Świat

Koronawirus: Katastrofa wywołana przez kapitalizm

Amerykański system opieki zdrowotnej jest ucieleśnieniem opartej na wolnym rynku logiki kapitalistycznej: jest nastawiony na zysk, a nie dobro pacjentów. To czyni USA być może najgorzej przygotowanym na starcie z epidemią krajem rozwiniętego świata.

Co zrobić w obliczu konfrontacji z wyjątkowo zaraźliwym wirusem, z którym medyczni eksperci nie mieli wcześniej do czynienia i kompletnie go nie rozumieją, a który szybko się rozprzestrzenia i zabija setki osób? a) Podjąć środki ostrożności, aby powstrzymać roznoszenie wirusa i przygotować system opieki zdrowotnej na potencjalny szok? b) Zignorować ​​to, beztrosko twierdząc – bez żadnych dowodów – że niewiele różni się on od zwykłej grypy; oskarżać swoich przeciwników, którzy traktują go bardziej poważnie, o sianie paniki dla politycznych korzyści, a następnie – gdy zbliża się pandemia i lekarze wciąż  nie potrafią jednoznacznie ustalić, jak niebezpieczny jest wirus, powiedzieć, że wszystko jest pod kontrolą, choć nie zrobiono prawie nic, by przygotować się na lokalny wybuch epidemii?

Jeśli jesteś obecnym prezydentem Stanów Zjednoczonych, wybór padł na opcję „b”.  Oprócz wprowadzenia tymczasowej odmowy wpuszczania na terytorium państwa obcokrajowców, którzy odwiedzili Chiny przed swoim przyjazdem, wszelkie rozmowy o USA stawiających czoła problemowi były, zdaniem Donalda Trumpa, spiskiem Partii Demokratycznej i fabrykujących fake newsy mediów, mającym na celu podważenie prezydentury polityka i załamanie giełdy. Trumpa wspierały oczywiście prawicowe media, których głównych celem jest wyolbrzymianie zagrożeń związanych z imigracją i jednocześnie zwalczanie tych, które dotyczą samego prezydenta, a nie  zdrowia narodowego. Przez pewien czas echa stanowiska Trumpa pobrzmiewały również u publicystów w tych miejscach, które są zwykle krytyczne wobec Białego Domu. Nagłówek „Washington Post” z początku lutego brzmiał: „Weź się w garść, Ameryko. Na razie to grypa jest większym zagrożeniem niż koronawirus”. „Nie przejmuj się koronawirusem. Zacznij się martwić grypą” – głosił z kolei „BuzzFeed” kilka dni wcześniej.

Choć od samego początku eksperci medyczni jasno oświadczyli, że zwyczajnie nie wiedzą, jak groźny lub wręcz przeciwnie – nieszkodliwy – jest wirus, to wielu dyletantów wydawało się mieć wyrobioną opinię na ten temat. „Dlaczego tak wielu dziennikarzy musi zachowywać się jak propagandyści, a nie niezależni myśliciele, to pytanie na inny czas” – napisał w połowie lutego na łamach „Vanity Fair” T.A. Frank, który wskazał, że wskaźnik śmiertelności zarażonych koronawirusem jest około 20 razy większy niż grypy – to mniej więcej tyle samo, co grypa hiszpańska, która zabiła dziesiątki milionów ludzi w latach 1918–2020. I, jak również zauważył Frank, w przeciwieństwie do grypy liczba przypadków krytycznych jest wystarczająco wysoka, by sparaliżować oddziały ratunkowe.

Koronawirus: pandemia, panika i polityka

czytaj także

Kiedy presja wymagająca podjęcia w końcu jakichkolwiek działań stała się zbyt duża, Trump wyznaczył wiceprezydenta Mike’a Pence’a do nadzorowania reakcji w USA, co mówi nam wiele o powadze, z jaką podszedł do wybuchu epidemii. Pence znany jest bowiem ze swojego zdecydowanego „antyalarmizmu”, jeśli chodzi o kryzysy związane ze zdrowiem publicznym. Podczas kampanii w wyborach do Kongresu w 2000 roku zasłynął takimi „wiarygodnymi” wypowiedziami jak: „Wbrew histerii ze strony klasy politycznej i mediów palenie nie zabija” oraz „Globalne ocieplenie jest mitem… CO2 to zjawisko naturalnie występujące w przyrodzie”.

Jako gubernator Indiany w latach 2013–2017 Pence sprawował nadzór nad epidemią HIV wywołaną współdzieleniem igieł pomiędzy osobami uzależnionymi od opioidów [chodzi o środek Opana, który zamieniano w postać płynną i wstrzykiwano dożylnie – przyp. red.], zmniejszając fundusze przeznaczone na jedyne przeprowadzające testy na obecność HIV miejsce w hrabstwie, w którym wybuchła epidemia, i opierając się wezwaniom do wymiany igieł [w ramach programu „czysta igła”, który miał zapewnić narkomanom nowe jednorazowe igły w zamian za dostarczenie zużytych – przyp. red.]. „Z przykrością stwierdzamy że temu wybuchowi epidemii można było zapobiec, biorąc pod uwagę wszystko, co wiemy o HIV i jego powiązaniach z uzależnieniem od opioidów, jednak nie powzięto odpowiednich środków profilaktycznych i zabezpieczeń zdrowia publicznego” – napisał wówczas Narodowy Instytut ds. Narkomanii.

To samo można napisać o koronawirusie, który osiąga skalę pandemii. Brak odpowiednich środków leczniczych i zabezpieczeń zdrowia publicznego stanowiły problem w Wuhan w Chinach, gdzie wybuchła epidemia, i będą stanowić wyzwanie w wielu innych miejscach, w miarę jak wirus będzie się rozprzestrzeniać. Według kilku relacji świadków oraz oceny obserwatorów medycznych początkową reakcją rządzących w Chinach było zaprzeczenie, co doprowadziło do reakcji systemu opieki zdrowotnej.

Władze w Wuhan były zbyt zaabsorbowane zbliżającą się wówczas konferencją polityczną [na przełomie stycznia i lutego całym kraju trwały zjazdy partyjne: zgromadzenia przedstawicieli ludowych i polityczne konferencje doradcze – przyp. red.] i świętowaniem [chińskiego Nowego Roku – przyp. red.], by pozwolić ostrzeżeniom lekarzy zepsuć sobie przyjęcie (brzmi niesamowicie podobnie do Trumpa). Po kilku tygodniach, kiedy epidemia stała się zbyt duża, aby ją zignorować, zaprzeczenie zastąpiono paniką. Nastąpił największy eksperyment kwarantanny w historii ludzkości, ale system opieki zdrowotnej był nieprzygotowany i całkowicie poległ. Kto wie, jak inny byłby przebieg epidemii, gdyby w tych pierwszych – kluczowych – tygodniach po odkryciu wirusa władze podjęły zdecydowane działania w celu powstrzymania epidemii i przygotowania systemu opieki zdrowotnej.

Źródłem COVID-19 jest przemoc wobec zwierząt

czytaj także

Źródłem COVID-19 jest przemoc wobec zwierząt

Peter Singer, Paola Cavalieri

Rządząca Partia Komunistyczna nałożyła więc masowy nakaz izolacji setki milionów ludzi, aby powstrzymać zarazę. Ci z prowincji Hubei [w której znajduje się Wuhan – przyp. red.] z powodu spartaczonej reakcji władz ucierpieli najbardziej. Bruce Aylward ze Światowej Organizacji Zdrowia, który poprowadził międzynarodową misję do Chin, powiedział magazynowi „Science”, że agresywna kwarantanna kupiła czas innym prowincjom, by te mogły się przygotować i zapobiec „prawdopodobnie setkom tysięcy” zachorowań w całym kraju.

Tymczasem jednak, zamiast zrobić wszystko, aby uniknąć powtórki tego, co stało się w Wuhan i wykorzystać czas na zabezpieczenie amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej, Biały Dom myślał o możliwościach ekonomicznych, jakie oferuje kryzys w Chinach. Amerykański sekretarz ds. handlu, Wilbur Ross, powiedział, że wybuch epidemii „pomoże przyspieszyć przywrócenie miejsc pracy w Ameryce Północnej”, a doradca prezydenta ds. handlu, Peter Navarro, stwierdził, że nie ma mowy o taryfie ulgowej w wojnie handlowej z Chinami, nawet jeśli chińska gospodarka zacznie padać z powodu epidemii. Podobno urzędnicy liczą na to, że amerykańskie firmy działające w Chinach powrócą do USA w ramach nacjonalistycznej agendy Trumpa „America First”.

Koronawirus w Iranie, gdzie władze stłukły termometr

Do końca lutego wirus przełamał wszystkie wewnętrzne chińskie linie bezpieczeństwa, a USA i większość świata wydają się całkowicie na to nieprzygotowane. Stany Zjednoczone otworzyły strefy kwarantanny w bazie sił powietrznych Travis i bazie rezerw lotniczych March w Kalifornii dla obywateli USA powracających z Chin. Jednak znalazł się jeden informator, który złożył skargę, twierdząc, że protokoły są luźne, a personel narażony na ryzyko. „Wkrótce zacząłem odbierać spanikowane telefony od mojego zespołu kierowniczego i rozlokowałem członków personelu wyrażających obawy związane z brakiem […] komunikacji i koordynacji; personel jest wysyłany do obszarów poddanych kwarantannie bez środków ochrony osobistej, szkolenia lub doświadczenia w zarządzaniu sytuacjami kryzysowymi dotyczącymi zdrowia publicznego i bez wyznaczonych protokołów bezpieczeństwa, co stanowi potencjalne zagrożenie zarówno dla nich samych, jak i członków społeczeństwa, z którymi mają kontakt ” – napisał. Niedługo potem „New York Times” doniósł o pierwszym amerykańskim przypadku pacjenta „nieposiadającego kontaktu ze strefami skażenia lub innymi pacjentami z koronawirusem”, który pojawił się w pobliżu bazy sił powietrznych Travis.

Jason Schwartz, adiunkt w Yale School of Public Health, powiedział niedawno Jamesowi Hamblinowi z magazynu „Atlantic”, że władze powinny się przygotowywać na to już od wybuchu epidemii wirusa SARS w 2003 r. „Gdybyśmy nie odłożyli na bok programu badań nad szczepionkami przeciwko SARS, mielibyśmy wykonaną podstawową pracę, którą dałoby się wykorzystać do powstrzymania nowego, blisko spokrewnionego wirusa” – powiedział.  Znalezienie szczepionki zajmie co najmniej 12 miesięcy, co podkreśla James Hamblin, również wykładowca Yale School of Public Health, który twierdzi, że „długoterminowe wsparcie rządowe ma znaczenie, ponieważ tworzenie szczepionek, leków przeciwwirusowych i innych niezbędnych narzędzi wymaga dziesięcioleci poważnych inwestycji, nawet gdy popyt na nie jest niski. „Wolnorynkowe gospodarki często mają bowiem trudności z opracowaniem produktów, na które nie ma natychmiastowego popytu, a także ich dystrybucją do miejsc, w których są pilnie potrzebne”.

Nie wyśmiewaj osób panikujących z powodu koronawirusa

Amerykański system opieki zdrowotnej jest ucieleśnieniem opartej na wolnym rynku logiki kapitalistycznej: w pełni płatny, nastawiony na zysk i zdominowany przez przemysł farmaceutyczny oraz prywatnych ubezpieczycieli. Jest to jedyna rozwinięta gospodarka bez gwarantowanego płatnego zwolnienia chorobowego i powszechnej opieki zdrowotnej. A to czyni USA ​prawdopodobnie najgorzej przygotowanym na starcie z epidemią krajem spośród wszystkich państw rozwiniętego świata.

Amerykański system opieki zdrowotnej jest ucieleśnieniem opartej na wolnym rynku logiki kapitalistycznej: w pełni płatny, nastawiony na zysk i zdominowany przez przemysł farmaceutyczny oraz prywatnych ubezpieczycieli.

Jakim cudem zarażeni ludzie mają się izolować przez 14 dni, jeśli żyją od wypłaty do wypłaty bez uprawnień do urlopu? Jak mają zostać zdiagnozowani, jeśli będą musieli zapłacić ponad 3 tys. dolarów za test (taki przypadek – mężczyzny z Florydy, który wrócił z Chin w lutym – opisało „Miami Herald”). Jak powstrzymać epidemię, jeśli połowy zarażonych osób nie będzie stać na leki lub opiekę szpitalną?

Oto pytania, przed którymi stoją Stany Zjednoczone. W miarę jak rządy państw zachodnich rezygnują z publicznych systemów opieki zdrowotnej, udzielają dotacji prywatnemu sektorowi opieki zdrowotnej, aby przejść na systemy opłacane prywatnie i ubezpieczycieli, oraz atakują prawa pracowników i pogarszają warunki zatrudnienia, coraz częściej z tym samym problemem będą musiały się mierzyć nawet te kraje, w których system ochrony zdrowia działa dobrze, ale  które prawdopodobnie zostaną stosunkowo nietknięte przez koronawirusa. Strach nawet myśleć o rzezi, która mogłaby się wydarzyć w krajach o gorszym systemie opieki zdrowotnej niż w Chinach, gdyby w nich także wybuchła epidemia. Po śmierci ponad 3 tys. osób wiele krajów już wprowadza więc lub rozszerza środki ograniczające rozprzestrzenianie wirusa.

Co się dzieje, kiedy obywatele nie ufają państwu: ukraińska panika wokół koronawirusa

 

„W pewnym momencie należy porzucić nadzieję, że jakikolwiek obszar uniknie skutków zarażenia COVID-19”, podsumował James Hamblin. „Chorobę należy postrzegać jako problem wszystkich”. Jednak trzeba racjonalnie założyć, że osoby posiadające zasoby gospodarcze – milionerzy, kierownicy firm ubezpieczeniowych i farmaceutycznych, politycy – nie zobaczą tego w ten sposób, nawet jeśli pandemia okaże się szczególnie okrutna. Bardziej prawdopodobne jest, że doświadczą tego ludzie biedni i ludzie z klasy robotniczej, którzy zostaną przerzuceni do nieodpowiednich, pospiesznie zbudowanych masowych ośrodków kwarantanny z dala od znacznie lepszej opieki w prywatnych klinikach dla bogatych.

W przeciwieństwie do osób posiadających pieniądze przedstawiciele klasy pracującej będą musieli stanąć przed trudnym wyborem: albo ubóstwo, albo ryzyko zarażenia. Niestabilność zatrudnienia i krótkoterminowe umowy o pracę – prekaryzacja – charakteryzują dziś dużą część siły roboczej w każdym kraju. Ci ludzie co roku chorują na grypę i inne schorzenia, ale mimo to muszą chodzić do pracy, ponieważ nie mogą sobie pozwolić na urlop zdrowotny. Często mieszkają w blokach lub współdzielonych mieszkaniach. Nie mają pieniędzy, by wysłać pozostałych członków rodziny na tydzień lub dwa do hotelu, gdy któryś z nich zachoruje. Tymczasem osoby posiadające większe zasoby dysponują większą elastycznością w pracy i mogą wziąć wolne w dowolnym momencie. Mają środki, by na czas choroby zamknąć się w domu i zatrudnić innych ludzi do wykonywania za nich obowiązków. Mieszkają w dużych willach, a nie w ciasnych mieszkaniach, więc są jak gdyby automatycznie poddani kwarantannie i odcięci od kontaktu z ludźmi, jeśli zachodzi taka potrzeba.

Już 8 milionów Amerykanów zbiera na leczenie w ramach crowdfundingu

Podobnie jak w przypadku każdego ostatniego kryzysu zdrowotnego epidemia koronawirusa prawdopodobnie nie zmieni podejścia establishmentu do konieczności przyznania klasie pracującej i najuboższym większych praw i zasobów, jak powszechna i bezpłatna opieka zdrowotna, miesiąc płatnego zwolnienia chorobowego i tak dalej – nie mówiąc już o tym, by uznali, że świat rozwija się po to, by zaspokoić ludzkie potrzeby, a nie łechtać ego przywódców politycznych lub zasilać konta bankowe dyrektorów branży medycznej.

Jemy więcej mięsa, handlujemy żywymi zwierzętami, a to zwiększa ryzyko epidemii

**
Artykuł ukazał się w magazynie Red Flag na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Paulina Januszewska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij