Miasto

Burzenie mieszkań czy realne rozwiązania?

Gdańscy urzędnicy postanowili zlikwidować prowizoryczne romskie osiedle zbudowane na terenie byłych ogródków działkowych w Jelitkowie.

W tym tygodniu służby porządkowe zrównały z ziemią wszystkie baraki, w których mieszkała rodzina Romów pochodzących z Rumunii. Niektórzy z nich są w Polsce od kilkunastu lat, tutaj urodziły się ich dzieci. W Jelitkowie nie ma już romskich domków, jest za to sterta śmieci, połamanych drzwi, dykty, płyty pilśniowej i wszystkiego, co przez ostatnie trzy lata posłużyło rumuńskim imigrantom do budowy mieszkań.

Bezprawne wysiedlenie

Na bezprawne działania władz Gdańska zareagowały Amnesty International i Stowarzyszenie Nomada, które od trzech lat pracuje ze społecznością romskich migrantów mieszkających we Wrocławiu.

Amnesty International napisało w liście do prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, że przymusowe wysiedlenie jest pogwałceniem praw człowieka. Działacze i działaczki z AI powołują się na precedensowy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W 2012 roku sędziowie w Strasburgu orzekli, że władze państwowe, które podejmują decyzję o wysiedleniu, zmuszone są upewnić się, że jest to adekwatny środek dla osiągnięcia stawianego celu. Skazywanie romskiej rodziny na bezdomność – bo z dużym prawdopodobieństwem takie będą losy mieszkańców i mieszkanek osady z Jelitkowa – nie jest z pewnością rezultatem, któremu przyklasnąłby Europejski Trybunał Praw Człowieka.

Stowarzyszenie Nomada potępiło stosowanie przez władze przymusowych wysiedleń i zapowiedziało zawiadomienie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstw – dyskryminacji, naruszenia miru domowego, nadużycia uprawnień i zniszczenia mienia.

Inny scenariusz

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu scenariusz podobny do tego z Gdańska chciały realizować władze Wrocławia. Urzędnicy postanowili wysiedlić romskich migrantów zamieszkujących tereny byłych ogródków działkowych przy ul. Kamieńskiego. Działania Nomady, protesty obywateli, naciski organizacji, instytucji międzynarodowych i nagłośnienie sprawy przez dziennikarzy i dziennikarki spowodowały, że władze Wrocławia odstąpiły od przymusowej eksmisji. Ostatnim, wciąż niezamkniętym aktem tego planu było wystąpienie do sądu o „opuszczenie i opróżnienie terenu”. Gmina Wrocław pozwała część mieszkańców osady z Kamieńskiego. Magistrat odmówił pozwanym Romom rozpoczęcie mediacji. Nie ugiął się także wtedy, gdy do prezydenta Rafała Dutkiewicza dwukrotnie zaapelowała Rzecznik Praw Obywatelskich, proponując zawieszenie procesu i rozpoczęcie działań mających na celu pomoc Romom żyjącym w skrajnym wykluczeniu.

Proces trwa od listopada. W tym czasie sąd odrzucił wniosek pełnomocnika Romów poparty przez kilkadziesiąt romskich i nieromskich organizacji pozarządowych o uczestnictwo w procesie tłumacza ich ojczystego języka – romani. Wniosek Nomady o dołączenie do procesu na prawach strony również został odrzucony. Obecnie to sąd drugiej instancji ma zdecydować, czy stowarzyszenie weźmie czynny udział w postępowaniu procesowym – czyli będzie mogło zadawać świadkom pytania, wnioskować o powołanie tłumacza, przedkładać przed sądem materiały dowodowe.

Działania na rzecz kilkudziesięciu mieszkańców i mieszkanek romskiego koczowiska nie ograniczały się do sali sądowej. W lutym wrocławski Klub Krytyki Politycznej wspólnie z lokalnym oddziałem „Gazety Wyborczej” zorganizował debatę, na której ekspertki i eksperci wypracowali pomysły na rozwiązanie sytuacji z Kamieńskiego. Jednym z nich było powołanie zespołu specjalistów poświęconego tej konkretnej społeczności. Miesiąc po spotkaniu w redakcji „Wyborczej” Stowarzyszenie Nomada złożyło władzom miasta i województwa formalną propozycję powołania takiego ciała, razem z listą przedstawicieli administracji, specjalistów i reprezentantów organizacji międzynarodowej (OBWE) – którzy wyrazili gotowość do pracy. Niedługo potem wojewoda dolnośląski Tomasz Smolarz – świeżo po objęciu urzędu – zapowiedział w wywiadzie prasowym powołanie zespołu.

W czerwcu dotrzymał słowa i oficjalnie ruszyły prace „zespołu doradczego zajmującego się sytuacją rumuńskich Romów koczujących we Wrocławiu”. Okazało się jednak, że lista zaproszonych przez wojewodę specjalistów znacznie odbiega od propozycji Nomady. Powołanie zespołu i wątpliwości z nim związane opisywała na łamach Dziennika Opinii Natalia Sawka, ale warto przypomnieć, że w pracach grupy mającej zająć się poprawą sytuacji na wrocławskim koczowisku nie uczestniczy na stałe żaden Rom ani Romka. Znalazło się za to miejsce dla katolickiego księdza, biskupa prawosławnego i policji. Przedstawicielki Nomady, które były de facto pomysłodawczyniami powołania zespołu, również zostały wymownie pominięte.

Zgodnie z zapowiedziami urzędników odpowiedzialnych za prace z rumuńskimi Romami organizacje pozarządowe mają być „dopraszane” do wybranych posiedzeń zespołu. Pierwszy raz uczestniczyć w jego pracach mogły 31 lipca, na trzecim oficjalnym posiedzeniu. Na dwóch poprzednich, odbywających się za zamkniętymi drzwiami, udało się określić „okoliczności negatywne” sytuacji rumuńskich Romów we Wrocławiu – żebractwo, koszty opieki zdrowotnej, uciążliwość dla mieszkańców sąsiadujących z jedną z osad oraz trwanie procesu sądowego. „Okoliczności pozytywne” zauważone przez doradców wojewody są trzy – Romowie nie stwarzają zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, zdrowia i porządku publicznego, jest możliwość realizacji projektów współfinansowanych ze środków Unii Europejskiej, których mogą być beneficjentami, wreszcie: istnieje „skuteczny sposób na dialog z koczującymi”. Zespół doradczy zapoznał się również z programem integracji z Romami, który jest realizowany w niemieckim Wuppertalu.

Zielone światło

Wiele wskazuje na to, ze władze centralne zapaliły zielone światło dla wsparcia romskich migrantów z Unii Europejskiej mieszkających w Polsce. Nierzadko są to ludzie, którzy mieszkają tu od dwudziestu lat, tu urodziły się ich dzieci mówiące już w dwóch językach – dialekcie romani i polskim.

Na szczeblu centralnym powstaje zespół międzyresortowy, który ma się zająć sprawą migrantów romskich we Wrocławiu. Przedstawiciele urzędu wojewódzkiego zapowiadają, że są w stanie aplikować o środki unijne z funduszy strukturalnych na lata 2014-2020 i przeznaczyć je na działania integracyjne. Przedstawiciele władz Wrocławia deklarują gotowość pomocy. Do tego jest jednak konieczne dopełnienie formalności rejestracyjnych, które mogą być zrealizowane przy udziale administracji Republiki Rumunii, której Romowie są formalnymi obywatelami.

Tym razem urzędnicy zaprezentowali pomysły, dzięki którym rzeczywiście może zmienić się sytuacja Romów koczujących we Wrocławiu. Na wniosek uczestników prac zespołu wojewoda ma zdecydować, czy powstaną cztery „grupy robocze”, które zajmą się głównymi kwestiami dotyczącymi integracji z Romami: edukacją, opieką zdrowotną, pracą i mieszkalnictwem. Nastawienie władz powoli się zmienia, ale przed urzędem jeszcze daleka droga, co trafnie zauważyła obecna na lipcowym spotkaniu Irena Dawid-Olczyk, prezeska Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada. Zarzucała władzom, że wciąż zachowują się tak, jakby miały do czynienia z aborygeńską wioską zrzuconą przez kosmitów na Wrocław.

Wybór Adamowicza

Integracji nie da się przeprowadzić tak jak budowy drogi ekspresowej. Nie ma gotowych projektów, które można byłoby przeszczepić z jednego miejsca do drugiego. Sterowanie tym procesem wymaga ogromnej wrażliwości, ponieważ obarczone jest wieloma zagrożeniami. Pomoc materialna adresowana tylko do jednej, wybranej – dodatkowo etnicznie jednorodnej – grupy może doprowadzić do wzrostu napięć między potrzebującymi Romami i nie-Romami.

Wydarzenie z Gdańska bardzo wyraźnie pokazują, że problem migracji Romów rumuńskich nie ogranicza się do kilkudziesięciu osób mieszkających na działkach we Wrocławiu. Zaangażowanie przedstawicieli władzy centralnej w prace dolnośląskiego urzędu wojewódzkiego daje nadzieję na zajęcie się problemem w skali ogólnopolskiej.

Nie potrzeba ani ogromnego doświadczenia w pracy z Romami, ani specjalistycznej wiedzy, żeby wyobrazić sobie, jak wiele baraków – podobnych do tych z Jelitkowa i Kamieńskiego – rozsianych jest po całym kraju. Z dala do kamer i poza zasięgiem ekip rozbiórkowych.

Wrocław stracił ponad dwa lata, próbując najpierw wysiedlić romskich migrantów, a później w bardziej „subtelny” sposób pozbyć się ich z miasta – uprzykrzając im życie procesem sądowym. Nie udało się. Wreszcie powstał zespół doradczy w urzędzie wojewódzkim i w końcu rozpoczęto prawdziwą pracę. Prezydent Adamowicz musi wybrać, czy odpowiada mu – najpewniej nielegalna – polityka burzenia mieszkań i wysiedlania Romów, czy woli pójść drogą dolnośląskiego urzędu, gdzie istnieje szansa na wypracowanie realnych rozwiązań.

Czytaj także:

Natalia Sawka, Romowie a miasto. Odpowiedzialność zespołowa
Maciej Mandelt, Żywe trupy we Wrocławiu
Maciej Mandelt, Rzecznik Praw Obywatelskich pisze list do prezydenta 
Maciej Mandelt, Zespół ds. Romów rumuńskich we Wrocławiu
Natalia Sawka, Romowie, czyli miasto dzieli i rządzi
Natalia Sawka, Skąd ten konflikt?
Monika Spławska-Murmyło i Mirosław Tryczyk, Mapa drogowa pomocy dla wykluczonych 
List otwarty, Romowie mają prawo żyć w tym mieście
Jaś Kapela, Ilu Romów zmieści się w kawalerce?
Natalia Sawka, Romowie przed sądem: nie będzie tłumacza romani
Aneta Ilnicka i Marcin Sierszyński, Romowie przed wrocławskim sądem
Natalia Sawka, Roma Movie
Maciej Mandelt, Wrocławscy Romowie znowu przed sądem: bez szans na porozumienie?
Stowarzyszenie NOMADA, Klub KP we Wrocławiu, Społeczność Romów Rumuńskich we Wrocławiu [raport]
Natalia Sawka, Nienawiść nie jest rozwiązaniem
Anna Cieplak, Znikający Romowie
Dawid Krawczyk, Wrocław – miasto spotkań. Nie z Romami
Aleksandra Kubiak, Zauważyłam, że budowle na koczowisku mają jakiś sens 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Mandelt
Maciej Mandelt
Działacz Stowarzyszenia Nomada
Działacz Stowarzyszenia Nomada.
Zamknij