W przeciwieństwie do niektórych pieśni rewolucyjnych zanucić ją łatwiej niż nowy hit Rihanny. Dlatego często, szczególnie w obcym języku, Bella ciao traci swój poważny wydźwięk. Kolejny tekst Filipa Lecha i Jacka Plewickiego z „Glissanda” w cyklu o piosenkach i pieśniach rewolucyjnych i wolnościowych.
Ostatnio pisaliśmy o Warszawiance, tym razem będzie mniej wzniośle. Opowiemy o pieśni znanej na całym świecie dzięki legendzie włoskich partyzantów.
Niezależnie o tego, w jakim kontekście zostaje użyta, Bella ciao zawsze przekazuje treści wolnościowe. Paradoksalnie, jest to piosenka pożegnalna – o śmierci, ofierze, wojnie i poświęceniu – a śpiewając ją, wszyscy się cieszą, klaszczą i tupią nogami, akcentując poszczególne takty. W tej melodii drzemie jakaś siła.
Bella ciao wywędrowała z Włoch tuż po wojnie – na pierwszym Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w 1947 roku w Pradze zaprezentowała ją włoska delegacja, złożona w dużej mierze z byłych partyzantów. Żegnaj, piękna, piosenka doskonale nadająca się do wspólnego śpiewania, wywarła duże wrażenie na demokratycznej młodzieży, prawie od razu została przetłumaczona na kilka języków i rozbrzmiała na całym świecie. Kilka lat później piosenka została ponownie użyta przez walczącą młodzież – śpiewali ją kubańscy rewolucjoniści, zamieniając słowo „partigiano” na „guerrillero”.
W Ameryce Łacińskiej śpiewała ją później Mercedes Sosa, przedstawicielka argentyńskiego la cancion nuevo, najwspanialszy i najbardziej doniosły głosem rewolucji. W latach 70. i 80. taśmy i płyty z jej nagraniami wędrowały po całym świecie, razem z hiszpańskojęzycznymi studentami.
Do Związku Radzieckiego Proszczaj krasawica przyjechała razem ze studentami wracającymi z praskiego festiwalu. Radziecka adaptacja została trochę przerobiona – na modłę stalinowskiego tradycjonalizmu partyzanci są tam „garybaldyjscy”.
W latach 60. piosenka przeżyła drugą młodość za żelazną kurtyną. W 1969 jest jedną z bohaterek partyzanckiego filmu Przeprawa w reżyserii Hajrudina Krvavaca. Od tego momentu stale gościła na scenach całej Jugosławii, pamięta się o niej do dziś. Śpiewała ją między innymi chorwacka gwiazda Jugotonu – Lidija Percan. W 1963, po powrocie z rocznego pobytu we Włoszech azerbejdżański tenor, sowiecki celebryta – Muslim Magomajew – włączył ją na stałe do swojego programu (w połowie po włosku, w połowie po rosyjsku).
W tym samym czasie, w którym Bella ciao zasilała jugosłowiańską mitologię partyzancką i z desek opery zeszła na sowiecką estradę, we Francji śpiewał ją Yves Montand, najbardziej lewicowy ze wszystkich szansonistów. Ale przede wszystkim śpiewała ją ulica, śpiewały barykady! Od czasu majowych rozruchów w 1968 Bella ciao na stałe weszła do repertuaru piosenek śpiewanych na demonstracjach, nie tylko we Francji.
Bella ciao można interpretować na mnóstwo sposobów. Wynika to już z niespójności między poważnym, pożegnalnym, ostatecznym wydźwiękiem treści pieśni i jej tytułem, a radosną, wpadającą w ucho marszową melodią, która zazwyczaj wprawia uczestników manifestacji w nastrój daleki od patosu. Bella ciao – a więc (to inne tłumaczenie tych słów) „piękne pożegnanie”, nie jest traktowane jako wyraz utraty, lecz jako wezwanie do tworzenia nowej rzeczywistości.
W przeciwieństwie do niektórych pieśni rewolucyjnych zanucić ją łatwiej niż nowy hit Rihanny. Dlatego często, szczególnie gdy śpiewana jest w obcym języku, traci swój poważny wydźwięk, który w zestawieniu z lekką formą bardzo dobrze wyraża uczucia, jakie powinny cechować każdego uczestnika manifestacji. Z jednej strony – ważne, żeby zachować ciągłość przemarszu i dobrze się przy tym bawić – lecz z drugiej istotniejszy jest przecież cel – którego nie udało się jeszcze osiągnąć, który przynależy innego do porządku niż samo dzianie się protestu. Skandując tę pieśń, chcemy dążyć „tam hen wysoko, / gdzie piękny kwiat kładzie swój cień”, do miejsca nieosiągalnego dla tkwiących w marazmie szarych przechodniów. Inaczej niż w Warszawiance, nie ma tu obietnicy lepszego jutra, dlatego jakakolwiek prosta „komunistyczna” wykładnia zupełnie nie znajduje w tym przypadku zastosowania. Idzie o nieograniczone piękno, które wykracza poza ramy samej rewolucji – podmiot nie jest tu sprowadzony do walki o wyzwolenie („jeśli umrę jako partyzant”). Nacisk położony jest z jednej strony na indywidualność (to ja „chcę”, „czuję”), a z drugiej strony na osobę, do której wygłaszana jest pieśń – „chodź ze mną”. Nie zostaje tu narzucony karb żadnego sztandaru ani znaku, a ostatecznie celem okazuje się wolność ogółu, za którą ja poświęca swoje życie.
Dlatego pieśń ta jest chyba najbardziej uniwersalna, a śpiewano ją podczas ostatnich zajść w Iranie, jest standardem muzyki tureckiej (pod tytułem Çav bella),a także hymnem kurdyjskich partyzantów. Można sobie wyobrazić manifestacje przedstawicieli tych trzech zwaśnionych narodów, połączonych we wspólnym śpiewie, gotowych oddać się wspólnej sprawie.
Co istotne oddanie to nie wiąże się z kultem straceńców – każdy ze śpiewających prosi o upamiętnienie jego poświęcenia, a nie wcześniejszych ofiar. To my, uczestnicy przemarszu, zobowiązujemy się „teraz” do podjęcia ryzyka. W zamian żądamy od naszych towarzyszy, aby oddali hołd kwiatu, który reprezentuje tutaj wolność – coś, czego nie udało nam się w ziemskim czasie osiągnąć. To tłumaczy, dlaczego pieśń Bella ciao była śpiewana na zakończenie manifestacji w Turcji. Oczywiście, miło się pożegnać za pomocą piosenki, ale wydaje się, że kolejne słowa pieśni mówią, przynajmniej w przypadku tego wykonania, coś więcej – śpiewamy, aby zabezpieczyć się na wypadek niepowodzenia, aby podkreślić, że udało się pozostawić ślad w świadomości miasta i jego mieszkańców. Niestety żadna piosenka, nawet ta, nie jest niewinna. Smucą jej losy w Rosji – bo dzisiaj jest wykorzystywana w defiladach w Dzień Zwycięstwa, a zamknięcie jej w salach koncertowych za czasów ZSRR też nie wydaje się zgodne z jej duchem. Ale to jeszcze nic – najgorsze jest to, jak rzadko wspomina się o rodowodzie tej piosenki. Została ona całkowicie wchłonięta przez fallocentryczną narrację mężczyzn-partyzantów. Co z tego, że adresatką piosenki jest kobieta, jeśli: po pierwsze, nie tylko mężczyźni poświęcali się i byli partyzantami, a po drugie, u swego zarania Bella ciao śpiewały włoskie robotnice, zbierające ryż w Nizinie Padańskiej. Bella ciao nie jest tęsknym westchnieniem bohatera, który się poświęca, a swojej ukochanej pozostawia tylko czczenie jego pamięci. To raczej pożegnanie własnego piękna, młodości – utraconych podczas pracy w niegodnych i niesprawiedliwych warunkach.
Może teraz Bella ciao będzie nam bliższa, odniesie się do codzienności i naszych problemów. I z nowymi/starymi słowami, już bez mogił i partyzantów, będziemy mogły i mogli zaśpiewać ją pełną piersią, tak jak robili to rozśpiewani i rozśpiewane skopijczycy i skopijki.
Autorzy są członkami redakcji magazynu „Glissando”.