Wstydzimy się, że kiedyś pokazywaliśmy ludzi w objazdowych menażeriach. Wciąż jednak tak samo traktujemy zwierzęta.
Kilka lat temu na śmietniku bazy zimowej Cyrku Zalewski, jednego z największych polskich cyrków, znaleziono nadpalone, rozkładające się szczątki wielbłąda. Zrobiono dokumentację, a później ekspertyzę kości. Na miejscu była policja, Inspekcja Weterynaryjna, media i działacze stowarzyszenia Empatia, dzięki którym sprawa wyszła na jaw. Wielbłądy stanowiły jedną z atrakcji cyrku, a wręcz jego wizytówkę. Niestety wciąż stanowią. Prokuratura nie zechciała zająć się tą sprawą. Nigdy się nie dowiedzieliśmy, co było przyczyną śmierci zwierzęcia. Od tamtej pory wiemy jednak na pewno, że można ot tak, po prostu, łamiąc przy okazji kilka przepisów, pociąć na kawałki, spalić i wyrzucić do śmietnika martwe zwierzę będące dotychczas pod naszą opieką, opowiadając jednocześnie o szacunku.
Podobnie jak wiele innych wydarzeń stawiających cyrki w złym świetle, widok wielbłądzich zwłok na śmietniku nie spowodował natychmiastowej reakcji prawodawców i nie doprowadził do delegalizacji tej „rozrywki” w Polsce. Nie pomogła również śmierć innego zwierzęcia – hipopotama, który spłonął żywcem w swojej klatce podczas pożaru na terenie cyrku. Podobno otwierała się do wewnątrz i przerażone zwierzę nie mogło się wydostać. Nie pomogła ucieczka tygrysa z klatki, która skończyła się podwójnie tragicznie. Zginęło zarówno zwierzę, jak i lekarz weterynarii, postrzelony przez policjanta podczas obławy.
Zignorowano kilkadziesiąt tysięcy podpisów pod petycjami, głosy protestu znanych osób z przeróżnych środowisk i apel ponad dwustu organizacji wspólnie domagających się zmiany. Zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach, który wprowadzono w innych krajach, np. Austrii, Holandii czy Grecji, również nie okazał się dla polskich polityków inspirujący.
Właśnie doszedł nowy powód, żeby zastanowić się nad zmianą prawa w Polsce: angielski rząd zapowiedział wprowadzenie w grudniu 2015 roku zakazu wykorzystywania w tamtejszych cyrkach tzw. dzikich zwierząt.
„The Guardian” wyjaśnia, że dzikie to te, które „nie były udomowione na terenie Wielkiej Brytanii”. W praktyce zakaz będzie dotyczył kilkudziesięciu zwierząt. Najczęściej mówi się o dwudziestu i wymienia wielbłądy i zebry wykorzystywane przez dwa cyrki. W naszym kraju byłoby ich więcej. Ważnym impulsem prowadzącym najpierw do ogólnonarodowej dyskusji, a po dwóch latach do decyzji rządu była historia słonicy Anne. Ukrytą kamerą nagrano, jak na zapleczu cyrku jest kopana i kaleczona widłami. Znów historia cierpienia konkretnego zwierzęcia okazała się bardziej poruszająca niż niepokojące statystyki. I znów powszechna świadomość problemu okazała się niezwykle istotna przy forsowaniu zmiany prawnej. Kiedy dwa lata temu tamtejsze ministerstwo środowiska zleciło badanie opinii publicznej, okazało się, że 94 procent respondentów jest przeciwnych wykorzystywaniu tzw. dzikich zwierząt w cyrkach.
Protesty mają zresztą długą historię, w Polsce sięgającą co najmniej lat 80. XX wieku. Bywały lata, kiedy o problemie było głośno – telewizje na żywo relacjonowały pikiety, odmawiały transmisji występów zwierząt, a radni znajdowali sposoby, aby uprzykrzyć życie cyrkom wykorzystującym zwierzęta, jak to było w Legnicy czy Bielsku-Białej. Argument strony przeciwnej zawsze brzmiał podobnie: protestujący wskazują na pojedyncze przypadki patologii życia cyrkowego, próbując wmówić opinii publicznej, że to norma.
Jednak kiedy spojrzy się np. na dokumentację przemocy wobec zwierząt, widać, że dotyczy ona nawet najlepiej kontrolowanych i najbardziej prestiżowych cyrków na świecie. Łatwo także zrozumieć, że w przypadku znacznej części zwierząt przetrzymywanych w cyrkach warunki po prostu nie mogą być odpowiednie. Dla wielu z nich nie ma i nie będzie odpowiedniej przestrzeni na zapleczu. Nikt także nie zapewni każdemu potrzebującemu zwierzęciu kontaktu z osobnikami własnego gatunku. Do tego dochodzi codzienny transport i stres występu. Nawet ogrody zoologiczne są współcześnie coraz ostrzej krytykowane za sposób, w jaki traktują zwierzęta, co dopiero cyrki.
Niezależnie jednak od tego w cyrku można zakwestionować jeszcze coś, co dotyczy także zwierząt, które nazywamy domowymi. To wykorzystywanie niezwykłego momentu zaufania i intymności i kupczenie nim. Zabawa człowieka z innym zwierzęciem jest właśnie takim momentem, niepowtarzalną formą komunikacji i porozumienia. Powinna pozostać prywatna i dobrowolna dla obu stron. Czy naprawdę wszystko musi być na sprzedaż?
Wstydzimy się dzisiaj tego, co robiliśmy innym ludziom, na tyle odmiennym od nas, kalekim lub egzotycznym, że pokazywanie ich w objazdowych menażeriach było atrakcyjne i dochodowe. Ta tendencja niestety wciąż jest widoczna w sposobie, w jaki traktujemy zwierzęta. Przedstawienia cyrkowe to często po prostu seanse dominacji nad słabszym, w otoczce zabawy. Dla dzieci, które je oglądają, to z pewnością swoista szkoła znieczulenia i lekcja, że zwierzęta są po to, żeby na żądanie i bez sprzeciwu zaspokajały nasze potrzeby, choćby drugorzędne, jak chęć rozrywki. Zwierzę w cyrku ma przecież zachowywać się tak, jak tego chce człowiek.
Cyrk nie uczy rozpoznawania naturalnych potrzeb, uczuć i zachowań zwierzęcia. Przeciwnie, zakłada, że to, co naturalne, zwykłe, prawdziwe, niezaaranżowane, jest nieinteresujące lub mało wartościowe. Liczy się egzotyka, odmienność i wyjątkowość. Wszyscy dyrektorzy cyrków powtarzają w kółko, że dbają o zwierzęta. Więcej: deklarują silne przywiązanie, podziw i miłość. Ciekawe, że społeczeństwo masowo nie oddaje im zwierząt pod opiekę. Zapewne dlatego, że większość już rozumie, że cyrki nie są azylami dla zwierząt, a miejscem ich pracy. To przedsiębiorstwa, których pracownicy z natury rzeczy nie mogą złożyć wymówienia, organizować się w związki zawodowe i wszcząć strajku, kiedy spotyka ich przemoc i wyzysk. Zwierzęta są narzędziami do zarabiania pieniędzy. To jeszcze jedna emanacja prymatu ekonomii nad etyką. W końcu nie przypadkiem baza zimowa cyrku sąsiadowała z okazałą willą jego dyrekcji.
A tym, którzy lamentują, że wraz z zamieraniem archaicznych form rozrywki, takich jak cyrki, tracimy kontakt ze zwierzętami, polećmy następujące ćwiczenie: zamknijcie oczy, zastanówcie się, jakie zwierzęta żyją w promieniu pięciuset metrów od was i zajmijcie się nimi, jeśli tego potrzebują. Lub zostawcie je w spokoju, jeśli tak będzie dla nich lepiej.
Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net.