Kultura

Wielka Rzeka. Recenzja „Ameksyki. Wojny wzdłuż granicy”

Postnowoczesna przestępczość zorganizowana, podobnie jak jej legalne odpowiedniki, charakteryzuje się dominacją dużych korporacji i rozmyciem indywidualnej odpowiedzialności. Recenzja książki Eda Vulliamy'ego.

Źródło wciąż bije

Kiedy mówimy o USA, granice polityczne są wyłącznie wygodnym uproszczeniem. Historyczne trzynaście kolonii nie stanowi nawet połowy obszaru obecnego państwa. Osadnictwo hiszpańskojęzyczne w zatoce Meksykańskiej jest starsze niż historia Massachusetts. Kiedy Holendrzy z Nowego Amsterdamu uczyli się kantowania Indian (1625 — zakup Manhattanu jeszcze bez lewara hipotecznego), Hiszpanie wdrażali już techniki agresywnego zarządzania (1521 — Cortez zdobywa pakiet kontrolny Tenochtitlan). Kilka wieków później holenderscy kupcy zmienili się w amerykańskich maklerów, którym inspiracji (w postaci białego proszku i luksusowych prostytutek) dostarczali potomkowie Indian i konkwistadorów. Obie te koncepcje eksterminacji tubylców posuwały się coraz bardziej w głąb terytorium amerykańskiego, aż do okolic dzisiejszego Teksasu. Stan był rzadko zaludniony, więc utworzono Specjalną Strefę Ekonomiczną. Kiedy Meksyk spróbował zwiększyć kontrolę ekonomiczną nad ranczerami i zakazać niewolnictwa, wybuchła rewolta i liberałowie przystąpili do USA. Granica między państwami została ustalona wzdłuż biegu Rio Grande.

Niebieska rzeka
Mitologia amerykańska usilnie próbuje pokazać tereny te jako limes, gdzie biały kowboj (John Wayne/George H.W. Bush) zaprowadza porządek i wolny rynek. Kiedy zabrakło kowbojów, brzemię białego człowieka musieli podjąć maklerzy z NAFTA (Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu). Mur na granicy z Meksykiem budowany od 2006 roku miał ostatecznie pokazać, że Laredo w Teksasie jest bliżej do Nowego Jorku niż do Nuevo Laredo w Meksyku. W ten sposób, za jednym zamachem, można było pobudzić kurs teksańskiej korporacji budowlanej Halliburton i ukoić wrażliwe na narkotyki sumienie George’a Busha juniora.
Jeszcze przed konstrukcją muru, pogranicze amerykańsko-meksykańskie było obszarem, w którym wpływy kultury angielskiej były słabsze niż hiszpańskiej. Ameksyka jest więc świetnym tematem i tytułem na reportaż. Ed Vulliamy, dziennikarz Guardiana, przez kilka lat jeździł wzdłuż Rio Grande, korzystając z tego, że jest güero (Europejczykiem) a nie gringo (Amerykaninem). Jednak rzeka płynąca wzdłuż granicy jest dużo mniej istotna niż rzeki podziemne płynące w poprzek granicy.

Czerwona rzeka
Ograniczenie emigracji do USA było jednym z celów serii operacji granicznych. W połączeniu z rozwojem NAFTA doprowadziło to do serii w paradoksalnych sytuacji. Vuillamy trafnie łączy deindustrializację w USA (fabryki samochodowe w Detroit, elektronika w Seattle) z rozwojem tanich fabryk na północy Meksyku. Kobiety, postrzegane jako zręczniejsze, bardziej odpowiedzialne i tańsze pracownice stanowią większość legalnie zatrudnionych w maquiladoras. W ten sposób Rio Grande rozdziela biedniejsze, kobiece Południe z męską, bogatszą (dzięki teksańskiej ropie) Północą. Jak zwykle w chwilach kryzysu społeczność istnieje dzięki pracy kobiet (stragany, fabryki, domy publiczne). Zdecydowana większość rodzin pozbawiona jest jednak źródła utrzymania, z drugiej strony kultura macho uniemożliwia powrót, bo porażka jest obarczona większym wstydem niż bieda. Pod tym względem obraz z Ciudad Juarez nie różni się niczym od bramy na łódzkich Bałutach. W przeciwieństwie do Łodzi, fabryki pogranicza są całkowicie pozbawione zapleczaspołecznego dla robotników. Meksykańskie (i łódzkie) strefy inwestycyjne oparte są na minimalizacji polityki społecznej przy maksymalnych ułatwieniach dla inwestorów. Silne korporacje/kartele, w połączeniu ze słabością państwa prowadzą do rozkładu tkanki miejskiej i erupcji przemocy. Zgodnie z reportażem nie jest to proces izolowany, Vuillamy pokazuje, że dotyczy on w różnym stopniu wszystkich miast pogranicza. Dotyka on ośrodków turystycznych (Chihuaha), korytarzy logistycznych (El Paso) i przemysłowych. Skrajnym przykładem są Ciudad Juarez i Matamoros, gdzie struktury państwowe, biznesowe i przestępcze stopiły się w jedną całość, prowadząc do upadku i degeneracji miasta.

Czarna rzeka
Postnowoczesna przestępczość zorganizowana, podobnie jak jej legalne odpowiedniki, charakteryzuje się dominacją dużych korporacji i rozmyciem indywidualnej odpowiedzialności. Kartele przejmują kontrolę nad lokalnymi gangami, stosują outsourcing przemocy, niszczą struktury państwowe, obejmują nawet sponsoring nad artystami i pozorują społeczną odpowiedzialność. O ile kartele stać na pozory racjonalności, o tyle podwykonawcy (gangi) walczą ze sobą z użyciem broni automatycznej i sprzętu wojskowego. Nieuchronną konsekwencją walki miejskiej jest taktyka spalonej ziemi i liczne ofiary wśród cywilów. W efekcie w samym Ciudad Juarez (1,3 mln ludzi) w ciągu roku ginie więcej osób niż w całej Polsce. W ostatnich latach wzrosła ilość zabitych kobiet, niezwiązanych z kartelami.
Eskalacja przemocy byłaby niemożliwa bez dostępu do amerykańskiej broni. Stany południowe słyną z liberalnego dostępu do broni, z czego korzystają dostawcy broni do karteli. Jak zauważa Vuillamy do zakupu broni wykorzystywani są najczęściej nielegalni imigranci, motywowani łatwym zarobkiem lub szantażem. Kartele są na tyle dużym odbiorcą, że warsztaty rusznikarskie produkują serie karabinów zdobionych logo największych nabywców. Władze Meksyku, próbując zaradzić słabości policji, zdecydowały się na użycie wojska, co zaowocowało eskalacją przemocy. Prezydent Meksyku ogłosił niedawno zamiar powołania policji wojskowej, na wzór brazylijskiego BOPA (znanego z „Elitarnych”).

Biała rzeka
Każda strona książki, podobnie jak każdy problem pogranicza, łączy się nierozerwalnie z narkotykami. Nie ma przestrzeni wolnej od białego proszku. Przykładowo: Gdy mowa o rynku używanych samochodów i samoorganizacji, Vulliamy opisuje też najpowszechniejsze rodzaje skrytek. Gdy czytamy o konkurencji w meksykańskiej logistyce, Vulliamy pokazuje, że tylko dzięki kokainie kierowcy są zdolni do codziennej jazdy po dwadzieścia godzin na dobę. Chociaż narkotyki przeniknęły politykę, pracę i rozrywkę, Vuillamy nie szuka łatwych przyczyn i prostych wyjaśnień. Bieda, imigracja, narkotyki, broń, kultura – trudno rozstrzygnąć co może być początkiem lub końcem wojen narkotykowych. Wszechobecność kokainy stworzyła też swoistą popkulturę, bohaterów i mitologię. Narcotraficantes (przemytnicy) – opiewani przez wynajętych piosenkarzy – pozują czasem na trybunów ludowych, gangsterów z klasą, dobroczyńców lub poważnych biznesmenów. Vuillamy – jeśli tylko udaje mu się dotrzeć do żywych rozmówców – demaskuje każdą z tych póz. Społeczna odpowiedzialność biznesu narkotykowego to tylko mit, przywoływany dla zdobycia przewagi w chwili walki o nowe tereny.

Zielona rzeka
Jedynym celem i ostatecznym sędzią pogranicza są pieniądze. Nie dają one gwarancji (na tym poziomie anarchii nawet bogactwo nie daje pełnej ochrony), ale dają szansę na ujście z życiem. Bezpieczeństwo wewnątrz gangu – jakkolwiek iluzoryczne – jest lepsze niż obietnica morderczej pracy w fabryce, szoferce czy pralni.
Najkrótszą chociaż najlepszą częścią książki są rozdziały opisujące mechanizmy prania brudnych pieniędzy. Banki (np. Wachovia) nie są zainteresowane zbyt dokładnym dociekaniem źródeł swojego kapitału. Gangsterzy narkotykowi, próbujący zainwestować nielegalne zyski w legalne przedsięwzięcia są tak samo bezradni wobec rynków finansowych jak państwa i zwykli ludzie. Dow Jones kręci się zbyt szybko by móc przystawić mu lufę do skroni i wywieźć na pustynię.

Rzeka słów
Różnorodność poruszonych tematów jest najciekawszą cechą książki. Ceną za to jest niedosyt i potrzeba kolejnej działki. Szczególnie brakuje szerszej perspektywy czasowej i precyzyjniejszych opisów mechanizmów prania pieniędzy. Z drugiej strony, bohaterami książki wciąż pozostają konkretni ludzie a nie ogólne mechanizmy.
Rozwój tanich fabryk, upadek miast, wzrost znaczenia wielkiego kapitału – wszystkie tematy poruszone w Ameksyce aż proszą się o polski odpowiednik. Problemy Ameksyki są jednocześnie problemami chińskich hutników, tajwańskich elektroników i łódzkich szwaczek. I to jest chyba najbardziej optymistyczna puenta na jaką dzisiaj stać Ameksykę.

Ed Vulliamy, Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy, Wydawnictwo Czarne, 2012

Marcin Zaród – inżynier tworzyw sztucznych, pracownik Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN w Łodzi, członek łódzkiego zespołu Krytyki Politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij