Świat

Batalia o „wolne sądy” w Izraelu wchodzi w nową fazę. To zwiastun chaosu w regionie

Po przegłosowaniu pierwszej ustawy reformy sądownictwa Izrael czekają jeszcze gwałtowniejsze demonstracje, na które czekają regionalni rywale. Wewnętrzne spory w kraju powodują, że politycy ostrzegają przed utratą zdolności operacyjnej przez wojsko.

24 lipca to dzień cementujący postępującą od lat polaryzację izraelskiego społeczeństwa. W tym roku stała się ona widoczna gołym okiem za sprawą reformy sądownictwa forsowanej przez rząd Benjamina Netanjahu i trwających od 29 tygodni ogromnych protestów, przykuwających uwagę sporej części świata – zarówno tej darzącej kraj sympatią, jak i tej liczącej, że Izrael potknie się o własne nogi.

Protestujący chcieli powstrzymać cały pakiet reform. Liczono na to, że rząd cofnie się w ostatniej chwili lub że bardziej umiarkowani politycy Likudu zrezygnują ze wspierania swojego przywódcy. Tak się nie stało, bo po 30 godzinach parlamentarnej dyskusji, mimo opozycyjnego bojkotu, udało się przegłosować pierwszą ustawę reformy głosami wszystkich 64 parlamentarzystów koalicji.

Mglisty koncept „zasadności”

Tym samym po trzech czytaniach parlament przyjął prawo, które ma m.in uniemożliwić sądom opiniowanie i blokowanie decyzji administracyjnych podejmowanych przez wybieranych urzędników, na gruncie ich „zasadności” czy „racjonalności”.

Protestują, bo nie chcą, by Izrael był jak Polska

czytaj także

Dotychczas sądy stosowały taką możliwość w szczególnych przypadkach, takich jak mianowanie przez obecną koalicję Arjego Deri, lidera religijnej, sefardyjskiej partii Szas, na stanowisko ministra zdrowia. Sąd Najwyższy na początku roku zdecydował się na zablokowanie tej decyzji rządu, argumentując, że powierzenie istotnego stanowiska skazanemu przestępcy podatkowemu byłoby nierozsądne. Co ważne, Deri skazany został w ubiegłym roku przez sąd w Jerozolimie – na drodze ugody – na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Jego wyrok nie jest więc podważany, gdyż sam przyznał się do winy.

Opozycja argumentuje, że odebranie sędziom uprawnień do opiniowania i blokowania takich sytuacji jest obliczone przede wszystkim właśnie na to, by rządy mogły dowolną osobę umieszczać na z góry upatrzonych stanowiskach. Zwolennicy reformy sprawę widzą jednak zupełnie inaczej.

W ich opinii sędziowie, którzy nie są wybierani w demokratycznych wyborach, nie powinni mieć zwierzchnictwa nad demokratycznie wybranymi urzędnikami. W końcu to naród (a przynajmniej jego część, niemal 400 tys. wyborców) wybrał Arjego Deri i jego partię, domagając się dla przekazania mu cząstki władzy w koalicji.

Zwolennicy przegłosowanego prawa, w tym Benjamin Netanjahu, mówią że nowa ustawa ma przywrócić równowagę między gałęziami władzy, która zaburzona została poprzez nadmierną moc sądownictwa. Jariw Lewin, minister sprawiedliwości, który stał się twarzą przeprowadzanej właśnie reformy, jeszcze wczoraj podkreślał, że „zasadność” jest dość mglistym pojęciem, które nie wynika wcale z norm prawnych. Jego zdaniem jest podyktowana przede wszystkim światopoglądem, tym samym należy ją odbierać jako przejaw sędziowskiego aktywizmu.

Druga strona uważa jednak, że skoro Izrael nie ma spisanej konstytucji, a jedynie trzynaście Praw Podstawowych, które przyjmowane były stopniowo od lat 50. (początkowo właśnie jako prowizoryczna forma ustawy zasadniczej), władza sądownicza ma szczególną rolę do spełnienia. Musi być gwarantem ochrony tych praw, które niekoniecznie spisane są szczegółowo w kodeksach i ustawach.

Apartheid as usual. Śmierć dziennikarki nie zmieni polityki Izraela

Izraelski system prawny jest szczególny, gdyż jest adaptacją kilku porządków prawnych, między innymi obowiązującego na tych terenach prawodawstwa osmańskiego i brytyjskiego common law, które implementowane było od czasów Brytyjskiego Mandatu Palestyny. Klauzula o „zasadności” jest więc wzorowana na wyroku w sprawie Associated Provincial Picture Houses Ltd v Wednesbury Corporation, wydanym przez Sąd Apelacyjny Anglii i Walii w 1947 roku. Wyrok ustanowił standard kontroli decyzji, wg którego sądy mogą unieważnić decyzję tak nierozsądną, że żaden rozsądny organ administracji by jej nie podjął.

Tak sformułowana zasada brzmi rzeczywiście dość mgliście, ale prawnicze orzecznictwo i literatura fachowa bogate są w objaśnienia zasady racjonalności Wednesbury. Na interpretacji tej zasady osadza się jednak przynajmniej część obecnego kryzysu prawnego w Izraelu, bo jedni uważają, że sądy stoją na straży „prawa naturalnego”, a inni, że zastępują one rząd w procesach decyzyjnych.

Demonstranci pacyfikowani Skunksem

Przegłosowanie nowego prawa w trzecim czytaniu uruchomiło kolejne gwałtowne protesty w kraju. Demonstrujący zaczęli blokować autostradę Ajalon w Tel Awiwie, jedną z ważniejszych arterii komunikacyjnych kraju, oraz ulice w innych miastach Izraela.

Policja jeszcze do 1 w nocy pacyfikowała demonstracje przy użyciu armatek wodnych i Skunksa (hebr. Boesz), szczególnego chemicznego wynalazku izraelskiej firmy Odortec. To cuchnąca substancja, którą izraelskie wojsko i policja regularnie spryskują demonstrujących Palestyńczyków, a której nie da się zmyć z ciała przez kilka dni, przez co potraktowana nią osoba roztacza intensywny odór, przypominający woń gnijącego mięsa i otwartej kanalizacji. Kilkadziesiąt osób, w tym także liderzy protestów, zostało aresztowanych przez służby.

Ulica nie odpuszcza protestów, ale nie odpuszczają także żołnierze służby czynnej i rezerwiści. Od kilku dni pojawiają się spekulacje, wedle których izraelska armia może utracić zdolność operacyjną, gdyż żołnierze masowo ogłaszają, że nie będą się stawiać na służbę czy ćwiczenia, jeśli rząd będzie dalej forsował reformę.

Izrael armią stoi, o czym przekonać się może każdy odwiedzający izraelskie wsie, miasteczka i metropolie, gdzie widok umundurowanego i uzbrojonego żołnierza nie dziwi, tym bardziej że znaczna część społeczeństwa podlega obowiązkowi kilkuletniej służby wojskowej – zwolnieni z niej są ultraortodoksyjni Żydzi i obywatele arabscy. Dzisiaj kilka tysięcy spośród wyszkolonych żołnierzy, od piechoty, przez wojska pancerne, lotnictwo i marynarkę, aż po siły walki cybernetycznej, odmawia służby.

Palestyńczycy mogą siedzieć i patrzeć, jak Żydzi głosują na prawicowych ekstremistów

To stawia w trudnej pozycji ministra obrony Joawa Galanta i szefa sztabu generalnego gen. Herciego Halewi, który w niedzielę 23 lipca w liście otwartym ostrzegł, że przez działalność przyłączających się do protestu żołnierzy zagrożona stała się spójność Sił Obrony Izraela. Jak tłumaczy Halewi, dalsze podziały mogą sprawić, że „żołnierz lądowy może popełnić błąd, myśląc, że pilot Sił Powietrznych nie pomoże mu z powodu tego sporu”.

Jair Lapid, przewodniczący opozycyjnej partii Jesz Atid, wezwał rezerwistów, by wstrzymali się z decyzjami o przyłączaniu do protestów i odmawianiu służby przynajmniej do momentu, aż Sąd Najwyższy zbierze się i zadecyduje o konstytucyjności przyjętego właśnie prawa. Opozycja liczy na to, że sędziowie orzekną, że przepis ten jest niezgodny z obowiązującymi normami prawnymi, co jednak może jeszcze pogłębić kryzys konstytucyjny w kraju. Jeśli rząd postawi na swoim, to wszyscy urzędnicy, sędziowie, adwokaci, oficerowie wojska i policji, a także wielu innych obywateli Izraela, będą musieli zdecydować o tym, czy ważniejsze są dla nich orzeczenia sędziów, czy stanowione przez parlament prawo.

Benjamin Netanjahu – silny czy zależny?

Rezultatem tego może być chaos i jeszcze gwałtowniejsze demonstracje, na które ręce zacierają sobie rywale Izraela w regionie, tylko czekający na utratę zdolności operacyjnej izraelskich wojsk i długo grający na polaryzację społeczeństwa.

Do Sądu Najwyższego już spłynęły zresztą petycje, poparte przez prokurator generalną Gali Baharaw-Miarę, która domaga się, by Sąd rozważył nakazanie Netanjahu odejście ze stanowiska premiera, ze względu na konflikty interesów, wynikające choćby z toczącego się przeciwko niemu procesu o korupcję i nadużycie władzy. Obecnie jedno z Praw Podstawowych, poprawione przez koalicję w marcu, blokuje taką możliwość. Baharaw-Miara oczekuje więc, by Sąd Najwyższy dokonał precedensowego działania i orzekł o niekonstytucyjności jednego z Praw Podstawowych. Prawnicy Netanjahu uważają jednak, że Sąd nie ma do tego prawa, gdyż to właśnie z tych praw czerpie swoje prerogatywy.

Choć jeszcze 24 lipca wieczorem Benjamin Netanjahu w przemówieniu do obywateli zapowiedział, że jest gotów do dalszych rozmów w sprawie pozostałych propozycji reformy sądownictwa, to członkowie jego koalicji dają swoją działalnością jasno do zrozumienia, że nie są zainteresowani porozumieniem z opozycją.

Itamar Ben Gwir, kontrowersyjny minister bezpieczeństwa publicznego reprezentujący skrajnie prawicową, kahanistowską formację Ocma Jehudit (Żydowska Siła) zapowiedział, że „to jeszcze nie koniec”, wyraźnie wskazując na to, że planowane są kolejne ustawy. Jedna z nich ma jasno skodyfikować uprawnienia Sądu Najwyższego do oceny konstytucyjności ustaw, w tym także wprost zablokować możliwość oceny ustanawianych Praw Podstawowych. Inna zapowiadana wcześniej ustawa ma nadać Knesetowi prawo do odrzucania wyroków Sądu Najwyższego, a kolejna – zmienić zasady wyboru składu komitetu wybierającego sędziów tak, by to nie środowiska prawnicze miały w nim przewagę, a przedstawiciele rządu i parlamentu. Teksty dokumentów nie są jeszcze do końca dopracowane, więc o ich ostatecznym kształcie Izraelczycy dopiero się dowiedzą, najpewniej po przerwie wakacyjnej, która rozpocznie się 30 lipca.

Inną reformę przedstawiają koalicjanci z ultraortodoksyjnej, aszkenazyjskiej partii Jahadut HaTora (Judaizm Tory), którzy zaproponowali 25 lipca nowe prawo podstawowe, według którego studiowanie Tory ma być uznane za „naczelną wartość w dziedzictwie żydowskiego narodu” i zrównane prawnie z pełnieniem służby w Siłach Obrony Izraela. Taka decyzja oznaczałaby stałe zwolnienie studentów jesziw i mężczyzn zajmujących się studiowaniem świętych pism judaizmu z obowiązku pełnienia służby wojskowej.

Kolejna noc pod bombami w Gazie

czytaj także

Nierzadkie są opinie, według których ultraortodoksyjni Żydzi powinni mieć takie same obowiązki względem armii jak reszta izraelskich Żydów, o co wielokrotnie w przeszłości rozgrywał się konflikt między religijnymi partiami a nacjonalistyczną partią Jisrael Beitenu (Nasz Dom Izrael) Awigdora Liebermana. Spór trwał nawet wtedy, gdy Lieberman, pochodzący z Kiszyniowa były wicepremier i minister obrony, wchodził z tymi partiami w koalicję wspierającą Netanjahu.

Choć obecny premier mówił wówczas, że stawia na kompromis między tymi siłami, dzisiaj może się okazać, że jest na tyle zależny od sił religijnych i skrajnej prawicy, że bez nich nie będzie w stanie rządzić krajem. Pozostaje jedynie zastanawiać się, na ile Netanjahu jest wciąż silnym przywódcą, a na ile to on jest rozgrywany na wewnętrznej scenie politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Katulski
Jakub Katulski
Politolog, kulturoznawca
Politolog, kulturoznawca, absolwent Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Specjalizuje się w relacjach Izraela z sąsiadami i Europą. Autor bloga i podcastu Stosunkowo Bliski Wschód.
Zamknij