Świat

Uniknąć wojny w Wenezueli

Kiedy Stany Zjednoczone zdecydowały się uznać Juana Guaidó za prezydenta Wenezueli – co zrobiła także grupa państw Ameryki Łacińskiej – i wstrzymały import ropy z Wenezueli, liczyły, że to wystarczy, by szybko obalić rząd Maduro. To jednak nie wystarczyło, więc dziś Trump rozważa „inne opcje”.

NOWY JORK. W miesiąc po tym, jak przewodniczący wenezuelskiego parlamentu Juan Guaidó ogłosił się prezydentem Wenezueli, polityczny kryzys w tym kraju trwa w najlepsze. Nasilające się tarcia doprowadziły do sytuacji, w której coraz bardziej prawdopodobna staje się wojna domowa – scenariusz, który jeszcze kilka tygodni temu wydawał się nierealny. W miniony weekend co najmniej cztery osoby zginęły, a setki odniosły rany w ostrych starciach na granicach Wenezueli, kiedy siły rządowe otworzyły ogień do konwojów z pomocą, które opozycja starała się sprowadzić do kraju.


Reżim Nicolása Maduro jest autorytarny, zmilitaryzowany i gotowy zabijać cywilów, aby utrzymać się u władzy. Społeczeństwo jest głęboko podzielone między rewolucjonistów inspirujących się Hugo Chávezem, poprzednikiem Maduro, a liczną opozycję, która czuje się pokrzywdzona. Każda ze stron ma drugą w pogardzie. Kwestia jest zatem złożona i praktyczna: co zrobić, aby pomóc Wenezueli zejść ze ścieżki wiodącej do wojny domowej i podążyć w kierunku spokojnej, demokratycznej przyszłości?

Wenezuela zapracowała na ten kryzys

W obliczu tak poważnego wyzwania administracja amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa mocno się przeliczyła. Kiedy Stany Zjednoczone zdecydowały się uznać Guaidó za prezydenta Wenezueli – co również zrobiła część państw Ameryki Łacińskiej – oraz wstrzymać import ropy naftowej z Wenezueli, liczyły na to, że te naciski wystarczą, aby obalić rząd Maduro. Jak powiedział gazecie „Wall Street Journal” były urzędnik amerykańskiej administracji: „Sądzili, że cała operacja zakończy się w 24 godziny”.

Tego rodzaju błędy zdarzały się także poprzednim prezydentom. W połowie 2011 roku Barack Obama i sekretarz stanu Hillary Clinton oznajmili, że syryjski prezydent Baszar al-Asad musi „ustąpić”. W 2002 roku George W. Bush ogłosił „zakończenie misji” krótko po tym, jak Stany rozpoczęły inwazję na Irak. Wszystkie te przypadki odzwierciedlają arogancję światowego supermocarstwa, które wielokrotnie już ignorowało lokalną rzeczywistość.

Zdolność Maduro do przetrzymania intensywnego nacisku ze strony Stanów Zjednoczonych nie zaskakuje nikogo, kto pilnie śledzi poczynania wenezuelskiej armii. Scentralizowane struktury dowódcze i kontrola wojskowego wywiadu, jak również osobiste interesy wysokiej rangi oficerów, kontrolujących duże obszary gospodarki, każą wątpić, czy wojsko zwróci się przeciwko Maduro. Amerykańska prowokacja może spowodować rozłam między dowództwem armii a niższymi rangą oficerami, ale to tylko przybliży ewentualność wybuchu krwawej wojny domowej. Na razie jednak w szeregach wysokich rangą wojskowych sprawujących bezpośrednią kontrolę nad oddziałami nie widać żadnych wyłomów.

Wobec braku perspektywy rychłej zmiany reżimu administracja Trumpa i część wenezuelskiej opozycji zaczęły poważnie rozważać działania zbrojne. Powtarzając sformułowania użyte w niedawnym przemówieniu Trumpa, Guaidó w sobotę napisał, że oficjalnie zwróci się do wspólnoty międzynarodowej o to, aby „nie odrzucała żadnej opcji”. W podobny sposób republikański senator Marco Rubio, który niejako z własnego nadania stał się guru Trumpa w sprawach dotyczących Wenezueli, ostrzegł na Twitterze, że postawa Maduro otworzyła drogę dla „działań wielostronnych, o których jeszcze 24 godziny temu nie było mowy”.

Wydaje się, że takie pomysły chodziły Trumpowi po głowie już od jakiegoś czasu. Jak ujawnił niedawno były p.o. dyrektora FBI Andrew G. McCabe w książce The Threat (ang. „groźba”), w 2017 roku Trump oświadczył, że jego zdaniem Stany Zjednoczone powinny pójść na wojnę z Wenezuelą. Według McCabe’a Trump miał powiedzieć na posiedzeniu: „Tyle ropy mają, tuż za naszymi drzwiami”. W tej wypowiedzi słychać echo słów Trumpa z 2011 roku o tym, że Obama dał się „wyrolować”, ponieważ nie zażądał połowy libijskiej ropy w zamian za pomoc USA w obaleniu libijskiego dyktatora Mu’ammara al-Kaddafiego.

Caracas. Fot. Eneas De Troya, CC BY

U podłoża zbrojnych interwencji Stanów Zjednoczonych nie leżą wyłącznie interesy gospodarcze i biznesowe. Twarde traktowanie Maduro cieszy się dużą popularnością wśród wielu Amerykanów kubańskiego i wenezuelskiego pochodzenia, głosujących na Florydzie – w rodzinnym stanie senatora Rubio, który będzie kluczowym polem starć w wyborach prezydenckich już za rok.

Zwolennicy amerykańskiej interwencji wojskowej regularnie odwołują się do przypadków Panamy i Grenady jako przykładów wywołanej przez Amerykę szybkiej zmiany władzy. A jednak, w przeciwieństwie do tych dwóch krajów, Wenezuela ma dobrze uzbrojoną armię, liczącą ponad sto tysięcy żołnierzy. Oczywiście, Stany mogłyby pokonać wenezuelskie wojsko, ale nie trzeba być ślepym na okropności autorytarnych reżimów, aby rozumieć, że – jak to wielokrotnie się zdarzało podczas amerykańskich wojen na Bliskim Wschodzie – próby ich obalenia często prowadzą do katastrofy.

Nawet bez interwencji zbrojnej amerykańska strategia nakładania sankcji, jeśli zostanie podtrzymana, doprowadzi w końcu do klęski głodu. Zrywając handel ropą pomiędzy Wenezuelą a Stanami Zjednoczonymi i grożąc nieamerykańskim firmom konsekwencjami za interesy z wenezuelskim państwowym koncernem paliwowym, administracja Trumpa stworzyła jeden z najbardziej dotkliwych systemów sankcji w ostatnich latach. Gospodarcza izolacja Wenezueli, państwa, które utrzymuje się dzięki przychodom z eksportu ropy, może jednak doprowadzić nie do przewrotu, a do masowego głodu.

Trump miał powiedzieć na posiedzeniu: „Tyle ropy mają, tuż za naszymi drzwiami”.

Sąsiedzi Wenezueli i światowi przywódcy muszą odłożyć na bok opcję amerykańskiej interwencji. Wenezuela potrzebuje nie wojny, a mediacji, które doprowadzą do nowych wyborów. Potrzebuje także pilnie przejściowego politycznego zawieszenia broni, aby zatrzymać hiperinflację, przywrócić dostępność żywności i leków oraz odtworzyć instytucje, które umożliwią przeprowadzenie pokojowych i wiarygodnych wyborów w 2020 roku.

Pragmatyczne podejście mogłoby polegać na tym, że obecny rząd nadal kontrolowałby armię, podczas gdy technokraci popierani przez opozycję przejęliby kontrolę nad finansami, bankiem centralnym, planowaniem, pomocą humanitarną, służbą zdrowia i sprawami zagranicznymi. Obie strony uzgodniłyby harmonogram krajowych wyborów w 2020 roku oraz nadzorowaną przez wspólnotę międzynarodową demilitaryzację codziennego życia, wraz z przywróceniem praw obywatelskich i politycznych oraz fizycznego bezpieczeństwa w kraju.

Amerykańska wojna domowa wciąż trwa

Nadzór nad takim rozwiązaniem powinna objąć Rada Bezpieczeństwa ONZ. Rozdział VII Karty Narodów Zjednoczonych stanowi, że Rada Bezpieczeństwa „stwierdza istnienie zagrożenia lub naruszenia pokoju bądź aktu agresji”, oraz uprawnia ją do podjęcia działań zmierzających do „przywrócenia międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa”. Rada Bezpieczeństwa jest właściwym forum również z pragmatycznego punktu widzenia, ponieważ USA, Chiny i Rosja są finansowo i politycznie zainteresowane znalezieniem pokojowego rozwiązania sytuacji w Wenezueli. Wszystkie trzy kraje mogłyby się zgodzić na określenie ścieżki wiodącej do wyborów w 2020 r. Obiecujące jest to, że papież Franciszek oraz rządy Meksyku i Urugwaju także oferują pomoc w prowadzeniu mediacji zmierzających do pokojowego wyjścia z sytuacji.

Wenezuela: Bankructwo rewolucji

Trump i inni amerykańscy politycy mówią, że czas negocjacji się skończył. Wierzą w krótką i szybką wojnę. Światowi przywódcy – a zwłaszcza przywódcy w krajach Ameryki Łacińskiej – powinni otworzyć oczy na widmo wyniszczającej wojny, która może trwać latami i zatoczyć szerokie kręgi.

 

**
Jeffrey Sachs jest profesorem na Uniwersytecie Columbia. Francisco Rodríguez, główny ekonomista w Torino Economics, służył jako doradca byłego kandydata na prezydenta Wenezueli, Henriego Falcóna.

Copyright: Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij