Mam trzy zarzuty do linii realizowanej przez Mateusza Kijowskiego.
Do Mateusza Kijowskiego
Radykalizacja konfliktu w Polsce wymusza po obu stronach zachowania konformistyczne. Nie krytykuje się tych, którym sprzyjamy, z obawy, że to ich osłabi. Konformizm jest częścią (a nawet warunkiem) życia społecznego. W nadmiarze szkodzi, bo oślepia. PiS wydaje się dziś oślepione władzą i właśnie konformizmem swojego środowiska. Druga strona nie może sobie pozwolić na to samo. Zasadą demokracji liberalnej, której broni KOD, jest pluralizm gwarantowany przez dyskusję i zdolność do krytycznego myślenia. Nie możemy być jak Wiadomości TVP, z których widz nie dowie się o strajku w Centrum Zdrowia Dziecka i zaginięciu ministra zdrowia.
Będąc zwolennikiem KOD-u i demonstracji, w których uczestniczę, pragnę wyrazić poważne wątpliwości co do ostatnich posunięć organizacji i jej lidera. Wciąż ufam tej strukturze, uważając, że jest najlepszym sposobem na powstrzymanie szkodliwych posunięć władzy. Dobrze też wiem o tym, że każdą inicjatywę można zarzucić wątpliwościami, zniszczyć konfliktami i za byle potknięcie obrazić się na śmierć. Między milczeniem a niszczeniem jest jednak przepaść, w której możemy się sensownie odnaleźć i szczerze porozmawiać. Mam trzy zarzuty do linii realizowanej przez Mateusza Kijowskiego.
***
To prawda, że partie polityczne były obecne od początku demonstracji i marszów KOD-u, i nic w tym złego. Z czasem jednak politycy z gości stali się współorganizatorami i zapraszającymi. To też jeszcze nie oznacza, że KOD zamienia się w partię albo wchodzi w jakieś gry partyjne. A dlaczego nie powinien wchodzić? Bo powstał nie po to, żeby pokonać Prawo i Sprawiedliwość jako partię (albo jakąkolwiek inną), ale by powstrzymać jako siłę zagrażającą ustrojowi państwa. Ruch społeczny między innymi tym się różni od partii, że nie zabiega tak silnie o swój interes. Potrafi przyciągnąć członków wielu partii i tych, którzy partie odrzucają.
Na jednej z demonstracji lider KOD-u wystąpił razem z przywódcami największych ugrupowań i wspólnie ogłosili powstanie koalicji Wolność, Równość, Demokracja. Media dowiedziały się, że przywódcy spotkali się kilka dni wcześniej i uzgodnili tę zaskakującą inicjatywę. Na scenie Ryszard Petru zapowiedział wspólne listy w wyborach. Grzegorz Schetyna odpowiedział zdziwieniem. Kilka dni później największa partia opozycyjna ogłosiła, że do koalicji nie wchodzi. KOD został sam z Nowoczesną i mniej widocznymi (licznymi) podmiotami. Mateusz Kijowski zareagował skrytykowaniem PO. Zamiast platformą porozumienia – co za cel stawiał koalicji Kijowski – stała się platformą konfliktu.
Jeśli już lider KOD-u uwierzył, że można być jednocześnie ponadpartyjnym i wchodzić w koalicje partyjne, to mógłby przynajmniej ogłaszać tylko inicjatywy przygotowane i pewne. Koalicja, która powstaje w czwartek, ogłaszana jest w weekend, a w poniedziałek jej dwóch najważniejszych polityków się kłóci i po tygodniu jej nie ma – to nie wygląda poważnie. Czy nie lepiej trzymać dystans do życia partyjnego, co dotąd skuteczniej wymuszało na partiach współpracę? Sam pisałem o tym, że koalicja byłaby doskonałym pomysłem na pokonanie Kaczyńskiego, ale tylko wtedy, gdyby KOD i Kijowski trzymali się na zewnątrz, nie wdawali w kłótnie z partiami i ogłaszali porozumienia dokładnie uzgodnione.
***
Chwilę po sporze z PO Kijowski udziela Agnieszce Kublik wywiadu, w którym jakby potwierdzał, że żegna się z czytelnym i nieustępliwym stanowiskiem KOD-u. Mówi tak: „Sytuacja nie jest prosta i trzeba szukać mało eleganckich rozwiązań. Idziemy przez błoto i buty muszą się pobrudzić, żeby wrócić na czystą ścieżkę prawa”. Co to znaczy? Przecież dotąd KOD trzymał się czystego i eleganckiego stanowiska Komisji Weneckiej, która nie wymaga od nas „pójścia brudną drogą, żeby wrócić na czystą ścieżkę prawa”. Słowa Kijowskiego korespondują z fruwającymi w powietrzu pomysłami na „kompromis” w sprawie Trybunału. Problem polega na tym, że z wyłączeniem jednego rozwiązania, wszystkie inne są sprzeczne z orzeczeniami TK. Ten wyjątek (który opisała Ewa Siedlecka w poniedziałkowej „Wyborczej”) to zaprzysiężenie przez prezydenta trzech wybranych przez poprzedni Sejm sędziów, opublikowanie wyroków Trybunału i dopuszczanie do orzekania wybranych przez PiS trzech sędziów sukcesywnie na zwalniające się miejsca.
Ale to jest de facto to samo, co stanowisko Komisji Weneckiej, i nie ma tu niczego brudnego ani mało eleganckiego. Czy Kijowski zapowiada zejście z dotychczasowej linii?
***
Nowa retoryka Kijowskiego może się wiązać z bardzo niebezpiecznym pomysłem pisania nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, co także zapowiedziała Nowoczesna. To by faktycznie oznaczało, że KOD i Nowoczesna zgadzają się przynajmniej częściowo z PiS, że coś było nie tak z dotychczasowym funkcjonowaniem Trybunału. Tymczasem napisanie nowej ustawy wymagałoby zmian w konstytucji, chyba że jeszcze bardziej zgadzamy się z PiS i uważamy, że to prawo znowelizować można zwykłą większością, tak jak zrobił obóz władzy. Ale w takim razie po co były te marsze i demonstracje? I co to za polityka? Do zmieniania konstytucji KOD zabiera się z zerową liczbą posłów, a Nowoczesna z 27? Nawet rządząca partia ma do tego za mało posłów.
Niestety w mediach do pomysłu pisania nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym dopisuje się także Fransa Timmermansa i Komisję Europejską. Wyjaśnijmy to wreszcie. Komisja Wenecka – od której uzależnia swoje postępowanie zarówno Bruksela, jak i Waszyngton – w artykułach 140. i 141. owszem pisze, jak mogłoby wyglądać inne prawo o Trybunale Konstytucyjnym, ale wyraźnie zaznacza, że wymagałoby to zmian w konstytucji, a przede wszystkim podkreśla: „To zdecydowanie nie jest dobry moment, w obecnych okolicznościach, aby omawiać reformę konstytucji i ewentualne nowelizacje”. Po co więc zabiera się do tego KOD?
Na demonstrację 4 czerwca wybieram się dlatego, że kłótnie partyjne, zmienianie konstytucji i brudne kompromisy to jest to, przed czym KOD obiecał nas chronić.
Tekst ukazał się z „Gazecie Wyborczej” 4 czerwca. Odpowiedź Mateusza Kijowskiego można przeczytać tutaj.
**Dziennik Opinii nr 155/2016 (1305)