Wygląda na to, że kibice skandujący na Jasnej Górze o czerwonej hołocie trafnie zinterpretowali tradycję i bardzo dobrze widzą, do czego są przywiązani.

Wygląda na to, że kibice skandujący na Jasnej Górze o czerwonej hołocie trafnie zinterpretowali tradycję i bardzo dobrze widzą, do czego są przywiązani.
Na początku stycznia Wody Polskie ogłosiły konsultacje społeczne dotyczące planów utrzymania wód (PUW). Dzieje się to po raz pierwszy i jest efektem nacisku społecznego. Presja ma sens.
Unikanie awantury, a potem ewaluacja – to chyba już modus operandi obecnego rządu.
„Jak Zandberg wyprzedzi Biejat, to się zesram ze śmiechu” – deklarują kibice. To być może ostatnia przyjemność, jaką Razem i Lewica zapewnią swoim wyborcom.
Ogłaszając światu, że państwo polskie nie zamierza respektować orzeczeń Międzynarodowego Trybunału Karnego, rząd wybrał pławienie się w hańbie.
Jeśli Lewica rzuci wyzwanie Konfederacji, ominie tę rafę, na którą właśnie pakuje się Adrian Zandberg.
Adrian Zandberg będzie kandydatem Razem w wyborach prezydenckich. Sporo lewicowego elektoratu już zagospodarował Trzaskowski. Start Zandberga osłabi wynik Biejat. A może kandydat Razem odbierze głosy Konfederacji?
Mamy teorię i praktykę, by prowadzić ruch, który ciągle zyskuje na znaczeniu i umie wykorzystać nagłe wydarzenia. Jeśli mogę wam czegoś życzyć w tym roku, to przyjścia na spotkanie Ostatniego Pokolenia i zaangażowania się w obywatelski opór.
Brak czegoś, co można by uznać za deep state, to oznaka astronomicznej słabości państwa polskiego – mówi Jakub Wiech, dziennikarz, analityk, redaktor naczelny serwisu Energetyka24.com.
Wystawa Tomáša Rafy, którą można zobaczyć w Zachęcie, opowiada o tym, jak głębokie jest pęknięcie polskiego społeczeństwa.
Obok zapory z prętów i concertiny powstaje zapora z absurdu, którego nie da się ani logicznie wytłumaczyć, ani prawnie uzasadnić, ani po ludzku zrozumieć.
Inaczej niż w Stanach, w Polsce XIX wieku nie mieliśmy wiele historii „od pucybuta do milionera”, ale mieliśmy „od chłopskiego dziecka do biskupa” – mówi ekonomista Marcin Wroński.