Film

Miało być „Siedem”, wyszło „997”

Stają naprzeciwko siebie pisarz-morderca i policjant. Policjant chce znaleźć mordercę. Pisarz chce sławy. Rozsiadamy się wygodnie w kinowym fotelu i myślimy, ależ świetnie wybraliśmy seans. No cóż. Rozczarowanie przychodzi dość szybko.

Historia mordercy, który w swojej książce opisał zbrodnię, wydarzyła się naprawdę. W 2000 roku we Wrocławiu brutalnie zamordowano biznesmana. Sprawa przez długi czas pozostawała nierozwiązana. Po pięciu latach tropem dla śledczych staje się książka. W Amoku Krystiana Bali pojawiają się wątki bliźniaczo podobne do okoliczności śmierci biznesmena. Proces poszlakowy kończy się aresztowaniem pisarza i skazaniem go na 25 lat więzienia.

Do kin wchodzi film Amok opowiadający o tej historii. Trzeba przyznać, że jest ona fascynująca i zagadkowa. Nic dziwnego, że sięgnęło po nią kino. Obejrzyjmy zatem film. Nie będzie to przyjemna wizyta w kinie.

Mój redakcyjny kolega zawsze powtarza, że nie może oglądać upokarzających występów w programach typu Idol, bo fizycznie boli go, że uczestniczy w spektaklu ośmieszania. Jeśli jakiś uczestnik tego typu show się kompromituje, często nieświadomie – wtedy jest najgorzej – samo patrzenie na to jest jak udział w poniżaniu. Podobne odczucia miałam, kiedy oglądałam Amok.

Historia jest filmowo genialna. Pisarz-morderca, tajemnicze brutalne śledztwo, nietypowy sposób wykrycia sprawcy – idealny punkt wyjścia do kinowej opowieści, która wbija w fotel. Zaczyna się dobrze. Poznajemy pisarza Krystiana Balę (w tej roli Mateusz Kościukiewicz), widzimy, że śledzi doniesienia o popełnionej właśnie w jego mieście zbrodni, poznajemy jego rodzinę, żonę, małe dziecko. Pisarz studiuje filozofię. Na wykładach może nie bardzo uważa, ale wyrwany do odpowiedzi daje sobie radę. Fascynuje go teoria literatury, Nietzsche, Baudrillardowskie symulakra. Jest i policjant Jacek Solski (Łukasz Simlat). Policjant właśnie dołączył do zespołu, dostaje więc do rozwikłania sprawę nowego tropu w sprawie, która nie została wyjaśniona i której nikt chyba nie chce tykać, bo wiadomo, że to bagno i że nie ma szans na rozwiązanie zagadki.

Historia jest filmowo genialna. Pisarz-morderca, tajemnicze brutalne śledztwo, nietypowy sposób wykrycia sprawcy – idealny punkt wyjścia do kinowej opowieści, która wbija w fotel.

Stają więc naprzeciwko siebie pisarz-morderca i policjant. Zakładamy, że oto będziemy świadkami jakieś psychologicznej albo kryminalnej gry między dwoma panami. Policjant chce znaleźć mordercę biznesmena. Pisarz chce sławy. Czy obaj gotowi są osiągnąć swój cel za wszelka cenę? Czy ktoś jeszcze będzie musiał zginąć, żeby zagadka została rozwiązana? Pisarz udaje mądrzejszego, niż jest. Policjant niby jest tym dobrym, ale też ma swoją mroczną zagadkę. Dwaj bohaterowie ze skazą. Która ze skaz będzie mocniejsza, która pogrąży jednego z nich? A może pogrąża się obaj? Rozsiadamy się wygodnie w kinowym fotelu i myślimy, ależ świetnie wybraliśmy seans. Mogliśmy przecież iść na Piękną i bestie i przegapić taki fascynujący kryminalny thriller. No cóż. Rozczarowanie przychodzi dość szybko.

Uprzedzę od razu, że Amok nie jest filmem beznadziejnym. Ale niestety nie dorasta do historii, którą opowiada. Niby są tu namiastki psychologicznej gry, niby mogłoby to być Siedem, ale wyszło 997. Im dłużej oglądamy film, tym bardziej pretensjonalne są wywody naszego pisarza po filozofii. Coś, co było elementem przebiegłej gry, co miało dawać alibi autorowi książki, szybko zaczyna nużyć, a w ostatniej scenie dobija widza banałem. Coś, co było ciekawym zakładem pomiędzy panami, rozmywa się.

W pierwszej połowie seansu publiczność w kinie, gdzie oglądałam Amok, nie raz wybuchała śmiechem. Przyznajmy, że historia pisarza-mordercy ma też potencjał komiczny. Wystarczy to, że w Polsce, gdzie poziom czytelnictwa jest dramatycznie niski, nagle grupa policjantów ma prowadzić śledztwo w oparciu o książkę. Najpierw więc jeden z nich kupuje na spotkaniu autorskim sześć egzemplarzy powieści – co jest niezłym wydarzeniem, bo kto kupuje naraz tyle książek (w filmie po 35 złotych za sztukę). Potem policjanci muszą książkę przeczytać. Każdy po rozdziale, tak będzie łatwiej i szybciej. Ale ten, co ma czytać ostatni rozdział, kapuje się, że trochę bez sensu tak wchodzić w środek fabuły. Powieść ma na szczęście układ nielinearny. Jaki? Hahaha. To policja czy stowarzyszenie umarłych poetów? – pyta w pewnym momencie jeden z funkcjonariuszy.

To też mógłby potencjalnie być wspaniały punkt wyjścia kryminalnej gry. Po jednej stronie filozof – oczytany, wygadany, z głową nabitą teoriami o postmodernizmie i innych mądrych słowach, których się używa, kiedy się jest wrocławskim pisarzem. Po drugiej glina – jak z kawału o tym, że policjanci chodzą parami, bo jeden umie czytać, a drugi pisać. I znów można spytać, czy wiedza uniwersytecka pokona doświadczenie gliniarza? Czy jak się przywali takiemu nieoczytanemu typowi symulakrami, to tamten wymięknie? Masa stereotypów, to prawda, ale w kinie właśnie to jest najlepsze, że wszystko jest w nim stereotypem, wszystko już było, a mimo to można z tych klocków ułożyć jeszcze tysiące nowych opowieści. Niestety, nie tym razem.

Tym razem mamy przegadaną opowieść, w której nie fascynują nas bohaterowie, nie zagryzamy zębów, zadając sobie pytanie, czy to jednak on zabił, dlaczego to zrobił, jak potoczy się śledztwo, co wykaże wariograf itd. Niestety, nie tym razem.

Piszę to wszystko z przykrością. Jest to przykrość oglądania tego, jak ktoś okropnie śpiewa zajebistą piosenkę. Niby wszystko OK – melodia jest, słowa są, a ten/ta fałszuje i się pogrąża. A ja na to patrzę z bólem, bo lubię i piosenkę, i śpiewających.

Fot. Kadr z filmu Amok

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij