Kultura

Czego się nie dowiedzieliśmy o K-popie z telewizji śniadaniowej?

Jeon Jungkook. Fot. Yun_Q/flickr.com CC0 Public Domain

Wizerunek Koreańczyków, jeszcze nie tak dawno ocenianych jako biedni i zacofani, dzięki K-popowi uległ diametralnej zmianie. Teraz koreańscy mężczyźni uchodzą za jednych z najprzystojniejszych na kontynencie, a Korea przedstawiana jest jako kraina mlekiem i miodem płynąca.

Rzetelność dziennikarska prowadzących programy śniadaniowe u ludzi bardziej zorientowanych wywołuje ciarki wstydu. Stało się tak również w głośnej sprawie wyboru najprzystojniejszego mężczyzny 2019 roku, którym został okrzyknięty Jeon Jungkook − piosenkarz, członek najbardziej rozpoznawalnego boys bandu na świecie: koreańskiej popowej grupy BTS.

Komentujący wybór Anna Kalczyńska i Andrzej Sołtysik w dwuminutowym fragmencie zdążyli obrazić naprawdę wiele osób, aż 12 razy. Rozpoczęli od błędnie wymówionego imienia gwiazdy, Kalczyńska dodała dość ignorancko, że nic jej to nazwisko nie mówi (rozumiem, że podstawowa wiedza o bohaterach programu, który prowadzi, jej nie obowiązuje.

Nie musi również wiedzieć, że Jungkook to imię, a nie nazwisko. Po wyświetleniu zdjęcia komentują: oczy artysty, jego farbowane włosy, „twarz niespecjalnie bardzo męską”, liczbę kolczyków. Próbując zrozumieć wybór, odnoszą się do liczby ludności „tego rejonu świata”, która mogła głosować. Po raz kolejny wykazując się niewiedzą na temat samego rankingu, który nie odbywa się na zasadzie głosowania, ale został przygotowany przez firmę TC Candler, a oceniali niezależni krytycy. Jakby tego było mało, kolejne ujęcie pokazuje dziennikarza, który przeprowadza „sondę uliczną” na tradycyjnym targu. Niestety, pomylił Koreańczyków i wydrukował zdjęcie innego członka zespołu BTS, rapera J-Hope’a. Ale, jak wiadomo, „wszyscy Azjaci wyglądają tak samo”.

Lęk przed czarną planetą

czytaj także

Lęk przed czarną planetą

Reni Eddo-Lodge

Naprawdę wielka szkoda, że doszło do tak obrzydliwego naruszenia zasady poszanowania innych kultur. Wyniki konkursu to dobra okazja, aby zwrócić uwagę na współistnienie różnych kanonów piękna oraz na swoisty dla Korei Południowej K-pop, zdobywający ogromną popularność na całym świecie.

Hallyu

Hallyu to koreańskie określenie na kulturowe tsunami, które pod koniec lat dziewięćdziesiątych zalało Azję i azjatyckie społeczności emigrantów w Ameryce i Europie. Korea Południowa zasłynęła z globalnego eksportu przede wszystkim w dwóch gałęziach przemysłu kulturalnego: serialowych dramatów telewizyjnych oraz muzyki popularnej, pokazujących wielkomiejskie życie Seulu, pięknych, młodych i modnych Koreańczyków, którzy mieli wyprzeć dotychczasowe skojarzenia kraju  z kimczi i czosnkiem.

Ciężką pracą do bogactwa? Nie w tym systemie

Międzynarodowy rozgłos był możliwy dzięki liberalizacji polityki kulturalnej Korei na początku lat dziewięćdziesiątych, rozkwitowi gospodarki oraz uspokojeniu sytuacji politycznej, czyli ustanowieniu w 1987 roku republiki, z prezydentem wybieranym w wyborach powszechnych. Liberalizacja spowodowała otwarcie granic na międzynarodowe trendy: amerykański pop, hip hop, trap i inne hybrydowe gatunki, które zostały inkorporowane do rodzimej muzyki. Powstawały pierwsze zespoły złożone z nastolatków, z dnia na dzień zdobywające wielką popularność, jak H.O.T (High Five Of Teenagers).

K-popowe wpływy zalały najpierw Japonię, Chiny i cały azjatycki rynek, co − biorąc pod uwagę historię kolonialną Japonii i Korei, a także ich antagonistyczne nastawienie obecne nawet dziś − mogło się wydawać trudne. Wspólnym mianownikiem stały się charakterystyczne azjatyckie postawy, obecne również w popkulturze koreańskiej: szacunek dla starszych, wartości rodzinne, spartańska etyka pracy nad sobą i dla dobra ogółu.

Wizerunek narodu koreańskiego, dotychczas ocenianego jako biedny i zacofany, a także niestabilny i niebezpieczny ze względu na sytuację polityczną, uległ diametralnej zmianie. Teraz koreańscy mężczyźni uchodzą za najprzystojniejszych na całym kontynencie, a Korea przedstawiana jest jako kraina mlekiem i miodem płynąca. O ile wielki rozgłos K-popu w Azji nie jest zaskoczeniem, jak wytłumaczyć jego popularność w Ameryce, Europie i Afryce?

Powody mają raczej niewiele wspólnego z koreańskimi wartościami kulturowymi czy właściwą Korei tradycją muzyczną. Międzynarodowe zainteresowanie K-popem  wynika prawdopodobnie z coraz bardziej hybrydowego charakteru i ponadnarodowej kultury nastoletnich odbiorców.

Współczesne państwa są kulturowymi hybrydami, a popularna muzyka składa się z połączenia stylów różnych kultur. W konsekwencji K-pop też ma w sobie tę wszechobecną hybrydowość, łączy wpływy amerykańskie i afrykańskie, gatunki takie jak hip hop, R&B, jazz, house, soul, funk, disco czy afro-pop z typową koreańską choreografią, zsynchronizowanymi ruchami tanecznymi, chwytliwymi gestami rąk i dłoni, dynamiką i częstymi zmianami). Popularnym zabiegiem jest nagrywanie różnych wersji językowych piosenek oraz różnych teledysków w zależności od tego, na którym rynku są wydawane.

Technologia kulturowa

Lee Soo-man, J.Y. Park, Yang Hyun-suk to trzy najważniejsze osoby w koreańskim przemyśle K-popowym, założyciele najbardziej znanych wytwórni: SM Entertainment, YG Entertainment i JYP Entertainment. Są twórcami agencji idoli, przypominających początki hollywoodzkich studiów, które ograniczały aktorów długoterminowymi, nieopłacalnymi umowami. Lee Soo-man to popowy gigant, odpowiedzialny za zespoły EXO, SM TOWN czy Girls Generation. Na długo przed pojawieniem się K-popu był mistrzem łączenia gatunków muzycznych w nową jakość. Dorastał na fokstrocie (koreańskim popie lat 50.-60.), który łączył z tradycyjnym koreańskim śpiewem p’ansori, a później amerykańskim folkiem, słuchanym w bazach wojskowych, i koreańskim rockiem. W czasach świetności MTV studiował informatykę na Uniwersytecie Kalifornijskim, a wracając do Korei, miał już pomysł na zreplikowanie amerykańskiego przemysłu rozrywkowego.

Drenaż talentów w wielkich wytwórniach często ma zasięg międzynarodowy, a dotyczy głównie dzieci. Do przesłuchań stworzony został specjalny program symulujący zmiany głosu oraz wygląd potencjalnych gwiazd na przestrzeni od trzech do siedmiu lat. Agencje pełnią rolę menadżera, przygotowują i kontrolują rozwój kariery wykonawców k-popowych, decydując m.in o liczbie koncertów, wydawaniu czy systemie sprzedaży płyt, występach publicznych podczas wydarzeń kulturalnych oraz w telewizji.

G-Dragon, najbardziej znany na świecie wykonawca K-popu, rozpoczął staż w agencji SM w wieku ośmiu lat. Przygotowywał studio do prób, otrzymał  szkolenie z tańca i śpiewu. W wieku 13 lat stał się najmłodszym koreańskim raperem. Przeszedł do YG Entertainment, gdzie rozpoczął solową karierę. Z singlem One Of The Kind zdobył statuetkę w kategorii najlepszy utwór hip-hopowy podczas Korean Music Awards, a drugi z kolei album, Coup d’Etat, wydany w 2012 roku, na którym pojawili się gościnnie Missy Elliot, Sky Ferreira, Diplo czy Boys Noize, przyniósł mu nagrodę najlepszego artysty roku, najlepszego solowego muzyka roku, za najlepszy teledysk i choreografię do singla Coup d’Etat. Współpracował też ze Skrillexem przy utworze Dirty Vibe. Jest liderem boysbandu Big Bang i jedną z najbardziej wpływowych osób w przemyśle muzycznym.

W trakcie przygotowań pod skrzydłami jednej z wielkich agencji nastolatki oprócz tańca oraz śpiewu uczą się języków − angielskiego, chińskiego i japońskiego, biorą również lekcje aktorstwa. Otrzymują szkolenie medialne od netizenów, zazwyczaj pychofanów, którzy nie cofną się przed niczym, żeby „bronić” swoich idoli. Ze względu na fanowską kulturę k-popowi artyści praktycznie nie opuszczają swoich apartamentów, czarnych vanów z przyciemnianymi szybami, nie mogą pozwolić sobie na żadne wpadki wizerunkowe, ich reputacja musi być niezachwiana − sekstaśma albo pozytywny wynik testu narkotykowego może przekreślić całą ich karierę.

Magazyn „The Verge” pokazuje historię Marg Lee, Amerykanki, która jako dziecko przeniosła się z rodzicami do Korei. Od razu została zwerbowana przez Music Factory Entertainment, gdzie wraz z siostrą współtworzyła zespół T.T.Ma. Twórcom najbardziej zależało na tym, aby dziewczyny mówiły po angielsku i dobrze wyglądały. Na tym polega wypracowana w Korei teoria cultural technology − zdobywania popularności w różnych krajach.

Ciekawym przykładem jest grupa EXO, która ma dwunastu członków i dwie gałęzie − chińską oraz koreańską. Sześciu przedstawicieli zespołu mówi po koreańsku, a pozostałych sześciu w języku mandaryńskim, jednocześnie promują ten sam materiał w dwóch różnych wersjach językowych na dwóch osobnych rynkach muzycznych.

Fanbase

Fani wielkiego k-popowego zespołu BTS nazywają się Armią i mają swoje oddziały na całym świecie. To ich reakcja doprowadziła do oficjalnych przeprosin TVN-u, wydanycj po wpadce z Jungkookiem.

Zmiany, jakie przyniósł You Tube, pozwalają k-popowym zespołom wybić się na popularność niezależnie od telewizji. W 2012 roku według danych Soombi, największego bloga anglojęzycznego poświęconego koreańskiej kulturze, teledyski k-popowe były wyświetlane w sumie 2,28 biliona razy w 235 krajach, z czego najwięcej oglądano w Japonii i Ameryce, odpowiednio 420 i 240 milionów razy. You Tube pozwala na rekordowo szybkie rozprzestrzenianie się trendów, przekraczając bariery językowe.

Kluczem do zdobycia, a także zaangażowania fanów na dłużej jest choreografia, która pojawia się w teledyskach czy podczas koncertów. Jest taka, aby można ją było odtańczyć wspólnie. Nawet najmniejsze gesty dłoni idoli sprawdzają się przed kilkutysięczną publicznością. Koncerty zespołów k-popowych są szczególnie interaktywne. Całą przestrzeń wypełniają balony i fluorescencyjne pałeczki, które odpowiadają fanowskiemu kolorowi zespołu. Zachowania publiczności przypominają trochę kibicowanie ulubionej piłkarskiej drużynie, wraz z wpadającymi w ucho przyśpiewkami fanów.

Stiglitz: Prawdziwa cena nierówności społecznych

Idole często angażują się w akcje o charakterze politycznym czy obyczajowym. Zespół BTS w 2019 roku poprzez projekt Connects (o łącznej wartości 10 milionów funtów) stał się mecenasem działań kulturalnych, łączących dwudziestu dwóch artystów w pięciu miastach świata. Wszystkie działania są omawiane i streamowane w social mediach, zdobywając miliony widzów połączonych wizją współpracy ponad granicami. Wspomniany wcześniej G-Dragon wspierał RED, międzynarodową organizację non-profit zbierająca środki na walkę z AIDS. Osoby, które wpłaciły od pięciu do pięciu tysięcy dolarów na konto organizacji, wzięły udział w loterii – nagrodą był przelot do Korei, zwiedzanie siedziby YG Entertainment i spotkanie z idolem. Artysta wspierał też Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców, przeznaczając na jego działania w 2016 roku niemal 70 milionów dolarów.

Delikatna siła polityki kulturalnej

Korea Południowa zdaje sobie sprawę z efektywności miękkiej polityki w stosunkach międzynarodowych. Będąc w Korei, trudno nie zauważyć nakładów finansowych przeznaczanych na wsparcie przemysłu k-popowego. Rząd ustanowił specjalny departament w Ministerstwie Kultury i Turystyki, który planuje wydatki przeznaczane między innymi na budowę wielkich audytoriów, w których odbywają się koncerty gwiazd.

Byłoby lepiej, gdyby gwiazdy zarabiały mniej

W dokumencie BBC na temat K-popu − sekretnej broni Korei − dziennikarka Adele Roberts rozmawia z Kimem Gwang-soo, dyrektorem Centrum Turystycznego w Gangnam (miejsca narodzin K-popu), który widzi w nim nieskończone możliwości promocyjne, porównując działania Korei chroniące popkulturę do wsparcia Ameryki dla przemysłu motoryzacyjnego czy bankowego w XX wieku.

Efekty ekonomiczne są ogromne. Tworzone są nowe miejsca pracy, Koreę odwiedzają miliony turystów rocznie. W Seulu K-pop jest wszechobecny. Twarze i sylwetki idoli są wyświetlane na wielkich bilbordach, w reklamach w metrze, przy wejściach do domów towarowych. Popularne stały się zabiegi chirurgii estetycznej kopiujące koreańskie kanony piękna.

Wolf: Mit urody

czytaj także

Wolf: Mit urody

Naomi Wolf

Według  „The Economist” Korea jest światowym liderem w liczbie operacji plastycznych przypadających na jednego mieszkańca. Popularność idoli K-popu odegrała ważną rolę w turystyce chirurgicznej, niektóre hotele mają podpisane umowy ze szpitalami, gdzie goście mogą wykonywać zabiegi. Przykładem jest Ritz-Carlton Seoul.

K-pop używany jest też jako element strategii „wojennej” na granicy z Koreą Północną. Do niedawna w strefie oddzielającej oba państwa, uznawanej za najbardziej ufortyfikowaną granicę na świecie, po stronie południowej stały głośniki, które oprócz wiadomości i prognozy pogody nadawały k-popowe hity. Północnokoreańscy żołnierze stacjonujący w tej strefie nie mieli wyboru, musieli słuchać BTS czy Girls Generation.

Oba kraje mówią tym samym językiem, więc teksty piosenek są jak najbardziej zrozumiałe. Muzykę puszczaną z głośników słychać aż dziesięć kilometrów w głąb kraju. Bardzo często szmuglowanym przez granicę produktem stały się nośniki USB wypełnione K-popem. Południowokoreańscy aktywiści przerzucają je balonami lub dronami, licząc, że tym sposobem uda im się przekazać mieszkańcom Korei Północnej trendy kulturowe ze świata.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kasia Jaroch
Kasia Jaroch
Dziennikarka muzyczna
Dziennikarka zajmująca się tematyką kultury, w szczególności zainteresowana regionem Europy Środkowo-Wschodniej. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Z wykształcenia prawniczka i filolożka.
Zamknij