Narkopolityka

Jak Białoruś wydała wojnę narkotykom – i co z tego wynikło

Każdego roku na Białorusi skazuje się od trzech do czterech tysięcy osób za „nielegalny obrót narkotykami”. Większość skazanych ma poniżej 30 lat. Krytyka Polityczna postanowiła sprawdzić, na ile skuteczna jest krucjata autorytarnego rządu przeciwko niedozwolonym substancjom.

Skręt dla dwojga

Był zwykły marcowy wieczór 2015 roku. Aleksiej Rasadniew właśnie wrócił do mieszkania rodziców w typowym dla mińskiej klasy średniej postsowieckim bloku. Po kolacji wybrał się na spotkanie ze swoją dziewczyną, która mieszkała z dzieckiem o kilka ulic dalej. Przy wyjściu z bloku sąsiad poklepał go po ramieniu – tam, gdzie na mundurze naszywa się pagony. Miało to być ostrzeżenie: uważaj, policja! Jednak Aleksiej nie zwrócił na to uwagi. Gdy spostrzegł patrol, było już za późno. Rzucił się do ucieczki, ale policjanci dopadli go, pobili i zaciągnęli do domu na przeszukanie. Aleksiej miał szczęście – nie znaleziono u niego ani zakazanych substancji, ani akcesoriów, które świadczyłyby o zażywaniu narkotyków. Galina, matka Aleksieja, opowiada, że syn często jadał przed monitorem komputera. Policja zabezpieczyła tam nieco okruchów i drobin pyłu. Tego samego wieczoru śledczy przeszukali też mieszkanie dziewczyny Aleksieja, ale i tam nic nie znaleźli. Dopiero badanie moczu wykazało, że młodzi palili marihuanę. To wystarczyło. Oficer dochodzeniowy zagroził młodym, że oboje trafią do więzienia, a dziecko – do sierocińca. Podpisali więc protokół stwierdzający, że to Aleksiej podsunął skręta dziewczynie. Zgodnie z obowiązującym na Białorusi prawem, osoby współpracujące z wymiarem sprawiedliwości są zwolnione od odpowiedzialności karnej. Jednak Aleksiej niedługo cieszył się wolnością. Kilka miesięcy później skazano go na pięć lat więzienia o zaostrzonym rygorze za posiadanie 0,164 grama marihuany. Sąd nakazał zniszczenie dowodów rzeczowych – papierowej torebki i saszetki z dzianiny – a zarzuty, że przyznanie się do winy zostało wymuszone, uznał za bezpodstawne.

Fot. Tania Kapitonowa

Aleksiej, choć podzielił się tylko skrętem ze swoją dziewczyną, został skazany za rozprowadzanie narkotyków. Każdego roku na Białorusi kilka tysięcy osób trafia do więzienia za naruszenie artykułu 328 białoruskiego kodeksu karnego: „niedozwolony obrót narkotykami i substancjami psychotropowymi, ich prekursorami i analogami”. Kara może wynosić od dwóch lat za produkowanie, nabywanie lub posiadanie narkotyków bez zamiaru ich rozprowadzania po dwadzieścia pięć lat, jeśli w wyniku czynu zabronionego nastąpi czyjaś śmierć. Według oficjalnych danych w pierwszej połowie 2017 roku za przestępstwa narkotykowe skazano 1568 osób. W 2016 roku białoruskie sądy skazały 3608 osób, a rok wcześniej – niemal 4000. Niezależni prawnicy i aktywiści działający na rzecz praw człowieka twierdzą, że w ostatnich trzech latach skazano od 12 do 13 tysięcy młodych ludzi.

Z Azji do Europy

Jako kraj tranzytowy Białoruś ma do czynienia z narkohandlem od czasów pierestrojki. Z początku zakazane substancje przewożono z Azji do Ukrainy i innych krajów Europy. W latach 90. miasteczko Swietłahorsk na południowym wschodzie Białorusi borykało się nie tylko z głębokim kryzysem po upadku Związku Radzieckiego, ale i z napływem narkotyków. Nie trwało to długo, a Swietłahorsk okrył się niesławą jako epicentrum zakażeń HIV. W ostatnich latach liczba zakażonych ponownie zaczęła wzrastać.

Zdaniem urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych najwięcej narkotyków napływa na Białoruś z Rosji. Oba kraje należą do Wspólnoty Niepodległych Państw, a granica lądowa między nimi nie jest szczelna. W 2017 Białoruś zaostrzyła regulacje wizowe, zezwalając obcokrajowcom na pobyt bez ważnej wizy jedynie przez pięć dni. W odpowiedzi Rosja przywróciła kontrolę na niektórych przejściach granicznych z Białorusią. Mimo to przedstawiciele obu państw podkreślają, że blokowanie kanałów przesyłu narkotyków nastręcza wiele trudności.

Około 2009 roku na białoruskim rynku pojawiły się „dopalacze sprowadzane z południowo-wschodniej Azji. Ocenia się, że w 2014 roku używało ich na Białorusi około 70 tysięcy osób. Już cztery lata temu można je było łatwo znaleźć na głównym rynku w Mińsku. Sprzedawano je znacznie taniej niż „klasyki” – marihuanę, haszysz i amfetaminy. W kraju, gdzie średni dochód na osobę wynosi od 270 do 350 euro, tanie produkty szybko znajdują nabywców. W lipcu 2014 roku w Homlu, mieście niedaleko granicy z Ukrainą, trzech młodych ludzi w wieku 21, 23 i 29 lat paliło dopalacze, po czym najmłodszego z nich znaleziono z wyłupionymi oczyma i zdeformowaną twarzą. Sąd uznał, że to jego koledzy popełnili przestępstwo „w stanie nieświadomości” i skazał ich na 11 do 15 lat więzienia o zaostrzonym rygorze. A w państwowej telewizji nadawano reportaże o tym, jak zamroczeni narkotykami młodzi Białorusini skaczą z okien.

Narkotyki w Rosji dziś

czytaj także

Narkotyki w Rosji dziś

Katya Shadkovska

Za zażywanie narkotyków i substancji psychotropowych w miejscach publicznych, a także za przebywanie w miejscu publicznym w stanie odurzenia Białorusinom grozi od 50 do 145 euro grzywny. Za dwukrotne złamanie tego prawa w ciągu roku można zostać skazanym na dwa lata więzienia. Jeszcze kilka lat temu nie karano za samo zażywanie narkotyków, to się jednak zmieniło, gdy w styczniu 2015 roku znowelizowano kodeks karny, otwierając tym samym nowy front wojny z narkotykami.

Zero tolerancji

Na Białorusi każda decyzja wagi państwowej jest podejmowana albo przez prezydenta Łukaszenkę osobiście, albo za jego zgodą. Polityka narkotykowa nie stanowi tu wyjątku. W grudniu 2014 roku po naradzie w sprawie przeciwdziałania handlowi narkotykami prezydent w charakterystyczny dla siebie sposób ogłosił, że wypowiada narkotykom wojnę. „Już dawno temu należało wam pourywać głowy jak kaczkom” – tymi słowami zwrócił się do przedstawicieli policji i innych organów ochrony porządku publicznego, strofując ich za opieszałość i za to, że zamiast wykazać się inicjatywą, czekają na wnioski i zalecenia specjalnych komisji i komitetów. Po tym posiedzeniu prezydent nadał ministrowi spraw wewnętrznych pełnomocnictwo do koordynowania walki z przemytem i handlem narkotykami. Stwierdził też, że „szczególnie aktywnym” handlarzom należy wydłużyć odsiadkę do 25 lat, a warunki w zakładach karnych są zbyt komfortowe: „Wprowadźmy w więzieniach taki reżim, że będą się modlić o śmierć” – powiedział Łukaszenka. Na naradzie padły też inne propozycje, między innymi wprowadzenie kar za przebywanie w miejscu publicznym w stanie odurzenia narkotykami, obniżenie wieku odpowiedzialności karnej osób oskarżonych o produkcję zakazanych substancji oraz utworzenie bazy danych osób zażywających narkotyki.

„Wprowadźmy w więzieniach taki reżim, że będą się modlić o śmierć”

Trzy tygodnie później, 28 grudnia, Aleksander Łukaszenka złożył podpis pod dekretem nr 6: „Nadzwyczajne środki przeciwdziałania nielegalnemu obrotowi narkotykami” (na Białorusi prezydenckie dekrety mają moc prawa). Począwszy od 2015 roku, procedura klasyfikowania nowych substancji psychoaktywnych jako narkotyków została znacznie uproszczona. Za produkcję i sprzedaż narkotyków ponosi się teraz odpowiedzialność karną już od czternastego roku życia. Podniesiono także maksymalny wymiar kary za przestępstwa z artykułu 328 kodeksu karnego: z 8 do 15 lat za sprzedaż narkotyku nieletnim, z 15 do 20 lat za handel narkotykami w ramach zorganizowanej grupy, z 8 do 20 lat za produkcję narkotyku w laboratorium. W marcu 2015 roku powstała elektroniczna baza danych o użytkownikach narkotyków. Zarządza nią Ministerstwo Zdrowia. Zaczęło się polowanie na czarownice.

Gdy porównać oficjalne dane statystyczne, liczba skazanych za przestępstwa narkotykowe w 2017 roku nie przewyższa znacząco liczby z roku 2013. Przyjęcie prezydenckiego dekretu sprawiło jednak, że coraz częściej kwestionuje się zasadność wydawanych wyroków i współmierność wymierzanych kar. Niezależne media elektroniczne publikują wstrząsające wywiady z rodzinami skazanych. Jak twierdzą rodzice osadzonych, policyjne wydziały do walki z narkotykami stosują prowokacje: zakładają w Internecie sklepy i dostarczają kupującym narkotyki. W rezultacie konsumentów wyłapuje się i skazuje częściej niż dilerów.

Jak to jest umrzeć z pogardy na Krymie?

czytaj także

W listopadzie 2017 roku pewną szesnastolatkę z miasta Mohylew (jej imienia i nazwiska nie ujawniono) skazano na osiem lat kolonii karnej za to, że pomogła koleżance złożyć zamówienie w sklepie internetowym i udała się w wyznaczone miejsce, by odebrać przesyłkę z substancją psychotropową. Jak później wyszło na jaw, koleżanka skazanej współpracowała z policją, a narkotyki dostarczył funkcjonariusz. Na rozprawie sądowej nie uwzględniono zeznań oficera, zmieniono za to kwalifikację czynu, by skazać oskarżoną za handel narkotykami. To nie jest odosobniony przypadek. Artsiom Borodicz, aktor mińskiego teatru dramatycznego, został aresztowany za posiadanie 23 gramów marihuany – znaleziono ją podczas przeszukania. Borodicz przyznał się do winy, ale twierdził, że posiadał marihuanę na własny użytek; marihuana pomagała mu radzić sobie ze stresem w pracy. Obecni na procesie artyści teatralni wspierali Artsioma i świadczyli za jego niewinność. To nie pomogło. Aktora skazano na pięć lat za handel, chociaż oskarżyciel nie dowiódł tego zarzutu przed sądem.

Fot. Tania Kapitonowa

Funkcjonariusze policji mają osobisty interes w ściganiu przestępstw narkotykowych z artykułu 328. Za każdy wykryty przypadek, który skończy się postępowaniem karnym, są nagradzani premią lub awansem. Z pewnością o wiele łatwiej jest tropić klientów takich jak Aleksiej i Artsiom niż likwidować rzeczywiste kanały przemytu i handlu. Mieszkańcy Homla uskarżają się na przykład na działalność licznej romskiej diaspory, nad którą, ich zdaniem rozpostarto „szeroki parasol ochronny”. „Nawet ślepy by zobaczył, skąd mają pieniądze” – mówi mężczyzna w średnim wieku i prosi o nieujawnianie nazwiska.

Byli urzędnicy państwowi niezmiernie rzadko wpadają w sieci stróżów prawa. Jednak w 2016 roku siedemnastu członków gangu dealerów skazano na 2 do 20 lat więzienia za handel dopalaczami przez stronę internetową o nazwie „W Mińsku na legalu”. Przywódca grupy skazanej w „aferze siedemnastu” otrzymał karę 20 lat więzienia; byłego urzędnika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych skazano na 14 lat, a dwóch byłych oficerów KGB na 15 i 14 lat więzienia o zaostrzonym rygorze.

Społeczeństwo obywatelskie i legalizacja

Białoruskie prawo nie rozróżnia między narkotykami „miękkimi” a „twardymi”. Nie ma też znaczenia, czy u podsądnego znaleziono jedną dziesiątą grama marihuany, czy kilogram syntetycznego narkotyku. Jeśli sędzia uzna, że zarzut rozprowadzania narkotyków jest uzasadniony, może wymierzyć karę pięciu lat więzienia. W dokumentach procesowych często można znaleźć sformułowanie „narkotyki zostały przekazane nieustalonej osobie w nieustalonym miejscu”. To wystarcza, by podtrzymać oskarżenie o handel. Wejście w życie wspomnianego prezydenckiego dekretu uniemożliwiło oskarżonym powoływanie się na wiele okoliczności, które pozwoliłyby ich uniewinnić, a skazanych zaczęto umieszczać w specjalnie wyznaczonych koloniach. Dwie z nich są już przepełnione; niedawno otwarto trzecią. W listopadzie ubiegłego roku prezydent Łukaszenka – zapalony kibic hokeja – pozował do zdjęć z wykonanym przez więźniów kijem hokejowym. Nie ujawniono, w której kolonii więziennej produkuje się sprzęt sportowy. Wiadomo jednak, że więzienia całego kraju wykorzystują osadzonych do prac stolarskich, do szycia i do innych zadań. Miejsc pracy jest jednak niewiele, a wynagrodzenie nader skąpe – zwykle około jednego eurocenta dziennie. Od kilku lat w zakładach karnych praktykuje się też segregację: skazani za przestępstwa narkotykowe noszą na ubraniu zielone naszywki.

Serbskie rave’y

czytaj także

Serbskie rave’y

Irena Molnar

Jeszcze jedna szczególna cecha wyróżnia „procesy narkotykowe” na Białorusi: od czasu do czasu odbywają się poza siedzibami sądów. Zdaniem rządu, niezwykle kształcące jest prowadzenie rozpraw sądowych w szkołach. Tej jesieni sąd na posiedzeniu zorganizowanym w szkolnej klasie skazał trzydziestoletnią mieszkankę Mińska na trzy lata ograniczenia wolności za to, że ukrywała haszysz. „Prawie zasnąłem z nudów” – skomentował to jeden z uczniów.

Zdaniem rządu, niezwykle kształcące jest prowadzenie rozpraw sądowych w szkołach.

Ocenę skutków tak prowadzonej polityki narkotykowej utrudnia brak niezależnych badań socjologicznych. Społeczeństwo obywatelskie na Białorusi jest wątłe, choć jednej społecznej inicjatywie udało się zwrócić uwagę opinii publicznej na wady artykułu 328. „Nie twierdzimy, że wszystkie nasze dzieci są w stu procentach niewinne” – mówi Larisa Żigar, założycielka inicjatywy „Ruch Matek 328”. „Chcemy natomiast, żeby kara była współmierna do winy. Nie można rujnować młodym ludziom całego życia”. Kilka lat temu Larisa założyła grupę w Internecie. Dziś do ruchu należy ponad tysiąc osób, głównie rodziców oburzonych wysokimi wymiarami kar. Średni wyrok, jaki zasądzono ich dzieciom, to 9 lat pozbawienia wolności. Ktoś dostał 10 lat za posiadanie paczki dopalaczy albo za gram marihuany; u innych znaleziono jedynie 0,33 grama albo zupełnie nic. Wielu rodziców było świadkami stosowania przemocy w śledztwie. W 2016 roku Larisie odmówiono zarejestrowania stowarzyszenia. Mimo to razem z innymi matkami organizuje pikiety i spotkania z przedstawicielami MSW i innych organów władzy. „Napisaliśmy ponad trzy tysiące petycji do administracji prezydenta” – mówi. – „Bez jego poparcia nie da się zmienić prawa, to oczywiste. Powiedziano nam, że prezydent spotka się w nami w przyszłym roku. To znaczy, że naruszyłyśmy coś w systemie”.

Fot. Tania Kapitonowa

„W kwestii narkotykowej ustawodawstwo na Białorusi jest ślepe. Koniecznie należy rozróżniać narkotyki i zdekryminalizować posiadanie małych ilości substancji zakazanych” – mówi Piotr Markiełow, dwudziestotrzyletni aktywista z ruchu „Legalize Belarus”. Piotr i jego ludzie pokładają wiarę w edukacji: w 2017 roku zorganizowali grupowy wyjazd na berlińską Hanfparade (demonstrację zwolenników legalizacji marihuany), a także projekcje filmów i otwarte wykłady w kilku białoruskich miastach. Członkowie „Legalize Belarus” wysyłają osadzonym za narkotyki kartki pocztowe – tak jak inni wysyłają je więźniom politycznym. Zebrali 4600 podpisów pod petycją o legalizację marihuany, jednak Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odpowiedziało na ich apel, że sprawa nie jest wysokiej wagi, a legalizacja zagrażałaby zdrowiu obywateli. Jak wielu innych, Piotr jest przekonany, że ludzie „na górze” maczają palce w handlu narkotykami. Na to jednak brak dowodów, więc Białorusini czekają na nowelizację ustawy, która ma nadejść w tym roku.

*

Sasza Gubska – białoruska dziennikarka. Ukończyła studia na wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwesytetu Warszawskiego, obecnie studiuje we Francji. Pomiędzy 2014 a 2017 rokiem pracowała w niezależnym białoruskim czasopiśmie internetowym 34mag.net. Interesuje się tematami ochrony środowiska, społeczeństwa obywatelskiego w krajach  Europy Wschodniej i polityki narkotykowej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij