Czytaj dalej

Hobsbawm: Postęp w erze kapitału [fragment]

Nawet wybitni myśliciele II poł. XIX w. wierzyli, że kluczowe zagadnienia naukowe zostały rozstrzygnięte. Dziś wiemy, jak bardzo się mylili.

Nasza arystokracja, dzięki posiadaniu najlepszych kobiet, jest bardziej urodziwa (brzydsza według Chińczyków czy Murzynów) niż klasa średnia; ale jakąż hańbą jest pierworództwo, które zaburza Dobór Naturalny!
Karol Darwin, 1864 [1]

To niemal tak, jakby ludzie chcieli pokazać, że uważają się za tym mądrzejszych, im bardziej wyzwolili się od Biblii i Katechizmu.
Friedrich Schaubach o literaturze popularnej, 1863 [2]

John Stuart Mill usilnie domaga się praw wyborczych dla Murzynów i kobiet. Te wnioski nieuchronnie wynikają z jego wyjściowych przesłanek […] [i ich – przyp. E.J.H.] reductio ad absurdum.
„Anthropological Review” [3]

Społeczeństwo burżuazyjne trzeciego dwudziestopięciolecia XIX wieku było pewne siebie i dumne z własnych osiągnięć. Ze wszystkich dziedzin ludzkiej aktywności najmocniej świadczył o tym rozwój wiedzy, postęp naukowy. Wykształceni mężczyźni tamtej epoki nie tylko byli dumni z nauki, którą uprawiali, ale i gotowi podporządkować jej wszelkie sfery działalności intelektualnej. W 1861 roku statystyk i ekonomista Antoine Augustin Cournot zauważył: „wiara w prawdę filozoficzną ostygła do tego stopnia, że prace koncentrujące się na tym zagadnieniu zaczęły być przyjmowane niechętnie zarówno przez szeroki krąg czytelników, jak i przez akademików, z wyjątkiem publikacji stricte naukowych lub będących rezultatem badań historycznych” [4]. Okres ten rzeczywiście nie sprzyjał filozofom. Nawet w Niemczech, będących tradycyjnie ich ojczyzną, nie było nikogo godnego miana następcy wybitnych postaci z przeszłości. Nawet Hegel – którego Francuz Hippolyte Taine (1828–1893), dawniej wielbiciel jego myśli, postrzegał jako jeden z „przebrzmiałych głosów” filozofii niemieckiej – stracił popularność we własnym kraju, a sposób, w jaki traktowało go „aroganckie, pretensjonalne i mierne pokolenie epigonów, nadające […] ton w wykształconych Niemczech”, sprawił, że w latach 60. XIX wieku Marks uznał się „jawnie […] za ucznia tego wielkiego myśliciela” [5]. Nauce podporządkowały się dwa dominujące nurty w filozofii: francuski pozytywizm, związany ze szkołą osobliwego Auguste’a Comte’a, oraz brytyjski empiryzm, związany z Johnem Stuartem Millem; nie mówiąc już o Herbercie Spencerze (1820–1903) – przeciętnym myślicielu, którego wpływ intelektualny był wówczas większy niż kogokolwiek i gdziekolwiek na świecie. „Filozofia pozytywna” Comte’a opierała się na dwóch założeniach: o niezmienności praw przyrody i o niemożliwości poznania bezgranicznego i absolutnego. Pomijając dość ekscentryczną sektę zainspirowaną Comte’owską „religią ludzkości”, pozytywizm stał się co najwyżej filozoficznym usprawiedliwieniem konwencjonalnej metody nauk eksperymentalnych, Mill zaś dla większości mu współczesnych był tym, który – by ponownie użyć słów Taine’a – otworzył „starą dobrą drogę indukcji i eksperymentu”. Pogląd ten zakładał jednak historyczne spojrzenie na postęp ewolucyjny, a właściwie wprost się na nim opierał, co widać w pismach Comte’a i Spencera.

Metoda pozytywna, zwana też naukową, była (albo miała być) zwycięstwem ostatniego etapu w rozwoju ludzkości – Comte wyróżnił jego trzy etapy: teologiczny, metafizyczny i naukowy. Każdy z nich miał własne instytucje, a Mill i Spencer zgadzali się, że właściwym wyrazem ostatniego etapu był liberalizm (w najszerszym sensie).

Można stwierdzić, wcale zbytnio nie przesadzając, że pogląd ten uczynił filozofię zbędną, sprowadzając ją w najlepszym razie do roli intelektualnej asystentki nauki.

Ponadto przy tak powszechnym zaufaniu do metod naukowych nie powinno dziwić, że wykształceni ludzie żyjący w drugiej połowie XIX wieku mieli ogromny szacunek dla osiągnięć nauki. Bliskie im było niekiedy nawet myślenie, że osiągnięcia te były nie tylko imponujące, ale wręcz ostateczne. Sławny fizyk William Thomson, znany jako lord Kelvin, uważał, że wszystkie podstawowe problemy fizyki zostały rozwiązane, a rozstrzygnięcia wymagała jeszcze jedynie pewna liczba stosunkowo mało ważnych kwestii. Dziś wiemy, jak bardzo się mylił.

To mylne przekonanie było zarówno wymowne, jak i zrozumiałe. Okresy rewolucyjne i nierewolucyjne zdarzają się i w życiu społecznym, i w nauce; lecz o ile wiek XX cechowała rewolucyjność w obu tych sferach, i to nawet większa niż w „erze rewolucji” (1789–1848), o tyle pod żadnym względem (z pewnymi wyjątkami) nie można tego powiedzieć o okresie, którym zajmujemy się w niniejszej książce. Nie oznacza to, że przeciętnie wykształceni i uzdolnieni ludzie uważali wszelkie problemy naukowe czy społeczne za rozwiązane, aczkolwiek w pewnych obszarach, takich jak elementarna analiza ekonomiczna czy podstawowe prawa fizyki, niektórzy nawet wybitnie utalentowani badacze mieli poczucie, że wszelkie kluczowe zagadnienia zyskały rozstrzygnięcie. Oznacza to jednak, że ludzie ci byli pewni kierunku, w którym podążali, jak również intelektualnych i praktycznych metod osiągnięcia wyznaczonego sobie celu. Nikt nie wątpił, że materialny i naukowy postęp faktycznie się dokonuje. Co więcej, wydawało się to tak oczywiste, że nie podlegało dyskusji. Postęp był kluczowym pojęciem epoki, choć należy pamiętać o dość fundamentalnym podziale na tych, którzy byli przekonani o jego zasadniczo ciągłym i linearnym charakterze, oraz tych, którzy (jak Marks) uważali, że muszą i będą cechować go nieciągłości i sprzeczności. Wątpliwości mogły pojawić się co najwyżej w sprawach będących kwestią uznania, takich jak obyczaje i moralność, bo nie istniały ich ilościowe wskaźniki. Z pewnością w 1860 roku ludzie wiedzieli więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ale czy byli „lepsi”? – tego nie dało się obliczyć. Te sprawy zajmowały teologów (niecieszących się wysoką reputacją jako intelektualiści), filozofów i artystów (podziwianych, ale poniekąd w taki sposób, w jaki zamożni mężczyźni podziwiają diamenty, którymi kupują sobie względy kobiet), a także krytyków społecznych, zarówno lewicowych, jak i prawicowych, którym nie podobało się ówczesne społeczeństwo lub którzy postrzegali je jako opresyjne. Pośród wykształconych erudytów w 1860 roku ci jednak byli w zdecydowanej mniejszości.

Choć wyraźny postęp obserwowano we wszystkich dziedzinach wiedzy, jasne było też, że niektóre rozwijały się i formowały szybciej niż pozostałe. Fizykę uznawano za dyscyplinę dojrzalszą niż chemia, i wyglądało na to, że miała ona już za sobą etap ożywionego i gwałtownego rozwoju, w przeciwieństwie do innych obszarów nauki. Z kolei chemia, nawet „chemia organiczna”, była dużo bardziej zaawansowana niż nauki biologiczne. Te ostatnie zdawały się dopiero wkraczać do świata fascynującego postępu.

Jeśli jakakolwiek konkretna teoria naukowa uznawana w interesującym nas okresie za ważną unaocznia ówczesny rozwój nauk przyrodniczych, to jest nią teoria ewolucji.

A gdybyśmy mieli wskazać jeden wizerunek, który zdominował publiczne wyobrażenie na temat nauki, była to poorana bruzdami i nieco małpia [6] postać Karola Darwina (1809–1892). Obcy, abstrakcyjny i pełen logicznych fantazji świat matematyków pozostawał nieco na uboczu opinii publicznej i społeczności naukowej, może nawet bardziej niż w przeszłości, ponieważ fizyka, będąca głównym łącznikiem między matematykami a resztą świata (poprzez wynalazki techniczne), na tym etapie zdawała się mniej potrzebować najbardziej zaawansowanych i brawurowych abstrakcji matematycznych niż w świetnych czasach tworzenia mechaniki nieba. Rachunek różniczkowy i całkowy, bez którego nie byłyby możliwe pochodzące z tego okresu dokonania w dziedzinie inżynierii i łączności, pozostawał teraz daleko w tyle za ówcześnie najnowszymi osiągnięciami matematyki. Być może najlepszym tego przykładem jest dzieło najwybitniejszego matematyka tamtych czasów, George’a Bernharda Riemanna (1826–1866), którego wykład habilitacyjny z 1854 roku O hipotezach, które leżą u podstaw geometrii (opublikowany w 1868 roku) zajmuje w dziejach nauki dziewiętnastowiecznej równie ważne miejsce, jak Matematyczne zasady filozofii przyrody Newtona w dziejach nauki XVII stulecia. Praca ta położyła fundamenty pod topologię, geometrię różniczkową oraz teorię czasoprzestrzeni i grawitacji. Riemann snuł nawet rozważania z dziedziny fizyki teoretycznej zgodne z dzisiejszą teorią kwantów. Jednak te i inne wysoce oryginalne odkrycia matematyki znalazły zastosowanie dopiero w czasach nowej ery rewolucji w fizyce, która rozpoczęła się pod koniec XIX stulecia.

Przedstawiciele wszystkich dyscyplin nauk przyrodniczych nie mieli natomiast wątpliwości co do ogólnego kierunku rozwoju wiedzy, ram pojęciowych czy metodologii. Dokonywano licznych nowych odkryć, niekiedy formułowano nowe teorie, choć nie były one szczególnie zaskakujące. Nawet teoria ewolucji Darwina wzbudziła zainteresowanie nie z powodu pojęcia ewolucji, gdyż znano je już od wielu dekad, ale dzięki temu, że jako pierwsza dała zadowalający model wyjaśniający pochodzenie gatunków, i to w języku zrozumiałym również dla osób spoza środowiska naukowców, gdyż pobrzmiewał w niej sztandarowy dla ekonomii liberalnej temat konkurencji. Nadzwyczaj wielu wybitnych naukowców pisało wówczas w przesadnie popularyzatorskim stylu, który zapewniał im wielu odbiorców: Darwin, Pasteur, fizjolodzy Claude Bernard (1813–1878), Rudolf Virchow (1821–1902) i Hermann von Helmholtz (1821–1894), nie wspominając już o fizykach w rodzaju Williama Thomsona (lorda Kelvina). Podstawowe modele („paradygmaty”) teorii naukowych zdawały się trwałe, chociaż zdarzało się, że wybitni naukowcy, tacy jak James Clerk Maxwell (1831–1879), formułowali swoje koncepcje z instynktowną rozwagą, dzięki czemu były one możliwe do pogodzenia z późniejszymi teoriami opartymi na zupełnie innych modelach.

W dziedzinie nauk przyrodniczych rzadko wybuchały żarliwe i zaskakujące spory, cechujące rywalizację nie tyle między różnymi hipotezami, ile między odmiennymi sposobami postrzegania tego samego problemu (gdy ktoś proponuje rozwiązanie, które ktoś inny traktuje nie jako jedną z możliwych odpowiedzi, ale jako propozycję niedopuszczalną czy wręcz „nie do pomyślenia”). Tego rodzaju spór pojawił się w światku matematyków, gdy Leopold Kronecker (1823–1891) zaatakował Karla Weierstrassa (1815–1897), Richarda Dedekinda (1831–1916) i Georga Cantora (1845–1918) w kwestii analizy matematycznej i teorii mnogości. Takie Methodenstreite (spory metodologiczne) w naukach społecznych dzieliły uczonych, natomiast gdy pojawiały się w naukach przyrodniczych (nawet na gruncie biologii, w delikatnej kwestii ewolucji), świadczyły raczej o starciu preferencji ideologicznych niż o zaangażowaniu w rzeczową debatę. Nie mamy przekonującego naukowego wyjaśnienia, dlaczego spory w naukach przyrodniczych należały do rzadkości. Na przykład najbardziej typowy uczony środkowego okresu epoki wiktoriańskiej, William Thomson – typowy z uwagi na to, że łączył wybitną, choć konwencjonalną zdolność teoretyzowania z niezwykłą pomysłowością techniczną [7] oraz nieprzerwanym powodzeniem w interesach – najwyraźniej nie był zadowolony z matematycznych podstaw sformułowanej przez Maxwella elektromagnetycznej teorii światła, którą wielu uznaje za początek nowoczesnej fizyki. Ostatecznie jednak nie zakwestionował tej teorii, ponieważ znalazł sposób na jej przeformułowanie w ramach własnego modelu inżynierii matematycznej (który nie jest z nią tożsamy).

Ku swemu zadowoleniu Thomson wykazał też, że zgodnie ze znanymi prawami fizyki Słońce nie może mieć więcej niż 500 milionów lat, wobec czego na Ziemi niemożliwa była tak długa ewolucja geologiczna i biologiczna, jak zakładano. (Po czym jako ortodoksyjny chrześcijanin ochoczo zaakceptował ten wniosek).

Zgodnie ze stanem wiedzy w fizyce na rok 1864 miał rację; dopiero późniejsze odkrycie źródeł energii jądrowej pozwoliło fizykom określić prawdziwy wiek Słońca, a w konsekwencji również Ziemi – i oba te ciała niebieskie okazały się dużo starsze. Thomson jednak nie zastanawiał się nad brakami w swoim ujęciu fizyki ani nad tym, czy było ono sprzeczne z powszechnie przyjętą wiedzą geologiczną, geologowie zaś prowadzili swoje badania niezależnie od fizyków. Równie dobrze ta debata mogłaby nie mieć miejsca, zwłaszcza biorąc pod uwagę późniejszy rozwój obu dyscyplin.

Świat nauki rozwijał się zatem własnym torem intelektualnym, jego późniejszy rozwój polegał zaś na eksplorowaniu nowych obszarów, ale wciąż tymi samymi metodami. Badania ciał niebieskich nie wnosiły prawie niczego, co zaskoczyłoby wcześniejsze pokolenia astronomów, z wyjątkiem serii nowych obserwacji prowadzonych przy użyciu doskonalszych teleskopów i dokładniejszych urządzeń pomiarowych (w obu wypadkach były to głównie wynalazki niemieckie [8]) oraz z zastosowaniem nowej techniki – fotografii – jak również analizy spektroskopowej, którą po raz pierwszy wykorzystano w badaniu światła gwiazd w 1861 roku i która z czasem okazała się niezwykle użytecznym narzędziem badawczym.

W półwieczu poprzedzającym opisywany okres, wraz z ujęciem w prawa termodynamiki ciepła i energii – pozornie odrębnych zjawisk – nastąpił dość spektakularny rozwój fizyki. W ramach jednego modelu analitycznego połączono zjawiska elektryczności i magnetyzmu, a nawet światło. W interesującym nas okresie rozwój termodynamiki nie był widoczny wprost, chociaż Thomson zdołał w 1851 roku połączyć nowe teorie ciepła z wcześniejszymi teoriami dotyczącymi mechaniki – w pracy On the Dynamical Theory of Heat (O dynamicznej teorii ciepła). Niezwykły matematyczny model – jakim była elektromagnetyczna teoria światła, sformułowana w 1862 roku przez Jamesa Clerka Maxwella, protoplastę nowoczesnej fizyki teoretycznej – wnikliwy i otwarty, umożliwił późniejsze odkrycie elektronu. Niestety, Maxwell, być może z powodu niemożności przedstawienia w odpowiedni sposób tego, co określił jako „niezbyt łatwą teorię” (uczyniono to dopiero w 1941 roku!) [9], nie zdołał przekonać do niej tak wybitnych uczonych, jak Thomson, Helmholtz czy austriacki fizyk Ludwig Boltzmann (1844–1906), który w 1868 roku zapoczątkował dziedzinę mechaniki statystycznej. Oblicze fizyki w połowie XIX wieku nie było może tak spektakularne, jak to z okresu wcześniejszego i późniejszego, mimo to jej ówczesne osiągnięcia można uznać za imponujące. Co więcej, należące do tych osiągnięć prawa termodynamiki oraz teoria elektromagnetyczna zdają się – by przywołać słowa Bernala – „zakładać pewnego rodzaju finalność” [10]. Z pewnością Brytyjczycy (z Thomsonem na czele), a w zasadzie również pozostali fizycy mający dokonania w dziedzinie termodynamiki, stali przed silną pokusą twierdzenia, że oto udało się ostatecznie zrozumieć prawa przyrody (choć tacy naukowcy, jak Helmholtz czy Boltzmann, słusznie mieli co do tego wątpliwości). Być może tę iluzję wiedzy „finalnej” umacniał niezwykły rozwój technologiczny fizyki konstruowania modeli mechanicznych.

O perspektywie „finalności” z pewnością nie można mówić w związku z chemią – drugą wielką dyscypliną nauk przyrodniczych, która w XIX wieku rozwijała się bodaj najbardziej dynamicznie ze wszystkich dziedzin wiedzy. Jej osiągnięcia, zwłaszcza w Niemczech, były niezwykłe, w dużym stopniu dzięki różnorodnym zastosowaniom w przemyśle: od wybielaczy, poprzez barwniki i nawozy, po produkty medyczne i materiały wybuchowe. Już wkrótce większość ludzi zawodowo zajmujących się nauką miała być chemikami [11]. Podstawy chemii jako dojrzałej nauki pojawiły się w ostatnim trzydziestoleciu XVIII wieku. Od tego czasu dyscyplina ta stale rozkwitała, by w interesującym nas okresie dostarczyć wielu fascynujących pomysłów i odkryć.

Rozumiano już wówczas elementarne procesy chemiczne i dysponowano najważniejszymi narzędziami analitycznymi. Dostępna była wiedza zarówno na temat pewnej liczby pierwiastków, jak i związków chemicznych, mniej lub bardziej złożonych, oraz na temat zasad ich powstawania. Informacje te były niezbędne dla rozwoju podstawowego obszaru chemii – analizy i syntezy różnych substancji. Postęp nastąpił również w chemii organicznej, choć w tej dziedzinie wciąż ograniczano się do badania właściwości – głównie tych przydatnych w produkcji – materiałów pochodzenia naturalnego, takich jak węgiel. Daleko jeszcze było do powstania biochemii, czyli badań nad funkcjonowaniem substancji chemicznych w organizmach żywych. Modele chemiczne pozostawały niepełne, aczkolwiek pierwsze znaczące sukcesy zanotowano właśnie w opisywanym okresie. Należy do nich odkrycie struktury związków chemicznych, które dotychczas opisywano wyłącznie w kategoriach ilościowych (jako liczbę atomów w cząsteczkach).

Poprawną liczbę atomów w cząsteczkach pozwoliło określić odniesienie do sformułowanego w 1811 roku prawa Avogadra, na które pewien chemik i włoski patriota [12] zwrócił uwagę podczas międzynarodowego sympozjum w 1860 roku – roku zjednoczenia Włoch. Innym owocnym zapożyczeniem z fizyki było odkrycie przez Pasteura w 1848 roku, że substancje identyczne pod względem chemicznym mogą mieć różne cechy fizyczne, na przykład zdolność skręcania płaszczyzny światła spolaryzowanego. Dzięki temu odkryto między innymi, że cząsteczki mają postać trójwymiarową, a wybitny niemiecki chemik Friedrich August Kekulé (1829–1896) – w typowo wiktoriańskich okolicznościach podróży na górnym pokładzie londyńskiego omnibusu w 1865 roku – oczami wyobraźni zobaczył pierwszy złożony model struktury molekularnej, słynny pierścień benzenowy, zbudowany z sześciu atomów węgla powiązanych z atomami wodoru. Można powiedzieć, że „architektoniczny” („inżynierski”) model wzoru chemicznego zastąpił wcześniejszy model „księgowy” (C6H6), sprowadzający się do określania liczby atomów.

Być może jeszcze bardziej doniosłym osiągnięciem tego okresu było prawo okresowości pierwiastków, sformułowane w 1869 roku przez Dymitra Mendelejewa (1834–1907). Dzięki rozwikłaniu zagadnienia masy atomowej i wartościowości pierwiastków (liczba wiązań atomu danego pierwiastka z innymi atomami) teoria atomu, nieco zaniedbana po początkowym rozkwicie w pierwszych latach XIX wieku, ponownie nabrała znaczenia po 1860 roku, wynalazek spektroskopu (1859) umożliwił zaś odkrycie nowych pierwiastków. Ponadto lata 60. XIX wieku były dekadą rozwoju w zakresie normalizacji i miar. (Wtedy ustalono między innymi znane nam jednostki miar prądu elektrycznego: wolt, amper, wat i om). Podjęto tym samym próby zmiany klasyfikacji pierwiastków chemicznych na podstawie ich walencji i masy atomowej. Dokonania Mendelejewa i niemieckiego uczonego Lothara Meyera (1830–1895) opierały się na odkryciu, że właściwości pierwiastków zmieniają się okresowo w zależności od masy atomowej. Wybitność tego ujęcia polega na założeniu, że zgodnie z powyższą regułą niektóre miejsca w układzie okresowym wszystkich 92 pierwiastków pozostawały puste, dzięki czemu można było przewidywać właściwości pierwiastków jeszcze nieodkrytych. Tablica Mendelejewa początkowo miała być zwieńczeniem teorii atomu, ponieważ wytyczała granice zakresu właściwości zasadniczo odmiennych rodzajów materii. W rzeczywistości „pełną interpretację zyskała w nowym ujęciu materii, traktowanej nie jako złożona z niezmiennych atomów, ale ze względnie nietrwałych związków kilku podstawowych cząstek, które same podlegają zmianie i przeobrażeniom” [13]. Jednak w omawianym okresie odkrycie Mendelejewa, tak jak dokonania Clerka Maxwella, wyglądało na zamknięcie starej dyskusji, a nie otwarcie nowej.

W stosunku do fizyki biologia była znacznie zapóźniona, co w istotnej mierze wynikało z konserwatyzmu dwóch grup najbardziej zainteresowanych jej praktycznymi zastosowaniami: rolników i, przede wszystkim, lekarzy. Z dzisiejszej perspektywy za najwybitniejszego spośród wczesnych fizjologów można uznać Claude’a Bernarda, którego dzieło stworzyło podwaliny całej współczesnej fizjologii i biochemii i który był ponadto autorem jednej z najdoskonalszych w historii analiz procesów naukowych, zatytułowanej Introduction à l’étude de la médecine expérimentale (Wprowadzenie do medycyny eksperymentalnej; 1865). Choć jego odkrycia doceniono, zwłaszcza w ojczystej Francji, nie znalazły one szybkiego zastosowania, wskutek czego ówczesny wpływ Bernarda był mniejszy niż jego rodaka Ludwika Pasteura. Ten ostatni stał się, obok Darwina, bodaj najbardziej rozpoznawalnym uczonym połowy XIX wieku. Zanim Pasteur zajął się bakteriologią i został jej wybitnym prekursorem (obok niemieckiego lekarza powiatowego Roberta Kocha, 1843–1910), prowadził badania z zakresu chemii przemysłowej, a ściślej – nieznanych wcześniej przyczyn procesów fermentacji. Zarówno technika bakteriologiczna – użycie mikroskopów, preparatów, szkiełek itd. – jak i jej bezpośrednie zastosowanie w zwalczaniu chorób u zwierząt i ludzi ułatwiły dostęp do tej nowej dyscypliny i pomogły ją zrozumieć oraz wzbudziły nią żywe zainteresowanie. Dostępne były już wówczas techniki w rodzaju antyseptyki (szerzej stosowanej przez Josepha Listera, 1827–1912), „pasteryzacji” i inne metody ochrony produktów organicznych przed inwazją mikrobów oraz inokulacja, argumenty i wyniki były zaś na tyle oczywiste, że pozwalały przełamać nawet najgłębszą niechęć ze strony zawodowych lekarzy. Badania bakterii miały wzbogacić biologię o niezwykle przydatne podejście do zrozumienia istoty organizmów żywych, choć w tym okresie wyniki badań nie prowokowały jeszcze rozważań teoretycznych, które wykraczałyby poza konwencjonalną wiedzę naukową.

Najważniejsze i najbardziej spektakularne odkrycie w dziedzinie biologii miało jednak w tamtym czasie zaledwie marginalne znaczenie dla badań struktury fizycznej i chemicznej oraz mechanizmów życia.

Teoria ewolucji, której trzonem jest koncepcja doboru naturalnego, znacznie wykraczała poza granice biologii, i w tym też tkwi jej siła. Przypieczętowała ona triumf historii nad wszystkimi dyscyplinami nauki, choć w tym kontekście „historię” mylono wówczas z „postępem”.

Ponadto uwzględnienie człowieka w schemacie ewolucji biologicznej zniosło wyraźną linię podziału na nauki przyrodnicze i humanistyczne bądź społeczne. Od tej pory cały wszechświat, a przynajmniej cały Układ Słoneczny należało traktować jako proces nieustanej zmiany historycznej. Tak rozumianej historii podlegały Słońce i planety, a także – jak ustalili geolodzy – Ziemia [14]. W proces ten włączono również organizmy żywe, choć pytanie, czy życie wyewoluowało z materii nieożywionej, pozostawało bez odpowiedzi, a także – głównie z powodów ideologicznych – było skrajnie drażliwe. (Wielki Pasteur twierdził, że ten rodzaj ewolucji nie był możliwy). Darwin objął schematem ewolucyjnym nie tylko zwierzęta, ale i człowieka.

W połowie XIX wieku nauka miała trudność nie tyle z uznaniem historycznej perspektywy badania wszechświata – tę epoka powszechnie zauważanych i rozległych zmian dziejowych akurat była w stanie przyjąć bez problemu – ile z utożsamieniem tej perspektywy z jednolitymi, ciągłymi i niemającymi charakteru rewolucyjnego niezmiennymi prawami przyrody. W rozważaniach ówczesnych uczonych obecna była nieufność zarówno wobec rewolucji społecznych, jak i religijnego tradycjonalizmu – święte teksty religii zakładały zamianę nieciągłą („stworzenie”) oraz dopuszczały możliwość interwencji w regularność procesów naturalnych („cuda”). Nauka jawiła się jako zakorzeniona w koncepcjach jednolitości i niezmienności. Jej zasadniczym elementem był redukcjonizm. Jedynie rewolucyjnie nastawieni myśliciele, jak Marks, nie mieli problemu z wyobrażeniem sobie sytuacji, w których przysłowiowe 2 + 2 niekoniecznie równa się 4 lub nie tylko 4 [15]. Wielkim osiągnięciem geologów było wyjaśnienie (jeszcze przed opisywanym okresem), w jaki sposób siły obserwowane również obecnie, działając przez wystarczająco długi czas, zdołały stworzyć w przeszłości i wciąż stwarzają tak niezwykłą różnorodność form w świecie nieożywionym. Wielkim osiągnięciem teorii doboru naturalnego było wyjaśnienie jeszcze większej różnorodności gatunków żyjących, w tym człowieka. Sukces ten rodził, i wciąż rodzi, pokusę umniejszania roli całkiem odmiennych i nowych procesów leżących u podstaw zmian historycznych oraz chęć sprowadzania zmian społecznych do reguł ewolucji biologicznej. Myślenie takie miało ważne konsekwencje polityczne, a niekiedy propagowano je celowo („darwinizm społeczny”). Społeczeństwo, w którym żyli zachodni naukowcy – a wszyscy oni należeli do świata Zachodu, również ci usytuowani na jego peryferiach, jak Rosjanie – było połączeniem stabilności i zmiany, tak jak ich teorie ewolucji.

Niemniej jednak teorie te miały radykalny, a właściwie traumatyczny charakter, ponieważ ich twórcy jako pierwsi rozmyślnie i czynnie rzucili wyzwanie siłom tradycji, konserwatyzmu, a w szczególności religii, unieważniając dotychczasowy szczególny status człowieka. Zaciekły opór wobec ewolucji miał podstawy ideologiczne. Jakże człowiek, stworzony na podobieństwo Boga, miałby być zaledwie zmodyfikowaną wersją małpy? Mając wybór między małpami człekokształtnymi a aniołami, przeciwnicy Darwina wybierali anioły. Siła ich sprzeciwu świadczy o zakorzenieniu tradycjonalizmu i zinstytucjonalizowanej religijności nawet wśród najbardziej wyzwolonych i wykształconych grup w zachodnich społeczeństwach, dyskusja bowiem toczyła się głównie w gronie osób najbardziej oświeconych. Jednak równie, a może nawet bardziej uderzająca jest gotowość ewolucjonistów do podjęcia publicznej polemiki z tradycjonalistami, jak również względnie szybkie zwycięstwo tych pierwszych. Już w pierwszej połowie stulecia było wielu ewolucjonistów, chociaż będący zwolennikami ewolucji biolodzy wykazywali się ostrożnością, wręcz osobistymi obawami. Nawet Darwin powstrzymywał się z ujawnieniem swoich poglądów.

Sukces ewolucjonistów nie wynikał z tego, że dowody na pochodzenie człowieka od zwierząt stały się zbyt przytłaczające, aby można je było obalić, aczkolwiek tak się złożyło, że w latach 50. XIX wieku szybko ich przybywało. Przypominająca małpią czaszka człowieka neandertalskiego (znaleziona w 1856 roku ) była dowodem nie do podważenia. Jednak wystarczająco silne dowody istniały już przed 1848 rokiem. Powodzenie teorii ewolucji wynikało ze szczęśliwego zbiegu okoliczności, na który złożyły się szybki wzrost znaczenia liberalnie i „postępowo” zorientowanej burżuazji oraz brak rewolucji. Wyzwanie rzucone tradycjonalizmowi było coraz silniejsze, jednak nie oznaczało już groźby przewrotu społecznego. Za przykład tego połączenia może posłużyć sam Darwin. Jako przedstawiciel burżuazji, związany z umiarkowanie liberalną lewicą, a od lat 50. (ale nie wcześniej) bezsprzecznie gotów zmierzyć się z obozem konserwatywno-religijnym, uprzejmie odrzucił złożoną mu przez Karola Marksa propozycję zadedykowania mu drugiego tomu Kapitału. Ostatecznie nie był rewolucjonistą.

Losy darwinizmu zależały zatem nie tyle od zdolności przekonania opinii publicznej do treści dzieła O powstawaniu gatunków, ile od sytuacji polityczno-ideologicznej w danym czasie i w konkretnym kraju. Oczywiście za teorią Darwina szybko opowiedzieli się radykalni lewicowcy, którzy w istocie od dawna tworzyli liczną grupę zwolenników ewolucji. Alfred Russel Wallace (1823–1913), który ogłosił teorię doboru naturalnego niezależnie od Darwina [16]i stał się równie sławny, wywodził się z owej tradycji nauki rzemieślniczej i radykalizmu, która odegrała tak ważną rolę w pierwszych dekadach XIX wieku i odnalazła pokrewieństwo z „historią naturalną”. Wallace’a ukształtowało środowisko czartystów i owenowskie „domy nauki”, był człowiekiem radykalnej lewicy i w późnych latach życia powrócił do walki o nacjonalizację ziemi, a nawet o socjalizm, pozostając jednocześnie wierny innym poglądom charakterystycznym dla plebejskiej ideologii sprzeciwu – frenologii i spirytyzmowi (zob. s. 319). Marks natychmiast uznał, że praca O powstawaniu gatunków „zawiera dotyczące historii naturalnej podstawy naszych poglądów” [17], socjaldemokracja zaś stała się silnie – a w wydaniu niektórych uczniów Marksa, na przykład Kautskiego, nadmiernie – darwinistyczna.

To ewidentne powinowactwo socjalistów z darwinizmem biologicznym nie przeszkodziło dynamicznej i postępowo-liberalnej klasie średniej powitać tej teorii z podobnym entuzjazmem, a nawet stać się jej orędowniczką. Darwinizm szybko odniósł zwycięstwo w Anglii oraz w pełnej optymizmu liberalnej atmosferze Niemiec w dekadzie zjednoczenia. We Francji, gdzie klasa średnia preferowała stabilność Cesarstwa Napoleona III, zaś lewicowi intelektualiści nie czuli potrzeby hołdowania ideom pochodzącym z zagranicy, a więc postrzeganym jako zacofane, darwinizm zaczął święcić triumfy dopiero po zakończeniu epoki cesarstwa i po upadku Komuny Paryskiej. We Włoszech zwolennicy teorii ewolucji bardziej obawiali się jej implikacji społeczno-rewolucyjnych niż gromów papieskich, niemniej byli dość pewni swojego stanowiska. W Stanach Zjednoczonych darwinizm nie tylko odniósł oszałamiający sukces, ale bardzo szybko uczyniono z niego ideologię agresywnego kapitalizmu. Z kolei opozycja wobec Darwinowskiej koncepcji ewolucji, nawet wśród naukowców, skupiała się w kręgach konserwatystów społecznych.

Jest to fragment książki Erica HobsbawmaWiek kapitału 1848–1875” (przeł. Marcin Starnawski), Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2015.

W historii współczesnej Europy lata 1848–1875, okres opisywany przez Erica Hobsbawma w Wieku kapitału, drugiej części jego wszechogarniającej historycznej tetralogii, były niczym oko cyklonu – spokojne trzydziestolecie odgraniczone z jednej strony przez socjalistyczną rewolucję, której koniec przypadł na rok 1848, a z drugiej przez nadchodzącą rzeź. Ten czas był także złotą epoką dla burżuazji i rodzącego się kapitalizmu. Hobsbawm z wielką uwagą śledzi wszystko to, co było jej katalizatorem: odkrycia geograficzne i kolonizacja, abolicja, liberalizacja gospodarek, rozwój technologiczny, masowe kształcenie inżynierów, a także pojawienie się protestanckiej etyki pracy. Mistrzowski przegląd drugiej połowy XIX wieku bazujący na bogactwie materiałów i ich głębokim zrozumieniu.

Eric Hobsbawm (1917–2012) – brytyjski historyk austriackiego pochodzenia, członek Akademii Brytyjskiej, długoletni wykładowca Birkbeck College na Uniwersytecie Londyńskim. Wybitny badacz historii nowoczesnej, zwłaszcza XIX i XX wieku, teoretyk nacjonalizmu (autor pojęcia „wynalezionych tradycji”), historyk idei. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazały się Wiek rewolucji. 1789-1848 (2014) oraz Jak zmienić świat. Marks i marksizm 1840–2011 (2013).

PRZYPISY:

[1] More Letters of Charles Darwin, Vol. 2, Francis Darwin, Albert Charles Seward (eds.), D. Appleton and Co., New York 1903, s. 34.

[2] Cyt. za: Rolf Engelsing, Zur politischen Bildung…, dz. cyt., s. 361.

[3] „Anthropological Review” 1866, Vol. 4, s. 115.

[4] Pierre Benaerts et. al., Nationalité et nationalisme, Presses Universitaires de France, Paris 1968, s. 623.

[5] Karol Marks, Kapitał, t. 1, Posłowie do wydania drugiego, Książka i Wiedza, Warszawa 1951, s. 16.

[6] Autor ironicznie nawiązuje do karykatur Darwina, które licznie powstawały po ukazaniu się pracy O powstawaniu gatunków [przyp. tłum.].

[7] Doktor Sigurd Zienau przypomniał mi, że „nie ma takiego elektrycznego urządzenia pomiarowego z epoki przedelektronicznej, używanego w telegrafii, nastawniach kolejowych, urzędach pocztowych, a także przez firmy energetyczne, które nie zawdzięczałoby czegoś odkryciom Thomsona”.

[8] Do lat 90. XIX wieku model teleskopu Josepha von Fraunhofera (1787–1826) był prototypem wielkich refraktorów, instalowanych wówczas w obserwatoriach amerykańskich. Astronomia brytyjska pozostawała w tyle za europejską pod względem jakościowym, ale nadrabiała to przez długi czas rekordową liczbą obserwacji. „Greenwich można porównać ze starą firmą o utrwalonej rutynie i nienaruszonej reputacji, a także mającej stałą klientelę, czyli cały sektor żeglugi na świecie” (Sigurd Zienau).

[9] Zob. pracę Electromagnetic Theory (Teoria elektromagnetyczna) Juliusa Strattona z MIT. Doktor Sigurd Zienau, któremu zawdzięczam ogromnie dużo uwag na temat nauk przyrodniczych, twierdzi, że teoria ta powstała w samą porę w kontekście anglosaskich prac wojennych nad technologią radarową.

[10] John Desmond Bernal, Science in History, Vol. 2, Watts, London 1969, s. 568.

[11] Tamże.

[12] Stanislao Cannizzaro (1826–1910), który na podstawie wcześniejszych koncepcji Avogadra opracował metodę wyznaczania mas atomowych i cząsteczkowych [przyp. red.].

[13] Źródło cytatu nieznane [przyp. tłum.].

[14] Zob.: Eric Hobsbawm, Wiek rewolucji…, dz. cyt., rozdział 15: Nauka.

[15] Kwestia ta, pojawiająca się w matematycznych dyskusjach na temat nieskończoności, była tak szokująca, ponieważ reguły arytmetyczne przestały dawać oczekiwane wyniki.

[16] W 1858 roku, czyli na rok przed opublikowaniem pracy Darwina O powstawaniu gatunków [przyp. tłum.].

[17] List Marksa do Engelsa z 19 grudnia 1860, [w:] Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła, t. 30, Książka i Wiedza, Warszawa 1974, s. 158.

**Dziennik Opinii nr 165/2015 (949)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij