Czytaj dalej

Usłyszeć komiks

Upadek Mikael Ross okładka

Karolina Gębska czyta „Klezmerów” Joanna Sfara, „Upadek” Mikaela Rossa oraz „Artemizję” Nathalie Ferlut i Tamii Baudouin.

Joann Sfar, Klezmerzy: t. 1 Podbój Wschodu, t. 2 Wszystkiego najlepszego, Scyllo, przeł. Katarzyna Koła-Bielawska, Kultura Gniewu 2019

Historia opowiedziana w Klezmerach jest dosyć szalona – tytułowi muzycy to wędrowna trupa złożona z przeróżnych życiowych rozbitków. A poznajemy ich właśnie w chwili, gdy życie wybija ich z obranych ścieżek. Mamy tu utalentowanego klarnecistę „Barona”, który jako jedyny ocalał z bandyckiego napadu, podążającą za nim Havę, starającą się uniknąć wydania za mąż w swojej wiosce, osiłka Tchokolę, cygańskiego bajarza, który ledwo uszedł z życiem po napadzie Kozaków, lunatykującego skrzypka Vincenzo, wyrzuconego z jesziwy za kradzież jabłek, oraz uczącego się gry na banjo Yaakova, który „przez piętnaście lat był grzecznym chłopcem. I na dziś wystarczy”. Muzyka staje się dla nich sposobem na przeżycie, ale to wzajemna przyjaźń naprawdę to umożliwia.

Do zilustrowania tego nieistniejącego już świata żydowskiej społeczności Odessy i jej okolic Joann Sfar wykorzystał technikę bardzo efemeryczną. Jak sam pisze, akwarela nie jest oczywistym sposobem kolorowania komiksu – z bardzo praktycznych względów, jak nieprzewidywalność, czasem trudna do kontrolowania reakcja farby z wodą, różnice w barwnikach, brak zwartości.

Jednak w Klezmerach wszystkie te czynniki są ogromnym walorem. To te farby w swoim braku precyzji, dynamice, złożoności warstw i odcieni dały możliwość stworzenia świata dymu, zawiei, pary, snu, ognisk, kandelabrów i płonących oczu. I to dzięki nim Klezmerzy w warstwie ilustracyjnej są wspaniałym traktatem o świetle. A co za tym idzie – o ruchu i kolorze. To światło nadaje dynamikę tym rysunkom, które dzięki niemu płoną, gasną, ciemnieją, drżą. Z kolei barwa jest intensywna, ale niejednolita – raczej rozlewa się po kadrach w różnym natężeniu, oddając natężenie emocjonalne chwil.

Rewolucja może się zdarzyć bardzo szybko [rozmowa ze Scottem McCloudem]

Taka praca ze światłem i barwą na planszy pozwala nie tylko stworzyć nastrój. Sfar porównuje warstwę kolorystyczną komiksu do linii melodycznej w filmie. I być może taki wybór techniki ilustracji umożliwił mu w ogóle realizację głównej idei tego komiksu, czyli opowieści o muzyce. Jak sprawić, żeby czytelnik usłyszał stare, częściowo zapomniane żydowskie pieśni? Dźwięku nie da się łatwo zamknąć w kadrach i jak pisze autor: „komiks pochodzi ze świata ciszy”, ale obrazy można rozwibrować i to udaje się Sfarowi wspaniale. Dzięki Klezmerom wchodzimy w świat gęsty, intensywny, migoczący i tętniący od dźwięków.

Klezmerzy Sfar plansza

Graficzna niezwykłość tego komiksu to jednak jedno, natomiast ma on jeszcze inną, ogromnie wartościową część: cytowane już przeze mnie notatki autora zamieszczone na końcu obu tomów. To dwa mikroeseje – jeden o tożsamości żydowskiej, drugi o pracy rysownika, oba pisane odręcznym pismem, dzięki czemu sprawiają wrażenie listu lub dziennika. Te dwa teksty to prawdziwe skarby, bo rzadko autor nie tylko tak poszerza czytelnikowi ramy odbioru swojego dzieła, ale też dzieli się swoim warsztatem.

Joann Sfar jest u nas chyba znacznie bardziej znany ze swego cyklu Kot rabina, którego fabuła rozgrywa się na początku XX wieku w Algierii, gdzie rozwija się sefardyjska część kultury żydowskiej. Klezmerzy są osadzeni w sercu kultury Żydów aszkenazyjskich, czyli w Europie Wschodniej. Oba swoje dzieła Sfar stworzył w tak różnych kontekstach kulturowo-geograficznych nie bez powodu – każdy z jego dziadków pochodził z jednego z tych światów, a sam autor przyznaje, że idealnie byłoby czytać te opowieści symultanicznie.

I faktycznie, czytanie obu cykli jest bardzo ciekawe, jednak nie tylko z powodów kulturowych. Każdy z nich stworzony jest bowiem inną techniką graficzną. Klezmerzy tętnią barwami, a formy się w nich rozpływają, z kolei Kot rabina, choć ma plansze pełne wyrazistych kolorów, to jakby płaskie i statyczne. Czy to nie słońce Maghrebu tak wypala twarze, a płomień świecy rzuca ruchliwe cienie na ściany w Odessie? Warto sprawdzić, w jakim stopniu te eksperymenty z formą wpływają także na naszą percepcję obu tych historii.

Trzy (względnie) optymistyczne opowieści o stracie na ponurą jesień

*
Mikael Ross, Upadek, przeł. Mateusz Jankowski, Timof Comics 2020

Upadek komiks okładkaZastanawiając się nad tym, dlaczego Upadek jest tak świetnym komiksem, zaczęłam sobie wymieniać: dobrze skonstruowana dramaturgicznie historia, wyraziści bohaterowie pierwszo- i drugoplanowi, świetne plansze i dynamiczna, ciekawa kreska, która tak oddaje energię poszczególnych postaci, że stają się nam niezwykle bliskie. Ponadto nienormatywność jako główny temat, wątek historyczny i tło powstania samej książki. Właściwie nie ma pola, na którym ten komiks by nie zachwycał.

Osią Upadku jest historia Noela, który niespodziewanie traci matkę i trafia do społeczności Neuerkerode. Najpierw nieśmiało i bez przekonania poznaje swoje nowe otoczenie, a z czasem odnajduje tam swoje miejsce. Zaprzyjaźnia się, zakochuje i toczy bójki. Jego nowi znajomi to osoby pełne pasji, żyjące na własnych zasadach: wściekły z powodu każdego odstępstwa od planu Valentin, niepoddająca się niepowodzeniom Alice oraz tajemnicza staruszka Irma.

Neuerkerode to wioska, w której w 1868 roku powstała Fundacja Ewangeliczna Neuerkerode, pomagająca osobom z niepełnosprawnościami. Dziś fundacja ma pod swoją pieczą całą tę miejscowość zamieszkaną przez osoby z różnymi stopniami niepełnosprawności umysłowej, którym stwarza warunki do samodzielnego funkcjonowania i integracji społecznej.

Zarówno Noel, jak i inni bohaterowie tej historii mają jakiegoś rodzaju zaburzenia lub są w jakimś stopniu niepełnosprawni intelektualnie, ale w jakim? I czy na pewno? Czy to ostatecznie takie ważne, jak nazwiemy czyjąś nerwowość, nadmierny upór lub roztargnienie? Niekoniecznie. Dzięki takiemu podejściu autor uniknął łatwego etykietowania osób z niepełnosprawnościami, zatarł granice pomiędzy tym, co powszechnie uznawane za normę, a co już nie. Zanurzył czytelnika w świecie mieszkańców wioski w taki sposób, że wszyscy, czytający i bohaterowie, są w tym doświadczeniu na równych prawach. I wydaje się, że to najlepiej oddaje ideę tego miejsca.

W niezwykle ciekawej rozmowie przeprowadzonej przez Arkadiusza Łubę dla festiwalu Komiksowa Warszawa Mikael Ross opowiada, że gromadząc materiały do książki, spędził w Neuerkerode półtora roku – zamieszkał wówczas wśród podopiecznych fundacji, obserwował, jakie relacje panują między mieszkańcami wioski, wysłuchiwał ich historii. Przyznaje, że to doświadczenie bardzo wpłynęło na to, jak skonstruował swoich bohaterów, na ich dialogi i przygody.

Nawet technika, jaką wykonał komiks, ma swoje źródła w tamtym miejscu – Ross wybrał rysowanie kredkami, bo to ich najczęściej używały w swoich pracach plastycznych osoby, które tam poznał. Kolorowane kredkami chmury burzowe tętnią, oczy płoną, głowa paruje od emocji, krew tryska z rozbitego nosa, a twarze bohaterów są całą galerią zdziwień, zwątpień, złości i entuzjazmu. Dominują tu żółty i niebieski, które przeplatają się, budując nastrój od pochmurnego, pełnego zmagań z tumultem emocji, po różnego rodzaju ukojenia w postaci przyjaznych gestów czy spaceru po lesie.

Wspomniana rozmowa z autorem jest warta wysłuchania także z innych powodów. Poznajemy oczywiście kulisy powstania Upadku, ale jest tam też niezwykły moment, gdy autor czyta na głos fragment komiksu, wokalizując dźwięki i zmieniając barwę głosu w zależności od postaci. Przypomina to o może oczywistym fakcie, że komiks nie jest przecież wyłącznie sztuką obrazkową, lecz równie mocno dialogową, i być może jego idealną formą recepcji mogłoby być właśnie głośne czytanie.

Upadek komiks plansza

Upadek nie jest historią naiwną czy banalną. Bardzo precyzyjnie opowiada o stracie, nie tylko bliskiej osoby, ale całego znanego świata, o zmaganiu z prostymi z pozoru elementami codzienności i o trudzie zaakceptowania nowego kształtu życia, rozszyfrowania jego zasad, wreszcie przyjęcia go takim, jakie jest.

Co bardzo ważne, Upadek nie jest też wyidealizowaną opowieścią o fundacji charytatywnej, czego można by się obawiać, wiedząc, że powstał na jej zamówienie. Nie dotyczy to tylko sposobu funkcjonowania tego miejsca, ale także jego przeszłości: Neuerkerode w czasie II wojny światowej uległa wpływom nazistów, co doprowadziło do wymordowania wielu z jej podopiecznych. Rozliczenie z tym etapem swojej historii oraz upamiętnienie ofiar fundacja rozpoczęła już w latach 70. i książka Rossa także jest elementem tego procesu.

Pochodzę z klasy robotniczej, nienawidzę bogatych snobów i ich arystokratycznych ideałów

*
Nathalie Ferlut, Tamia Baudouin, Artemizja, przeł. Olga Mysłowska, Marginesy 2019

Artemizja komiks okładkaW ostatnich latach pojawiło się sporo graficznych biografii: malarek, filozofów, architektek, podróżników itd. Opowiedzenie czyjegoś życia za pomocą komiksu wydaje się tyleż kuszące, co ryzykowne, bo wymaga spójnej koncepcji, wielu skrótów oraz świetnego zgrania w tandemie rysowniczo-pisarskim, bo często są to historie tak właśnie tworzone. Do udanych przedsięwzięć tego typu można zaliczyć Artemizję Nathalie Ferlut (scenariusz) i Tamii Baudouin (rysunki), które stworzyły komiks o XVII-wiecznej malarce, wpisujący się w gatunek emancypacyjnej opowieści o zapomnianych czy niedocenianych kobietach, które mają na koncie niezwykłe osiągnięcia.

Przede wszystkim jest to dobra historia – nie tylko dlatego, że sama biografia malarki Artemizji Gentileschi jest pasjonująca. Autorki wpadły na pomysł, żeby o losach Artemizji opowiedzieć częściowo z perspektywy jej córki. Takie otwarcie opowieści sprawia, że zaczynamy czytelniczą przygodę, spotykając bohaterki na zaśnieżonych leśnych szlakach, którymi podąża dorosła już i spełniona Artemizja – a dopiero stąd, śladami wspomnień, kierujemy się ku początkowi XVII wieku w spędzone w Rzymie dzieciństwo i młodość malarki.

Jako córka uznanego malarza Artemizja od dziecka miała możliwość podpatrywania ojca przy pracy i podbierania mu pędzli do własnych prób, nie miała jednak szans na wiele więcej: nie mogła się kształcić, nie miała prawa do własnych środków ani nawet do swobodnego opuszczania domu czy sprzedawania swych obrazów. Na jej biografii piętno odcisnęło spotkanie Agostina Tassiego, który sprowadzony do domu przez jej ojca jako nauczyciel malarstwa, zgwałcił Artemizję i zwodził obietnicami ślubu. Te zdarzenia doprowadziły do słynnego procesu sądowego, także tu zrelacjonowanego.

Artemizja komiks plansza

Ślady emocji, które towarzyszyły tym wypadkom, można znaleźć na niejednym obrazie malarki. Jak jednak pisze w „New Yorkerze” Rebecca Mead w przekrojowym artykule A Fuller Picture of Artemisia Gentileschi, sprowadzanie sedna twórczości Artemizji do tego zdarzenia byłoby zbytnim uproszczeniem. Autorki komiksu faktycznie wyraźnie prowadzą swoją narrację tropem biograficznym, ale i dla nich Artemizja nie jest tylko ofiarą przemocy czy mścicielką – jest przede wszystkim pełną pasji malarką, która już w bardzo młodym wieku wie, czego chce. A chce tworzyć i wie, że to potrafi. Jeden z kadrów pokazuje, jak wypróbowuje technikę chiaroscuro – obserwując się w lustrze w świetle płomienia świecy i przenosząc to na płótno. Autorki ukazują też Artemizję jako osobę niezwykle upartą, silną i niezależną, która nie tylko nie poddaje się losowi ofiary, ale osiąga coś dotąd niemożliwego: zostaje pierwszą kobietą przyjętą do Accademii delle Arti del Disegno, co daje jej pełną niezależność, w tym prawo do samodzielnego kupowania farb…

Artemizja komiks plansza

Jest to więc historia dobrze skomponowana i co ważne: rozpisana na dialogi i retrospekcje, a nie tylko zrelacjonowana. Postać Artemizji przedstawiona jest w sposób sugerujący niezłomny charakter malarki, która w zamaszystych, buntowniczych gestach walczy o swoje prawa. Jest to jednak o wiele bardziej opowieść o tym, skąd brała się jej malarska energia i w jaki sposób malarka osiągnęła swoją pozycję, niż odzwierciedlenie samej sztuki i analiza ewolucji twórczej. Malarstwo Artemizji poznawać musimy już u źródła, a niewątpliwie warto.

**
Karolina Gębska – kulturoznawczyni, reżyserka światła, redaktorka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij