Trudno mi przewidzieć, kogo to bardziej wkurzy – warszawiaków czy mieszkańców gmin – komentuje Jan Mencwel.
Natalia Sawka: Prawdopodobnie za rok będziemy mieszkać w jednej z największych metropolii na świecie. Warszawa będzie większa od Nowego Jorku, Londynu, a nawet Moskwy i zamieszkiwana przez około 2,5 mln ludzi. Nie cieszy cię to?
Jan Mencwel: Nie.
Dlaczego?
Wielka Warszawa to tylko symboliczna korzyść. W dzisiejszych czasach mocno anachroniczna zresztą. Symbolem „wielkości” jest Detroit, które było miastem rozrastającym się w niesamowitym tempie i upadło, bo stało się koszmarnym miejscem do życia, więc ludzie zaczęli się wyprowadzać. Miasto powinno się rozrastać w sposób zrównoważony, planowy, uwzględniający takie aspekty jakości życia, jak jakość powietrza, dostęp do usług publicznych czy terenów zielonych. Warszawa już teraz ma ogromny problem z rozlewaniem się na przedmieścia i z za dużym ruchem samochodów wewnątrz miasta. Codziennie jego granice przekracza około miliona aut. A potem się dziwimy, że jest smog, znika zieleń i giną piesi. Zmiana proponowana przez Prawo i Sprawiedliwość w najlepszym wypadku zakonserwuje ten stan rzeczy.
Czyli uważasz, że w ogóle nie powinno się poszerzać granic miast?
Popieram odważne zmiany w miastach, ale nie można tego robić w taki sposób. Zmiany na taką skalę powinno się przeprowadzać stopniowo. Na przykład poprzez przeprowadzenie konsultacji społecznych, a potem referendum. W 2002 roku mieszkańcy Wesołej przeprowadzili takie referendum i opowiedzieli się za przyłączeniem. Żyją w Warszawie już 15 lat.
Są zadowoleni?
Myślę, że tak, nie słyszałem głosów, by gmina chciała się odłączyć. Dlatego tak istotne decyzje najpierw konsultuje się z ludźmi. Niestety w tym przypadku nie było rozmów ani z mieszkańcami Warszawy, ani z mieszkańcami gmin ościennych.
Proponowane zmiany nie doprowadzą do współpracy, a ludzie wejdą ze sobą w konflikt, bo – nie oszukujmy się – przy tak dużym terenie, jaki chce połączyć ze sobą poseł Sasin, pojawią się skrajnie różne interesy.
Jakie?
Obecny projekt zakłada rzecz absurdalną: w Radzie Aglomeracji więcej ma być radnych z okolicznych miejscowości niż z terenu obecnej Warszawy. A dla mieszkańców dalekich przedmieść Warszawa jest przede wszystkim miejscem pracy. Nie interesuje ich, czy w centrum będzie ładny park z placem zabaw, bo nie pójdą tam w weekend. Oni koło domu mają dostęp do urzędu, przedszkoli, przychodni i sklepów. Interesuje ich głównie sprawny dojazd do miasta.
Przy tak dużym terenie, jaki chce połączyć ze sobą poseł Sasin, pojawią się skrajnie różne interesy.
A co w tym złego?
Niestety mieszkańcy przedmieść coraz częściej dojeżdżają do miasta prywatnym samochodem. Pokazują to badania – granicę miasta przekracza co roku o kilkaset tysięcy więcej pojazdów. W tym samym czasie ubywa pasażerów kolei podmiejskiej. Z pociągów Kolei Mazowieckich, Szybkiej Kolei Miejskiej i Warszawskiej Kolei Dojazdowej ubyło w ciągu jednego roku ponad 4 miliony pasażerów!
To jest prawdziwe wyzwanie dla aglomeracji. Transport kolejowy trzeba zintegrować z komunikacją w centrum miasta – tak, by osoba jadąca do pracy w godzinach szczytu, wysiadając z pociągu mogła sprawnie przesiąść się w autobus lub tramwaj. Ale nie da się tego zrobić bez centralnego planowania, w którym Warszawa – mam na myśli miasto w obecnych granicach – gra pierwsze skrzypce. Dlatego, że przede wszystkim w interesie Warszawy leży, by zmniejszyć ruch samochodów i stawiać na transport publiczny. Bo bez tego nie ma mowy o rewitalizacji Pragi czy lepszej jakości życia w Śródmieściu, gdzie jest teraz fatalna jakość powietrza właśnie ze względu na ogromną ilość samochodów.
czytaj także
Może w niektórych kwestiach uda się dogadać.
Trudno oczekiwać, że ludzie będą się w stanie dogadać, jeśli siłą wcieli się ich do jednego organizmu. To raczej będzie zarzewie konfliktów. Sytuację komplikuje planowany system podwójnej większości, który sparaliżuje prace Rady Aglomeracji. Czeka nas jeden wielki chaos.
Czy PiS rzeczywiście zyska na proponowanych zmianach?
Myślę, że się przeliczyli. Nie są świadomi, że cierpliwość ich wyborców w końcu się wyczerpie. Mieszkańcy wielu tych miejscowości nie chcą być włączeni do Warszawy. Czują się mieszkańcami swojej gminy, a nie stolicy. Wyborcy pomyślą, że władza nimi manipuluje dla swoich celów. Trudno mi przewidzieć, kogo to bardziej wkurzy – warszawiaków czy mieszkańców gmin. Myślę, że powiększanie miasta stołecznego raczej nie podoba się obydwu stronom.
Będą protesty?
Tak. I chyba to jest najlepsze w tym projekcie.
Dlaczego?
Bo może ludzie, którzy mają sprzeczne interesy, zjednoczą się i zaczną walczyć we wspólnej sprawie. PiS chce siłą przekonać ludzi z różnych miejscowości, by się połączyli i zaczęli nagle ze sobą współpracować. Mam nadzieję, że w proteście przeciwko siłowemu połączeniu mieszkańcy i samorządowcy zaczną zacieśniać współpracę i wyjdzie z tego prawdziwy projekt utworzenia metropolii, a nie jego parodia.
***
Jan Mencwel – działacz stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, aktywista miejski, animator kultury, felietonista „Gazety Stołecznej”. Mieszka na Pradze, pochodzi z Targówka.
*
Mieszkasz w Warszawie lub w jednej z gmin, która ma zostać do niej dołączona, i temat poszerzania granic miasta jest dla ciebie ważny? Podziel się swoją opinią z autorką: [email protected]