Świat

20 gramów na osobę. Legalizacja marihuany w niemieckim stylu

Niemieckie ministerstwo zdrowia ujawniło plany legalizacji marihuany. Już niedługo susz konopny będzie można kupić w sklepach. Koalicja rządząca planuje jednak ograniczenia, a legalna marihuana będzie różnić się od tej ulicznej.

Niemcy zalegalizują marihuanę. Tyle wiedzieliśmy już po zeszłorocznych wyborach do Bundestagu. Teraz wiemy, jak zamierzają to zrobić – poznaliśmy właśnie wstępny szkic jednej z najważniejszych reform narkotykowych od kilku dekad. Konserwatyści uważają, że proponowana nowelizacja jest zbyt śmiała, liberałowie krytykują zapisy za nadmierną restrykcyjność. Ostateczny kształt reformy poznamy za kilka miesięcy, ale już dzisiaj wiadomo, że przyniesie ona przełomowe zmiany.

Rząd socjalistów (SPD), Zielonych i liberałów (FPD) nie wycofuje się z obietnicy, którą złożył w umowie koalicyjnej blisko rok temu, i rzeczywiście planuje ustanowienie w pełni legalnego rynku marihuanowego na terenie całej Republiki Federalnej Niemiec. Susz konopny, skręty, ciastka z marihuaną najprawdopodobniej już za kilkanaście miesięcy wylądują na półkach sklepów m.in. w Berlinie, Monachium czy Dortmundzie.

20 gramów na głowę

Minister Zdrowia Karl Lauterbach zdecydował się wyjawić portalowi RedaktionsNetzwerk Deutschland najważniejsze punkty powstającej od kilku miesięcy reformy. Każda osoba, która ukończyła 18 lat, będzie mogła kupić i posiadać do 20 gramów marihuany. Niemieckie Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzić jednak istotne ograniczenia dotyczące mocy legalnych skrętów, olejków i innych produktów z konopi indyjskich. Zawartość THC, czyli głównego składnika odpowiedzialnego za działanie psychoaktywne, nie będzie mogła przekraczać 15 proc. Natomiast osoby w wieku 18–21 lat będą mogły nabyć marihuanę, ale tylko taką, której zawartość nie przekracza 10 proc. THC.

Nastolatek wraca zjarany do domu. Martwić się czy nie?

Koalicja rządząca planuje zalegalizować nie tylko sprzedaż w sklepach, ale również produkcję konopi – a ta odbywać ma się wyłącznie na terenie Niemiec. Żeby uniknąć potencjalnych konfliktów na gruncie prawa międzynarodowego, legalne produkty konopne nie będą mogły pochodzić z importu. Mieszkańcy Niemiec będą za to mogli uprawiać krzaki konopi indyjskich na własny użytek, ale nie więcej niż dwa na gospodarstwo domowe.

Lauterbach zdradził również, że oprócz standardowego podatku VAT produkty z marihuany zostaną obłożone nowym podatkiem konopnym. Mowa tutaj o niemałych wpływach do budżetu, bo według szacunków Uniwersytet Heinricha Heinego w Düsseldorfie za sprawą legalizacji do państwowej kasy trafiać może nawet 4,7 miliarda euro rocznie, a w biznesie konopnym ma powstać 27 tysięcy nowych miejsc pracy. Nie będą to jednak stanowiska w reklamie – zgodnie z udostępnionym mediom szkicem reformy reklamowanie marihuany ma zostać całkowicie zakazane.

Dołecki: Walenie głową w mur męczy, ale w końcu doczekamy się legalizacji marihuany

Lewica, prawica i czarny rynek

Zaraz po ogłoszeniu zarysu reformy niemieccy politycy zabrali się do jej krytyki. Co ciekawe, zarówno głosy z lewa, jak i z prawa, podnoszą podobny argument – w obecnym kształcie nowe prawo nie poradzi sobie z czarnym rynkiem.

Jeśli limity zawartości THC zaproponowane przez Ministerstwo Zdrowia utrzymają się, to legalna marihuana będzie słabsza niż ta dostępna nielegalnie. Według badań Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii średnia moc suszu konopnego w Europie to 11 proc. THC, ale na czarnym rynku oferowane są produkty sięgające nawet 28 proc. THC. Podobne limity nie były wprowadzane, kiedy legalizowano medyczną marihuanę – preparaty z konopi indyjskich dostępne w aptekach zawierają nawet 22 proc. THC.

Kristine Lütke, polityczka liberalnej FDP, która współrządzi Niemcami, twierdzi, że to „przepis na katastrofę”, zwłaszcza wśród najmłodszych użytkowników. Według Lütke ustalenie limitów zawartości THC doprowadzi do tego, że słabsza marihuana przegra konkurencję z silniejszą, dystrybuowaną przez grupy przestępcze.

Kirsten Kappert-Gonther z Zielonych, również będących w koalicji rządzącej, krytykuje planowany zakaz importu i wątpi w to, że same niemieckie uprawy są w stanie zaspokoić popyt na marihuanę. A jeśli tak się nie stanie, braki na sklepowych półkach będą uzupełniane z nielegalnych źródeł.

Stephan Pilsinger, konserwatysta z bawarskiej CSU, zwraca z kolei uwagę, że wymóg upraw na terenie Niemiec może spowodować wyraźny wzrost cen marihuany. Niemiecki klimat nie jest szczególnie sprzyjający dla konopnego rolnictwa – marihuana rosłaby najpewniej w szklarniach pod sztucznym oświetleniem, a przy wysokich cenach energii trzeba byłoby podnieść cenę ostatecznego produktu. Łatwo wyobrazić sobie, że legalna marihuana byłaby dużo droższa niż ta dostępna na czarnym rynku.

Jaki ślad węglowy ma twój skręt z marihuany?

Obawy polityków krytykujących szkic reformy nie są pozbawione podstaw. Wystarczy spojrzeć na Południe, a dokładnie w stronę Urugwaju, żeby przekonać się, że nie zawsze legalizacja prowadzi do końca szarej strefy. Marihuana jest tam legalna już prawie dekadę, ale wciąż ponad 70 proc. użytkowników woli zaopatrywać się w nią u dilerów. Urugwajski rząd zdecydował się na wprowadzenie państwowego monopolu na rynku konopnym, a przez to marihuanę kupić można w zaledwie 25 licencjonowanych punktach w całym kraju. Urugwajczycy mogą też legalnie zaopatrzyć się w marihuanę w ponad 200 klubach konopnych, ale jak widać po wyborach konsumenckich, nie odpowiada to ich zapotrzebowaniu.

Prawdziwa legalizacja

Po publikacji szkicu reformy możemy być pewni, że Niemcy planują prawdziwą legalizację prawdziwej marihuany. Nie trzeba byłoby tego podkreślać, gdyby nie fakt, że pod popularnym hasłem „legalizacji” politycy próbują często zdobyć poparcie dla dużo mniej odważnych reform.

Ministerstwo Zdrowia Tajlandii rozda milion krzaków konopi

Zaledwie kilka miesięcy temu rząd Tajlandii przeprowadził spektakularną kampanię medialną – wypuścił w świat informację, że nie tylko legalizuje marihuanę, ale zamierza rozdać mieszkańcom milion krzaków konopi. Minister Zdrowia ogłosił to podczas konferencji w towarzystwie doktora Gandzi – sympatycznej maskotki w kształcie listka marihuany ubranego w lekarski fartuch. Dopiero po wczytaniu się w zapisy tajlandzkiego prawa okazało się, że krzaki, które rozdaje ministerstwo to konopie siewne, posiadający śladowe ilości THC.

Przykładów niby-legalizacji nie trzeba szukać za granicą – w polskim Sejmie działa Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany, chociaż w propozycjach ustaw legalizacji nie uwzględnia. Jedynie początkowo rozważał ustanowienie legalnego rynku konopnego, ostatecznie zdecydował się jednak na dużo skromniejsze propozycje i przygotował trzy nowelizacje – w tej najbardziej śmiałej proponuje zniesienie kar za posiadanie marihuany na własny użytek.

Trzy ustawy konopne w Sejmie. Posłowie PiS odrzucają projekty Lewicy

Już wiemy, że w obecnym składzie parlamentu nie uda się znaleźć poparcia nawet dla tych reform. Ale gdyby jednak posłowie PiS zdecydowali się poluzować prawo narkotykowe i zagłosować za propozycjami Lewicy, która przewodzi parlamentarnemu zespołowi, wcale nie oznaczałoby to, że przy Marszałkowskiej zaczęłyby powstawać sklepy z legalnym ziołem tak, jak ma to miejsce w Kalifornii.

Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany zaproponował rozwiązania działające obecnie np. w Czechach i Portugalii, czyli dekryminalizację – wykreślenie posiadania marihuany na własny użytek z Kodeksu karnego i zniesienie kar za kilka gramów suszu. Polski projekt zakłada również możliwość legalnej hodowli krzaków konopi indyjskich. Przy takim rozwiązaniu handel wciąż byłby nielegalny, a w praktyce dalej zajmowałyby się nim organizacje przestępcze.

Projekt legalizacji marihuany w Sejmie już w kwietniu

Nawet w Holandii, gdzie marihuanę można kupić w tzw. coffeeshopach, nigdy nie została ona formalnie zalegalizowana. Zgodnie z prawem posiadanie do 5 gramów nie jest przestępstwem, ale prawa zakazujące sprzedaży wciąż teoretycznie obowiązują, chociaż nie są egzekwowane – w dużej mierze to kwestia zwyczaju, a jego prawne umocowanie, np. w Amsterdamie, ogranicza się do uchwał rady miasta. Na marginesie, liczba coffeshopów w stolicy Holandii została niedawno ograniczona – mieszkańcy skarżyli się na to, że ich miasto jest przytłoczone przez upalonych marihuaną turystów.

W Europie najbardziej progresywne prawo narkotykowe przyjęła w zeszłym roku Malta, która zezwala na posiadanie marihuany i uprawę krzaków konopnych na własny użytek – suszu nie można jednak kupić tam w sklepach.

Malta szykuje się na konopną rewolucję

W pełni uregulowany legalny rynek konopi indyjskich wciąż jest rzadkością w skali świata. Tak naprawdę jedyne państwa, które zdecydowały się na taki krok, to Urugwaj i Kanada. W Stanach Zjednoczonych prawo federalne wciąż zakazuje sprzedaży i posiadania marihuany, ale mimo to w 19 z 50 stanów działają legalne sklepy z konopiami indyjskimi. Zarówno Urugwaj, jak i Kanada po legalizacji musiały mierzyć się z krytyką Międzynarodowego Organu Kontroli Środków Odurzających, organizacji działającej w imieniu ONZ. Nie poniosły jednak żadnych realnych konsekwencji swoich działań.

Koniec prohibicji w Kanadzie. Rząd Trudeau zalegalizował marihuanę

Kolizyjny kurs z UE

Niemcy zdają się zdeterminowani w swoich planach legalizacji rynku marihuanowego. Pytanie nie brzmi już: czy legalizować zioło?, tylko – jak to zrobić? Bardzo możliwe, że ostateczny kształt reformy poznamy jeszcze w tym roku, a jej wprowadzenia powinniśmy spodziewać się w następnym. Z całą pewnością będzie to kolejne uderzenie w podstawy międzynarodowego prawa narkotykowego.

Nie ma wątpliwości co do tego, że legalizacja w takim modelu, jaki planują Niemcy, jest niezgodna z konwencjami narkotykowymi ONZ, jak również z unijnymi ramami prawnymi. W UE dopuszczalne jest posiadanie suszu oraz uprawa krzaków marihuany wyłącznie na własny użytek. Masowa produkcja i sprzedaż konopi indyjskich w celach innych niż lecznicze pozostają nielegalne.

Polska potępia wojnę z narkotykami na forum ONZ w Wiedniu

Złamanie zapisów konwencji ONZ nie przyniesie Niemcom szczególnych szkód politycznych. Jak pokazały przykłady Urugwaju i Kanady, oenzetowskie dokumenty z lat 70. ubiegłego wieku powoli stają się martwym prawem, którego ignorowanie nie skutkuje żadnymi poważnymi konsekwencjami.

Inaczej sprawy wyglądają w Unii Europejskiej. Jeśli Niemcy nie postarają się o zmianę unijnego prawa, to łamiąc je w otwarty sposób, poważnie osłabią swoją pozycję w negocjacjach z rządami ignorującymi inne zasady unijnej wspólnoty. Łatwo wyobrazić sobie, że konserwatywne rządy Polski i Węgier w sporach dotyczących praworządności będą wskazywać, że Niemcy również wypisują się z części unijnych przepisów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij