Film

Obywatel Blake

W świecie neoliberalnego zarządzania biedą przez poczucie winy bohater filmu Kena Loacha jest dinozaurem XX wieku i bojowych tradycji klasy pracującej.

W trakcie wielkiego strajku górników na Wyspach Brytyjskich w latach 80. Ken Loach nakręcił zamówiony przez telewizję ITV dokument Po której jesteś stronie. Teoretycznie miał on pokazywać kulturę, jaka tworzyła się przy okazji ówczesnych górniczych protestów – pieśni śpiewane przez strajkujących, robione przez nich transparenty itd. W praktyce okazał się zaangażowanym politycznym filmem-plakatem, nie pozostawiającym wątpliwości, po której stronie w sporze górników z rządem Margaret Thatcher stoi sam Loach. Film wylądował na jakiś czas na półkach, ale nie zachęciło to Loacha to zmiany swojej filmowej polityki – niezależnie od tego, czy twórca ten kręci fabuły, czy dokumenty, zawsze opowiada się po jednej konkretnej stronie – społecznej solidarności, humanizmu, klas niższych, przeciw przywilejowi, wszelkiej niedemokratycznej władzy, terrorowi rachunku ekonomicznego.

Nie inaczej jest w jego najnowszym – i jak zapowiada sam twórca – ostatnim w karierze filmie. Ja, Daniel Blake zajmuje jasne polityczne stanowisko w toczącym się za Kanałem La Manche sporze o politykę austerity i kształt państwa opiekuńczego. Loach stawia w swoim najnowszym filmie dwie tezy.

Po pierwsze, że wdrażana po wielkim kryzysie polityka austerity uderzyła szczególnie w najbiedniejszych obywateli.

Po drugie, że za sprawą kolejnych reform wprowadzanych konsekwentnie przez wszystkie ekipy rządowe od czasów Thatcher, instytucje opiekuńcze, zamiast przeciwdziałać wykluczeniu i pomagać najsłabszym, służy ich nadzorowaniu i dyscyplinowaniu, które nie ma żadnego innego celu, poza pokazaniem „społecznym dołom” gdzie jest „ich miejsce”.

Paragraf 22

Ilustracją dla tych tez jest w filmie historia tytułowego Daniela Blake’a. Stolarz zbliżający się do sześćdziesiątki jest ciężko chory na serce. Lekarze przekonani są, że nie powinien pracować. Innego zdania jest urząd pracy, który uznaje, że Blake do pracy nadaje się w zupełności, odmawia mu zasiłku zdrowotnego i każe ubiegać się o zasiłek dla bezrobotnych. Warunkiem jego otrzymania jest ciągłe poszukiwanie pracy pod nadzorem urzędników. Blake pracować nie może nie ryzykując zdrowia, ale by mieć podstawowe środki do życia musi udawać, że szuka pracy, marnując czas swój, czas potencjalnych pracodawców i urzędników. Może się oczywiście odwołać od decyzji w sprawie zasiłku zdrowotnego, ale zanim specjalna komisja rozpatrzy jego odwołanie, jest całkiem możliwe, że umrze z głodu.

To, co zostało ze współczesnego państwa opiekuńczego, spycha Blake’a w urzędniczy koszmar, sytuację bez wyjścia, jak z powieści Kafki albo Paragrafu 22 Josepha Hellera. Cała biurokracja skonstruowana wedle zasad neoliberalnej „efektywności”, mająca pilnować, czy nikt aby nie „jeździ na gapę”, nie nadużywa zasiłków społecznych, przypomina w filmie absurdalną fabrykę z Edenu Lema, w której skomplikowana taśma produkcyjna składała wysoce złożone mechanizmy, tylko po to, by w ramach tego samego cyklu produkcyjnego rozkładać je z powrotem na czynniki pierwsze i znów składać na nowo.

Jedynym efektem pracy tej machiny jest zaznaczenie relacji władzy: między urzędnikiem i państwem, jakie reprezentuje, a osobą aplikującą o zasiłek. Ma się ona czuć winna sytuacji, w jakiej się znalazła, na każdym kroku udowadniać, że nie jest ciężarem dla społeczeństwa.

Blake nie godzi się wejść w tę grę. W świecie neoliberalnego zarządzania biedą przez poczucie winy jest trochę dinozaurem XX wieku i bojowych tradycji klasy pracującej. Nie czuje, że przyszedł do państwa po jałmużnę. Jest dumny z tego, że całe życie pracował, płacił wszystkie składki, uważa, że prawo do wsparcia w razie choroby jest czymś, co po prostu sobie wypracował, przychodzi po nie jak po swoje. Współczesne państwo brytyjskie jest innego zdania. W tym sporze wieku XX z XXI, Loach jest zdecydowanie po stronie tego poprzedniego. To, co stało się z Anglią od czasów Thatcher wyraźnie jest dla niego cywilizacyjnym regresem. Blake jest może i człowiekiem przeszłości, ale to przeszłość lepsza niż teraźniejszość.

Klasa bez przydziału

Ta zawodzi nie tylko Daniela Blake’a. Na drodze przez bezduszną biurokrację bohater filmu Loacha spotyka wiele podobnych sobie osób. Długotrwale bezrobotnych, którym państwo ma do zaoferowania bezużyteczne szkolenia z tego, jak prawidłowo napisać CV i skierowania do banków żywności.

Wśród nich Blake spotyka Katie, samotną, bezrobotną matkę dwójki dzieci. Ją system upokarza jeszcze bardziej, bieda kobiety z dwójką dzieci na utrzymaniu jest jeszcze straszniejsza, niż ta schorowanego bezrobotnego. Daniel bezinteresownie pomaga Katie i jej dzieciom, zostaje „zastępczym dziadkiem” rodziny.

Ich wspólna podróż do banku żywności należy do najbardziej przejmujących scen w filmie.

Przed miejscem, gdzie biedakom rozdaje się darmową, przekazywaną przez darczyńców żywność, ustawiają się kolejki, jak po darmową zupę w dzielnicach nędzy w czasach Dickensa. Wiek XXI okazuje się restauracją wiktoriańskich standardów.

Loach dotyka bowiem w swoim filmie czegoś znacznie głębszego niż problemy neoliberalnej biurokracji zarządzającej bezrobociem na Wyspach Brytyjskich. Pokazuje, że cały model uspołecznienia, jaki wytworzył się w świecie rozwiniętym w drugiej połowie XX wieku – oparty o mniej więcej pełne zatrudnienie, zarządzanie kapitalizmem przez państwo, silne uspołecznienie ryzyka, dumę klas pracujących z ich miejsca w społeczeństwie i ich autentyczne polityczne i społeczne uczestnictwo – odchodzi w przeszłość. Zastępuje go nowy model, gdzie ryzyko zostaje silnie zindywidualizowane, każda jednostka ma być mikroprzedsiębiorcą zarządzającym sobą i swoją zawodową karierą. W tym nowym porządku podziękowano dawnej klasie robotniczej, jako istotnemu aktorowi społecznemu i gospodarczemu. Jej przedstawiciele stali się indywidualnymi „problemami” do rozwiązania przez neoliberalne zarządzanie, państwowy nadzór, dobroczynność, dyscyplinujące „społeczne doły” strukturalne bezrobocie.

Cała walka, jaką toczy Blake, jest tak naprawdę walką o uznanie w nim obywatela, jednostki dysponującej określonymi, także socjalnymi prawami – nie problem dla opieki społecznej i rządowych statystyk. Czy ta walka jest w ogóle do wygrania?

Czy da się unieważnić wszystkie przemiany globalnego kapitalizmu, których symbolem stała się Thatcher, choć w mniej, lub bardziej radykalnej formie miały one miejsce na prawie całym globie? Loach na pewno zachowuje optymizm intelektu, wiarę w rozsądek i siłę klas ludowych – choć jednocześnie trudno szukać u niego konkretnych recept co robić.

Nie tylko sentymentalizm

Nie jest to zresztą jego rolą jako filmowca. A w jakim stopniu Ja, Daniel Blake przekonuje jako film? Z pewnością nie jest to najlepsze dzieło Loacha. Dużo w nim sentymentalizmu, i choć losami Daniela, Katie i jej rodziny trudno się nie wzruszyć, to czasami bywa on drażniący.

Loach przedstawia też w tym filmie mocno wyidealizowany obraz klas ludowych. Rozumiem jego motywacje: wobec prawicowej propagandy demonizującej warstwy niższe, przedstawiającej je jako siedlisko patologii, reżyser chciał opowiedzieć o obecnych wśród prostych ludzi pokładach bezinteresownej solidarności, empatii, zdrowego rozsądku. Wyszedł z tego jednak obraz mocno przesłodzony. Bieda i wykluczenie powodują także desperację, stupor, agresję skierowaną przeciw sobie samemu i najbliższemu otoczeniu, nihilistyczną rezygnację. W najlepszych filmach Loachowi udawało się pokazać to wszystko, a jednocześnie to, jak klasy niższe zdolne są do solidarności przekraczającej horyzonty wyznaczane przez ich biedę i deprywację. Tu ułatwia sobie zadanie, nie pokazując bohaterów, których np. agresja wobec samych siebie mogłaby utrudnić empatie widzowi z klas średnich.

Loach nie problematyzuje też tego, że jego bohaterowie – choć doświadczający deprywacji w brytyjskim kontekście – są ciągle uprzywilejowani w skali globalnej. Zwłaszcza dla polskich widzów – których rodziny, przyjaciele, znajomi znaleźli w tej dramatycznie portretowanej przez Loacha brytyjskiej biedzie ucieczkę od jeszcze gorszej biedy polskiej – ten obraz może się przez to wydawać mało wiarygodny.

Przy wszystkich tych zarzutach, jeśli będzie to ostatni film reżysera (mam nadzieję, że nie), to w udany sposób zamknie on jego dorobek. Daniel Blake mocny jest zwłaszcza w tych momentach, gdy sentymentalizm ustępuje miejsca słusznemu gniewowi, tam, gdzie tytułowy bohater decyduje się na frontalną konfrontację z systemem. Gniew i solidarność – to dwie bronie, jakie mają nie tylko w tym filmie ci, którzy nie mają niczego innego. Obie nie tylko na Wyspach Brytyjskich będą potrzebne nam wszystkim w tym stuleciu.

Anna-Cieplak-Ma-Byc-Czysto

 

**Dziennik Opinii nr 297/2016 (1497)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij