Świat, Weekend

12 bramek w 12 meczach z Bayernem: Lewandowski może o tym tylko pomarzyć

Właśnie zaczyna się mundial w Katarze, święto męskiego futbolu. Ale jeśli chcecie obejrzeć sukces polskiej piłki, musicie poszukać gdzie indziej. Na przykład w Wolfsburgu.

Jest piątkowe popołudnie, za szklaną ścianą przede mną dawne boisko treningowe drużyny Vfl Wolfsburg przyciąga wzrok wyjątkowo jaskrawą jak na październik zielenią. Na kolanach trzymam kupioną na dworcu w Berlinie książkę Annabelle Williams Why Women Are Poorer than Men… And What We Can Do About It, którą właśnie skończyłem.

Czekam na Dirka Zillesa, odpowiedzialnego za public relations drużyny kobiet Vfl. Między jednym a drugim zebraniem dotyczącym niedzielnego meczu z największym krajowym rywalem, Bayernem Monachium, Dirk obiecał znaleźć czas na krótką rozmowę. Muszę tylko jeszcze chwilę poczekać.

Dlaczego nie będę oglądał mundialu i wy też nie powinniście

Przeglądam pozakreślane fragmenty książki, w której brytyjska ekonomistka rozprawia się z mitami malestreamu. Te posłużą mi potem za podtytuły tego tekstu. Williams podaje na przykład, że w Europie kobiety zarabiają średnio o 18–19 proc. mniej niż mężczyźni, a według Światowego Forum Ekonomicznego, jeśli nic się nie zmieni, zrównanie wynagrodzeń nastąpi za 257 lat.

Zastanawiam się nad zrównaniem wynagrodzeń, jednakowymi szansami i możliwościami rozwoju, siedząc w siedzibie jednego z najlepszych niemieckich klubów piłkarskich. Siedziba sekcji kobiet Vfl zlokalizowana jest przy starym stadionie klubu i rzeczywiście panuje tu nastrój z minionej epoki, potęgowany przez niezmienne od czasów obecności Bundesligi na DSF logo piwa Hasseröder (tak, to z cietrzewiem) i wykładzinę na podłodze.

VfL-Stadion, stary stadion drużyny z Wolfsburga. Fot. Reise Reise/Wikimedia Commons

– Wolfsburg to Volkswagen, a Volkswagen to Wolfsburg – powie Dirk, kiedy w końcu będę miał okazję zapytać go o przyczynę sukcesów drużyny kobiet Vfl. – Inwestycja w sport kobiet pokazuje wartości, jakimi kieruje się firma. Chodzi nam o równość i różnorodność. Żeby być pionierami, musimy wciąż pokazywać nasze DNA. Nie można tego lepiej wyrazić. Gdybyśmy jako firma mówili o różnorodności, ale nie praktykowali tego jako właściciel klubu, byłoby to nieszczere.

Wolfsburg założono w 1938 roku jako „sypialnię” dla pracowników fabryki Volkswagena. Nazwa miasta wzięła się od położonego w okolicy zamku, zajmującego centralne miejsce w herbie, lecz usytuowanego kilka kilometrów od centrum, pośród drzew, jeziorek, parkowych alejek i różowych ławek.

Nikt nie ma wątpliwości, że powodem istnienia i trwania Wolfsburga jest fabryka samochodów. Gdyby upadła, pociągnęłaby miasto za sobą. Volkswagen został sponsorem klubu w roku 1952, a w 2001 przejął 90 proc. pakietów własnościowych Vfl Wolfsburg. Od 2007 roku klub należy w całości do koncernu. Drużyna mężczyzn gra na mogącej pomieścić 30 tysięcy fanów Volkswagen Arenie, kobiety na położonym kilkaset metrów dalej, mającym 5200 miejsc AOK Stadionie.

– Z wyjątkiem ważnych meczów, jak faza pucharowa Ligi Mistrzyń czy ten niedzielny. Z Barceloną mieliśmy 20 tysięcy kibiców, teraz też przewidujemy coś takiego – mówi Dirk. – Ale u nas 20 tysięcy znaczy więcej niż w takim Frankfurcie czy Monachium, gdzie w regionie masz ponad milion mieszkańców.

W Wolfsburgu i okolicy mieszka jakieś 120 tysięcy ludzi. Większość zatrudnia fabryka Volkswagena, której cztery brązowe kominy są pierwszą rzeczą, jaką zobaczą podróżni przybywający na miejski dworzec. Ludzie w szarych, roboczych kombinezonach z charakterystycznym niebiesko-białym logo po skończonej zmianie przechodzą bezpośrednio na pociąg.

Co jest nie tak z wielkim sportem i dlaczego wszystko?

W niedzielę, w dzień meczu z Bayernem, dominować będą tu zielono-białe uniformy. Te barwy są, jak w większości starych klubów piłkarskich, dziełem przypadku. W roku 1945, kiedy powstał klub, z wiadomych względów trudno było w Niemczech o akcesoria sportowe, więc do cudem zdobytych zielonych koszulek żony piłkarzy dodały szorty własnoręcznie uszyte z białych prześcieradeł.

Wśród osób, które założyły Vfl, oprócz 10 mężczyzn była też jedna kobieta.

To nie system jest zły, kobiety nie są wystarczająco przebojowe

Nie pytam Dirka, ile zarabiają piłkarki. Fakt, że nie muszą szukać innych źródeł dochodu to i tak dużo więcej, niż może im zaoferować większość klubów piłkarskich Europy. Nawet w Bundeslidze kobiet jakaś połowa zawodniczek musi łączyć grę ze studiami lub pracą. Często po pójściu do tej drugiej rezygnują z zawodowego uprawiania sportu.

Piłkarki i kibice VfL Wolfsburg. Fot. facebook.com/vflwolfsburg.int

– To niesprawiedliwe, przecież nasze piłkarki są lepsze od mężczyzn – powie mi dzień później Lisa, pracująca w przyklubowym pubie. Nieszczególnie interesuje się piłką, studiuje prawo, jednak podkreśla, że kwestia zrównania wynagrodzeń w piłce jest dla niej ważna, bo sama nie chce być dyskryminowana na rynku pracy.

– Kiedy myślimy o silnych osobowościach, zwykle mamy przed oczami mężczyzn. W piłce też tak jest. Mówiąc „piłkarz”, widzisz mężczyznę. W zawodzie prawnika przyjmuje się, że mężczyzna bardziej się nadaje, bo potrafi lepiej argumentować, a na boisku zakłada się, że lepiej gra w piłkę tylko dlatego, że jest facetem.

Piłkarki Wolfsburga są tak dobre, że w pewnym sensie rozpieściły swoich kibiców i kibicki. Wilczyce zdobyły siedem mistrzostw Niemiec, dziewięć razy wywalczyły puchar kraju, pięciokrotnie awansowały do finału Ligi Mistrzów, a dwukrotnie ją wygrały.

Czarni piłkarze zagrają dla Rosji? „Przez rasizm nigdy nie zostaną zaakceptowani”

Ciesząca się znacznie skromniejszymi sukcesami drużyna mężczyzn jest wciąż popularniejsza w mieście. Platforma streamingowa Viaplay, transmitująca w Polsce mecze Bundesligi mężczyzn, a także niektóre ligi kobiet, zrealizowała ostatnio reportaż Polskie wilki o polskich śladach w drużynie Wolfsburga. Występowało tu 14 piłkarzy polskich i polskiego pochodzenia. W trwającym 16 minut programie polskim piłkarkom klubu Ewie Pajor i Katarzynie Kiedrzynek poświęcono kilkanaście sekund…

Niemal każda kibicka, z którą rozmawiam, wyznaje mi, że na mecze mężczyzn chodzi częściej.

– Co w takim razie kobiety mogą robić lepiej? Przecież wygrały już wszystko – pytam jedną z nich.

– Nie wiem, może to kwestia marketingu? – odpowiada.

Ale tu również Wolfsburgowi trudno cokolwiek zarzucić. Na każdym peronie stoi billboard, z którego kapitanka reprezentacji Niemiec, Alexandra Popp, zaprasza na stadion. Trzy lata temu wraz z innymi reprezentantkami kraju „Poppi” wystąpiła w genialnym spocie telewizyjnym, piętnującym ignorancję i seksizm piłkarskiego światka.

Obejrzyjcie go, zanim pójdziemy dalej:

Jeśli ośmiokrotne mistrzynie Europy czuły się anonimowe we własnym kraju, to co mają powiedzieć reprezentantki innych krajów albo zawodniczki nawet nieocierające się o reprezentację? Dlaczego, pomimo tak poważnych inwestycji, piłkarki Wolfsburga grają na nowoczesnym i uroczym, ale jednak kameralnym AOK Stadionie?

– Bo to ich stadion. Nie jest to coś, co dostały w spadku po facetach. Zbudowano ten stadion dla nich – podkreśla Lisa z przystadionowego pubu.

Thomas przyjechał tu sam, z Bremy, jakieś 200 kilometrów od Wolfsburga. To drugi mecz Vfl, na którym jest, pierwszy, rozgrywany na AOK Stadionie, bardzo mu się podobał i ciekawi go, czy tak samo będzie na prawie sześć razy większej Volkswagen Arenie. Mówi, że kibicem jest dopiero od tegorocznych mistrzostw Europy, w których reprezentacja Niemiec dotarła do finału, gdzie przegrała z Anglią po dogrywce. Na oko Thomas ma jakieś 50 lat. Jest adwokatem. Jakby na dowód, daje mi swoją wizytówkę.

– Myślę, że zostałem kibicem, bo mecze były w telewizji i wreszcie mogłem je obejrzeć – odpowiada, zapytany o przyczyny swojego dość nagłego zainteresowania piłką kobiet. – Ten mecz też jest transmitowany i mogłem zostać w domu, ale chcę tu być. I tyle. To jest prawdziwy sport. Męską piłką rządzą pieniądze, jest zbyt skomercjalizowana, a te dziewczyny po prostu grają.

AOK Stadion, na którym mecze rozgrywają piłkarki VfL Wolfsburg. Fot. Wolfsburg AG /Wikimedia Commons

– Ale… nie macie swojej drużyny kobiet w Bremie? – pytam.

– Mamy, mamy. Ale tam na stadion przychodzi jakieś 300 osób, nasza drużyna nie gra dobrze. A ja jakoś sercem jestem za Wolfsburgiem. Za tydzień przyjeżdżam tu z córką.

Mieszkamy w tym samym hotelu. Thomas już przy śniadaniu ma na stoliku szalik klubu. Kilka godzin później widzimy się pod stadionem. Thomas wchodzi do pełnego fanshopu i znika w morzu zielono-białych bluz i koszulek, ja zostaję na zewnątrz i rozmawiam z Maiką. Siedzi sama przy wejściu i przegląda coś w telefonie. Ona również jest fanką od czasu mistrzostw – bo wreszcie widziała mecze – i również odwołuje się do pieniędzy, ale własnych:

– Najtańsze bilety na mecze mężczyzn są trzy razy droższe, a nasi są w ogonie Bundesligi. Kobiety wszystko wygrywają i lepiej się je ogląda. Jest mi też łatwiej dostać się na stadion.

Maika jest osobą z niepełnosprawnością, porusza się na wózku. Od początku sezonu nie odpuściła żadnego meczu drużyny kobiet Wolfsburga.

Serce Doniecka bije w Warszawie

Kobiety boją się ryzyka

Ewa Pajor jest jedną z najlepszych zawodniczek siedmiokrotnych mistrzyń Niemiec. Wszyscy tu znają jej nazwisko i gdy mówię, że jestem z Polski, zakładają, że przyjechałem tu ze względu na nią. I w dużej części mają rację. Piłkarka w Wolfsburgu mieszka od ośmiu lat. Po zielonej stronie, niedaleko lasku, gdzie chodzi na spacery.

– To miasto jest idealne do życia, na trening mam 10 minut, korki są tylko, kiedy ludzie wracają z pracy. Sama jestem z malutkiej wioseczki, więc to miejsce bardzo mi pasuje – mówi, kiedy mamy okazję porozmawiać po meczu.

Ewa Pajor. Fot. El Loko Foto/flickr.com

Mimo to początki nie były łatwe dla wychowanki Orląt Wielenin.

– Przeprowadzka to była trudna decyzja, miałam wtedy 18 lat, nie mówiłam ani po niemiecku, ani po angielsku, więc pierwsze miesiące w Niemczech były trudne. Ale jeśli chcemy spełniać swoje marzenia, chcemy się rozwijać, to ten krok wprzód musimy zrobić i na pewno tego nie żałuję.

W 2013 roku została najlepszą zawodniczką mistrzostw Europy U-17, które Polska wygrała. To był debiut naszej reprezentacji na tym turnieju. Wolfsburg przyglądał się Pajor już wcześniej, po pierwszych świetnych występach w Medyku Konin.

– Nasz dyrektor sportowy, a wcześniej trener, Ralf Kellerman, ma niesamowite oko do talentów. Wie o zawodniczkach, o których nikt inny nie wie. Dwa lata temu nikt nie znał Sveindís Jónsdóttir, a teraz gra ona u nas. Kto wiedział, kim była Ewa Pajor, zanim do nas trafiła? – pyta mnie Dirk.

Jak rozbudowana jest sieć skautingu Vfl Wolfsburg, uświadamia mi dopiero historia innej polskiej zawodniczki, 13-letniej Nadii Stajek, którą spotykam po meczu pod stadionem. Jest tam z rodzicami i młodszą siostrą. Ubrani w klubowe barwy liczą, że uda im się zaczepić wracającą z meczu Pajor, pogratulować i poprosić o zdjęcie. Siostra Nadii ma na sobie klubową koszulkę polskiej piłkarki z jej starym numerem „17” na plecach. Trochę wyblakły, choć nadal dobrze widoczny na koszulce jest autograf najlepszej strzelczyni w historii naszej reprezentacji.

Nadia w wieku pięciu lat przeprowadziła się z rodzicami z Polski do Niemiec. Na pierwszy trening poszła rok później, a teraz jest zawodniczką drużyny U-15 Wolfsburga. W lutym tego roku zadzwonił do niej trener i zapytał, czy chciałaby występować w klubie. Dotąd mieszkała z rodzicami 200 kilometrów od Wolfsburga, pod Paderborn.

– Mogliśmy czekać jeszcze dwa lata i puścić ją do szkoły z internatem, ale stwierdziliśmy, że straciłaby ten czas, a przecież musi się rozwijać – mówi mama Nadii.

Rodzice Nadii przeprowadzili się tu, żeby mogła grać. Wcześniej przez rok wozili Nadię na dwa treningi w tygodniu i mecze do Gütersloh, gdzie była lepsza drużyna niż u nich w rejonie. Po propozycji z Wolfsburga tata Nadii poprosił o przenosiny, bo firma, w której pracuje, ma tu swój oddział. Udało się. O przeprowadzce mówią jak o czymś najnormalniejszym w świecie.

– Sukces dziecka zależy od wsparcia rodziców – dodaje mama Nadii.

Klub współpracuje też ze szkołą, w której udało się znaleźć miejsce dla ich córki. Z drużyną U-15 pracuje czterech trenerów. Ten nacisk na rozwój, chęć pracy z młodymi zawodniczkami oraz ściąganie już uznanych graczek, jak obrończyni Dominique Janssen z Arsenalu, pozwala Wolfsburgowi wygrywać teraz mecze i ze spokojem myśleć o przyszłości.

– Ludziom kierującym klubem naprawdę zależy na piłce nożnej kobiet. Jako jedni z pierwszych rozpoznali jej potencjał. Inwestują mądrze, infrastruktura jest świetna. Piłkarki mają tu wszystko zapewnione – mówi Jasmina Schweimler z „Wolfsburger Allgemeine Zeitung”.

– Co dwa tygodnie mamy trening atletyczny i treningi wyrównawcze, indywidualne, kiedy idzie nam trochę gorzej – mówi Nadia. – Zawsze marzyłam, żeby grać dla Wolfsburga.

Dlaczego akurat dla Wolfsburga?

– Moją ulubioną zawodniczką jest Ewa Pajor.

Nadia jeździła na obozy piłkarskie organizowane przez Wolfsburg. Przez jakiś czas mówiono jej, że klub ma ją na oku, i zaczęła myśleć, że to tylko takie uprzejmości, aż przed Wielkanocą dostała zaproszenie na dwa dni treningów ówczesnych piłkarek U-15. Przed przyjazdem do Dolnej Saksonii napisała na Instagramie do Pajor. Ku zaskoczeniu wszystkich, również trenerów drużyny, napastniczka pojawiła się na treningu dziewczyn. Uśmiechała się, pozowała do zdjęć, nawet trochę z nimi pokopała.

– To cudowna, ciepła osoba – mówią rodzice Nadii.

Kobiety nie lubią rywalizacji

Od kilku lat w swoją drużynę kobiet konkretnie inwestuje Bayern Monachium. Do meczu z Wolfsburgiem piłkarki Bayernu nie straciły gola w lidze. Vfl Wolfsburg bywa nazywany „Bayernem Monachium Bundesligi kobiet” z racji dominacji na krajowym podwórku. Dirk Zilles uważa to porównanie za krzywdzące:

– My rozwijamy piłkarki, Bayern kupuje już rozwiniętych graczy – wyjaśnia z uśmiechem.

Męska drużyna Bayernu niemal co sezon skupuje najlepszych i najbardziej obiecujących graczy z innych klubów Bundesligi, skutecznie eliminując konkurencję do tytułu mistrzowskiego. Bayern jest także uznaną marką na świecie, klubem rozpoznawalnym. Po co im triumf w rozgrywkach piłki kobiecej?

– Bo to Bayern, oni chcą być najlepsi we wszystkim – powie po meczu Charlotte Bruch z „Tagesspiegel”, kiedy będziemy siedzieć obok siebie na konferencji prasowej.

Piłkarki VfL Wolfsburg. Fot. facebook.com/vflwolfsburg.int

Ewa Pajor na boisko wybiega pierwsza. Nawet gdybym jej nie znał, mój wzrok chodziłby za nią. W każdym jej ruchu jest dodatkowa energia, którą musi z siebie wyrzucić, inaczej po prostu się zmarnuje.

– Zawsze, przed każdym meczem lubię pierwsza wbiec na boisko, pierwsza zejść do szatni, taka już jestem, od samego początku to jest we mnie. To energia, którą lubię pokazywać na boisku i zaszczepić koleżankom z drużyny.

To ona w spocie telewizyjnym reklamującym Bundesligę Kobiet reprezentuje drużynę, pod jedną pachą trzymając mistrzowską paterę i puchar kraju w drugiej dłoni. Niemcy wymawiają jej nazwisko „Pa’joor”, akcentując i przesadnie przeciągając drugą sylabę. Pytam, czy czuje się twarzą zespołu.

– Myślę, że w klubie fajnie tym zarządzają, każda zawodniczka może poczuć się ważna. Mamy tyle dobrych nazwisk, że jest z kogo wybierać.

Przed pierwszym gwizdkiem podnosi piłkę i przyciska ją do siebie równie mocno co trofea w telewizyjnym spocie. Ustawia na środku boiska i po gwizdku sędzi rozpoczyna najważniejszy mecz rundy jesiennej Bundesligi kobiet.

Bayern przeważa, choć to Wolfsburg w 20. minucie zdobywa bramkę. „Poppi” pokonuje bramkarkę rywalek w charakterystyczny dla siebie sposób, głową po dośrodkowaniu. Jest jednak na spalonym, gol nieuznany.

Skończyło się odrzutowcowanie

Gra jest twarda, fizyczna. Kapitanka reprezentacji Niemiec dwukrotnie upada na murawę. Za drugim razem potrzebuje interwencji medycznej. W 41. minucie pada pierwsza bramka w meczu. Zdobywa ją Pajor, po tym jak obrończyni Bayernu Sarah Zadrazil nabija jej piłkę na nogę, a Polka przerzuca bramkarkę rywalek.

Po bramce wyskakuje do góry i wykonuje charakterystyczną dla Cristiano Ronaldo cieszynkę, lądując z rozstawionymi nogami i lekko rozłożonymi, wyprostowanymi rękami. Śmieje się, bo ma świadomość, że w wykonaniu mierzącej 167 centymetrów kobiety ta eksplozja radości ma inny wydźwięk, niż gdy robi to wyższy o 20 centymetrów mężczyzna, którego nikt nie podejrzewa o dystans do siebie.

Do przerwy Wolfsburg prowadzi 1:0, a kibice są zachwyceni. Po przerwie znów przeważa Bayern, ale w 58. minucie na 2:0 podwyższa kapitanka Wolfsburga w tym meczu, Svenja Huth. Bayern nie odpuszcza, w 73. minucie bramkę kontaktową zdobywa Klara Bühl, a osiem minut później piłkarki Wolfsburga ratuje słupek.

Alexandra „Poppi” Popp. Fot. xtranews.de/Wikimedia Commons

W 90. minucie z boiska schodzi Pajor. Oklaskuje ją niemal cały stadion, ona odpowiada tym samym. Na trybunach jest 21 287 kibiców, co stanowi nowy rekord klubu.

Na pomeczowej konferencji prasowej pada ledwie pięć pytań. Jedno z nich dotyczy Ewy Pajor. Nie zadaję go jednak ja, tylko jeden z niemieckich dziennikarzy:

–12. bramka w 12. meczu z Bayernem. Skąd taka niesamowita skuteczność u Ewy Pajor?

– Ewa ma niesamowitą mentalność i daje niesamowitą jakość, ciężko pracuje na treningach – odpowiada trener Vfl, Tommy Stroot. – Wielkie mecze należą do wielkich zawodniczek i tak właśnie jest z Ewą.

Zmiana wymaga zbyt dużych nakładów, po prostu nie jest możliwa

Williams pisze, że jedną z lekcji płynących z covidu jest: coś jest niemożliwe, dopóki jest możliwe. Ekonomiczną ortodoksję, narzucającą długie przebywanie w biurach, udało się zmienić. Okazało się, że praca z domu może być efektywna. Dlaczego inwestycja w sport kobiet też miałaby okazać się nierentowna? Silne społeczeństwo to nie to najbogatsze, ale najlepiej współpracujące.

– Tutaj, w Niemczech, już od dawna kobieca piłka jest popularna. W pewnym momencie było mniej tego zainteresowania, ale po mistrzostwach w Anglii odżyło. Wszystkie kluby chcą, żeby było tak jak dziś, 20 tysięcy ludzi na trybunach, i myślę, że to jest ten dobry kierunek – mówi Pajor.

Lisa de Ruiter, dziennikarka Sky Sports, relacjonowała mistrzostwa Europy z Anglii. Zwykle pracuje na meczach mężczyzn, teraz stoi pod stadionem z mikrofonem. Kibice Wolfsburga zagadują do niej, a ona znajduje czas, żeby z nimi porozmawiać między wejściami na antenę. Lisa też wskazuje na turniej jako moment zwrotny, jeśli chodzi o zainteresowanie piłką kobiet w Niemczech.

– Może dlatego, że turniej odbywał się w Anglii i można było poczuć, że tamtejsi kibice są zakochani w piłce?

Istotne wydaje się też, że piłka nożna kobiet w Anglii jest w pełni profesjonalna i wszystkie zawodniczki Women’s Super League otrzymują wynagrodzenia pozwalające im koncentrować się jedynie na grze w piłkę. Zawodniczki mają komfort pracy, pozwalający im planować dni wokół treningów i meczów. Dzięki temu podnosi się poziom sportowy, a lepsze widowiska to więcej kibiców na trybunach. Lisa kontynuuje:

– Wielu moich kolegów i kibiców niejako musiało oglądać ten turniej, bo po prostu nie było innych rozgrywek w telewizji. Oczy wszystkich były zwrócone na mistrzostwa, nasza drużyna grała świetnie i ludzie mówili mi: „one naprawdę potrafią grać”. No naprawdę, niesamowite. Powtarzałam wam to od lat!

Staśko: Będę się bić w MMA, żeby pomóc ofiarom przemocy

Wielki turniej. Czy właśnie to jest potrzebne także polskiej piłce kobiet, żeby wreszcie spotkała się z należytą uwagą?

– To trudne pytanie, ale awans na ważny turniej na pewno byłby dużym krokiem, żeby piłka nożna kobiet w Polsce stała się bardziej popularna – odpowiada Pajor.

Poprzedni prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek mocno lobbował za tym, żeby Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej Kobiet 2025 odbyły się w Polsce. Obok Polski, oficjalne, indywidualne zgłoszenia wysłały także Francja i Szwajcaria, a czwartą, zbiorczą kandydaturę, wysunęły kraje skandynawskie: Dania, Finlandia, Norwegia i Szwecja.

Jeśli w styczniu UEFA zadecyduje, że to nasz kraj zorganizuje turniej, może on okazać się katalizatorem, który wreszcie przyniesie zmianę w postrzeganiu piłki nożnej kobiet w Polsce.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Muniowski
Łukasz Muniowski
Amerykanista
Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów na Uniwersytecie Szczecińskim. Autor i tłumacz książek o sporcie.
Zamknij