Polaryzacja czeskiego społeczeństwa staje się coraz większym problemem.
Dwudziesta piąta rocznica aksamitnej rewolucji przebiegła w atmosferze skandalu. Miloš Zeman w towarzystwie czterech prezydentów sąsiednich państw – w tym polskiego prezydenta Bronisława Komorowskiego – został wygwizdany przez tłum, w powietrzu latały jajka. Symbolikę wydarzeń wzmacnia fakt, że w tym samym miejscu dwadzieścia pięć lat temu rozpoczęła się studencka manifestacja, siłą rozpędzona przez oddziały StB (ówczesna policja). W tej manifestacji brał udział Miloš Zeman, który dzisiaj jest w Czechach postrzegany jako arogancki, zadufany w sobie, makiaweliczny polityk, starający się być widocznym za wszelką cenę. Bardzo w tym przypomina swojego poprzednika Václava Klausa.
Zeman nie zawsze był taki. W 1990 roku w wywiadzie dla czasopisma „Młody Świat” jako znany ekonomista opowiadał, jak przejść z gospodarki socjalistycznej na rynkową. Już wtedy krytykował projekt prywatyzacji kuponowej Václava Klausa, która miała rozwiązać problem państwowej własności, przekazując majątek państwa w ręce obywateli. Pomysł Klausa polegał na tym, by każdy obywatel dostał kupony (a de facto akcje państwowych przedsiębiorstw), dzięki którym czechosłowackie społeczeństwo będzie startowało z jednego poziomu w wolnorynkowej rzeczywistości. Zeman już wtedy krytykował ten projekt: „Wyobraźcie sobie, co się stanie, gdy rozdamy kupony prywatyzacyjne. Dostaniecie za nie akcje, dowiecie się, że przez pierwszy rok nie macie z nich dywidendy, ale macie w ręku na przykład milion inwestycyjnych koron. Przyjdzie do was niczym się niewyróżniający człowiek i powie »Te przedsiębiorstwa nie przetrwają, mogę od was kupić ich akcje za 50 tysięcy koron«. Jak myślicie, kto te akcje będzie skupował? Te pięć procent obywateli, którzy mają gotówkę. Nomenklatura z poprzedniego ustroju. Dzięki temu projektowi prywatyzacji łatwo może się zdarzyć, że struktury, które zniknęły ze sceny politycznej wraz z upadkiem komunizmu, tylnym wejściem pojawią się na scenie ekonomicznej. Wokół prywatyzacji kuponowej będzie walka”.
W odróżnieniu od Klausa, który w niedawno udostępnionym wywiadzie dla austriackiej telewizji ORF jeszcze 12 listopada 1989 roku twierdził, że reżim przetrwa i ciężko przewidywać, co będzie w przyszłości, Zeman zaprezentował się jako dobry prognosta, kiedy przepowiadał, jak skończy się ten „napad stulecia” (tak się czasami w Czechach nazywa prywatyzację kuponową). Zeman wyrósł na najbardziej wyrazistego politycznego przeciwnika ówczesnego premiera i lidera ODS (Obywatelskiej Partii Demokratycznej) Václava Klausa. W 1993 roku został wybrany na przewodniczącego wtedy jeszcze niezbyt silnej ČSSD (Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej). Stopniowo odbierał poparcie dominującej ODS, a w 1998 roku wygrał wybory i został premierem.
Rządy Zemana to jednak dość ponury okres, zwłaszcza gdy zawarł tzw. umowę opozycyjną ze swoim odwiecznym wrogiem Klausem.
W umowie ODS zobowiązywała się, że nie będzie występować z głosowaniem o wotum nieufności dla rządu Zemana (które ČSSD by na pewno przegrała) i będzie wspierać mniejszościowy rząd socjaldemokratów. W tym okresie Zeman wskoczył do pędzącego pociągu prywatyzacji i zaczął współpracować z nomenklaturą, o której w wyżej cytowanym wywiadzie wyrażał się z pogardą.
Polityk, który w kampanii wyborczej mówił o sobie, że będzie „prezydentem lewicowym”, „prezydentem dla dolnych dziesięciu milionów obywateli”, który twardo występował przeciwko korupcji, klientelizmowi i politycznej mafii, jako urzędujący prezydent poleciał z najbogatszym Czechem Petrem Kellnerem – jednym z największych wygranych prywatyzacji kuponowej – do Chin, aby mu pomóc w biznesowych negocjacjach, a po zakończeniu wizyty wrócił do Czech prywatnym samolotem firmy biznesmena.
Aby ukryć to swoje ideologiczne faux-pas i odzyskać poparcie oszukanych zwolenników, ostro wypowiedział się na antenie czeskiego radia o rosyjskich aktywistkach z Pussy Riot. Zaskoczonemu dziennikarzowi przełożył ich nazwę i w programie na żywo nazwał je „pizdami”. Skrytykował je też za obsceniczność i obrazoburcze zachowanie w świątyni i uznał, że zostały słusznie skazane. Wielu Czechów te wypowiedzi oburzyły, choć części czeskiego społeczeństwa używanie przez Zemana ostrych słów imponuje i postrzegają go jako nonkonformistę, który nie boi się mówić, tego co myśli. Dzięki tej wypowiedzi Zeman zyskał podziw ultrakonserwatywnego Aleksandra Dugina, który bynajmniej nie jest głównym ideologiem Putina, jak się o nim w czeskiej prasie pisze, ale ideologiem faszystowskiej opozycji, która obecnie walczy z Putinem o władzę. Swoją wypowiedzią Zeman dołączył do najciemniejszych sił współczesnej europejskiej polityki.
Kiedy Zeman został prezydentem, określał się jako eurofederalista i chciał jak najszybszego przyjęcia euro w Czechach. Po dwóch latach rządów szuka nowych politycznych sprzymierzeńców, przede wszystkim w Rosji i Chinach. Alarmujące jest to, jak szybko przyjął ich agendę polityczną jako swoją. Bardzo dobrze widać to na przykładzie jego stosunku do konfliktu na Ukrainie.
Na początku Zeman stał jednoznacznie po stronie Ukrainy i nawoływał do polityki twardej ręki wobec Rosji. Dzisiaj w swoich wypowiedziach stoi po stronie Rosji.
Prezydent jest co prawda znany ze stwierdzenia, że „tylko idiota nie zmienia zdania”, ale tak radykalny zwrot w tak krótkim czasie jak w tym przypadku to nie jest coś, co często widzimy.
Dochodzimy do jądra politycznych problemów współczesnych Czech. Wybory prezydenckie w 2012 roku po raz pierwszy uwypukliły to, co pojedynczy komentatorzy widzieli już wcześniej: czeskie społeczeństwo rozpadło się na dwie grupy. Ta lepiej wykształcona, odnosząca sukcesy i relatywnie zadowolona, opowiada się po stronie liberalnej i konserwatywnej prawicy i w ostatnich wyborach prezydenckich głosowała na Karla Schwarzenberga. Ta gorzej wykształcona, niezadowolona, w gorszej sytuacji ekonomicznej głosowała na Zemana. Mimo że w dzień wyborów wszystkie duże media na pierwszej stronie nawoływały do głosowania na Schwarzenberga, wybory wygrał Zeman. Wraz z nim wygrali jego wyborcy. Przegrani aksamitnej rewolucji zyskali swojego rzecznika. Wraz ze zwycięstwem Zemana ich pozycja w społeczeństwie wzrosła. Druga strona się nie poddała, a ponieważ w jej szeregach są elity polityczne, ekonomiczne i kulturalne, kampania prezydencka z 2012 roku toczy się nadal.
Dlatego też Zeman stosuje strategię, która aż do teraz dawała mu społeczne poparcie. Cokolwiek napisze czeska prasa czy polityczna opozycja (a także ci członkowie ČSSD, których czeski prezydent nie darzy sympatią), on krytykuje to i neguje. Dla większej części czeskiego społeczeństwa dzięki tej strategii jest bohaterem, który w imieniu wykluczonych postawił się elitom, okradających ludzi z ich spokojnego i dobrego życia. Ta polaryzacja czeskiego społeczeństwa staje się coraz większym problemem, który nabiera rysów retorycznej wojny domowej.
Jest tutaj też trzecia strona, którą reprezentuje miliarder słowackiego pochodzenia Andrej Babiš, właściciel największego holdingu spożywczego ČR Agrofert, obecny minister finansów. Kiedy dwa obozy (pro-Zemanowski i anty-Zemanowski) obrażają się nawzajem, Babiš zbiera głosy zniesmaczonego centrum i w chwili obecnej w sondażach przedwyborczych ma ponad 30-procentowe poparcie. Kryzys społeczny stał się przykrywką dla procesu prywatyzacji państwowego majątku na korzyść spożywczego barona, który nawiązuje do działania poprzedniego rządu Petra Nečase. Robi to jednak sprawniej i w sposób mniej rzucający się w oczy, w czym pomagają mu również posłowie oraz członkowie rządu z ČSSD, którzy byli najgłośniejszymi krytykami rządu Petra Nečase. Za sukcesem Babiša i jego partii ANO (Tak) stoi porzucenie słownika neoliberalnych cięć, który Babiš zastąpił pozytywną, budującą retoryką.
Tymczasem następstwa antyzemanowych protestów z 17 listopada nie miały już tak szerokiego oddźwięku medialnego, jak można by się spodziewać. Wsparcia Zemanowi udzielają nieznaczące grupki skrajnych prawicowców, którzy starają się przekonać opinię publiczną, że protest był pośrednio zorganizowany przez amerykańską ambasadę w Pradze. W rzeczywistości twarzą demonstracji stał się Martin Přikryl, reżyser reklam, co mogło mieć też wpływ na frekwencję na kolejnych manifestacjach przeciwko prezydentowi Zemanowi, na których pojawiło się kilkadziesiąt osób.
Jednak spór trwa w najlepsze, dokarmiany przez największe czeskie media, które bezustannie atakują prezydenta, przez co zarówno w Czechach, jak i za granicą jego pozycja wydaje się mocniejsza niż jest w rzeczywistości. Prawdą pozostaje, że władza prezydencka w czeskim systemie jest bardzo ograniczona. Miloš Zeman jest co prawda pierwszym czeskim prezydentem wybranym w bezpośrednich wyborach, przez co jego mandat jest silniejszy, ale nie na darmo o prezydencie w Czeskiej Republice mówi się „składacz wieńców”. Nie ma w związku z tym zagrożenia, że Miloš Zeman mógłby w jakiś znaczący sposób wpłynąć na politykę wewnętrzną lub zagraniczną. Mimo to walka medialna nie ustaje, a polaryzacja czeskiego społeczeństwa będzie postępować, możecie na to postawić.
przełożyła Vendula Czabak
Jan Bělíček − redaktor czeskiego dwutygodnika kulturalnego „A2” (www.advojka.cz).