Rozmowa o propozycji Martina Zet nie może zostać skolonizowana przez płomienie w głowach, które każdą akcję artystyczną sprowadzają do argumentów ad Hitlerum. Igor Stokfiszewski komentuje spór wokół projektu Deutschland schafft es ab.
12 stycznia w Berlinie, w ramach 7. Biennale, rozpoczął się projekt czeskiego artysty Martina Zet Deutschland schafft es ab (Niemcy pozbywają się tego). Projekt wymierzony jest przeciwko treściom zawartym w głośnej książce Thilo Sarrazina Deutschland schafft sich ab (Niemcy likwidują się same, co można przetłumaczyć również jako – Niemcy pozbywają się same siebie). Przypomnijmy – 67-letni finansista, polityk SPD i były członek zarządu Bundesbanku – ogłosił w sierpniu 2010 potężnych rozmiarów manifest, będący brutalną krytyką niemieckiego projektu wielokulturowości, niemieckiej polityki państwa opiekuńczego i polityki imigracyjnej, nie naciskającej na integrację przybyszów z lokalną kulturą.
Martin Zet ogłosił zbiórkę egzemplarzy książki od czytelników, którzy chcieliby się jej pozbyć. W czasie trwania 7. Berlin Biennale z egzemplarzy tych w salach wystawowych Kunst-Werke zbuduje instalację, której forma zależna będzie od liczby zebranych książek, a następnie – razem z publicznością – podejmie decyzję, o ich dalszym losie. Biennale przygotowało plakat zachęcający do darowania egzemplarzy książki artyście, podjęło współpracę z instytucjami kultury w Berlinie, które zgodziły się wziąć udział w akcji i ustawić w swoich placówkach odpowiednie skrzynie, do których można wrzucać książki, wreszcie – upubliczniło projekt, inaugurując jego realizację. No i… zaczęło się.
Najpierw na forach internetowych, a następnie w prasie, zaroiło się od komentarzy, które w niewybredny sposób dawały do zrozumienia, że zarówno czeski artysta jak i kuratorzy Biennale oraz pracownicy Kunst-Werke – instytucji organizującej wydarzenie – są kryptofaszystami, nawiązującymi swoim działaniem do palenia książek przez nazistów w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Rozdzwoniły się telefony od ludzi domagających się wyjaśnień w tej sprawie. Organizatorzy Biennale wydali oświadczenie, w którym starają się zwięźle opisać, na czym w istocie polega projekt Martina Zet, zwracając uwagę na kwestie współdecydowania wraz z publicznością o dalszym losie zebranych egzemplarzy książki oraz o prawie do artystycznego oporu przeciw antyimigracyjnej i polaryzującej społecznie zawartości manifestu Sarrazina.
W całym zamieszaniu umknęły – jak sądzę – trzy zasadnicze sprawy: 1. intencje artysty i kuratorów Biennale, które stanowią o istocie projektu; 2. demokratyczna mobilizacja suwerennych podmiotów jako jego siła napędowa i warunek realizacji; 3. która dodatkowo zwrócona jest przeciwko ksenofobicznym i rasistowskim treściom, będącym tu przedmiotem artystycznej polemiki.
Rozmowa o propozycji Martina Zet nie może zostać skolonizowana przez cudze fantazje – owe płomienie w głowach, które każdą akcję artystyczną natychmiast sprowadzają do argumentów ad Hitlerum, szantażując jej inicjatorów i wykonawców immanentnym światem własnych paranoi. Jej ramą musi być w pierwszej kolejności coś, co najprościej należałoby nazwać prawdą, na którą składają się: realne zamiary artysty, faktyczne intencje kuratorów i po prostu – treściowa zawartość projektu Deutschland schafft es ab.
Martin Zet nie zgadza się z ksenofobicznymi i rasistowskimi treściami, zawartymi w książce Thilo Sarrazina. Proponuje więc działanie, które umożliwiłoby rzeczywiste ograniczenie ilości istniejących w obiegu czytelniczym egzemplarzy tej pozycji. Idea ta komponuje się z naczelnym pomysłem na Biennale, który przewiduje, że akcje artystyczne zorientowane być powinny na realne oddziaływanie na rzeczywistość i otwierać możliwość jej trwałej transformacji.
Dodatkowo – projekt czeskiego artysty – odwołuje się do zbiorowej mobilizacji i to jej zasięg jest warunkiem jego powodzenia lub klęski. Innymi słowy – to społeczeństwo niemieckie zadecyduje ile książek Sarrazina podaruje Martinowi Zet, a ile pozostanie na rynku, czy na półkach prywatnych bibliotek. Intuicją przyświecającą artyście jest więc odwołanie się do procedury bezpośredniej, demokratycznej i obywatelskiej decyzji dojrzałych suwerennych podmiotów. Intuicja ta raz jeszcze komponuje się z ideami Biennale, które chciałoby przyczynić się do odnowienia demokracji i zwiększenia bezpośredniej partycypacji obywateli w procesie kształtowania zbiorowych opinii i podejmowania decyzji, mających wpływ na życie wspólnoty. Tak jak kupienie książki Sarrazina można czytać jako indywidualny gest, mogący przemawiać na korzyść zapisanych w niej postulatów (spora część komentatorów z faktu sprzedaży półtora miliona kopii wyciągała wnioski, co do społecznego poparcia dla tez autora), tak jej oddanie będzie gestem sprzeciwu wobec nich, co rozumiem jako krok w stronę indywidualnej emancypacji. Powodzenie projektu zależy nie od woli artysty, lecz od suwerennej decyzji wolnych ludzi. W moim najgłębszym przekonaniu – atak na Martina Zet, kuratorów Biennale oraz Kunst-Werke – jest w istocie atakiem na sztukę, która pragnie dokonywać transformacji zbiorowej rzeczywistości, odwołując się do fenomenu żywej demokracji, do jednostkowego zaangażowania wolnych ludzi w kształtowanie wspólnej przestrzeni życia.
I wreszcie – w całym zamieszaniu zdaje się umykać fakt, że stanowisko Sarrazina jest stanowiskiem, któremu nieprzerwanie i z całą mocą należy się przeciwstawiać. Czarowanie odbiorców „płomieniami we własnych głowach” nie zmieni faktu, że filozofia autora, głosząca genetyczne uwarunkowania poziomu inteligencji, zasadność wyłączenia „bezproduktywnych” imigrantów z obiegu socjalnej troski, i konieczność demontażu opiekuńczych ram państwa, prowadzi do pogłębienia się społecznych podziałów i wzmocnienia tendencji atomizacyjnych, będących piętą achillesową liberalnych demokracji. Skutkuje to zerwaniem coraz mniej trwałych międzyludzkich więzi tak na poziomie relacji mikro- jak i makrospołecznych, a w konsekwencji przyczynia się do kształtowania jednostek, które charakteryzują cechy takie jak: podejrzliwość wobec drugiego człowieka, nieufność, dążenie do konfliktu czy agresywne nastawienie. Warto przyjąć do wiadomości prostą prawdę, że każde stanowisko, odwołujące się do wzmocnienia rynkowego kapitalizmu i poróżnienia członków społeczeństwa na tle kulturowo-etnicznym prowadzi nas wprost ku przepaści, ku destrukcji jakichkolwiek trwałych zbiorowych więzi i relacji, a w konsekwencji – ku samotności, nienawiści i upokorzeniu.
Thilo Sarrazin w książce Deutschland schafft sich ab pisze m.in.: „Pod względem kulturalnym i cywilizacyjnym wzorce społeczne, które reprezentują islamscy imigranci, oznaczają regres”. Być może należałoby na koniec przypomnieć, jakie są podstawy etyczne trwałego i zrównoważonego rozwoju cywilizacyjnego, które z całą mocą przemawiają przeciwko tezom Sarrazina. Podstawy te sprowadzają się do elementarnej konstatacji: wszyscy ludzie, niezależnie od tego kim są, skąd są, czy są głupi czy mądrzy, czy są nierobami czy pracoholikami, czy reprezentują takie, czy inne „wzorce społeczne”, muszą mieć zapewnione możliwości realizacji podstawowych ludzkich potrzeb i pragnień – potrzeby posiłku, dachu nad głową, możliwość realizacji własnych ambicji i marzeń, kochania i bycia kochanym, i wreszcie – muszą mieć zapewnioną wolność od fizycznego i psychicznego cierpienia oraz wolność do życia wedle wartości, jakie wyznają. W najdalszej perspektywie projekt Martina Zet, w odróżnieniu od postawy Thilo Sarrazina, odwołuje się do tego właśnie kodeksu etyki życia. I dlatego powinniśmy z całą mocą go wesprzeć, broniąc go przed płomieniami w głowach oraz oddając na rzecz jego realizacji egzemplarz książki Deutschland schafft sich ab. Naprawdę warto się tego pozbyć.
Tekst opublikowany został w wersji niemieckiej i angielskiej na stronie 7. Berlin Biennale.
Przeczytaj również komentarz Chantal Mouffe: Uczucia i namiętności są bardzo ważnymi siłami napędzającymi politykę