Kinga Dunin czyta

Daleko od Podlasia

miasto-cierni

PIS czy nie-PIS – żyjemy w bardzo luksusowym miejscu na Ziemi. Kinga Dunin czyta powieści Khaleda Hosseiniego i „Miasto cierni” Bena Rawlence'a.

Hosseini? Trochę mnie zdziwiło, kiedy zobaczyłam jedną z jego powieści w Biedronce w Czarnej Białostockiej. Fajnie, bo to przyzwoita literatura. Chociaż temat pozornie, przynajmniej geograficznie, odległy od Podlasia.

Khaled Hosseini to amerykański – czyli taki, który pasuje do naszych przyzwyczajeń – pisarz urodzony w Kabulu. W 1965 roku. W rodzinie uprzywilejowanej, ojciec był dyplomatą. Dzięki temu mieszkał w Teheranie, Paryżu, a w końcu jego rodzice osiedli w Stanach Zjednoczonych. Tam skończył studia medyczne i przez dziesięć lat pracował jako internista. Aż został pisarzem, który pewno przyczynił się do popularyzacji wiedzy o Afganistanie i tworzeniu pozytywnego obrazu afgańskiej diaspory. Jest „wysłannikiem dobrej woli” w UNHCR oraz założycielem fundacji zajmującej się pomocą humanitarną w Afganistanie.

Zatarły mi się pamięci te powieści, o których nie pisałam, bo jakoś mi się nie chciały z niczym skomponować, ale dobrze się je czytało, może aż za dobrze. Początkowo miałam nadzieję, że jest to pisarz bardziej afgański, może trudny, ale ciekawie byłoby zobaczyć, jak oni piszą. Zdaje się jednak, że tamtejsza kultura jest bardziej kulturą poezji niż prozy. Sam egzotyczny temat nie tworzy jeszcze egzotycznej powieści (Czy przypadkiem słowo „egzotyczna” nie świadczy o orientalistycznym odchyleniu i nie jest postkolonialnym grzechem? Niestety, akurat inne słowo nie przychodzi mi do głowy).

Tak więc w największym skrócie trzy powieści Hosseiniego:

***
tysiąc-wspaniałych-słońcTysiąc wspaniałych słońc, przeł. Anna Jęczmyk, Albatros 2017

Mariam miała pięć lat, kiedy po raz pierwszy usłyszała słowo harami.

Słowo to oznacza nieślubne dziecko. Mariam jest nieślubnym dzieckiem bogatego mężczyzny, który ma jeszcze trzy żony i wiele ślubnych dzieci. Kiedy Miriam domaga się uwagi ze strony ojca, mając piętnaście lat zostanie wydana za mąż za dużo starszego mężczyznę. Potem pojawi się też druga, młodsza żona. Czy kobiety się zaprzyjaźnią? Czy w czasach rządów talibów uda im się uwolnić od złego męża?

***
I góry odpowiedziały echem, przeł. Magdalena Słysz, Albatros 2017

No dobrze. Chcecie usłyszeć jakąś historię, więc ją wam opowiem.

Abdullah ma ukochaną, małą siostrzyczkę, którą zajmuje się po śmierci matki. Ojciec sprzedaje dziewczynkę bogatej, bezdzietnej parze. Dzieci zostaną rozdzielone, muszą o sobie zapomnieć. Losy rzuca je w różne strony. Czy jeszcze kiedyś się spotkają?

***
chłopiec-z-latawcemChłopiec z latawcem, przeł. Maria Olejniczak-Skarsgard, Albatros 2017

Stałem się tym, kim jestem dzisiaj, gdy miałem dwanaście lat, pewnego lodowatego pochmurnego dnia zimą 1975 roku.

Chłopca łączy przyjaźń z rówieśnikiem, który jest jego służącym. Poza tym jeden jest sunnitą, a drugi szyitą, jeden Pasztunem, drugi Hazarem. Kiedy przyjdzie moment próby, bogaty chłopiec zdradzi biednego. Czy będzie miał okazję, żeby odpokutować za swoją winę?

Tło historyczne tych powieści, jak można się domyślić, zawsze jest dramatyczne i obejmuje najnowsze dzieje tego regionu, sięgając najdalej chyba do lat 50. Upadek monarchii, radziecka interwencja, mudżahedini, talibowie, wojna z talibami, pomoc humanitarna, watażkowie wciąż rządzący afgańską prowincją, trudne doświadczenia związane z emigracją i Ameryka, która prawie każdemu daję szansę… Nie za wiele szczegółów, tak żeby czytelnik się nie pogubił. Wszystkie te, często wstrząsające, wydarzenia obserwujemy z punktu widzenia zwykłych ludzi. Biednych i bogatych. Dzieci, kobiet i mężczyzn. Hetero i niekoniecznie hetero. Tradycyjnych i tych bardziej zwesternizowanych. Podziwiamy piękno kultury, a szczególnie poezji, czasem też krajobrazy – tu ciepła nuta nostalgii. A na tym tle odwieczne tematy: miłość, zdrada, przyjaźń, wierność, honor, odwaga i tchórzostwo, walka o przeżycie, rodzinne dramaty, kolejne pokolenia i wreszcie – o tyle, o ile to możliwe – szczęśliwe zakończenia.

To ja, Malala

czytaj także

To ja, Malala

Christina Lamb, Malala Yousafzai

W jednej z powieści jest niewielki epizod opowiadający o lekarzu, pochodzącym z Afganistanu, ale mieszkającym w Stanach, który przyjeżdża do Kabulu i odwiedza szpital. Tam zaprzyjaźnia się z ciężko poranioną dziewczynką (nie talibowie jej to zrobili, tylko wuj w ramach jakichś plemiennych porachunków). Obiecuje, że załatwi jej operację w swoim amerykańskim szpitalu. Po powrocie wciąga go jednak wir normalnego życia – żona, dzieci, praca, remont w domu. Ponaglany listami z Afganistanu w końcu pyta dyrektorkę szpitala, czy nie dałoby się takiej darmowej operacji wykonać, ona mówi mu, że szpital przynosi zbyt małe zyski, rada nadzorcza się nie zgodzi, trzeba szukać funduszy gdzie indziej. Lekarz przez chwilę ma jeszcze dobre chęci, ale powoli wypiera całą sprawę z głowy, maile z Kabulu go irytują, w końcu przestaje je odbierać.

Pomyślałam, że wszyscy jesteś trochę podobni do tego bohatera. Takie powieści budzą w czytelnikach jeśli nie chęć pomocy, to przynajmniej empatię wobec mieszkańców tego kraju, jednego z najbiedniejszych na świecie, wciąż niebezpiecznego, ale tej empatii starcza mniej więcej do ostatniej strony ostatniej książki. Nie jest to jednak wina autora.

***
Ben Rawlence, Miasto cierni. Największy obóz uchodźców, przeł. Sergiusz Kowalski, Czarne 2018

miasto_cierniW szarym pokoju bez okien za szarym stołem zasiedli członkowie Rady Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Council, NSC). Na ścianach fotografie wysportowanego prezydenta Obamy w drodze na szczyt NATO w Walii.

Wielu panów i wiele pań – bogatych, elegancko ubranych i dysponujących władzą wielokrotnie spotykało się, aby rozwiązać ten problem, ale niewiele z tego wynikało.

Wokół maleńkiego miasteczka Dadaab w Rogu Afryki, w Kenii, w pobliżu granicy z Somalią, znajduje się największy na świecie obóz, a właściwie kilka obozów, dla uchodźców, głównie Somalijczyków, którzy uciekali przed wojną domową, islamskimi fundamentalistami, suszą, klęską głodu. Obóz powstał na początku lat 90., w szczytowym momencie mieszkało tam pół miliona osób, nadal jest ich tam kilkaset tysięcy. Trudno to sobie wyobrazić, bo właściwie jest to ogromne miasto, tyle że złożone z namiotów, baraków, szałasów budowanych z patyków, błota i czegokolwiek. Są tam sklepy, szpital, szkoła, ale przede wszystkim stłoczeni ludzie, którzy nie mają gdzie się podziać i co ze sobą zrobić. Niektórzy z nich tu się urodzili albo spędzili prawie całe życie. Nie mogą wyjechać, nie mogą wrócić, teoretycznie nie wolno im pracować.

Autor pokazuje wszystkie znane paradoksy i problemy związane z pomocą humanitarną. Bywa niewystarczająca, karawany pomocy zmieniają swój kierunek w zależności od aktualnych wydarzeń i medialnych doniesień – żeby zdobyć środki, trzeba pokazać umierające z głodu dzieci, wojna w innym rejonie, np. w Syrii, pozwala z kolei zapomnieć o dawnych podopiecznych. Uchodźcy są zakładnikami polityki, rozmaitych układów. Brak pomocy żywnościowej to głód, natomiast kiedy się ona pojawia, zmienia lokalny rynek – bo jest sprzedawana po niskich cenach, ale też w dużej mierze rozkradana. Mieszkańcy obozów szybko dzielą się na klasy: bogatych, średniaków i tych – większość – dla których niczego nie wystarcza. Pomagające organizacje też nie są odporne na korupcyjne pokusy. Panuje przemoc, własna i – w tym wypadku – ze strony kenijskiej policji i muzułmańskich terrorystów. I jak zwykle na przemoc, także seksualną, najbardziej narażone są kobiety.

I tu już nie ma zbyt zbyt wielu happy endów. Autor uważa takie obozy za miejsca nieludzkie, choć pewno zbudowane na dobrych intencjach. A co realnie można by zrobić? Obecnie Kenia stara się pozbyć uchodźców, nakłonić ich do powrotu do Somalii, w której wcale nie jest bezpiecznie. Pewno lepiej byłoby uznać, że w tym miejscu powstało miasto. Powinien powstać w nim samorząd, zamiast protekcjonalnej opieki zachodnich instytucji. Ludzie powinni mieć normalne warunki do pracy i zarabiania, a granice oddzielające je od reszty świata lepiej, żeby zniknęły. Ale z różnych powodów to rozwiązanie nie jest możliwe.

Kingsley: Droga przez Saharę

czytaj także

Autor reportażu pracował dla Human Rights Watch i wielokrotnie odwiedził Dadaab. Odbył wiele rozmów i pokazał nam losy dziewięciu konkretnych osób – co przeżyły, zanim znalazły się w obozie, jak sobie w nim radzą. To dzięki nim ten reportaż jest nie tylko przerażający, ale też fascynujący. No i uświadamia nam, że jednak – PIS czy nie-PIS – żyjemy w bardzo luksusowym miejscu na Ziemi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij