Kraj

Młodzi (nie) głosują. Jakiej demokracji chcecie bronić na takiej planecie?

Żyjemy w systemie i kulturze, które nie tylko nie traktują podmiotowo młodych ludzi, ale też nie stwarzają im warunków, w których mogliby tę podmiotowość budować.

Jeśli jesteś młoda, wiesz, co to pokojowy protest i obywatelskie nieposłuszeństwo oraz korzystasz z takich słów, jak nieocieplone mieszkania, sprawiedliwa transformacja, droga energia i zmiana klimatu, to wiedz, że możesz dziś w Polsce dostać wpie*dol od policji albo łatkę faszystki.

„Młodzi nie angażują się obywatelsko, nie głosują, nie interesują się polityką, nie protestują przeciwko złej władzy” – jestem pewna, że przy okazji którychś wyborów co najmniej raz usłyszałyście podobny lament albo wygłosiliście go sami. Jeśli tak, to zmieńcie kasetę, bo tego fałszowania nie da się już znieść, a i magnetofony odeszły dawno do lamusa.

Suchecka: Dla Platformy i PiS-u młodzi nie są ważnymi wyborcami

Zdarte i ubogie w repertuar są też polityczne płyty. Komentując wyniki najnowszego sondażu Ipsos dla OKO.press i Tok FM, Piotr Pacewicz pisze, że Polkom i Polakom, którzy jeszcze nie przekroczyli czterdziestki, puchną uszy od dominującej PO-PiS-owskiej kakofonii. Nie przemawiają do nich zarówno „kościelne pieśni maryjne”, wznoszone przez obecny rząd, jak i opozycyjne „symfonie z odą do demokracji”.

Dziennikarz, kontynuując swoją muzyczną metaforę, wskazuje też, że w takim zgiełku trudno jest usłyszeć jakąś alternatywną muzykę mniejszych ugrupowań. Młodzi chcą nowej, wielkiej gwiazdy, a nie noname’ów supportujących wspomnianych wyżej gości z filharmonii lub kościelnego chóru. Wolą sobie więc odpuścić wyborczy koncert, ale także jego zapowiedzi.

Nawet na konfederackim, maczystowskim wyciu w niedzielę stawiła się mniej niż połowa osób mogących wypełnić katowicki Spodek. A przecież Mentzen ponoć może wszystko. Jednak zamiast rozmachu a la amerykański Super Bowl, mieliśmy… Kubę Molendę.

Zetki pewnie nie wiedzą nawet, o kogo chodzi. Milenialsi mogą z kolei co najwyżej odczuwać ciary żenady, że ich dziecięcy idol (choć mimo wszystko mam nadzieję, że woleliście słuchać Majki Jeżowskiej) wyrósł na zwolennika faszystów i mizoginów. Już chyba bym wolała Arkę Noego.

Patos do garnka? Nie, dzięki

Większość moich rówieśników i rówieśniczek 15 października zamierza jednak siedzieć w domowym zaciszu. „Nawet bym może i głosował, ale nie ma na kogo” – taką odpowiedź jako powód, dla którego najmłodsza część społeczeństwa nie weźmie udziału w wyborach, wskazała ponad połowa respondentów. W grupie wiekowej 18–29 było to dokładnie 51 proc., a wśród 30-latków – aż 56 proc.

Szokują was te wyniki? Mnie w ogóle, co kilka dni temu miałam okazję powiedzieć w poranku radia Tok FM. Powtórzę i tutaj. W polskiej polityce nie ma zainteresowania realnym losem młodych. Zgadzam się z Piotrem Pacewiczem co do tego, że polski duopol proponuje im przesadnie patetyczną narrację, której nie tylko trudno się słucha, ale przede wszystkim nie da się nią zapłacić za czynsz i drożejącą żywność.

Walka o idee i poświęcanie się Sprawie, które od dawna próbuje nam sprzedawać polityczna elita wszelkiej maści, dla starszych generacji są najczęściej albo widmem niespełnionych aspiracji o bohaterszczyźnie, albo nostalgicznym wspomnieniem czasów walki o wolną Polskę. Dla nas codzienną batalią jest przetrwanie, a ten rozziew okazuje się niezwykle demotywujący.

100 lat temu wiedeńczycy postawili na lewicę, i teraz mają

Polski parlament i rząd, a właściwie cały świat polityki przypominają oddział geriatryczny, na którym pacjenci oglądają stare ordery i oczekują od swoich dzieci i wnuków, że będą z takim samym rozrzewnieniem słuchać od nowa opowiadanych, wciąż tych samych historii o zdobyciu tychże odznaczeń. Ewentualnie jest to świat jak z Sukcesji, w której nestor rodu każe potomkom walczyć do ostatniej kropli krwi o swoje dziedzictwo, by ci w końcu zostali z niczym. Ktoś mógłby się przyczepić, że to przejaw ageizmu. Zgoda. Dyskryminacja wiekowa nie dotyczy tu jednak seniorów, a młodych ludzi, których zarówno PiS, jak i opozycja, ponoć demokratyczna, mają po prostu gdzieś. Nie jest to tendencja nowa, ale trwająca od lat.

Żyjemy w systemie i kulturze, które nie tylko nie traktują podmiotowo młodych ludzi, ale też nie stwarzają im warunków, w których mogliby tę podmiotowość budować. Najpierw wymagamy od nich posłuszeństwa w dysfunkcyjnych rodzinach, gdzie odstępstwa od oczekiwań rodziców tłumi się przemocą. Potem uległość pielęgnujemy w uczniach opresyjnej, nieznoszącej sprzeciwu i autonomii szkole, a następnie do tego samego zmuszamy studentów na skostniałych uczelniach, w których nie można kontestować hierarchicznych stosunków z kadrą.

Wszystko po to, by trafić do miejsc pracy, w których panują iście folwarczne warunki, a pracodawcy wykorzystują fatalną pozycję negocjacyjną nowych, niedoświadczonych pracowników, zatrudniając ich na śmieciówkach za grosze albo oferując bezpłatne staże. Nad całością tak skonstruowanej machiny, produkującej nieświadomych i aktywnych obywateli, lecz apatycznych frustratów, czuwają parlament i rząd. Posiwiali panowie debatują tam nie nad przyszłością Polski, ale o tym, jak źle było lub jest za kadencji ich politycznych przeciwników. Czy w takich okolicznościach można poczuć sprawczość jako młoda osoba?

Zielone partytury

Znajdują się jednak tacy, którzy czują gniew i w dodatku przekuwają go w nadzieję, że można jeszcze powalczyć o lepsze lub jakkolwiek znośne jutro. Partyjne rozgrywki ich nie interesują, bo konflikty Tuska i Kaczyńskiego to dla nich prehistoria. Peany na cześć demokracji w kraju, w którym nigdy tak naprawdę jej nie było, trącą hipokryzją. Bogoojczyźniane śpiewki nie zapewniają im dachu nad głową ani jedzenia w chwili, gdy trwa kryzys mieszkaniowy i szaleje inflacja. Zaś wszystkie odgrywane w tej kampanii tematy mają się nijak do rosnących rachunków za energię i największych katastrof, które dzieją się za naszym oknem i wschodnią granicą.

Dlatego aktywiści i aktywistki klimatyczne – bo o nich mowa – domagają się tego, co stanowi antidotum na wiele z obecnych problemów i co powinno znaleźć się w partyturze wszystkich kandydatów do Sejmu: sprawiedliwa, zielona transformacja energetyczna. Niestety, politycy gwiżdżący na zmianę klimatu, ubóstwo energetyczne i wojny powodowane przez handel i eksploatację paliw kopalnych są inżynierami Mamoniami, przywiązanymi do starych melodii. Nowych za żadną cenę nie chcą słuchać, więc zagłuszają je zawodzeniem barda kapitalizmu, wyciem policyjnych syren i wiązankami bluzgów płynącymi z ust funkcjonariuszy.

Ale aktywistki i aktywiści klimatyczni nie składają gitar i robią hałas, który bynajmniej nie przechodzi bez echa. Niestety, sposób, w jaki ich potraktowano, jest też dowodem na to, że młodych za walkę o swój głos i udział w życiu politycznym, na którego brak tak ochoczo narzekają starsze pokolenia, spotyka kara. W ubiegłym tygodniu pisałam o pokojowym proteście inicjatywy Wschód przeciwko dopuszczaniu Leszka Balcerowicza do debaty o przyszłości Polski podczas łódzkich Igrzysk Wolności. Skończyło się to dla nich porównaniem do Grzegorza Brauna.

Polska Konfederacka. Opowieść z dreszczykiem

Ten sam ruch jeździ też na wiece wyborcze Mateusza Morawieckiego i pyta go o podatek od namiarowych zysków Orlenu. Co robi premier? Wkurza się i każe wyłączyć kamerę. Znacznie gorzej jednak potraktowano osoby, które pojechały do Świdnika, reprezentując Extinction Rebellion Warszawa, by (również pokojowo) poinformować wyborców zgromadzonych na wiecu szefa rady ministrów, że PiS zawalił kluczowy dla polskiej transformacji i bezpieczeństwa energetycznego program Czyste Powietrze.

Aktywiści zwrócili uwagę, że w jego ramach rząd obiecywał wziąć się za termomodernizację. Nic z tego jednak nie wyszło.

„Za chwilę będzie jesień i większość budynków w naszym mieście, a co dopiero w całej Polsce, jest nieocieplona. Będzie nam zimno, będziemy płacić za energię więcej, niż powinniśmy za nią płacić, ponieważ bardzo dużo tej energii będzie uciekało w kosmos. Rząd Prawa i Sprawiedliwości ocieplił niespełna 3 proc. domów, które obiecał ocieplić. Maturę zdaje się od 30 proc. Morawiecki i jego rząd oblali ten egzamin” – tłumaczą powody swojej akcji, brutalnie stłamszonej przez spuszczone przez premiera psy, czyli Służbę Ochrony Państwa i policję.

Powalenie na ziemię, szarpanina, wulgaryzmy i areszt – tak dla dwójki aktywistów – 19-latka i 44-latka – skończyło się wniesienie na scenę, na której występował premier, transparentu z hasłem: „Ocieplanie to twoja robota”. Mężczyźni zostali wypuszczeni na wolność, ale będą odpowiadać za wykroczenie.

„Aktywizm klimatyczny jest czasem frustrujący i narażamy się na przemoc służb. Ale dzięki naszej akcji w Świdniku rozmawiamy dziś o ociepleniu domów, kryzysie energetycznym i klimacie. Nie damy się zastraszyć! Będziemy działać dalej!” – zapewnia w swoich mediach społecznościowych Exctinction Rebellion.

Nie wszyscy będą nas lubić

Wkrótce potem głośno zrobiło się o akcji Kolektywu Bombelki. Niedawno informowałam o tym, że jedna z jego przedstawicielek, Nawojka Ciborska, została pozwana przez należący do skarbu państwa Gaz-System o naruszenie dóbr osobistych za to, że nazwała spółkę bandą zbrodniarzy. Tym razem protestujące przeciwko inwestycjom w gaz Bombelki zdążyły wkurzyć biegaczy, którzy brali udział w warszawskim maratonie. Na trasie ustawiły się z banerem „Żadnego nowego gazu”.

Co robią gazowi dziadersi, gdy boją się Bombelków? Straszą je sądem

Najbardziej zdenerwował się jednak ten długodystansowiec, który nie brał udziału w wydarzeniu. Tomasz Lis – zwyczajem podobnych sobie i dominujących w mediach liberalnych publicystów – nie widzi problemu w generowaniu emisji gazów cieplarnianych i kryzysie klimatycznym. Ale w aktywizmie – owszem, bo nazywa go „dzikim fanatyzmem”, przyznając, że na sam dźwięk tego słowa dostaje gęsiej skórki.

Jak swoją akcję tłumaczą Bombelki? „Lata petycji, marszów i listów otwartych nie dały wystarczających efektów. Emisje wciąż rosną. Liczymy się z tym, że nie wszyscy będą nas lubić. Nie o to nam chodzi. W skali czasu, która nam został, wiemy, że skuteczne są działania, które tak, są kontrowersyjne, ale nie pozwalają ignorować problemu. To pokojowe nieposłuszeństwo obywatelskie, czy to w przypadku praw kobiet, praw osób czarnych czy walki Solidarności z reżimem, odnosiło sukcesy” – piszą. Ale od strażników demokracji i tak usłyszą, że najważniejsze jest obalenie PiS-u.

Rząd Zjednoczonej Prawicy nic nie powie, bo wezwie swoich ochroniarzy, by zrobili z tym porządek albo wręczy rękami upolitycznionego ministra sprawiedliwości wezwanie do sądu. Wciąż jesteście przekonani, że młodzi mają wszystko w dupie? Otóż mają tam tylko politycznych dziadersów, którzy bronią różnych wizji Polski lub własnego ego.

Kłopot w tym, że na płonącej Ziemi to nie będzie mieć znaczenia. A jeszcze gorsze jest to, że ani Kaczyński, ani Tusk nigdy nie doświadczą najpoważniejszych skutków ocieplenia planety. Wciąż możecie jednak dać im popalić, obrzucając ich występy pomidorami, a raczej wyrzucając tę orkiestrę za burtę jednym pociągnięciem długopisu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij