Prywatyzacja demokracji, reprywatyzacja Warszawy i endecka polityczność
Zapisz się na newsletter
Artykuły warte czytania i dające do myślenia mieszają się na naszych newsfeedach z memami i fake newsami. Łatwo się w tym szumie pogubić, a trudno czytać autorów i autorki, których nastawiony na maksymalizację zysku z reklam algorytm zamknął poza granicą naszej bańki informacyjnej. W „Przeglądzie tygodnia” proponuję zestaw tekstów, które z jakiegoś powodu szkoda byłoby przegapić.
Zostaw swój email, a w każdy piątek znajdziesz „Przegląd Tygodnia” w swojej skrzynce:
I. Prywatyzacja demokracji
Dwa ciekawe teksty w „Guardianie”. George Monbiot tropi finansowe powiązania miedzy biznesem a polityką a Claire Provost analizuje hossę na światowym rynku usług ochroniarskich. Monbiot opisuje trzy płaszczyzny wpływu na politykę: otwarte i legalne finansowanie partii politycznych przez duży kapitał, finansowanie nielegalne i niejawne (choć raz za razem wychodzące na światło dzienne) oraz tzw. astroturfing, czyli „sianie sztucznej trawy”. To ostatnie polega na finansowaniu pozornie oddolnych inicjatyw obywatelskich i iluzorycznie niezależnych think-tanków, które zapewniają medialne poparcie dla rozwiązań korzystnych z punktu widzenia biznesu. Uzależnione od prywatnego finansowania partie prowadzą więc politykę sprzyjającą swoim sponsorom w atmosferze powszechnego poparcia społeczeństwa obywatelskiego i „ekspertów”.
Czytając Monbiota można odnieść wrażenie, że nieformalne związki między pieniędzmi a polityką to coś nowego. Tymczasem, jak pokazuje choćby Howard Zinn w Ludowej Historii Stanów Zjednoczonych czy Immanuel Wallerstein w kilkutomowej historii gospodarki światowej, tego rodzaju mechanizmy są stare jak sama demokracja. W pewnym sensie dychotomia państwo vs rynek jest w kapitalizmie fałszywa. Instytucje państwa narodowego są w dużym stopniu służebne wobec narodowego kapitału, który z kolei wspiera państwo w konkurencji o miejsce w światowej hierarchii gospodarczej. Interesy obywateli i obywatelek w tym układzie są z zasady drugorzędne.Skok na kasę, który obserwujemy obecnie w Polsce (wspomnijmy choćby ekscesy w Ministerstwie Środowiska, walkę o zyski z polskiego „czarnego złota” czy ustawę ograniczającą konkurencję wśród aptekarzy) nie jest niczym wyjątkowym. Polska demokracja może jest na tyle młoda i cnotliwa, że politycy chodzą w niej do łóżka z biznesem dopiero po wyborach. A może – z braku wiedzy czy nadmiaru naiwności – to tylko mi się tak wydaje. Z całą pewnością jednak również w Polsce brak nam przejrzystych standardów działania w trzecim sektorze, przez co trudno jest odróżnić rzetelną ekspercką pracę od contentu wyprodukowanego na zlecenie.
czytaj także
Natomiast Claire Provost przeanalizowała sytuację na wartym 180 miliardów dolarów (a więc więcej niż budżet Polski czy wartość światowych wydatków na walkę z biedą) rynku usług ochroniarskich. W prywatnej ochronie pracuje dziś około 20 milionów ludzi, w dziesiątkach państw liczba ochroniarzy znacznie przekracza liczebność publicznych służb policyjnych, a rynek ten wciąż rośnie w tempie przekraczającym wzrost globalnego PKB. Podobnie jak w przypadku tekstu Monbiota, i tu trzeba zauważyć, że istnienie przemocy najemnej nie jest fenomenem nowym. Zarazem jednak tekst nie tylko prowokuje do pytań o sensowność klasycznego rozumienia państwa jako posiadacza monopolu na przemoc, ale i osadza tę dyskusję na gruncie twardych danych.
II. Reprywatyzacja Warszawy
Onet opublikował ciekawy wywiad z Beatą Siemieniako, prawniczką i aktywistką zajmującą się reprywatyzacją. Siemieniako tłumaczy w nim dlaczego często lokatorzy, którzy najbardziej potrzebują wsparcia, nie ubiegają się o nie wcale oraz dlaczego nawet zabójstwo Jolanty Brzeskiej nie spowodowało zmiany w debacie o polityce reprywatyzacyjnej. Siemieniako argumentuje, że to rozwinięty w latach 90. kult indywidualizmu i prawa własności spowodował, że lokatorzy i lokatorki z reprywatyzowanych kamienic są obwiniani za swoje kłopoty (przecież, gdyby tylko im wystarczająco zależało, żyliby już dawno w mieszkaniu własnościowym), a „afera” wybuchła dopiero wtedy, kiedy na jaw wyszły reprywatyzacyjne przekręty. Prawo i Sprawiedliwość jako pierwsze dostrzegło trudną sytuację dziesiątek tysięcy lokatorek i lokatorów i zrobiło kilka rozsądnych kroków w kierunku ich ochrony, jednak PiS także skupia się na „aferalnym” wątku reprywatyzacji. Tymczasem Siemieniako pokazuje, że handel roszczeniami ma miejsce w zaledwie jednej dziesiątej spraw reprywatyzacyjnych. Jedynym kompleksowych rozwiązaniem problemu może być więc nie wyłapanie skorumpowanych urzędników i aferzystów a zmiana prawa.
III. Endecka polityczność
W cyklu „spoza bańki”, polecam zwrócić uwagę na Tezy o wojnie polsko-polskiej i jej wygaszeniu Rafała Ziemkiewicza. Endecki publicysta stawia diagnozę polskiej polityce i zarazem proponuje rozwiązanie. Problem polega według niego na zastąpieniu politycznego, merytorycznego, sporu przez plemienną, tożsamościową wojnę narodników z zapadnikami, PiSowców z Platformersami, prawdziwych patriotów z europejskimi demokratami. Obu stronom nie chodzi już o to, jak ma wyglądać Polska, a o to, by odsunąć wroga od władzy. Najlepiej raz na zawsze. Zarazem obu największym partiom zależy na podgrzewaniu emocji i podtrzymywaniu wojny polsko-polskiej, ponieważ pozwala im to mobilizować elektorat i wymieniać się władzą w systemie de facto dwupartyjnym. Ziemkiewicz widzi jednak, że coraz więcej Polaków zaczyna „wyczuwać fałsz i nonsens tak prowadzonej polityki” i będzie szukać alternatywy. Gdzie? W skupionej wokół Pawła Kukiza nowej (hipotetycznej) formacji „PIWONIA” (Prawica, Wolnościowcy, Narodowcy i Antysystemowcy) – która miałaby szansę zyskać kilkanaście procent w następnych wyborach parlamentarnych i stać się języczkiem u wagi polskiej polityki.
Mam szczerą nadzieję, że żadnych piwonii ani innych nacjonalistycznych kwiatków w kolejnym sejmie nie zobaczymy. Dzisiaj jednak chciałbym zwrócić uwagę na to, jak bardzo analiza Ziemkiewicza pokrywa się z diagnozą stawianą przez lata na lewicy. Przy czym sądzę, że w większym stopniu świadczy to o anemiczności lewicowej krytyki niż o celności prawicowego publicysty. Krytyka Polityczna właściwie od powstania załamuje ręce nad „post-polityką” i wzywa do „polityczności”. Po lekturze Ziemkiewicza jest dla mnie ewidentne, że już czas rzadziej odmieniać „Polityczność” Chantal Mouffe przez przypadki, a częściej szukać lewicowej polityki zdolnej sprostać piętrzącym się przed nami wyzwaniom.
IV. Najczęściej czytane na KrytykaPolityczna.pl
1.
czytaj także
2.
czytaj także
3.
Sutowski: Elity nie są w stanie przekroczyć własnych horyzontów
czytaj także
4.
czytaj także
5.