Chcemy udostępnić wszystkim dzieła Korczaka, tyle możemy dla niego zrobić.
Gdy cieszyliśmy się w 2012 roku, że dzieła Janusza Korczaka w 70 lat po jego śmierci przechodzą do domeny publicznej, dotarła do nas przedziwna informacja – Korczak z prawnego punktu widzenia zginął nie w 1942 roku, a 1946. I jego pisma powinny być uwolnione zgodnie z prawem dopiero 1 stycznia 2017. Zaczęliśmy tę sprawę badać i okazało się, że to, dlaczego ktoś wbrew wiedzy historycznej obstaje przy tej dacie, to ciekawa i długa historia.
Prawa autorskie do dzieł Janusza Korczaka przeszły na skarb państwa. A ten nie ma żadnej polityki dotyczącej wykorzystywania tych dzieł, nie tylko tego autora, ale w ogóle. Dysponentem praw stał się więc Instytut Książki, także dlatego, że Grzegorz Gauden miał pomysł na to, jak Korczaka „monetyzować” i przede wszystkim: jak go dalej wydawać. Przejście dzieł do domeny publicznej okazało się w tym przeszkodą.
Upomnieliśmy się bowiem o dzieła Korczaka w domenie publicznej dokładnie wtedy, gdy Instytut Książki właśnie zakończył długą biurokratyczna procedurę, która pozwoliłaby cokolwiek w sprawie wydawania jego książek zrobić – bo wcześniej nie można było zrobić nic.
Z punktu widzenia Instytutu, ja – walcząc o wolny dostęp do Korczaka – byłem troublemakerem, osobą która rozgrzebuje problem, który, wydawało się, właśnie został załatwiony. Z mojego punktu widzenia sytuacja również była skandaliczna, ale z zupełnie innych powodów.
Po pierwsze dlatego, że skarb państwa może nie wiedzieć, jakie prawa autorskie ma i do czego. W przypadku Korczaka akurat wiedział, ale jednocześnie nikt nie prowadzi rejestru i nie zajmuje się rozstrzygnięciem losu tysięcy dzieł, których twórcy i twórczynie zmarli bezpotomnie. Korczak o tym zaniedbaniu przy tej okazji tylko przypomniał, bo problem pozostaje nierozwiązany. Po drugie, to dla mnie skandal, bo domena publiczna jest święta – jeśli dzieła wchodzą do niej w 70 lat po śmierci autorki lub autora, a Korczak został zamordowany w Treblince w 1942, to możemy z jego dzieł korzystać od 1 stycznia 2013 roku. I koniec. Wyrok z lat 50., według którego powinniśmy ustalić rok jego śmierci na 1946, jest historycznym kłamstwem. Tym gorzej więc, że instytucje publiczne, wiedząc o tym, raz ten fałsz podtrzymują, a innym razem mu zaprzeczają – w zależności od okoliczności.
W 2012 obchodziliśmy Rok Korczaka, wtedy wiedzieliśmy, że zginał w 1942 roku. Ale gdy chodzi o prawa do jego dzieł, to wiemy, że jednak w 1946. To absurdalne dwójmyślenie. Chcieliśmy z tym walczyć.
Mieliśmy olbrzymie szczęście, że udało nam się znaleźć wyśmienitych prawników, którzy zgodzili się poprowadzić tę sprawę pro publico bono, Adama Barbasiewicza i Joannę Woźniak. Przy ich pomocy udało się nam w sądzie ustalić najbardziej prawdopodobną datę śmierci Korczaka, co powinno być formalnością, ale i wygrać coś ważnego dla wszystkich. To mianowicie, że prawo i prawda nie powinny się ze sobą rozmijać. Czyli, mówiąc inaczej, żeby prawo uznawało stan faktyczny, a nie fikcję. To ważne także dlatego, że chodzi o pamięć o Holocauście i stwierdzenie, że osoby, które wydała na śmierć faszystowska machina śmierci, zostały zagazowane i zamordowane, między innymi w Treblince, a nie na przykład „zaginęły w nieznanych okolicznościach”. Wiemy, po prostu, że osoby wysyłane do Treblinki, do komór gazowych, nie żyły długo, tylko były mordowane niemalże od razu. Pomijając pamięć historyczną i realia wojny, które znamy i z badań, i z relacji, dotyczas można było mówić: „nie wiemy, czy Korczak zginął 6 czy 7 sierpnia 1942 roku, więc zgódźmy się, że zginał jednak w 1946, 9 maja”. To absurd, z którym trzeba się było zmierzyć, bo on miał wpływ na stan prawny. A w końcu: w ramach tego procesu udało się pokazać, że działalność instytucji kultury, które chcą udostępniać dzieła jest wystarczającym powodem, by instytucje te mogły w sądach dochodzić na przykład dat śmierci twórców i być stroną w sprawie. Tyle udało się wygrać.
Mamy nadzieję, że instytucje państwa będą miały tyle przyzwoitości, żeby nie odwoływać się od wyroku i zgodzić się z faktyczną datą śmierci Janusza Korczaka. Najbardziej cieszę, że udało się to dla niego i pamięci o nim zrobić. Chcemy, żeby był czytany, a nie tylko wspominany.
Wysłuchał Jakub Dymek
**Dziennik Opinii nr 87/2015 (871)