Oddanie usług medycznych w krajach rozwijających się w ręce prywatnego sektora skutkuje między innymi więzieniem zadłużonych pacjentów, w tym dzieci, w szpitalach. A nierzadko skazuje na śmierć. Jeśli zlikwidujemy Narodowy Fundusz Zdrowia, tak jak chce tego Konfederacja, możemy spodziewać się podobnego scenariusza. Nadal pewni, że Mentzen to ekonomiczny wizjoner?
Neoliberalny bełkot posłów Konfederacji znów krztusi się frazesem, że każdy jest kowalem swojego losu. Aby jednak kuć żelazo, trzeba mieć zdrowie. Jeśli traktować je tak jak partia Sławomira Mentzena, okaże się, że stanowi ono wartość dostępną wyłącznie dla najzamożniejszych szczęściarzy w sile wieku i o nadludzkich zdolnościach. Takich, którzy nigdy nie złamią nogi, nie zachorują na nowotwór ani się nie zestarzeją. Dla wszystkich pozostałych, nieurodzonych w czepku niezniszczalności Areczków, są długi, cierpienie i śmierć, bo tym kończy się prywatyzacja sektora medycznego.
Ekonomiczni wolnościowcy (a raczej: krótkowzroczni ignoranci) proponują, by Narodowy Fundusz Zdrowia zastąpić czymś, co nazywają bonem zdrowotnym. Każdy obywatel miałby do wykorzystania w dowolnej, wybranej przez siebie placówce zawrotną sumę w wysokości 4340 zł. Wszystkie schorzenia, których leczenie wymaga wyłożenia większych środków, trzeba byłoby opłacać z własnej kieszeni i zainwestować w ubezpieczenia. Poseł Konfederacji Konrad Berkowicz przekonuje, że skoro opłacamy polisy mieszkaniowe, to możemy też zdrowotne. W końcu – jak podkreślił polityk na antenie Polsatu – od państwa nie oczekujemy, że odbuduje nam dom w razie pożaru.
czytaj także
Logika absolwenta Akademii Chłopskiego Rozumu, który kształcił wszystkich członków i zwolenników Konfederacji, zasadza się więc na prostej konstatacji, że zdrowie to indywidualna sprawa, a NFZ to złodziej, który nie dość, że zabiera pieniądze z podatków, to jeszcze nie działa na tyle dobrze, by wykluczyć konieczność korzystania z komercyjnych usług medycznych oraz zbierania pieniędzy na przykład na internetowych zbiórkach publicznych. Berkowicz zamiast naprawienia systemu ochrony zdrowia, którego niesprawność wynika głównie z niedofinansowania, proponuje ją pogłębić, używając – niespodzianka – argumentum ad jezukomunizmum. I to mimo że w Polsce od lat mamy do czynienia z pełzającą prywatyzacją tego obszaru.
To już nie zabawa na piwie z Mentzenem
14 proc. społeczeństwa, które deklaruje poparcie dla Konfederacji, kupuje ten pomysł, krytykowany nawet przez obecnego ministra zdrowia. Nie wierzę, że muszę zgodzić się z politykiem Zjednoczonej Prawicy, mającej życie Polek i Polaków za nic. Ale tak, Andrzej Niedzielski, wprawdzie ekonomista, a nie lekarz, słusznie uznał wynurzenia konfederaty za dyskryminujące m.in. osoby chorujące onkologicznie czy dzieci z chorobami rzadkimi. „To już nie zabawa na piwie ze Sławomirem Mentzenem, ale poważne zagrożenie dla polskich pacjentów” – napisał szef resortu zdrowia na swoim Twitterze.
Już wiemy, że @KONFEDERACJA_ wyklucza leczenie chorób onkologicznych – średni koszt na jednego z 2,21 mln pacjentów to 7,1 tys zł rocznie. A dzieci z chorobami rzadkimi-mają same płacić? To już nie zabawa na piwie ze @SlawomirMentzen ale poważne zagrożenie dla polskich pacjentów https://t.co/plaWOaGevx
— Adam Niedzielski (@a_niedzielski) June 27, 2023
Konfederacja jednak – jak wskazuje na naszych łamach analityk Polityki Insight, Kastor Kużelewski – w czasach katastrof i kryzysów chce uchodzić za partię zabawy. Pomysły tego ugrupowania brzmią jeszcze groźniej, gdy zestawi się je nie tylko z tym, co ma nadejść, ale również z doświadczeniami, z których dopiero co się otrząsamy. Przykład? Pandemia koronawirusa najdobitniej pokazała, co się dzieje, gdy usługi publiczne nie funkcjonują właściwie albo wcale. Pisałam o tym w chwili, gdy posiadacze luxmedowskich pakietów musieli – tak jak reszta społeczeństwa – prosić o leczenie państwowe szpitale, bo prywatne kliniki były zajęte mnożeniem zysków ze sprzedawanych po absurdalnie zawyżonych cenach testów wykrywających wirusa.
„W kryzysie wolny rynek nie działa, a posiadanie sprawnych usług publicznych jest jedynym skutecznym planem ratunkowym dla społeczeństwa. To moment, w którym sektor prywatny powinien udowodnić swoją przydatność, skoro tak często słyszeliśmy ze strony jego zwolenników, że ma niepodważalną rację bytu i jest nieodzownym elementem systemu całej opieki zdrowotnej w Polsce” – mówił mi wtedy senator, lekarz i dyrektor jednego z częstochowskich szpitali, Wojciech Konieczny.
O tym, jak wielkim zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa jest komercjalizacja medycyny, można się przekonać, czytając raport z najnowszego śledztwa przeprowadzonego przez Oxfam. Organizacja, która konsekwentnie obnaża patologie kapitalizmu i antyhumanitaryzm bogaczy, zbadała system wsparcia zdrowotnego dla krajów rozwijających się i udowodniła, że budowanie prywatnych szpitali przez bogate państwa m.in. w Afryce czy Azji nie ma nic wspólnego z pomocą. To masowe skazywanie najbiedniejszych społeczności świata na cierpienie i śmierć. A wszystko to – jak wskazują autorzy publikacji – ze środków przeznaczonych na walkę z ubóstwem i osiąganie celów rozwoju.
czytaj także
W publikacji zatytułowanej Sick development czytam, że tak zwane instytucje finansowania i banki rozwoju (z ang. development finance institutions, DFI), należące do rządów europejskich i Banku Centralnego, wydają setki milionów dolarów na budowę na globalnym Południu drogich, nastawionych na zysk szpitali, które blokują pacjentom dostęp do opieki, doprowadzają ich do bankructwa albo pozbawiają wolności, gdy leczących się osób nie stać na opłacenie rachunków za usługi medyczne. Mentzen i Berkowicz powiedzieliby pewnie, że chorzy są sami sobie winni. Skoro nie mają kasy na szpital, lepiej, by po prostu przestali chorować. Proste.
Oddział intensywnej terapii dla tego, kto da więcej
W raporcie Oxfamu opisano historię kobiety, której matka leczyła się w szpitalu w Nairobi i tam zmarła. Córka nie może odebrać i pochować ciała, bo zalega z opłatami za świadczone przez placówkę usługi. W tym samym miejscu przetrzymuje się nie tylko zmarłych, ale i żyjących pacjentów, w tym noworodki i kilkuletnie dzieci, do czasu uregulowania przez ich krewnych rachunków. W trakcie pandemii koronawirusa placówki prywatnych świadczeniodawców opieki zdrowotnej, finansowane przez Bank Światowy oraz niemieckie, francuskie, brytyjskie i unijne DFI, odmawiały chorym wstępu albo sprzedawały łóżka na oddziałach intensywnej terapii po zawrotnych cenach i wedle zasady „kto da więcej”.
W Indiach, a konkretniej w sieci szpitali Narayana Health oraz CARE, odmówiono pacjentom użycia karty rządowego ubezpieczenia zdrowotnego, zmuszając ich do płacenia za pomoc medyczną, co dla respondentów badania przeprowadzonego przez Oxfam skończyło się utonięciem w długach, bo do innych placówek nie mieli dostępu. W przypadku cytowanej w Sick Development Evy choroba jej matki wygenerowała koszty w wysokości sumy, jaką Eva i jej ojciec byli w stanie zarobić wspólnie przez siedem lat. „Opłaty pobierane od pacjentów, którzy szukali opieki w [wskazanych wyżej – przyp. aut.] szpitalach, były równe płacy generowanej przez przeciętnego pracownika w Indiach w ciągu trzech i pół miesiąca do 14 lat” – wskazuje Oxfam i wylicza kolejne przerażające praktyki. CARE odmówiło na przykład leczenia ciężko rannego chłopca, uzasadniając to faktem, że tzw. nagłe wypadki wymagają dodatkowych opłat. Dokładnie 1200 dolarów – to kwota całkowicie poza zasięgiem przeciętnej rodziny.
czytaj także
Nigeria z uwagi na bardzo ograniczoną dostępność bezpłatnej ochrony zdrowotnej ma jeden z najwyższych na świecie wskaźników śmiertelności matek. W funkcjonujących tam w ramach programów wsparcia od zamożnej północy placówkach poród to wydatek wysokości dziewięciomiesięcznego dochodu 50 proc. najuboższych Nigeryjczyków. Na „luksusowy” zabieg cesarskiego cięcia każdy z 10 proc. najuboższych obywateli musiałby odkładać wszystkie swoje zarobki przez 24 lata. Do tych wysoce nieetycznych i obrzydliwie chciwych działań Oxfam dodaje także zidentyfikowane w wielu placówkach stawianie fałszywych diagnoz w celu wystawienia wyższych rachunków za badania, zabiegi, operacje i inne procedury medyczne, słabe zapobieganie handlowi narządami przez personel medyczny czy zawyżanie cen leków. Słowem: prywatny sektor dzięki publicznym pieniądzom łamie prawa człowieka i doprowadza setki ludzi do śmierci.
Pomoc owszem, ale prywaciarzom
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę problem z kontrolowaniem inwestorów i korporacji zajmujących się komercyjną pomocą medyczną przez instytucje publiczne. Śledzenie powierzonych im środków okazuje się nie lada wyzwaniem dla każdego zewnętrznego podmiotu. Oxfam też napotkał sporo przeszkód na drodze do pozyskania danych.
Ale na efekty pracy organizacji warto było czekać, bo dowiadujemy się z nich, że aż 56 proc. pieniędzy z inwestycji w opiekę zdrowotną dokonanych przez europejskie instytucje finansowania rozwoju w krajach globalnego Południa w latach 2010–2022 trafiło do prywatnych firm. Z kolei co najmniej 81 proc. namierzonych przez Oxfam europejskich inwestycji w tym zakresie „dokonano za pośrednictwem złożonej, nieodpowiedzialnej i często niewidocznej sieci DFI”, która nie płaci podatków, rejestrując się w rajach podatkowych.
„Połowa światowej populacji nie może uzyskać podstawowej opieki zdrowotnej. Co sekundę sześćdziesiąt osób pogrąża się w ubóstwie z powodu rachunków za usługi medyczne. Kraje darczyńcy i banki rozwoju od dawna obiecują, że mogą obniżyć koszty opieki zdrowotnej dla osób żyjących w ubóstwie, inwestując pieniądze podatników w sektor prywatny. Jednak zamiast tego koszty gwałtownie rosną i powodują szkody” – powiedziała Anna Marriott, szefowa polityki zdrowotnej w Oxfam, podkreślając, że niefrasobliwość rządów, które nie patrzą na ręce prywaciarzom – superbogatym inwestorom i właścicielom korporacji medycznych – skutkuje pogłębieniem nierówności, biedy, rozprzestrzeniania się chorób, dyskryminacji i okrucieństwa wobec ogromnej części ludzkiej populacji.
Myślicie, że takie rzeczy zdarzają się tylko w krajach, które znajdują się daleko od Polski i zachodniego świata? Spójrzcie na Stany Zjednoczone, w których brak wsparcia państwa skazuje zadłużonych pacjentów na bezdomność. Tego samego chce dla was Konfederacja. Nadal przekonani, że ma doskonały program gospodarczy, zdolny zbawić „wiecznie okradanego przez system” podatnika? Owszem, jeśli ten zwolniony z płacenia danin obywatel lub obywatelka dysponują supermocą niechorowania i wiecznej młodości. Nie wiem jak wy, ale ja takie rzeczy widziałam jedynie w filmach.