniu.
W tym samym czasie w Białorusi trwa (i nigdy nie ustał) terror, przybywa rosyjskich wojskowych, którzy grożą Ukrainie nową inwazją z białoruskiego przyczółka, a groźba rozmieszczenia broni jądrowej w naszym kraju nie jest iluzoryczna.
Chcę zapytać: może tym razem nie należy przegapić właściwego momentu? Może nadszedł czas, by na reżim Łukaszenki nałożyć takie same sankcje jak na Rosję – albo jeszcze ostrzejsze? Może nadszedł moment, by zamiast głębokiej troski postawić dyktatorowi osobiste ultimatum?
Może właśnie teraz część globalnego problemu – reżim Łukaszenki – może stać się jego rozwiązaniem? Może czas zwiększyć presję na Łukaszenkę – głównego sojusznika Rosji – tak by nie mógł jej wytrzymać i został zmuszony do wyjścia z gry? Może, pozbawiając Putina jego sojusznika i białoruskiego przyczółka, możemy pomóc Ukrainie wygrać znacznie szybciej?
Potrzebna jest wola polityczna, a nie wyraz troski
Wiem, że istnieje przekonanie, że problem z Łukaszenką powinni rozwiązać sami Białorusini, a nie nikt inny. I że Białorusini mogą się zbuntować i zbuntują się, jeśli Łukaszenka wyda swojej armii rozkaz przystąpienia do wojny z Ukrainą.
Ale jakie są szanse na powodzenie takiego powstania wśród ludności cywilnej, jeśli znów nie zostanie udzielona na czas pomoc z zewnątrz? Nie dlatego, że Białorusini nie mają woli. Nie dlatego, że nagle się zmienili i większość teraz zaczęła popierać Łukaszenkę i jest za wojną z Ukrainą. Nie, nie jest.
czytaj także
Dzieje się tak dlatego, że grozi nam powtórka sytuacji z 2020 roku, kiedy protestującym Białorusinom trzeba było pomóc nie słowami głębokiej troski, ale potężnym naciskiem zewnętrznym na Łukaszenkę. Od tego czasu minęły dwa lata represji – bezprecedensowych w swojej skali i okrucieństwie, kiedy tysiące więźniów politycznych trafiło do więzień, zniszczono wszystkie organizacje obywatelskie i niezależne media. Tego nie można ignorować.
Nie powinniśmy też mieć złudzeń co do białoruskiej armii. Najprawdopodobniej wykona ona rozkaz Łukaszenki i przekroczy granicę białorusko-ukraińską. Owszem, najprawdopodobniej dojdzie do prób sabotażu, a po przekroczeniu granicy część białoruskich żołnierzy będzie próbowała się poddać i odmówi walki. Ale stawianie tylko na to jest dużym błędem.
Reżim w Białorusi niewątpliwie zmienił się z autorytarnego w totalitarny. To totalitarna dyktatura w służbie Federacji Rosyjskiej, która istnieje od dwudziestu ośmiu lat. Być może my, Białorusini, nie do końca to rozumieliśmy dwa lata temu – ale nawet wtedy było dość mało prawdopodobne, aby wygrać tę bitwę pokojowymi protestami i w pojedynkę. Teraz, dwa lata później, presja zewnętrzna na reżim jest kluczowa, aby ta walka miała szansę.
I nie, nie chcę zrzucać odpowiedzialności z Białorusinów na siły zewnętrzne. Nie chcę zdejmować odpowiedzialności z siebie, ze Zjednoczonego Gabinetu Przejściowego Białorusi. Ale chcę przypomnieć, że problem z Łukaszenką już dawno przekroczył granice Białorusi. Jego rozwiązanie to nasza wspólna odpowiedzialność.
Potrzebujemy sankcji, które mogą całkowicie sparaliżować system Łukaszenki; sankcji przeciwko całemu jego aparatowi biurokratycznemu i władzy, opartych na zasadzie przynależności do aparatu państwowego i struktur ścigania. Potrzebujemy otwartych spraw karnych przeciwko Łukaszence, jego wspólnikom i siłom bezpieczeństwa.
Potrzebna jest siła zewnętrzna. I ona istnieje. Ma wszystkie te narzędzia nacisku. Ale wydaje się, że nasi zachodni partnerzy nie mają jeszcze wystarczającej woli politycznej, aby realnie użyć swojej siły przeciwko reżimowi Łukaszenki. Tak jak nie było strategii wcześniej, tak nie ma jej i teraz. Być może moje oczekiwania wydają się zbyt duże. Ale jednocześnie chęć naszych partnerów do maksymalnego wykorzystania swoich możliwości wydaje się zbyt mała.
Na oczach całego świata jeden kraj europejski ma się zamienić w nową Koreę Północną. A drugi przeżywa prawdziwe ludobójstwo i wojnę, jakiej Europa nie widziała od czasów II wojny światowej. Jeśli to nie motywuje cywilizowanego świata do zebrania swojej woli w pięść, to co jest w stanie w ogóle zmotywować świat? Jeśli cały cywilizowany świat nie jest w stanie znaleźć w sobie woli i siły, by uśpić jednego zarozumiałego dyktatora, to jak ten świat poradzi sobie ze stojącym za nim agresywnym imperium?
czytaj także
Łukaszenka jest właśnie tym słabym punktem globalnego problemu, którego usunięcie może przyspieszyć upadek imperialnych ambicji Rosji. To jest właśnie ten przykład, kiedy zamiast prewencji potrzebna jest interwencja chirurgiczna.
Powtarzam więc: świat ma wszystkie niezbędne narzędzia. Pozostaje tylko ich użyć. Pomóc Białorusi. Pomóc Ukrainie. Tak aby świat nie musiał już wyrażać „zaniepokojenia”, „głębokiego zaniepokojenia” lub „niezwykłego i głębokiego zaniepokojenia” wobec Łukaszenki.
**
Paweł Łatuszka – zastępca szefa Zjednoczonego Gabinetu Przejściowego Białorusi, szef Narodowego Zarządu Antykryzysowego, były ambasador Białorusi w Polsce.