Wanda Hagedorn, Jacek Frąś „Totalnie nie nostalgia. Memuar”, Margaret Atwood „Oryks i Derkacz”, Michał Olszewski „#Upał”.
Coś takiego jak psychologiczna powieść w obrazkach, komiks psychologiczny, odkryłam, czytając i oglądając Mausa Arta Spiegelmana – zapis trudnej relacji miedzy synem i ocalałym z Zagłady ojcem, który opowiada o swoich przeżyciach. Pomijając to, że długo wstrzymywano się z polskim wydaniem, bo Polacy są w nim przedstawieni jako świnie, kontrowersje wzbudzał sam fakt opowiedzenia holokaustowej historii za pomocą rysunków i to przedstawiających zwierzęta. Zwierzęta czy ludzie, we wszystkich komiksach ważne są rysunki. Nawet te najbardziej realistyczne są w inny sposób umowne niż słowo drukowane. Potrafią przekazać emocje czasem trudne do opisania i wydaje się, że pozwalają autorom na większą dawkę bezkarnej szczerości.
Takich rysunkowych opowieści pojawiło się w Polsce potem jeszcze trochę. Świetne izraelskie Rany wylotowe Rutu Modan, Davida B. Rycerze świętego Wita, o życiu z bratem chorym na epilepsję, no i komiksy Alison Bechdel.
czytaj także
A teraz mamy taką polską trochę Bechdel!
***
Wanda Hagedorn, Jacek Frąś, Totalnie nie nostalgia. Memuar, Wydawnictwo Komiksowe, Kultura Gniewu 2017
W dymku: Wchodzę do łazienki i widzę, że mój oswojony nosorożec wydostaje się z wanny! Czuję, że jest na mnie wściekły i chce mnie atakować!
To oczywiście sen. Wielki nosorożec, który na pierwszym obrazku wyłazi z wanny, to pragnienie, wręcz konieczność tworzenia, opowiedzenia swojej historii. Potrzeba rozliczenia się z przeszłością, od której autorka uciekła aż do Australii, ale nie może przed nią uciec.
To ciekawe, że autorka wybrała właśnie formę komiksu, skoro sama go nie rysowała, podobno jednak jej wpływ na kształt rysunków był bardzo istotny. Podobnie jak Bechdel uzupełnia ona swój komiks wypisami z lektur – literatury, książek psychologicznych, feministycznych. Bo to jest przede wszystkim komiks feministyczny! Opowiadający o dorastaniu w PRL-u w toksycznej, przemocowej rodzinie, kryjącej swoje sekrety za fasadą „przyzwoitości”. Trochę to przypomina ojca Sekretarza i matkę Niepokalaną z Absolutnej Amnezji Izabeli Filipiak (obecnie Morskiej). Ojciec z awansu, robiący karierę w nowym ustroju, matka z kresowej inteligencji. Świetne portrety babć – jednej ze wsi, a drugiej wyemancypowanej i czytającej wnuczce Klaudynę. Są też jeszcze trzy młodsze siostry stanowiące grupę wsparcia. Wanda jako najstarsza jest opiekunką młodszych, żyje w strachu przed ojcem i nie znajduje oparcia w matce. Pomijając nawet kwestie przemocy fizycznej, jest to wnikliwa analiza „PRL-owskiego patriarchatu”. I nic dziwnego, że „totalnie nie nostalgia”, chociaż trochę nostalgii w tym jest, jak zawsze, kiedy wspominamy dzieciństwo.
czytaj także
Jeśli dobrze policzyłam, to urodziłam się w tym samym roku co autorka/bohaterka. Wiele szczegółów mogę potwierdzić, chociaż nie wszystkie. Nie przypominam sobie, aby w szkole mówiono do nas po nazwisku, nie zapamiętałam też treści ideologicznych w dziecięcych pisemkach, które pewno tam były, ale może je opuszczałam. Dziecięca pamięć jest wybiórcza, a wiele rzeczy traktujemy w dzieciństwie jako naturalne. I komunę i patriarchat. To drugie zresztą jest dobrze pokazane – jak dopiero po latach, w świetle lektur feministycznych, Wanda znajduje język do opisu swoich przeżyć. To chyba moje jedyne zastrzeżenie wobec książki, nadmierny nieco dydaktyzm, wyprzedzający dziecięcą świadomość, w opisach złego PRL-u. Chociaż nie dziwię, się że rozjechanie szóstki dzieci przez czołg w czasie jakiejś defilady musiało być dla małej Wandy wstrząsem.
Ale i tak radość, że mamy taki komiks o Polsce!
***
Margaret Atwood, Oryks i Derkacz, przeł. Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Prószyński i S-ka 2017
Yeti budzi się przed świtem. Leży bez ruchu, nasłuchuje nadciągającego przypływu, fali za fala przelewających się nad rozmaitymi barykadami, słabo słabiutko, w rytmie bicia serca.
Początkowo nie miałam przekonania do tej książki, w ogóle Atwood nie zawsze mnie przekonuje. A tu jakiś obdartus siedzi na drzewie, a ja już wiem (czwarta strona okładki) że będzie to mało radosna „wizja przyszłości”. Czy będzie mi się chciało w nią zagłębiać, skoro bohater mnie nie zainteresował? Słabość do literatury SF sprawiła jednak, że czytałam dalej, chociaż myślałam, że zatrzymam się na pierwszym tomie, bo jest to trylogia. Teraz nie mogę się doczekać, kiedy będę miała w rękach następny. Chociaż część pomysłów jest już trochę ograna – jednak wciąga!
No więc świat przyszłości jest zły. Jedni mieszkają w luksusowych enklawach, skąd rządzą wielkie korporacje, reszta świata żyje w nędzy, w plebsopolis, gdzie wciąż symulowane jest istnienie jakieś demokracji. Ten świat jednak się kończy, zresztą nie dałoby się go już naprawić. Dzięki biotechnologii (por. Houellebecq) znana nam ludzkość zostaje zastąpiona lepszą: kolorową, ekologiczną, nieagresywną i nietargną seksualnymi namiętnościami. Yeti jest jednym z ostatnich dawnych ludzi na całej planecie. I co dalej?
Co to za pomysł, żeby kazać czekać na kolejny tom. Jak z prehistorycznych czasów, kiedy oglądało się jeden odcinek serialu tygodniowo. Drugi tom przeczytam więc, sięgając po poprzednie wydanie. Ale i tak trzeba czekać na trzeci, chyba że drugi okaże się nudny.
***
Michał Olszewski, #Upał, Znak 2017
Czekajcie, mówię do nich, tylko coś sprawdzę.
I będziemy już zaczynać, okej?
Natomiast na dzień dobry po Olszewskim spodziewałam się więcej.
To taka historia ze strasznym morałem, którego nie zdradzę, o tym, jak żyjąc w pędzie, natłoku bodźców i informacji, tracimy z oczu to, co naprawdę ważne w życiu osobistym i w wymiarze globalnym – ocieplenie.
Bohater jest dziennikarzem pracującym dla jakiegoś internetowego portalu. Wciąż w biegu albo w internecie, od którego jest uzależniony. Oczywiście nie ma czasu być mężem ani ojcem, chociaż się stara. Dostajemy więc satyrę na współczesne dziennikarstwo, jego powierzchowność, kreowanie wydarzeń, podkręcanie emocji, metody na lajki itp. Rozpoznajemy sytuacje, które pamiętamy z mediów. I jest to w lekturze podobnie męczące jak w realu. Nawet jeśli jest to efekt zamierzony, to szybko zaczyna nużyć.
Jest to w lekturze podobnie męczące jak w realu.
Z drugiej strony po szybko-szybko mamy wolno-wolno – fragmenty retrospekcji, wspomnień, zatrzymania i kontemplowanie dawnych przyjaźni, prowincjonalnego życia itp. I to też trochę nudzi. Może najlepsze z tego są wplecione w tekst opowiadania, które spływają na jakiś konkurs. Widać, że autor miewa bystre obserwacje i dobre pomysły, podobnie zresztą jak pomysł na puentę. Ale dla mnie nie złożyło się to na książkę, która by mnie naprawdę wciągnęła, rozbawiła, pouczyła czy przestraszyła.