Miasto

A może by tak na wiosnę… posprzątać reklamy?

Trzy czwarte Polaków chce ograniczenia ilości reklam w przestrzeni. To da się zrobić.

W 2004 roku Polska ratyfikowała Europejską Konwencję Krajobrazową, która nałożyła obowiązek stworzenia instrumentów zarządzania krajobrazem. Dokument ten obliguje sygnatariuszy m.in. do prawnego uznania krajobrazu jako podstawy tożsamości kulturowej oraz wdrożenia polityki i instrumentów ochrony, zarządzania i planowania krajobrazu. Nasi politycy musieli jednak dojrzewać do zajęcia się tym tematem całą dekadę. Chaos przestrzenny i reklamowy zdążył już przybrać rozmiary tak ogromne, że stał się polskim znakiem rozpoznawczym. Jesteśmy powszechnie uważani za kraj nieestetyczny, ale przecież nie dlatego, że nasze góry, lasy i jeziora są gorsze niż u sąsiadów. To, co dała nam natura, zniszczyliśmy sami. Chaotyczną zabudowę, która w Polsce może powstawać bez planów zagospodarowania przestrzennego, przykryło morze reklam. O ile z tym, co sobie zbudowaliśmy, będziemy musieli żyć jeszcze długo, o tyle reklamy możemy po prostu posprzątać.

Dlaczego nie udało się to do tej pory? Z powodu braku sporu politycznego wokół tej sprawy, to raz, ale także z powodu zgody na dominację interesu prywatnego nad publicznym w polskiej praktyce prawnej. To także pokłosie stosunku Polaków do tego, jak wygląda ich otoczenie. Do niedawna nie zwracaliśmy na to zagadnienie uwagi, ale im więcej podróżujemy po świecie, tym bardziej coś uwiera nas po powrocie. Tematem w końcu zaczęły się zajmować media oraz organizacje pozarządowe, a krytyczne spojrzenie na rzeczywistość zaczęli artykułować niektórzy politycy. Z odpowiednią inicjatywą ustawodawczą wystąpił dwa lata temu Prezydent Bronisław Komorowski, który w przededniu wyborów, miał szansę zdobyć laury odnowiciela polskiego krajobrazu.

Coś jednak poszło nie tak – w odmętach sejmowych komisji, wśród licznych protestów branżowych i zarzutów prawnych ustawie wybito zęby, pozbawiając ją kluczowych rozwiązań krajobrazowych, a także siły egzekucyjnej w stosunku do nielegalnych reklam.

A przecież wystarczyło skopiować rozwiązanie już dziś dobrze działające w pasach dróg publicznych. Warszawski Zarząd Dróg Miejskich skutecznie oczyścił główne ulice stolicy z nielegalnych nośników dzięki możliwości nakładania na ich właścicieli karnych opłat. Stanowią one wielokrotność opłaty za legalne zajęcie pasa drogowego i są naliczane codziennie od powierzchni ekspozycyjnej nośnika, tak więc nawet właściciele dochodowych reklam w ciągu kilku godzin od ich identyfikacji decydują się usuwać swoje nośniki. Znany jest przypadek firmy, która zdając sobie sprawę z prawnej bezsilność instytucji publicznych w walce z nielegalną reklamą, konsekwentnie ignorowała pisma ZDM o podjętej procedurze administracyjnej. Po roku okazało się, że musi zapłacić 150 tys. zł.

To są właśnie te zęby, których została pozbawiona ustawa krajobrazowa. W obecnej postaci opiera się ona bowiem na kodeksie wykroczeń i umożliwia jedynie nałożenie przez sąd grzywny w maksymalnej wysokości 5 tys. zł. Grzywna jest wymierzana za czyn, a zatem jeżeli uda się komukolwiek udowodnić sprawstwo w nielegalnym usytuowaniu nośnika, to będzie ona jednorazowa – nawet jeśli sprawca nośnika nie będzie chciał usunąć. Warto w tym miejscu przywołać słynną, sprzeczną z planem miejscowym reklamę na Hotelu MDM w Warszawie. Samsung, który wykupił to miejsce od początku roku, płaci za nie około 100 tys. zł miesięcznie. Czy posłowie naprawdę wyobrażają sobie, że grzywną w wysokości 5 tys. zł można skłonić kogoś do jej usunięcia? Tę reklamę urzędnicy próbowali już zdjąć. Trwało to dwa lata. W tym czasie właściciel nośnika odwoływał się kolejno do powiatowego, wojewódzkiego i ogólnopaństwowego szczebla nadzoru budowlanego, aż wreszcie sprawa trafiła do sądu. Z jego decyzją właściciel nośnika już nie dyskutował i reklamę zdjął. Na 10 dni. Zamontowany ponownie nośnik traktowany jest przez prawo jako nowa samowola budowlana i całą procedurę trzeba przejść od nowa. Warto to robić, bo przychód z tej reklamy to ponad milion złotych rocznie. Nieprzestrzeganie prawa w Polsce jest niesłychanie opłacalne i 5 tys. zł grzywny niczego tu nie zmieni.

Liczymy, że błędy popełnione przez Sejm uda się naprawić w Senacie. Dlatego też razem z organizacjami z całej Polski, zorganizowaliśmy akcję Posprzątajmy reklamy. Wstawmy zęby ustawie krajobrazowej. Polega ona na wysyłaniu listów do senatorów wraz z propozycją poprawek do ustawy. Nad proponowanymi przez nas zmianami pracowało grono specjalistów, w tym urzędnicy na co dzień zmagający się z chaosem reklamowym oraz prawnicy. Mamy przekonanie, że udało nam się wypracować propozycje zmian, które pozwolą uratować ustawę krajobrazową, stworzyć z niej narzędzie porządkujące otoczenie, a nie martwe prawo. Proponujemy m.in. wprowadzenie zapisów, na mocy których nielegalny nośnik reklamowy obciążany będzie zwielokrotnioną opłatą, naliczaną codziennie od metra kwadratowego powierzchni ekspozycyjnej. To szczególnie istotne w przypadku reklam wielkopowierzchniowych, wywieszanych w centrach miast i generujących ich właścicielom ogromne zyski. Proponujemy także, aby opłaty karne były pobierane od właścicieli nieruchomości, którzy zgadzają się ją udostępnić firmie reklamowej.

Praktycy od dawna sygnalizują, że obecnie dotarcie do właścicieli nośników reklamowych jest często niemożliwe. Firmy prosperujące dzięki nielegalnej reklamie mają swoje sposoby aby uniknąć odpowiedzialności – zmieniają adres, nie odbierają korespondencji czy bez końca przekazują własność nośnika kolejnym spółkom. Kolejnym problemem są szyldy. Ustawa krajobrazowa słusznie zwalnia je od opłat, ale definiuje je tak szeroko, że sprytni biznesmeni z łatwością będą mogli stworzyć spełniające kryteria szyldu reklamy wielkoformatowe. Wystarczy, że treść prezentowana na reklamie będzie miała związek z działalnością prowadzoną w budynku, na którym została wywieszona. Konieczne będzie również zsynchronizowanie Kodeksu budowlanego z nowymi przepisami reklamowymi, tak, aby zlikwidować możliwość ich ominięcia inwestycją wymagającą pozwolenia na budowę.

Według raportu TNS 72% Polaków chce ograniczenia obecności reklam w przestrzeni publicznej. Nasi politycy powinni wsłuchać się w ten głos i dać samorządom takie prawo, dzięki któremu wreszcie będą mogły one zacząć skutecznie realizować oczekiwania obywateli w tej dziedzinie. Warto bowiem podkreślić, że porządkowanie problemu reklam nie będzie obowiązkiem, ale prawem każdej gminy, z którego będzie ona mogła skorzystać we wskazanym przez jej radnych zakresie.

Zachęcamy do wysyłania listów do senatorów ze swoich okręgów. To zaledwie trzy kliknięcia. Wierzymy, że ustawę, a więc i polski krajobraz, można jeszcze uratować.

Karina Koziej, Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, akcja www.posprzatajmyreklamy.pl

 

**Dziennik Opinii nr 93/2015 (877)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij