Film

Popkulturowa międzynarodówka klasy niższej

Połączenie tragizmu codzienności bohaterów z eksplodującą, radosną młodością – to siła „American Honey”.

Rozmowa kwalifikacyjna kończy się pytaniem: „Czy ktoś będzie za tobą tęsknił?”, Jeśli nie masz nikogo i nie masz do czego wracać – jesteś zatrudniona. Andrea Arnold, reżyserka Fish Tank, jedzie do Ameryki. American Honey to podróż po Stanach, gdzie kapitalizm zamienił się w dogorywającego potwora, który pozostawia za sobą ludzkie odpadki i zdewastowane miasta.

Nowy film Arnold to opowieść o życiu skolonizowanym przez pracę, która w zamian daje bohaterom złudzenie wolności i niekończącej się zabawy. Star, główna bohaterka filmu (Sasha Lane), przyłącza się do grupy młodych akwizytorów przemierzających amerykańskie stany, te bogate i te bardzo biedne, bo właściwie nie ma nic pomiędzy.

Zasady są proste: wysiadasz z busa i do wieczora sprzedajesz prenumeratę magazynów, 25 procent dla ciebie, reszta trafia do szefowej – Krystal, młodej dziewczyny, pełniącej rolę trochę posiadaczki niewolników, a trochę coacha. Codziennie rano zagrzewa swoich domokrążców do walki, wprowadza ich w specyfikę miejsca, w którym się znajdują. Jeśli mieszkańcy są biedni, są tacy jak wy, to będziecie wiedzieli, jak z nimi rozmawiać, bądźcie sobą, jeśli są bogaci to taktyka jest trochę inna. Za zarobione pieniądze kupowana jest benzyna, nocleg w tanim hostelu i jedzenie.

Nie ma granicy pomiędzy życiem prywatnym a pracą, wszystko kręci się wokół pieniędzy, o pieniądzach jest rap, którego słuchają, rozmowy i cotygodniowa bitwa pomiędzy najsłabszymi sprzedawcami. Prawdziwa bitwa, pełna przemocy, po której najsłabszy handlowiec leży na ziemi, brocząc krwią. Oczywiście każdy, kto nie sprzedaje, wylatuje z zespołu. „If you don’t work, you don’t eat” – jak twierdził Snoop Dogg.

Andrei Arnold udało się sportretować moment, w którym rynek używa odchodzących do przeszłości narzędzi, żeby sprzedać jeszcze bardziej martwy produkt. Wszyscy tutaj wiedzą, że nikt już nie czyta prasy, że nikt nie potrzebuje magazynów o wędkowaniu, pornografii czy żegludze. Bohaterowie sprzedają prawdę o Ameryce, o Iraku, Afganistanie, problemach z edukacją, biorą na litość, oszukują i są z tego dumni.

Beyoncé nie dla wszystkich jest autorytetem

Shia LaBeouf, czyli Jake, spocony, trochę brudny, najlepszy handlowiec i wabik na dziewczyny, zakłada przed każdą „sprzedażą” marynarkę i eleganckie spodnie „w stylu Donalda Trumpa”. Ameryka biednych, Ameryka bogatych, wszechobecne psy, przyczepy kempingowe, „We found love in the hopeless place…”, flagi konfederacji, pola naftowe i country. Przez prawie trzy godziny oglądamy koniec Ameryki, a może nawet koniec świata.

Siła filmu polega na połączeniu tragizmu codzienności bohaterów, dna, na którym się znajdują, z eksplodującą, radosną młodością. Nawet jeśli cały dzień jesteśmy domokrążcami i nie mamy domu, to mamy siebie, muzykę i używki. Po każdym dniu mozolnej tułaczki od drzwi do drzwi następuje katharsis, impreza, bójka, miłość, seks, krzyk. Ważnym wątkiem jest popkultura, miłość od Lorda Vadera, pies przebrany za Supermana, dziewczynka w koszulce Iron Maiden śpiewająca „I kill children” Dead Kennedys i wszechobecna, niekończąca się muzyka. Niezależnie od klasy społecznej zawsze taka sama. Bogata dziewczynka, której wypełniony dobrami dom odwiedzają bohaterowie, będzie słuchać takiej samej muzyki jak sprzedawcy w swoim busie, będzie tak samo tańczyć i uwodzić przystojnego Jake’a.

Przez prawie trzy godziny oglądamy koniec Ameryki, a może nawet koniec świata.

Michał Chaciński w Tygodniku Kulturalnym powiedział, że Star nie odbiera żadnej lekcji, jej postać nie ewoluuje, nie zmienia się i to jest wielką wadą filmu. Tak właśnie jest, Star nie przechodzi tak potrzebnej krytykom przemiany. Jesteśmy w świecie, w którym bohaterowie nie zmieniają się, pewnie do końca życia pozostaną tacy sami. Kiedy Star pyta Jake’a o to, jakie ma marzenia, on zaskoczony odpowiada: „Marzenia? Na przyszłość”? W ich świecie nie ma przyszłości, jest codzienna walka o nocleg, posiłek, odrobinę bezpieczeństwa. Główny bohater serialu Atlanta mówi, że biednych ludzi nie stać na inwestycje. Kiedy myślą o wymarzonej przyszłości, wszyscy widzą to samo: domek (może być też przyczepa) w lesie, z dala od społeczeństwa, które dało im w kość. Wszystkie marzenia biedaków są podobne: głusza, dom, coś swojego. Wszyscy słuchają Rihanny, palą te same narkotyki, oglądają podobne filmy. Popkulturowa międzynarodówka klasy niższej.

Bardzo przejmująca jest scena, w której bohaterowie spędzają noc w normalnym domu, w środku pola, natury. Z zachwytem odkrywają, że mogą gotować, mają swoje pokoje. „Pa, pa domku”, żegnają się amerykańskie nastolatki, ruszając w dalszą drogę. W ogóle natura jest tu jedyną piękną i czystą przestrzenią, a opieka, jaką Star otacza małe zwierzęta i owad,y jest troską, której sama nigdy nie zaznała. Jest też wątek nadziei na miłość, namiętności, trochę zwierzęcej, a trochę niewinnej, i bardzo dobre, zmysłowe sceny seksu. A jeśli chodzi o marzenia, to Jake ma skarb, który pomoże mu je spełnić. To skarb dosłowny, bogactwo, jak wyobrażają je sobie dzieci, walizkę wypełnioną skradzionym złotem, biżuterią, błyskotkami. W jego świecie to wystarczy, żeby awansować, żeby być szczęśliwym, wyjść z busa – symbolu drogi, która nigdy się nie kończy i donikąd nie prowadzi.

„Druga szansa”, czyli dramat kontrolowany

W American Honey nie ma złych ludzi. Wszyscy są poturbowani, zniszczeni, złamani, ale starają się jakoś utrzymać na powierzchni. Ubrani na biało kowboje, rednecki, pracownicy fizyczni, kierowcy ciężarówek, każdy ma swoją historię, żadna nie jest czarno-biała. Andrei Arnold udało się uniknąć śmieszności, epatowania tanimi wzorcami bieda-gadżeciarstwa i łatwych ocen. Ostatnia scena filmu wyciska łzy, bohaterowie tańczą, skaczą nad ogniskiem, robią sobie krzywdę. W tej scenie jest cała agresja, radość, zmęczenie, nadzieja i upojenie jakie im towarzyszy. Raury w utworze God’s Whisper śpiewa: „I won’t compromise, I won’t live a life on my knees, you think I am nothing (…) I’m the savior”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Emilia Konwerska
Emilia Konwerska
Publicystka, kuratorka, poetka
Literaturoznawczyni, publicystka, kuratorka, poetka. Mieszka we Wrocławiu.
Zamknij