Nauka

Czy Antarktyda zaleje Tokio, Barcelonę i Waszyngton?

Musimy pozostawić węgiel, gaz i ropę w ziemi.

Z najnowszego badania wynika, że na świecie dostępnych jest wystarczająco dużo zasobów paliw kopalnych, by stopić całą pokrywę lodową Antarktydy. Choć mogłoby to zająć tysiące lat, wzrost poziomu morza mógłby sięgnąć ponad 50 metrów, co oznaczałoby zalanie miast od Londynu po Barcelonę i od Tokio po Waszyngton.

Jak zauważa główna autorka badania dr Ricarda Winkelmann z Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Zmian Klimatu, to „przyprawiające o zawrót głowy” odkrycie pokazuje, że nasze obecne działania mogą wpłynąć na zmianę wyglądu naszej planety, która będzie odczuwalna przez kolejne dziesiątki tysięcy lat. – Mówiąc wprost: jeśli wszystko spalimy, wszystko stopimy – mówi Winkelmann.

58 metrów

Pokrywa lodowa Antarktydy to masa lodu na naszej planecie, która ma postać białej pokrywy rozciągającej się na obszarze 14 milionów kilometrów kwadratowych na tym kontynencie. Wzrost temperatury na świecie, spowodowany globalnymi emisjami gazów cieplarnianych, już teraz prowadzi do topnienia i destabilizacji części tej pokrywy. Z danych NASA wynika, że od 2004 r. Antarktyda traci średnio 118 mld ton lodu rocznie. W związku z tym, że większa część pokrywy lodowej znajduje się na lądzie, topniejący lód przyczynia się do zwiększania globalnego poziomu mórz i oceanów.

Obecnie proces topnienia lodu pokrywającego Antarktydę przekłada się na wzrost globalnego poziomu mórz o 0,4 mm rocznie, przy czym ze względu na rozmiar Antarktydy pokrywająca ją warstwa lodu jest na tyle duża, że może spowodować podniesienie poziomu morza o 58 metrów. Autorzy nowego badania opublikowanego w magazynie „Science Advances alarmują, że spalenie wszystkich pozostałych zasobów paliw kopalnych mogłoby doprowadzić do ocieplenia klimatu na taką skalę, że cała pokrywa lodowa na tym kontynencie uległaby stopieniu. Jak podkreślają autorzy badania, wskazuje to jasno, że istnieje ścisły związek między naszymi działaniami obecnie a tym, co może mieć miejsce za tysiące lat.

12 000 miliardów ton

Badacze wykorzystali model pokrywy lodowej aby sprawdzić, w jaki sposób Antarktyda zareaguje na wzrost stężenia dwutlenku węgla w atmosferze. Przyjrzeli się skutkom wprowadzenia do atmosfery różnych ilości węgla [pierwiastka], począwszy od dodatkowych 100 miliardów ton, a kończąc na dodatkowych 12 000 miliardach ton w stosunku do poziomu z 2010 r. Dolna granica zakłada bardzo optymistyczny scenariusz, w którym zużyta zostaje tylko niewielka część znanych zasobów. Natomiast górna granica odpowiada oszacowanej przez naukowców łącznej ilości węgla, ropy i gazu istniejących na całym świecie, jakie potencjalnie mogą zostać wydobyte.

 

Wzrost temperatury i poziomu morza przy założeniu różnych scenariuszy emisji. Łączna emisja na poziomie 10 000 mld ton (kolor czerwony) prowadzi do wzrostu globalnej temperatury o ponad 10°C oraz podniesienia poziomu morza o blisko 50 m w porównaniu z 2010 r. Źródło: Winkelmann i in. (2015).

Niezależnie od przyjętego scenariusza, emisje ze spalania paliw kopalnych mają miejsce w okresie nie dłuższym niż 500 lat. Niemniej jednak wysokie stężenie dwutlenku węgla w atmosferze będzie utrzymywało się jeszcze długo po spaleniu ostatnich paliw kopalnych, a podwyższona temperatura na świecie przez dziesiątki tysięcy lat.

– Oznacza to, że jeżeli spalimy wszystkie zasoby paliw kopalnych, to nawet za 10 tysięcy lat temperatura będzie średnio o kilka stopni wyższa niż obecnie – wyjaśnia Winkelmann.

Pozbawiona lodu

Te wysokie temperatury przyśpieszają proces utraty lodu na Antarktydzie, głównie na skutek tego, że cieplejsza woda roztapia od spodu otaczające kontynent lodowce szelfowe, które wychodzą z lądu w morze. To z kolei uruchamia proces, który jeszcze bardziej przyspiesza topnienie: „Gdy zostanie osiągnięta temperatura krytyczna, następuje druga samonapędzająca się reakcja i destabilizuje pozostałą część lodu” – piszą autorzy badania. Na przestrzeni tysięcy lat duże połacie pokrywy lodowej będą topniały lub spływały do oceanu, podnosząc globalny poziom morza o kilkadziesiąt metrów.

Najbardziej podatny na utratę lodu region to pokrywa lodowa Zachodniej Antarktydy, która destabilizuje się, uwalniając dodatkową ilość 600–800 mld ton węgla do atmosfery. Jak wskazuje najnowsze badanie , lodowce w tym regionie mogły już osiągnąć punkt, po przekroczeniu którego zatrzymanie procesu utraty lodu jest niemożliwe . Gdyby łączne emisji osiągnęły 10 000 miliardów ton powyżej poziomu z 2010 r., Antarktyda zostałaby niemalże pozbawiona lodu, podnosząc poziom morza o trzy metry w ciągu każdych stu lat przez pierwsze tysiąclecie. Przy założeniu, że emisje nie zostaną ograniczone, wzrost poziomu morza spowodowany topnieniem lodu pokrywającego Antarktydę mógłby w następnym tysiącleciu przekroczyć 50 metrów i doprowadzić do całkowitej utraty pokrywy lodowej.

Zmiany te nie zajdą szybko, niemniej będą poważne.

– Zmiany, jakim przyglądamy się w tym badaniu, nie zachodzą z dnia na dzień, niemniej jednak jest niesamowite, że nasze obecne działania w ciągu zaledwie kilku dziesięcioleci zmienią to, jak wygląda nasza planeta i ten wpływ będzie trwał jeszcze przez dziesiątki tysięcy lat

– mówi Winkelmann.

Profesor Ted Scambos, starszy pracownik naukowy w Amerykańskim Narodowym Centrum Danych nt. Śniegu i Lodu, który nie był zaangażowany w badanie, wskazuje dlaczego politycy powinni zainteresować się tym badaniem: – Wykazano w nim, że podążając dotychczasowym torem, w ciągu mniej więcej dwóch najbliższych stuleci możemy przyczynić się do prawdziwie katastrofalnego wzrostu poziomu morza, a także do wielu innych następstw zmian klimatu.

Wykorzystaj i strać

Ograniczenie wzrostu temperatury na świecie do 2°C powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej, zgodnie z założeniami przyjętymi na szczeblu międzynarodowym, spowodowałoby, że przyszłość wyglądałaby zupełnie inaczej. W wynikach badania zauważa się: „Gdyby cel zakładający wzrost o 2°C (odpowiadający ok. 600 mld ton dodatkowo uwolnionego węgla w porównaniu z 2010 r.) został osiągnięty, wzrost poziomu morza w wyniku topnienia pokrywy Antarktydy obserwowany w ciągu tysiąclecia mógłby zostać ograniczony do 2 metrów”.

Winkelmann podkreśla, że droga, którą obecnie podążamy, nie doprowadzi nas do osiągnięcia tego celu. – Wykorzystaliśmy już dwie trzecie puli emisji dwutlenku węgla , która umożliwiałaby osiągnięcie zakładanych 2°C, przy czym należy zauważyć, że obecnie poziomy emisji są z roku na rok coraz wyższe… Decyzje w zakresie polityki podejmowane dziś mogą potencjalnie wpłynąć na kształt linii brzegowych w przyszłości – mówi. – Jeżeli chcemy uniknąć sytuacji, w której Antarktyda będzie pozbawiona lodu, musimy pozostawić węgiel, gaz i ropę w ziemi.

**

Artykuł ukazał się na stronie Carbon Brief, 11 września 2015 r.

Tłum. Anna Kozłowska

***

Tekst powstał w ramach projektu Stacje Pogody (Weather Stations) współtworzonego przez Krytykę Polityczną, który stawia literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. Organizacje z Berlina, Dublina, Londynu, Melbourne i Warszawy wybrały pięcioro pisarzy do programu rezydencyjnego. Dzięki niemu stworzono pisarzom okazje do wspólnej pracy i zbadania, jak literatura może inspirować nowe style życia w kontekście najbardziej fundamentalnego wyzwania, przed którym stoi dzisiaj ludzkość – zmieniającego się klimatu. Polskim pisarzem współtworzącym projekt jest Jaś Kapela.

 

**Dziennik Opinii nr 307/2015 (1091)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij