Życzyłbym sobie, by miasto wzięło podstawową odpowiedzialność za kwestie socjalne, co oznacza przede wszystkim kwestię mieszkaniową.
Jakub Majmurek: Głosujesz w wyborach samorządowych? Wierzysz, że twój głos może coś zmienić w mieście, w którym mieszkasz?
Szczepan Kopyt: Zdarzało mi się w życiu głosować, jeśli o to pytasz. W ostatnich wyborach pomagałem wspólnie z innymi koledze, który kandydował z nieistniejącego już dziś komitetu społecznego My Poznaniacy. Rozumiem ludzi, którzy nie głosują. Wierzę, że nie robią tego z lenistwa czy ignorancji. Moim zdaniem ich absencja wynika z rozczarowania obecnym kształtem samorządu i poczucia braku wpływu na władze lokalne.
Na czym polega problem z obecnym kształtem samorządu?
Choć wyniki wyborów do władz miejskich niekoniecznie pokrywają się z wynikami wyborów parlamentarnych, to w polityce lokalnej dominują albo wielkie partie polityczne, albo lokalne komitety skupione wokół prezydentów miast i powstających wokół nich układów władzy. Sytuacja aż prosi się o jak najszybsze wprowadzenie kadencyjności zarówno prezydentów i burmistrzów, jak i radnych.
Ludzie mają poczucie, że władza jest daleko od nich (wystarczy spojrzeć na skład klasowy tych rad), że ich głos się nie liczy, że trudno jest do władz lokalnych wprowadzić przedstawicieli mieszkańców zainteresowanych rozwiązywaniem konkretnych problemów miasta czy gminy.
Masz poczucie, że obecna władza w Poznaniu nie jest nimi zainteresowana?
Nie. Zamiast tego władza w Poznaniu ostatnio zaangażowała się w kilka bezsensownych kulturowych wojenek, których prowadzenia przez miasto, jako jego mieszkaniec, sobie nie życzę. Choć te wojenki są w jakimś sensie ważne, bo pokazują, że samorząd i jego stronnictwa nie są tylko „od konkretnych problemów”, bieżączki, ale działają w zgodzie z pewnymi ideologiami, które mają przełożenie na owe sfetyszyzowane konkretne decyzje.
Rzeczywiście władze Poznania zasłynęły ostatnio z wyraźnego opowiedzenia się po jednej stronie kulturowego sporu w sprawie wystawienia spektaklu Golgota Picnic czy zwolnienia dyrektorki Teatru Ósmego Dnia Ewy Wójciak. Jak ty się odnosisz do tych wydarzeń?
Moja opinia w tej sprawie zgodna jest ze stanowiskiem mojego związku zawodowego, Inicjatywy Pracowniczej – konkretnie Komisji Środowiskowej Pracowników Sztuki. Uważam, że zarzuty stawiane byłej dyrektorce Ósemek są absurdalne. Jej zwolnienie to rażące złamanie praw pracowniczych. W sytuacji abdykacji miasta z polityki mieszkaniowej otrzymujemy zastępczy, populistyczny spektakl. W jego ramach niszczy się jedną z ostatnich w mieście przestrzeni krytycznej debaty, instytucję-legendę awangardowej kultury, która już wcześniej poddawana była mechanizmom cenzury ekonomicznej przez regularne obniżanie dotacji. Polityka władz wobec Teatru Ósmego Dnia jest wyraźnym sygnałem dla innych pracowników, bo skoro można przycisnąć tak zasłużoną, tak szacowną instytucję, to żadna instytucja kultury finansowo zależna od miasta nie może się czuć bezpieczna.
Czego ty, jako człowiek kultury, oczekiwałbyś przede wszystkim od miasta?
Chyba tego co wszyscy. To, że jestem poetą i muzykiem, nie ma żadnego znaczenia. Od miasta chcę tego, co wszyscy mieszkańcy. Przede wszystkim życzyłbym sobie, by miasto wzięło podstawową odpowiedzialność za kwestie socjalne, co oznacza przede wszystkim kwestię mieszkaniową – budowę mieszkań komunalnych, socjalnych, zmianę praktyki urzędniczej wobec lokatorów w ciężkiej sytuacji bytowej.
A czego oczekiwałbyś od miasta w dziedzinie polityki kulturalnej?
Na pewno chciałbym odejścia od wizji kultury jako czegoś, co ma na siebie zarobić, co konkretnie przekłada się w Poznaniu na postulaty NGO-izacji instytucji kultury. Uważam, że takie instytucja jak Centrum Kultury „Zamek” czy Galeria „Arsenał” powinny pozostać instytucjami publicznymi, nie powinno się ich oddawać w zarządzanie trzeciemu sektorowi i jego logice cięcia kosztów, menadżerskiej efektywności itd. Kultura to nie jest coś, co ma generować dla miasta wartość dodaną.
W sensie nieekonomicznym przecież generuje.
Oczywiście, ale nie powinno się zakładać, że powinna to robić także w sensie ekonomicznym.
Wydaje ci się, że w poznańskim ratuszu myśli się o kulturze jako kole zamachowym rozwoju miasta czy raczej jako usłudze publicznej, którą miasto powinno zapewnić mieszkańcom?
Mam wrażenie, że w ratuszu w ogóle mało myśli się o kulturze. Miasto nie ma żadnego strategicznego pomysłu na politykę kulturalną, czego wyrazem jest przegrana w turnieju miast o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Temat wraca przy okazji dyskusji o cięciach albo kulturowych wojenek.
Jak oceniasz debatę przy okazji zbliżających się wyborów w mieście?
Trudno mówić o jakiejś szerokiej debacie na łamach lokalnej prasy. Jak w soczewce marazm ten widać na przykładzie gorącej sprawy walki o zachowanie klinów zieleni w ramach nowego studium zagospodarowania przestrzennego. Większość wyborczych hasełek całkowicie pomija najważniejsze problemy Poznania.
A są to…?
Właściwie – to rzuca się w oczy, i to nie tylko w Poznaniu – jeden problem: polityka mieszkaniowa. Czy raczej jej brak. Miasta całkowicie wycofały się w tej dziedzinie z podstawowych socjalnych zobowiązań wobec obywateli zapisanych w konstytucji. Neoliberalna wizja miasta deweloperów sprawia, że miasto praktycznie nie buduje lokali socjalnych i komunalnych. Według szacunków grupy badawczej Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów zajmującej się pustostanami, jest ich w mieście około 30 tysięcy. Tymczasem czas oczekiwania na przydział mieszkania socjalnego, potrzebnego osobom, które znalazły się w ciężkiej sytuacji życiowej, jest tak długi, że czyni to samą instytucję lokalu socjalnego w zasadzie dysfunkcjonalną. Miasto nie tylko nie ma planu, jak rozwiązać problem braku mieszkań komunalnych i socjalnych, ale także jego praktyka urzędnicza jest często bezmyślna, nie liczy się z potrzebami i problemami lokatorów.
Wszyscy chyba słyszeliśmy o poznańskich „czyścicielach kamienic”. Czytając relacje o tym, miałem wrażenie, że miasto jest tu zupełnie bierne.
Poza okazjonalnymi wyrazami oburzenia na najbardziej dramatyczne przypadki miasto w ogóle nie ma pomysłu, co robić. Nikt nie spodziewał się takich działań kapitału spekulacyjnego, władze są tu dość bezradne, a opór społeczny spotyka się z represjami policyjnymi.
Jakie postulaty, jaką wizję miasta, miałby przedstawić idealny dla ciebie kandydat do władzy w mieście?
Sytuacja w tych obszarach, o których mówiłem, jest na tyle zła, że trudno tu na razie snuć jakieś utopijne wizje politycznej reprezentacji. Trzeba zaradzić najbardziej palącym problemom. Na razie to jednak raczej sami lokatorzy się organizują, aktywne jest też środowisko anarchistyczne, a ponieważ konflikt ma wymiar klasowy i koncentruje się wokół fundamentalnej kwestii własności – będzie się zaostrzał.
Wiele mówi się teraz o ruchach miejskich jako o nadziei na odnowienie samorządności w Polsce. Jak to wygląda w Poznaniu, czy będą one obecne w wyborach?
Poznań jest przykładem klęski ruchów miejskich w sytuacji obowiązywania ordynacji wyborczej premiującej partie.
„Sukces” komitetu My Poznaniacy był jednocześnie ich ostatnim słowem – niemal dziesięcioprocentowe poparcie i ani jednego radnego. Wszystkie braki tego ugrupowania powinny być przestrogą dla ludzi myślących, że oddolne organizacje obędą się bez wyrazistej tożsamości politycznej, że można działać „ponad polityką” – byli członkowie i członkinie startują także w tych wyborach z kilku list, co daje pogląd na to, jakie są szanse na ich wygraną.
Szczepan Kopyt (1983) – poeta, muzyk, basista zespołu Yazzbut Mazut, z wykształcenia filozof. Autor tomików poetyckich Sale, sale, sale, Buk i Kir. Nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia i Paszportu Polityki. Mieszka w Poznan
***
Wybory samorządowe, którym z reguły poświęca się najmniej miejsca w ogólnopolskich mediach, są jednocześnie najbliższe ludziom i choćby z tego względu warto o nich mówić. Tegoroczne, listopadowe, będą wyjątkowe z wielu względów – pokażą siłę ugrupowań alternatywnych, krytykujących polityczny mainstream z prawej i lewej strony, a także rozstrzygną o taktyce, którą przyjmą główne partie w przyszłorocznych kampaniach: parlamentarnej i prezydenckiej. Nas najbardziej interesuje jednak nie los poszczególnych partii, ale pytanie, czy te wybory zmienią jedynie polityków, czy sam model uprawiania polityki – wprowadzając nowe postulaty, oddając głos ludziom, uprawniając oddolne i niehierarchiczne metody? Czego brakuje dzisiejszej polityce na poziomie lokalnym i jak można ją zmienić? I kto może to zrobić, tak aby skutki odbiły się na polityce w ogóle? O to chcemy pytać aktywistki, ekspertów, polityczki, działaczy i ludzi kultury.
Czytaj także:
Jakub Dymek, Lekcje Franka Underwooda
Maciej Gdula, Apoteoza Joanny Erbel
Marcin Gerwin, Strzeż się miejskich aktywistów!
Michał Syska: To nie SLD blokuje lewicę
Tomasz Leśniak: Nie chcemy wejść w buty dotychczasowej władzy
Witold Mrozek, Ja, Kononowicz [polemika]
Agnieszka Wiśniewska, Kibicuję i pytam
Joanna Erbel: Skończmy z manią wielkości w Warszawie!
Igor Stokfiszewski, Szansa na inną politykę
Witold Mrozek, Róbmy politykę!
Joanna Erbel: Chcemy odzyskać miasto dla życia codziennego
Maciej Gdula, Erbel do ratusza!
Poznań
Agnieszka Ziółkowska, Pajacowanie z brzytwą
Agnieszka Ziółkowska, Kultura na łasce wąsa
Ewa Wójciak: Europa to jedyny sposób, żeby ucywilizować nasze życie polityczne
Ewa Wójciak: Radni szukają sposobu na „Ósemki” i wcale się z tym nie kryją
Michał Zadara, Założyliśmy własne
Sławomir Sierakowski, Jak sztuka pokonała biskupów