O uwalnianiu komiksu z ograniczeń papieru, tuszu i historii białych heteroseksualnych bohaterów mówi Scott McCloud.
Jakub Gawkowski: Zasłynąłeś przede wszystkim jako teoretyk tworzący komiksy o robieniu komiksów – Zrozumieć komiks ukazało się również w Polsce. W Stwórcy powróciłeś jednak do opowiadania historii – fantastycznej, baśniowej opowieści o życiu, sztuce i miłości.
Scott McCloud: Kiedy tworzyłem pierwszy szkic tej historii, teoretyk, który siedzi we mnie, akurat smacznie spał. Po prostu wyprosiłem akademika z pokoju. Ale gdy podszedłem do niej po raz drugi, edytując i pracując nad ułożeniem konkretnych kadrów, wrócił. Pierwszy impuls, dzięki któremu powstaje opowieść, musi przyjść z serca, ale zaraz potem budzi się umysł, by naprawić i ocenić to, co zrobiłeś. Każdy, kto najpierw tworzy, a później pracuje nad swoimi pomysłami, musi mieć co najmniej dwie osobowości.
Stwórca to także opowieść o okrutnych realiach życia artysty. Jak się żyło twórcom komiksowym w latach 80.? W 1988 roku ty i kilku innych twórców stworzyliście Kartę Praw Twórców. Co was do tego skłoniło?
Przez lata w Stanach Zjednoczonych wydawcy dysponowali ogromną władzą, podczas gdy sami twórcy nie mieli praw do oryginalnych dzieł, nie mieli kontroli nad stworzonymi przez siebie bohaterami. Kiedy stworzone przez nich postacie czy historie były ekranizowane, ich zysk był niewielki lub żaden. Przełomem było pojawienie się dwójki niezależnych twórców – Kevina Eastmana i Petera Lairda, którzy stworzyli Teenage Mutant Ninja Turtles. Oni zatrzymali prawa i stali się milionerami. Patrzyliśmy na nich i pomyśleliśmy, że właśnie tak to powinno wyglądać! Karta Praw Twórców była sposobem na pokazanie, jakie prawa twórcy komiksów powinni zatrzymać przy sobie. Był to sposób na powiedzenie: mamy władzę i wystarczy zadbać o to, by nikt nam tej władzy nie zabrał. Chodziło o to, aby ktoś, kto wymyśli kolejnego Supermana, rzeczywiście na tym skorzystał.
Kiedy dziś patrzysz na przemysł komiksowy, jak oceniasz pozycję autora?
Pozycja autora komiksu nadal nie jest idealna i myślę, że dużym firmom, takim jak Marvel czy oczywiście Disney, ciągle nie zależy na tym, by dawać więcej władzy artystom. Oni chcieliby dawać artystom jak najmniej. Jednak w tym samym czasie popularność zyskał internet. Wraz z jego rozwojem zaistnieli artyści, którzy tworzą bez żadnego kontaktu z wydawcą i zwracają się wprost do czytelników. Dla twórców, którzy naprawdę chcą mieć pełnię kontroli nad swoim dziełem, self-publishing jest idealnym modelem. Ten rodzaj wolności już w czasie, gdy pisaliśmy Kartę Praw Twórców, propagował choćby Dave Sim.
Zgodnie ze stereotypem komiks to zabawa dla chłopców, tworzona przez chłopców, gdzie opowiada się historie białych, heteroseksualnych bohaterów. Dużo się zmieniło w tej kwestii od lat 80.?
Przez wiele lat faktycznie było to problemem i poniekąd nadal jest, choć sytuacja zmienia się niezwykle szybko. W Stanach zapewne już w przeciągu kilku najbliższych lat będziemy mieli więcej kobiet niż mężczyzn tworzących i czytających komiksy. Tu zmiana postępuje najszybciej. Dużą rolę odegrał internet, bo okazało się, że gdy zabrakło odźwiernych z branży, nagle pojawiły się historie opowiadane przez osoby wywodzące się z różnych środowisk, grup społecznych, etnicznych i orientacji seksualnych. Szybko stało się to regułą. Obecnie lesbijskie i gejowskie wątki występują nawet w komiksach dla najmłodszych, co moim zdaniem jest niezwykle zdrowe i odświeżające. Nawet jeśli wkurza to jakichś konserwatywnych katolików.
W Stanach zapewne już w przeciągu kilku najbliższych lat będziemy mieli więcej kobiet niż mężczyzn tworzących i czytających komiksy.
A wkurza?
Tak naprawdę podejrzewam, że katolicka konserwa jeszcze nie do końca zdała sobie sprawę z tego, że na rynku funkcjonują takie komiksy. Na przykład Drama Rainy Telgemeier opowiada niezwykle progejowską historię i jest czytana przez dwunasto- i trzynastolatków – to jeden z najpopularniejszych komiksów dla dzieci w Ameryce.
Amerykański komiks jest dziś twoim zdaniem już wystarczająco różnorodny?
Nadal brakuje nam różnorodności rasowej i to powinno się zmienić. Ale ogólnie rzecz biorąc – głównie za sprawą sieci – różnorodność jest jednym z największych sukcesów w świecie komiksu – różnorodność gatunków, środowisk, z których wywodzą się twórcy, czytelników i przede wszystkim równowaga płciowa. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich rodzajów komiksów i jeśli odwiedzisz wielkie wytwórnie zajmujące się superbohaterami, zobaczysz, że mają wiele do nadrobienia. Ale i one pracują nad tym.
czytaj także
W wielu krajach, w tym także w Polsce, komiks uchodzi za dość konserwatywną dziedzinę.
Powiem ci, czego nauczyłem się w Ameryce – coś może wyglądać jak bardzo powolna zmiana, ale nagle, w przeciągu jednej nocy, okaże się, że zmieniło się zupełnie wszystko. Okaże się, że jest armia kobiet tworzących, dajmy na to, autobiograficzne komiksy internetowe. Nagle jedna, następnie dziesięć, a potem setka. I nagle to one wygrywają nagrody i stają się przemysłem. Może ci się to wydawać szaleństwem, ale właśnie tak się dzieje. Rewolucja może się zdarzyć bardzo szybko. Dlatego, że komiksy nie muszą przechodzić przez sklepy, dystrybutorów, redaktorów i wydawców – wystarczy, że pojawią się w sieci. Być może także w Polsce okaże się, że w ciągu pięciu lat zobaczysz zupełnie nowy rynek. Wcale nie tak konserwatywny.
Coś może wyglądać jak bardzo powolna zmiana, ale nagle, w przeciągu jednej nocy, okaże się, że zmieniło się zupełnie wszystko.
Mówisz o internecie, a komiks może wydawać się czymś, co należy do minionej już ery tuszu i papieru.
Nie sądzę, żeby cokolwiek wiązało komiks z papierem i tuszem, z wyjątkiem pojedynczych artystów, którzy pracują w ten sposób. Wszystko zależy od indywidualnego nastawienia. Ja porzuciłem tusz i papier wiele lat temu, już w 1998 roku tworzyłem cyfrowo. W Stwórcy w ogóle nie używałem papieru ani tuszu, wszystko zostało stworzone na ekranie komputera. Kiedy w 1993 roku tworzyłem Zrozumieć komiks, już wtedy komiks był dla mnie formą, która nie ma nic wspólnego z techniką, jaką pracuje autor. Komiksem mogą być rzeźby, witraże, wszystko – to po prostu ustawianie obrazów w danej kolejności i te obrazy mogą równie dobrze powstawać na ekranie komputera. Jeśli jutro twórcy komiksu uznają, że chcą tworzyć obrazy z piasku i kleju – wtedy to będzie medium piasku i kleju. Ale nadal będą to obrazy, a chodzi właśnie o nie.
Czy współczesne społeczeństwo, ze wszystkimi swoimi wynalazkami, w ogóle potrzebuje tak anachronicznej formy jak komiks?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Ale z pewnością ludzie cały czas z niej korzystają. Potrzebujemy różnorodnych form sztuki, by doświadczać świata przez różne okna. Dopiero w ten sposób możesz zobaczyć właściwy kształt świata – widząc go z różnych stron. Każda forma sztuki pozwala na inne spojrzenie, dlatego każda musi być wyjątkowa. Dlatego też nie byłem zainteresowany wczesnymi komiksami cyfrowymi, bo po prostu imitowały film. Jeśli chcesz zrobić komiks, to rób komiks.
Co jest takiego wyjątkowego w komiksie, czego nie można znaleźć w innych dziedzinach sztuki?
W każdej innej narracyjnej formie mamy do czynienia tylko z „teraz” – przyszłość jest oczekiwaniem, a przeszłość jedynie wspomnieniem. Jedynie w komiksie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są wszechobecne i możesz swobodnie przyglądać się temu „krajobrazowi” czasu.
Czy w świecie galopującej technologii nadal będzie miejsce dla komiksu?
Z pewnością. Pytanie tylko jakie? Jestem w trakcie konsultacji z Google’em na temat technologii Tilt Brush, pozwalającej malować w rzeczywistości wirtualnej. Na pewno właśnie rzeczywistość wirtualna stanie się niezwykle ważnym zjawiskiem w branży kreatywnej w przeciągu następnych kilku lat. A jakie będzie miejsce komiksu w tym wszystkim? To chyba zależy od tego, co ja i armia innych twórców będziemy robić przez najbliższe lata.
***
Scott McCloud – twórca i teoretyk komiksu, najbardziej znany jako autor książek teoretycznych o komiksie: Zrozumieć komiks (Understanding Comics, 1993, wyd. polskie 2015), Reinventing Comics (2000) i Making Comics (2006).