Weekend, Zdrowie

Nastolatek wraca zjarany do domu. Martwić się czy nie?

Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. I to dużo wcześniej, niż znajdziemy w plecaku narkotyki. One były, są i będą – radzi Maria Banaszak, psychoterapeutka w Ośrodku Leczenia, Terapii i Rehabilitacji Uzależnień Monar w Głoskowie i współautorka książki „Hajland. Jak ćpają nasze dzieci”.

Dawid Krawczyk: Pracujesz w pierwszym ośrodku Monaru w Polsce. W Głoskowie pod Warszawą ciągle przyjmowani są nowi pacjenci. Od czego są uzależnieni?

Maria Banaszak: Wiadomo, że nie trafiają do nas osoby, które zapaliły ze trzy razy marihuanę, tylko osoby, które już kompletnie straciły kontrolę nad swoim życiem i narobiły sobie poważnych kłopotów. Teraz rzadko kiedy ktoś jest uzależniony od jednej substancji. Nawet jak przyjeżdża uzależniony od alkoholu, to się okazuje, że przy okazji były na przykład leki, hazard, pornografia – bardzo różne miksy.

A coś w tych miksach dominuje?

Przeważnie mamy do czynienia z połączeniem marihuany z stymulantami. Nierzadko jest to jeszcze podbijane alkoholem. Czasem lekami. Odnoszę wrażenie, że mamy obecnie do czynienia z drugą erą nowożytną, jeśli chodzi o trendy narkotykowe.

To jak te poprzednie ery wyglądały na przestrzeni lat? Kiedy problemy z narkotykami zaczynają w Polsce mieć masowy charakter?

Narkomania w Polsce przybrała postać zjawiska masowego dopiero w drugiej połowie lat 70. Oczywiście narkotyki są stare jak świat, były wykorzystywane w obrzędach, podczas rytuałów, ale w naszym kraju ich używanie rozpowszechniło się wraz z wynalezieniem tzw. kompotu, czyli polskiej heroiny, która zdominowała narkomanię na długi czas.

Dopiero w latach 90. wiele się zmienia za sprawą otwarcia granic. Przy okazji wprowadzono zmiany ustawodawcze zakazujące uprawy maku lekarskiego. W 1992 roku następuje boom amfetaminowy (przez wiele lat Polska była światowym liderem w jej produkcji), pojawia się też na rynku kokaina, LSD i większe ilości marihuany. Od tamtej pory, pomału, ale konsekwentnie, heroina schodzi na coraz dalszy plan.

Kupujesz marihuanę, a palisz dopalacze. Unijny raport o narkotykach ostrzega

Na początku naszego wieku pojawiają się nagle tzw. nowe substancje psychoaktywne, czyli dopalacze – syntetyczne i silnie trujące zamienniki wszystkiego, co było znane do tej pory.

Bardzo dynamicznie zmienia się ten krajobraz narkotykowy. Z czego wynikają te zmiany?

Narkotyki zawsze były odpowiedzią na czasy, w których są obecne. Kiedy pojawił się kapitalizm z całą swoją agresją i tempem, za którymi trzeba było nadążać, amfetamina idealnie się do tego nadawała. Na czasy, kiedy wszystko chcemy mieć szybko i na skróty, odpowiedzią są dopalacze – łatwo dostępne, tanie, silnie toksyczne, ale przynoszące błyskawiczny i bardzo intensywny efekt.

Z drugiej strony zupełnie nie dziwi mnie rozprzestrzeniające się zjawisko nadużywania leków uspokajających i przeciwlękowych. Benzodiazepin, ale też opioidów, tyle że w innej formie niż za czasów polskiej heroiny. To właśnie to miałam na myśli, mówiąc o drugiej erze nowożytnej. To odpowiedź na wszechogarniającą niepewność co do tego, czy ten świat w ogóle przetrwa ze względu na zmiany klimatu i eksploatowanie jego zasobów. Napięcia społeczne i polityczne, pandemia COVID-19, wojna, inflacja, recesja – warunki całkiem sprzyjające rozwojowi lęków.

USA: kolejny krok w stronę dekryminalizacji marihuany

A jak spojrzymy na mapę Polski, to widać jakieś różnice w popularności różnych substancji?

Dostępność na danym terenie bardzo wiele determinuje. Ludzie z południowo-zachodniej Polski przyjeżdżają do ośrodka uzależnieni od metamfetaminy, bo płynie z Czech, gdzie jest produkowana na masową skalę. Z moich obserwacji wynika, że są też takie zupełnie niespodziewane punkty na mapie Polski – jest takie miasto – pominę jego nazwę, żeby nie przysparzać mu złej sławy – ale pewnie nigdy bym o nim nie usłyszała, gdyby nie to, że trafia do nas sporo osób uzależnionych od heroiny właśnie stamtąd. Ktoś uparcie tę heroinę tam dystrybuuje.

Czy substancje używane obecnie są niebezpieczniejsze od tych sprzed ery tzw. dopalaczy?

Dzisiejsze substancje są zdecydowanie bardziej niebezpieczne. Po pierwsze praktycznie nie ma już na rynku czystych narkotyków; wszystko jest rozcieńczane i „doprawiane” różnymi dodatkami, które mają spowodować, że substancje silniej i bardziej toksycznie działają. Po drugie, wiele się zmieniło, kiedy pojawiły się nowe substancje psychoaktywne, czyli „dopalacze” – bo zazwyczaj nie do końca znany jest zarówno ich skład, jak i skutki działania. Często nawet sam diler nie wie, czym handluje. Trudno jest przewidzieć reakcję organizmu na zażycie i określić bezpieczną dawkę, a w razie ewentualnego zatrucia czy przedawkowania, służby medyczne miewają trudność z udzielaniem pomocy.

UE zbadała ścieki na obecność narkotyków. Które europejskie miasto bierze ich najwięcej?

W ogóle wydaje mi się, że często w rozmowie o narkotykach pokutuje takie przekonanie, że jedynym związanym z nimi problemem jest uzależnienie. Prawda jest jednak taka, że odsetek osób, które się uzależniają, jest od dłuższego czasu relatywnie stabilny – zjawisko się raczej nie powiększa. To naprawdę nie działa tak, że jak ktoś umie żyć szczęśliwie i odczuwać satysfakcję ze zdrowych relacji oraz wyzwań i dotknie narkotyku, to momentalnie zniszczy sobie życie. Nie demonizujmy samych substancji, one stają się niebezpieczne, kiedy padną na grunt niezrealizowanych potrzeb emocjonalnych i społecznych.

Skupiając się tak bardzo na samym uzależnieniu, zapominamy o innych stronach szkodliwości substancji psychoaktywnych – ich neurotoksyczności, ryzyku zatrucia czy konsekwencjach w postaci uszkodzeń poznawczych albo różnych zaburzeń psychicznych, jak psychozy, stany lękowe lub depresja. Można zażywać narkotyki na tyle krótko, żeby jeszcze się nie uzależnić, ale już wyrządzić sobie krzywdę w ośrodkowym układzie nerwowym.

Siedzimy w domu i palimy więcej marihuany. Tak wynika z unijnego badania

Na okładce książki, którą napisałaś z Agatą Jankowską, jest duży tytuł Hajland, a pod spodem jego druga część Jak ćpają nasze dzieci. To oczywiście pozycja nie tylko dla zatroskanych rodziców, ale często to właśnie im staracie się uświadomić, jak się sprawy mają w Polsce z narkotykami. To załóżmy, że rodzic znajduje u dziecka w plecaku narkotyki. Co powinien waszym zdaniem zrobić? Zawieźć je od razu do Monaru w Głoskowie?

Absolutnie nie. Chociaż znam przypadki, że rodzice po takim odkryciu wzywali policję do własnego dziecka. Jeśli zależy nam na tym, co najcenniejsze, czyli wzajemnym zaufaniu i bliskiej relacji, to nie polecam takich kroków.

Co robić? Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać – i to dużo wcześniej, niż znajdziemy w plecaku narkotyki. One były, są i będą. Nie ma powodu, żeby robić z nich temat tabu. Lepiej włączyć je do katalogu trudnych rozmów, które odbyć trzeba: jak te o seksie, śmierci czy teraz też o wojnie.

Kiedy już rodzic chcę porozmawiać, to w zasadzie czego powinna dotyczyć ta rozmowa?

Ważne jest, o jakiej sytuacji dokładnie mówimy. Jeśli nastolatek przychodzi do domu pierwszy raz pijany, to tego wieczoru najlepiej nie robić nic, poza tym, żeby ewentualnie upewnić się, że bezpiecznie położył się spać; a w głębi duszy pomyśleć sobie: „i dobrze!”. Większości nastolatkom się to zdarzy i, o ile nie zostaną przekroczone pewne granice, nie ma w tym niczego złego. Okres dojrzewania po to jest, żeby eksperymentować, robić głupie rzeczy, a potem ich żałować, ponosić konsekwencje. Uczyć się siebie i świata.

Na pewno trzeba docenić, że przyszedł do domu i nie bał się do nas wrócić w takim stanie. To w gruncie rzeczy dobra wiadomość, że na tyle nam ufa, a nie śpi gdzieś w niebezpiecznych warunkach. Na rozmowę też musi znaleźć się miejsce, ale trzeba ją oczywiście przełożyć na następny dzień. Próba dyskusji z kimś nieprzytomnym, to raczej przepis na awanturę. Natomiast w trakcie samej rozmowy najważniejszych jest kilka podstawowych zasad: po pierwsze pamiętajmy, że rozmowa polega na tym, że dwie strony mówią i dwie strony nawzajem się słuchają. Dajmy dziecku przedstawić swoją wersję, postarajmy się zrozumieć i nie zakładajmy od razu, że kłamie.

Po drugie jednak, nie bójmy się komunikować swoich zasad. Nie ma nic złego w tym, że stawiamy granice i rozmawiamy o tym, na co jest, a na co nie ma przyzwolenia w domu. Szkodliwa może być zarówno przesadna surowość i sztywność, jak i skrajne przyzwalanie i relatywizm. Postarajmy się też nie oceniać i, co najważniejsze, pamiętajmy, że jesteśmy z dzieckiem po jednej stronie, a nie we wrogich obozach.

Czy zamykanie monopolowych na noc rozwiąże problemy z alkoholem?

A kiedy twoim zdaniem należy się niepokoić? Czy to, jakie substancje spożył ten nastolatek lub nastolatka, ma w ogóle znaczenie?

Do pewnego stopnia oczywiście ma, bo np. woreczek strunowy z jasnym proszkiem będzie prawdopodobnie sygnałem, że nastoletnie eksperymenty zaczęły się wymykać lub już na dobre wymknęły się spod kontroli. „Zabawy” nastolatków, o które nie trzeba się martwić, rozgrywają się zazwyczaj w ramach granic prawa lub przynajmniej społecznego przyzwolenia. Gdy poza nie wykraczają, robi się niepokojąco.

Z drugiej jednak strony, jestem przeciwniczką dzielenia narkotyków na miękkie i twarde. Tak samo wódka, jak i marihuana czy amfetamina i heroina to narkotyk. Wiadomo, że od jednych uzależnia się szybciej, innych można przez dłuższy czas używać bez wyraźnych konsekwencji – chociaż to wcale nie czyni ich bezpieczniejszymi, bo problem rozwijać się może w niezauważalny sposób. Istotne jest na pewno to, jaką ilość narkotyków znaleźliśmy.

Bo jak znajdziesz resztkę skręta, która się ostała po imprezie, to trzeba porozmawiać i ustalić granice, ale jeśli będzie to duży zapas narkotyków, to oznacza, że albo mówimy o handlu, albo o dużych potrzebach na własny użytek. Ewentualnie o uwikłaniu w podejrzane zależności i problemach z asertywnością. Tak czy siak, jest to powód nie tylko do rodzicielskich zmartwień, ale też po podjęcia poważniejszego działania.

Zawsze na końcu kolejki. Marihuana medyczna to ciągle towar deficytowy

Mam nieszczęście pamiętać jeszcze pogadanki z tzw. byłym narkomanem – pełne grozy, mrożące krew w żyłach historie. Przyznam, że to chyba bardziej zachęciło mnie do eksperymentów na własną rękę. Wyobrażam sobie, że waszą książkę mogliby wykorzystać również nauczyciele.

I mam nadzieję, że będą wykorzystywać! Jeśli jakiekolwiek oddziaływanie profilaktyczne skierowane do dzieci ma być skuteczne, to musi to być oddziaływanie długoterminowe i oparte na relacji i interakcji. Dobra profilaktyka nie wygląda tak, że przychodzi ktoś na godzinę i komunikuje się tylko w jedną stronę. Pogadanka to nie może być wykład, tylko powinna to być rozmowa, gdzie potrzeby tych, do których jest adresowana, mają szansę wybrzmieć. I niestety nie da się tego załatwić jednorazowym wydarzeniem.

Metadon zamiast heroiny to nie darmowe ćpanie, tylko realna pomoc

Skuteczna profilaktyka to między innymi uczenie budowania konstruktywnych relacji i komunikacji, rozumienia swoich potrzeb, radzenie sobie z napięciem i agresją czy czerpanie przyjemności i satysfakcji ze zdrowych aktywności. Zdaję sobie sprawę, że w szkołach z przeładowanym programem i za małym budżetem to może być piekielnie trudne, więc trzeba liczyć się z tym, że rodzice w znacznej mierze będą musieli wziąć na siebie ten ciężar. Ale warto przemóc w sobie strach przed tematem tabu, jakim są narkotyki – nie jest tak, że jak go poruszymy, to dżinn wydostanie się z butelki. Narkotyki są i będą obecne w otoczeniu lub nawet życiu naszych dzieci, niezależnie od tego, czy to nam się podoba, czy nie.

**

Maria Banaszak – doktora nauk społecznych, certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnień. Pełnomocniczka Zarządu Głównego Stowarzyszenia Monar ds. badań i rozwoju, psychoterapeutka w Ośrodku Leczenia, Terapii i Rehabilitacji Uzależnień Monar w Głoskowie oraz doradczyni naukowa PredictWatch. Wraz z Agatą Jankowską napisała książkę Hajland. Jak ćpają nasze dzieci (Wielka Litera 2022).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij