Newsletter KP

Czy to już rewolucja w Białorusi? [Newsletter KP]

Fot. Monika Bryk

„To miały być kolejne niby-wybory w sezonie działkowym” – pisze mi Sasza, koleżanka z Mińska. Ale nie będą takie.

Co tydzień redakcja Krytyki Politycznej poleca Wam w newsletterze najciekawsze teksty ostatnich dni. Czytelniczki i czytelnicy, którzy są zapisani na newsletter, dostali poniższy tekst już w czwartek. W tym tygodniu newsletter przygotowała Agnieszka Wiśniewska, redaktorka naczelna witryny Krytyki Politycznej. Zapiszcie się na newsletter, a regularnie będziecie dostawać od nas autorski przegląd tygodnia.

*

„To miały być kolejne niby-wybory w sezonie działkowym” – pisze mi Sasza, koleżanka z Mińska. Ale nie będą takie. „To Babaryka zmienił sytuację” − dodaje koleżanka − połączył ludzi w różnym wieku, osoby, które wcześniej nie miały nic wspólnego z opozycją, z polityką. Wiktar Babaryka został aresztowany. Innym opozycyjnym kandydatom też uniemożliwiono start w wyborach.

I wtedy na scenę wkroczyły kobiety – Swiatłana Cichanouska (żona blogera, którego nie dopuszczono do wyborów jeszcze przed zebraniem podpisów), Maria Kalesnikawa (szefowa sztabu Babaryki) i Weranika Capkała (szefowa sztabu i żona innego opozycjonisty).

Oglądam nagrania z wieców i wciąż dopytuję znajomych z Mińska, co o tym myślą. Z zewnątrz wygląda to na nową falę opozycji. Inną niż poprzednie. Mniej w niej polityki w podwórkowym rozumieniu, a więcej zmęczenia politykami (w Białorusi jednym politykiem, tym najważniejszym). Z zewnątrz wygląda to wszystko imponująco i każe myśleć, że może niedzielne wybory prezydenckie zmienią Białoruś.

Los Białorusi zależy od urzędników i milicji [rozmowa z Nextą]

„Nigdy dotychczas nie miałam poczucia, że mamy społeczeństwo obywatelskie, że tworzymy wspólnotę (z pojęciem «naród» mam problemy), że Białorusini mają godność. I ta aktywność jest ważniejsza od wyniku, który będzie ogłoszony w niedzielę. Nie wiem, ile jeszcze nam zejdzie, ale jestem pewna, że proces zmian się rozpoczął i jest on nieodwracalny” − pisze mi Sasza.

Pamiętam, jak chodziłyśmy razem po Mińsku, po tzw. hipster strasse, modnej ulicy na uboczu, przy której mieści się galeria, studio jogi i stara fabryczna przestrzeń, dziś pełna hubów, spejsów i innych przestrzeni nowej kultury. Polityka nie obchodziła niemal nikogo, kogo tam spotykałam. Instytucje, redakcje magazynów internetowych − które są na najwyższym światowym poziomie − działały w nieprzyjaznym otoczeniu, ale nikt nie myślał o tym, że da się je zmienić. Wszyscy pamiętali rozbicie opozycji w 2010 roku, a mało kto był wkręcony w opozycyjne działania polegające na krzewieniu kultury i języka białoruskiego.

Jakiś czas temu kolega poprosił mnie, żebym opisała mu sytuację opozycji białoruskiej, tak jak ja to widzę. Dziś znalazłam wiadomość, którą mu wysłałam.

Pisałam, że widzę trzy opozycje w Białorusi. Każdą ukształtował specyficzny moment historyczny, sytuacja polityczna i doświadczenie pokoleniowe. Pierwsza była opozycją polityczną starego typu. Stłumienie protestów i represje po wyborach prezydenckich w roku 2010 były dla niej bardzo dotkliwe, po prostu rozbiły środowisko opozycyjne. Zaczęły się problemy z wypracowaniem spójnych stanowisk, do tego doszły ambicje personalne; konflikty wewnętrzne były skutecznie podsycane przez służby białoruskiego państwa. Ostatecznie nie udało się wyłonić wyraźnego lidera, którego można by np. wspólnie wystawić w wyborach prezydenckich, a co za tym idzie − nie było szans na zdobycie większego poparcia.

Białorusini są sami na barykadach [podcast]

Tradycyjnie ta opozycja była nadzieją środowisk liberalnych na Zachodzie, które w dysydentach widziały nadzieję na demokratyzację w ramach „polskiej drogi”. Jednakże marginalizacja tych środowisk w społeczeństwie białoruskim przynosi im raczej los osamotnionych dysydentów w ZSRR niż twórców wielkiego ruchu społecznego, który można było obserwować w Polsce lat 80.

Drugą opozycję nazywam „wyszywankową”. To ta opozycja od języka białoruskiego, od okrzyków „Żywie Biełaruś!”. Język białoruski został uznany przez UNESCO za jeden z języków zagrożonych wyginięciem. Przez kilkadziesiąt lat był zdominowany przez język rosyjski, także w okresie po upadku ZSRR. Powstały oddolne inicjatywy starające się z tym zjawiskiem walczyć, a w kontekście polityki władz, sprzyjającej rusyfikacji życia publicznego, walka o narodowy język i kulturę, czyli właśnie wyszywanki (znacie na pewno taki tradycyjny haft wschodni), stała się działaniem opozycyjnym.

Tworzenie muzyki, robienie filmów w języku białoruskim czy produkowanie T-shirtów z wyszywanką były formą walki o tożsamość narodową i niezależność od Rosji oraz sprzeciwu wobec rusofilskiego Łukaszenki.

Ten nurt opozycji wywarł, jak się wydaje, skuteczną presję na władze, które w ostatnich latach wyraźnie zmieniły podejście do dziedzictwa historii i kultury białoruskiej. Jednocześnie zwrot narodowy prezydenta Łukaszenki osłabił polityczne ostrze opozycyjnych działań na rzecz białoruskiej kultury narodowej, zwłaszcza w odbiorze niezaangażowanych politycznie obywateli. Nurt ten – a przede wszystkim jego potencjał polityczny – padł niejako ofiarą własnego sukcesu.

Ostatnią była dla mnie opozycja „nowoczesna”. Ta wydała mi się najbardziej obiecującą pod względem potencjału zmiany społecznej. To opozycja, która jest rozczarowana tradycyjną opozycją polityczną i nie widzi w niej nadziei na zmianę sytuacji w kraju i która często używa języka białoruskiego, ale język jest dla niej tylko narzędziem, nie zaś celem działania. Z dzisiejszej perspektywy Swiatłana Cichanouska jest dla mnie liderką takiej właśnie nowej opozycji. Koleżanka, która z pojęciem „naród” ma problem, czuje w ostatnich dniach wspólnotę.
„Kuzyn przyleci z Londynu, żeby zagłosować, babcia i jej siostry (89 lat ma najstarsza) szykują się na wyjście 9 sierpnia” – pisze koleżanka z Mińska. Pisze też, że w rodzinie czy na hipster strasse słyszy, że zaangażowali się ci, którzy „nie mieli wcześniej żadnej sympatii do opozycji”.

Pytam ją, czy czuje nadzieję. Odpisuje, że nadrukowała sobie logo kampanii na torbie, a „nigdy wcześniej nie wydałaby na to hajsu”, i dodaje: „jak rozpocznie się przyszły tydzień – nie wiadomo. Ale jest nadzieja”.

Polecam w tym tygodniu jeszcze:

Nie słuchajcie, co wam mówią o konwencji. Czytajcie ją sami

Nowa rewolucja czy pisowska ciepła woda w kranie? Co nas czeka po rekonstrukcji

*
Jeśli chcesz co tydzień otrzymywać nasz newsletter – zapisz się.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij