Miasto

Nosal-Ikonowicz: Chcemy, by Warszawa była miastem bez strachu

Dziś miasto wpędza ludzi w biedę.

Jan Fusiecki: Jest pani kandydatką na stanowisko prezydenta Warszawy z ramienia Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. Sondaże wskazują na dwuprocentowe poparcie. To dużo czy mało?

Agata Nosal-Ikonowicz: Naszą partię tworzymy dopiero od kilku miesięcy. Poparcie, na które wskazują sondaże, to bardzo dobry wynik dla ugrupowania o tak krótkim stażu. Warto nadmienić, że na kampanię wydaliśmy zaledwie dwa tysiące złotych. Obecnie scena polityczna jest zabetonowana, a my chcemy zmienić rzeczywistość. Skupiają się wokół nas przede wszystkim ludzie, którzy nie potrafią odnaleźć się w tej ciężkiej rzeczywistości. Marne płace, poczucie zagrożenia, brak stabilizacji mieszkaniowej – tak to wygląda. Musimy wspólnymi siłami działać na rzecz tego, aby mieć coś z podatków, które płacimy i które stanowią znaczną część budżetu.

JF: Zbliżające się wybory są dla RSS-u swego rodzaju treningiem, jednak nawet na etapie treningu można wyciągnąć pewne wnioski dotyczące predyspozycji danego zawodnika. Jaki wynik będzie dla pani satysfakcjonujący?

Poparcie na poziomie 4-5% byłoby sukcesem. Każdy głos wydeptaliśmy sobie piechotą. Do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej przychodzili ludzie nie tylko z Pragi Północ, ale i z każdej innej dzielnicy Warszawy. Problemy były różne – konflikt z władzami, trudna sytuacja finansowa, brak odzewu z pomocy społecznej. Te wszystkie doświadczenia spowodowały, że wyznaczyliśmy sobie cel – zbudowanie partii zwykłych ludzi. Mało tego – chcemy zbudować partię bez pieniędzy. Stworzenie takiej struktury udało się kiedyś Andrzejowi Lepperowi. Jednak on przyjął pod swoje skrzydła także bogatych rolników. Później okazało się, że nie jest to dobra droga. Poróżnił ich konflikt interesów. Chcemy tego uniknąć, chcemy stworzyć partię zwykłych ludzi, dotychczas pomijanych przez wszystkie władze.

Daria Siemion: Rozumiem, że pani elektorat stanowią przede wszystkim przedstawiciele tak zwanej klasy ludowej. Patrząc na plakat promujący pani kandydaturę, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to wycinek z „Faktu” lub „Super Expressu” – na wielkim walcu zasiada Agata Nosal- Ikonowicz, polski Robin Hood, który przejedzie maszyną po mieście i wyrówna nierówności. Nie uważa pani, że w „Polsce B” mielibyście znacznie większe szanse? W Warszawie średnia krajowa jest znacznie wyższa niż w miastach gminnych czy na wsi. Nie eliminuje to faktu nierówności społecznych w stolicy, jednak statystyki wskazują, że to właśnie w Warszawie zarabia się najwięcej. Czy klasy ludowej jest w Warszawie dostatecznie wiele, żeby mogła wywrzeć nacisk i zdołać cokolwiek zmienić?

Warszawiacy to również ochroniarze zarabiający 4 złote na godzinę, budowlańcy, pracownicy marketów, kosmetyczki, fryzjerki i wszystkich tych ludzi łączy jedno – dotychczas nie mieli swojej reprezentacji, to nie jest w porządku. Większość z nich jest poza demokracją, trzeba to zmienić.

DS: Ale czy najlepszą odpowiedzią na tę sytuację nie jest dotychczasowa działalność Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej?

Od dziesięciu lat pomagamy pojedynczym osobom, ale tego nie sposób załatwić na poziomie stowarzyszenia. Na Pradze Północ w wielu gospodarstwach nie ma ogrzewania centralnego. Ludzie dogrzewają się piecykami elektrycznymi. Później przychodzi wiosna i rachunki za prąd rzędu 4 tys. zł. To jest absurd. Jednej z takich rodzin odcięto dopływ prądu. Interweniowaliśmy u Hanny Gronkiewicz- Waltz, nie zareagowała, ponieważ los zwykłych ludzi ma w nosie. W międzyczasie Praga otrzymała fundusze na rewitalizację, przeznaczono je na zasiłki pogrzebowe.

JF: A przecież 19 procent gospodarstw domowych na Pradze Północ nie ma toalety. Ludzie dzielą się wspólną, zazwyczaj na korytarzu, albo nie mają jej wcale.

Jeśli miasto nie przeznacza odpowiedniej sumy pieniędzy na rozwiązanie problemów, to znaczy, że się uchyla, że czeka, aż ludzie sami znajdą sposób na poprawę swego losu.

JF: I mamy błędne koło, którego praktycznie nie sposób przerwać, bo wam jako organizacji o bardzo ograniczonym budżecie ciężko przeforsować jakiekolwiek rozwiązania systemowe. Macie pomysł, jak się z niego wydostać?

Wiele gospodarstw jest zadłużonych, wielu ludzi zostało wpędzonych w pętle zadłużenia.

Bunt dłużników może być tym, dzięki czemu nie tylko narodzi się masa krytyczna, ale i partia będzie rosła.

JF: A nie będą się bali? Stres w tej sytuacji jest bardzo silny. Ludzie się wstydzą. Jak ich przekonać do działania? Odważnych w tych grupach jest mało.

Boją się głównie pracodawców, na banki są wściekli, a one nie idą na ustępstwa, wręcz odwrotnie. To powinno zostać uregulowane na poziomie krajowym. We Francji się udało. Oblicza się, jak wysoka może być rata dla danego dłużnika, oprócz tego nie można zapożyczać się gdzie indziej. W Polsce prawdziwą plagą są firmy skupujące długi; można je kupić zarówno w detalu, jak i hurcie.

Ale gdzie w tym wszystkim prezydent Warszawy?

Startujemy wspólnie z kandydatami do rady miasta, jesteśmy nierozerwalnie związani. Jeśli otrzymam wysoki wynik, otrzymają go także inni członkowie RSS-u. Uważam, że władza samorządowa mogłaby łagodzić skutki dzikiego kapitalizmu. Budżet stolicy wcale nie jest taki mały. Chcemy, by Warszawa była miastem bez strachu. Dlatego ważne jest, by budowane były mieszkania komunalne. Wtedy spadłyby ceny na wolnym rynku. Ludzie mieliby wybór, mało tego – nie baliby się widma utraty dachu nad głową, mogliby śmiało prosić szefa o stawkę większą niż 4 zł na godzinę, w związku z czym uległaby poprawa sytuacji nie tylko mieszkaniowej, ale i na rynku pracy. Należy pamiętać, że miasto także jest pracodawcą. Mam na myśli szkoły, przedszkola, szpitale. Ostatnio zmniejszono woźnym etat do 3/4, w rzeczywistości muszą wykonywać tą samą pracę za mniejsze pieniądze. To miasto wpędza ludzi w biedę, zamiast postępować z pracownikami w sposób cywilizowany. Trzeba kontrolować przetargi, firmy, które je wygrywają, często zarabiają na wyzysku. Likwiduje się jedne szkoły, buduje następne, po co? Żeby korporacje zarobiły.

Nie sądzi pani, że elektorat, który mógłby być wasz, jest gdzie indziej?

Jeśli chodzi o Ruch Narodowy, to ma on poparcie na poziomie jednego procenta. Ludzie, którzy mogliby być naszymi wyborcami, faktycznie głosują na Prawo i Sprawiedliwość, natomiast coraz więcej osób pamięta, że Kaczyńscy też kiedyś byli u władzy i nie było lepiej. W tej chwili ludzie głosujący na PiS wcale nie liczą na poprawę sytuacji, mają tylko nadzieję, że się nie pogorszy. Nikt nie liczy na istotne zmiany.

DS: Porozmawiajmy chwilę o jednym z pani konkurentów – Piotrze Guziale. W jednym z wywiadów wspomniał, że PO i PiS są jak Pepsi i Coca-Cola – w ogóle się nie różnią i nie mają niczego do zaoferowania. Joanna Erbel ma być wykwintnym cydrem dla wybranych. Z kolei siebie Piotr Guział porównał do świeżego i zdrowego soku jabłkowego.

To podczas rozmów z nami Piotr Guział ma okazję dowiedzieć się, jak wygląda życie zwykłych ludzi.

DS: Wykluczacie współpracę z nim? Ostatnimi czasy zdawał się bardzo przejęty brakiem toalet na Pradze Północ.

Musiałby mieć program choć trochę zbliżony do naszego, a w tej chwili tak nie jest. Myślę, że jest przejęty, bo są ruchy miejskie, są Zieloni, jesteśmy my, jest mnóstwo komitetów, które o tym mówią. Nawet SLD ma teraz ludzką twarz.

DS: Prawdopodobnie żadne z was nie osiągnie sukcesu w zbliżających się wyborach. Czy jest szansa, że w dniu ogłoszenia wyników lewica wreszcie przestanie rozmieniać się na drobne i połączy siły? Wy, Zieloni z Joanną Erbel, WWS z Piotrem Guziałem – może moglibyście się jakoś uzupełnić, tworząc tym samym zupełnie nową jakość?

Na pewno zbliżające się wybory będą impulsem dla lewej strony, aby wreszcie rozpoczęły się jakieś sensowne rozmowy, ale nie o przyszłych wyborach, a o tym, jak zmienić Polskę, jak stworzyć formację polityczną, która będzie w stanie tego dokonać.

JF: A z kim na pewno nie chcielibyście współpracować?

Wykluczamy współpracę z SLD. Zdarzało nam się współpracować z Twoim Ruchem, ale postanowiliśmy nigdy się tam nie zapisywać. Lewicowi posłowie zawsze byli tam mniejszością. Większość stanowiła liberalna prawica. Ich taktyka była taktyką „od Sasa do lasa” – z jednej strony stawali za nami w obronie spraw lokatorów, z drugiej – byli za podwyższeniem wieku emerytalnego.

Wywiad został przeprowadzony w warszawskiej klubokawiarni Chłodna 25.

***

Wybory samorządowe, którym z reguły poświęca się najmniej miejsca w ogólnopolskich mediach, są jednocześnie najbliższe ludziom i choćby z tego względu warto o nich mówić. Tegoroczne, listopadowe, będą wyjątkowe z wielu względów – pokażą siłę ugrupowań alternatywnych, krytykujących polityczny mainstream z prawej i lewej strony, a także rozstrzygną o taktyce, którą przyjmą główne partie w przyszłorocznych kampaniach: parlamentarnej i prezydenckiej. Nas najbardziej interesuje jednak nie los poszczególnych partii, ale pytanie, czy te wybory zmienią jedynie polityków, czy sam model uprawiania polityki – wprowadzając nowe postulaty, oddając głos ludziom, uprawniając oddolne i niehierarchiczne metody? Czego brakuje dzisiejszej polityce na poziomie lokalnym i jak można ją zmienić? I kto może to zrobić, tak aby skutki odbiły się na polityce w ogóle? O to chcemy pytać aktywistki, ekspertów, polityczki, działaczy i ludzi kultury.

Czytaj także:

Kinga Dunin, Śmierć partyzantom!

Julita Wójcik: Od władzy chcę partnerstwa

Sławomir Shuty: Kraków, ta makieta dla turystów otoczona slumsami

Andrzej Rozenek: Nie pytajcie mnie o pomniki

Małgorzata Tarasiewicz: Sopot to nie skansen

Jan Śpiewak: Jestem z lobby. Lobby mieszkańców

Maciej Gdula: Lekcja z Czerskiej

Edwin Bendyk: Wataha poszła w las

Joanna Rajkowska: Wylogowałam się z Warszawy

Krzysztof Nawratek: Skąd ten triumfalny ton? Miasta są w kryzysie

Benjamin Barber: Tylko w miastach nadzieja! [rozmowa]

Jan Komasa: Warszawa potrzebuje tlenu

Monika Strzępka: Czasem mam wrażenie, że miasto to tor przeszkód

Ewa Lieder: Ludzi nie można zmusić do pracy społecznej

Szczepan Kopyt: Od miasta chcę tego, co wszyscy

Jakub Dymek, Lekcje Franka Underwooda

Maciej Gdula, Apoteoza Joanny Erbel

Marcin Gerwin, Strzeż się miejskich aktywistów!

Michał Syska: To nie SLD blokuje lewicę

Tomasz Leśniak:  Nie chcemy wejść w buty dotychczasowej władzy

Witold Mrozek, Ja, Kononowicz [polemika]

Agnieszka Wiśniewska, Kibicuję i pytam

Joanna Erbel: Skończmy z manią wielkości w Warszawie!

Igor Stokfiszewski, Szansa na inną politykę

Witold Mrozek, Róbmy politykę!

Joanna Erbel: Chcemy odzyskać miasto dla życia codziennego

Maciej Gdula, Erbel do ratusza!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij