Kraj

A co programy wyborcze obiecują pracownicom sztuki?

Donald Tusk obiecuje objęcie ludzi kultury i sztuki ubezpieczeniami społecznymi, Nowoczesna deklaruje przeciwdziałanie prekaryzacji pracy w kulturze. W dokumencie programowym Konfederacji jedyna kultura, o której mowa, to „kultura posiadania broni”.

Partie polityczne piszą programy wyborcze, a my piszemy niezbędnik gospodarczy na czas po wyborach. W tym cyklu przyglądamy się politykom publicznym, rozwiązaniom, dzięki którym państwo jest sprawiedliwe, nowoczesne, cywilizowane. Wyjaśniamy, jakie podatki, regulacje rynku pracy, ochrony zdrowia czy finansowania kultury są nam potrzebne dziś.

**

Trwa finalny etap kampanii wyborczej. Postanowiłem przyjrzeć się więc propozycjom najważniejszych sił politycznych z perspektywy postulatów od lat zgłaszanych przez środowiska artystyczne. Artyści i pracownice sztuki też powinni czasem zagłosować portfelem, na czym skorzystają zarówno one same, jak branża poruszana ich codzienną pracą. Niestety nawet na poziomie obietnic sytuacja nie wygląda najlepiej i wiele rzeczy można by obiecać zdecydowanie lepiej.

sTRAjk

W tym roku minęło 11 lat od strajku artystów, podczas którego domagano się zapewnienia dostępu do ubezpieczeń społecznych dla artystów. Mimo upływu czasu realizacja tych postulatów wygląda bardziej niż marnie.

Chodzi o bardzo prostą i z perspektywy legislacyjnej mało skomplikowaną rzecz – dostęp do samodzielnie opłacanych składek dla artystów pracujących samodzielnie. W wysokości, która nie będzie dla nich nieosiągalna finansowo. To temat naprawdę już dobrze opisany, wielokrotnie tłumaczony i istnieje pewien środowiskowy szeroki konsensus co do konieczności jego uregulowania.

Tym bardziej że analogiczne systemy istnieją w krajach starej Europy. Istniały też w krajach byłego bloku wschodniego, ale nie przetrwały lat 90. Konieczne jest ich odbudowanie na przystających do współczesnych realiów zasadach. Chodzi o bardzo elementarną rzecz – objęcie ubezpieczeniem zdrowotnym, rentowym i emerytalnym pracujących w zawodach artystycznych ludzi.

Pojawiają się jednak problemy, które przy dobrej woli i decyzyjności można by przezwyciężyć – jak chociażby kwestia określenia potencjalnej grupy zainteresowanych. MKiDN nigdy nie posiadał ambicji prowadzenia statystyk środowisk artystycznych i mimo pewnych prób nie udało się wiarygodnie ustalić, ilu artystów freelancerów funkcjonuje na polskim rynku pracy. Te liczby z kolei są niezbędne do sporządzenia szacunkowych kosztów wdrożenia systemu.

Kolejną sprawą jest wskazanie na źródła finansowania dopłat do składek ubezpieczeniowych dla artystów. W sensownej rozmowie o tym zagadnieniu bardzo przeszkadza wieloletnia tresura w paleoliberalnej retoryce, w której jest osadzona polska opinia publiczna od kilku dekad. Naturalne źródło, jakim jest budżet państwa, jest oczywiście najbardziej niedostępne, gdyż jak wiemy każdy transfer w stronę inną niż wielkiego biznesu lub organizacji religijnych powoduje egzystencjalny strach u lokalnych elit opiniotwórczych. Z tym ciężko wygrać, więc wypada tylko wspomnieć, że kłopotliwa sytuacja dochodowa wielu polskich artystów jest wprost powiązana z chronicznym niedofinansowaniem polskich instytucji kultury i sztuki, więc moralnie to nawet by się jakoś spięło.

Iwański: Jak wyjaśnić postulaty artystów zblazowanym ministrom?

Źródłem, które jako działacze Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej wskazywaliśmy od wielu lat, jest opłata reprograficzna – opłata od czystych nośników i urządzeń do nagrywania i odtwarzania. Tu jednak na drodze stoi wielka przeszkoda w postaci organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, w tym ZAiKS, które uważają, że opłata ta w całości powinna trafić do ich budżetów.

Od ponad dwóch dekad jednak nie było nowelizowane rozporządzenie MKiDN określające stawki od poszczególnych kategorii urządzeń, w związku z czym obecne wpływy z tej opłaty są około dziesięciokrotnie zaniżone i zamiast trafiać w jakikolwiek sposób do artystów, zostają w kieszeniach producentów i dystrybutorów sprzętu elektronicznego. Nie muszę dodawać, że ci ostatni są wielkimi beneficjentami tego stanu rzeczy i gorąco kibicują obecnemu bezwładowi.

Państwo mecenasem kultury. Po co artystom opłata reprograficzna?

Jak wygląda to w perspektywie obietnic wyborczych?

O ile w 2015 roku istniało pewne niezobowiązujące zainteresowanie tematem pracy artystów ze strony praktycznie wszystkich liczących się komitetów wyborczych, o tyle od tego czasu sytuacja bardzo się zmieniła. Jeszcze w 2019 roku w opasłym dokumencie programowym PiS deklarował wolę zajęcia się tematem. W obecnej kampanii wyborczej przegląd propozycji programowych dotyczących kultury wygląda naprawdę mizernie, z dwoma wyjątkami.

W przypadku PO mamy do czynienia jedynie z kilkoma sloganami, zawartymi w dokumencie programowym oraz z deklaracją Donalda Tuska z konwencji programowej z 10 września. Wśród 100 konkretów na 100 dni znalazła się obietnica objęcia ludzi kultury i sztuki ubezpieczeniami społecznymi i sfinansowanie tego ze środków przesuniętych z funduszu kościelnego.

Cieszy mnie to osobiście, tym bardziej że dokładnie to samo źródło finansowania postulowałem już w 2012. Obawiam się, że jednak samo przesunięcie środków z funduszu kościelnego nie wystarczy, konieczne będzie sięgnięcie po środki z opłaty reprograficznej.

Podobnie optymistycznie nastraja lektura dokumentu programowego koalicjanta PO – Nowoczesnej, gdzie znajdujemy taką oto zapowiedź: „Wprowadzimy przepisy przeciwdziałające prekaryzacji pracy w kulturze (niestabilne warunki zatrudnienia i niskie wynagrodzenia) oraz regulujące status egzystencjalny artystów – freelancerów (ustawa o statusie artysty zawodowego, powołująca Polską Izbę Artystów). Zapewni to artystom nieetatowym minimum bezpieczeństwa socjalnego i zdrowotnego”. Jest to niewątpliwa zasługa Krzysztofa Mieszkowskiego, odpowiedzialnego za tę część deklaracji programowej.

Trzeci koalicjant Koalicji Obywatelskiej, Zieloni, w swojej ogólnej deklaracji Zielony Manifest 2.0 nie porusza żadnych szczegółowych zagadnień, więc i sprawy kultury nie zostały w nim ujęte.

Podobnie rozczarowuje Partia Razem, gdzie kultura została ujęta wraz z edukacją i nauką. Doczekała się dwu ogólnych deklaracji – wzmocnienia dostępności kultury lokalnej oraz reformy TVP.

Dla porządku dodam, że na stronach Polski 2050, PSL oraz Trzeciej Drogi temat kultury poza kilkoma zdaniami (podniesienie nakładu z 5 mld do 7 w programie PSL) się nie pojawia.

I na koniec warto zaznaczyć, że w Konstytucji Wolności – dokumencie programowym Konfederacji jedyna kultura, o której mowa, to „kultura posiadania broni”.

Ubezpieczenia dla artystek

Nie jest zaskoczeniem, że przed każdymi wyborami władze Prawa i Sprawiedliwości wymagają od swoich funkcjonariuszy (wiceministrów) przygotowania merytorycznych propozycji programowych w formie zwięzłych wypracowań. Tak stało się i tym razem. W opasłym dokumencie programowym mamy zapowiedź m.in. utworzenia Instytutu Sztuk Wizualnych oraz wzmocnienia systemu stypendialnego. Aż chce się zacytować Janusza Palikota sprzed kilkunastu lat, który z uznaniem pisał, iż „nikt tak nie obiecuje jak prezes”, ale nie zmienia to faktu, że rządząca partia posiada jakąś krytyczną diagnozę w sprawie, obejmującą również samodzielnie spowodowane problemy (destrukcja systemu stypendialnego). Obietnica wprowadzenia systemu dedykowanych ubezpieczeń dla artystów nie pojawia się wcale i należy to uznać za wiążące.

Resort kierowany przez Piotra Glińskiego przez pewien czas zmagał się z ambicją uregulowania dostępu artystów do ubezpieczeń. Był taki moment, kiedy wyglądało to dość poważnie. Po długich, jałowych i nieco zmanipulowanych konsultacjach środowiskowych powstał projekt Ustawy o Artystach Zawodowych.

Artystko, chcesz być ubezpieczona?

W szczegółowych regulacjach posiadał szereg poważnych wad, czyniących go nieakceptowalnym (w tym m.in. uznaniowy i nietransparentny sposób weryfikacji uprawnionych, problem z reprezentatywnoscią ciał kolegialnych itp.), ale była to najpoważniejsza próba uregulowania tematu. Projekt utknął w konsultacjach międzyresortowych, finalnie nie trafiając do Sejmu. Po całej inicjatywnie pozostała jedynie strona internetowa artystazawodowy.pl, która od dłuższego czasu jest kompletnie martwa.

W przededniu wyborów perspektywa uchwalenia ustawy wprowadzającej opisane regulacje nie wygląda najgorzej. Nie wygląda też jakoś bardzo obiecująco. Wszystko zależy od wyniku wyborów oraz od tego, na ile uda się wydobyć od polityków kolejne bardziej wiążące i szczegółowe deklaracje. Politycznie postulaty środowiska artystów i pracowników sztuki znajdują się w tym samym miejscu co w 2015 roku. Ewentualny sukces będzie zależeć wyłącznie od dalszej presji.

Tymczasem problemy socjalne artystów, nie wynikają z lokalnej specyfiki, ale są przejawem szeregu zjawisk, które dotykają cały nasz kontynent. W 2021 roku Parlament Europejski uchwalił trzecią już rezolucję dotyczącą sytuacji socjalno-dochodowej artystów. W kontekście odbudowy gospodarki po kolejnych lockdownach sformułowane zostały bardzo konkretne rekomendacje. Po raz kolejny w dokumencie zawarte są wezwania do zapewnienia form ubezpieczeń i opodatkowania właściwego dla charakteru pracy artystycznej. Poprzednie rezolucje z 2001 i 2007 poświęcały tym zagadnieniom więcej miejsca, więc tym razem skupiono się na udziale artystów w programach pocovidowych.

W dokumencie zawarta jest jednak bardzo ciekawa rekomendacja „(Parlament) wzywa w związku z tym Komisję do przyjęcia jak najszerszego podejścia, aby zapewnić dostęp do rokowań zbiorowych wszystkim samozatrudnionym, w tym artystom i pracownikom sektora kultury”.

Prowadzi nas to do drugiego zestawu zagadnień związanych z wynagradzaniem. Bardzo trudno w realiach polskiej debaty publicznej wyjaśnić, dlaczego rokowania zbiorowe są tak ważne. Jesteśmy jako populacja generalnie zsocjalizowani do indywidualnego zawierania umów i bardzo trudno zobaczyć nam, ile tracimy przez wielką asymetrię pojedynczego artysty/pracownika kultury z wielkimi instytucjami. Możliwości negocjowania zapisów umów są w najlepszym przypadku skromne, a stawki zwykle podane z góry i nienaruszalne. Mam tu na myśli szeregowych pracowników sztuki – w przypadku wielkich nazwisk w branży np. muzycznej, kiedy do gry wchodzą profesjonalni agenci, sprawy wyglądają zgoła inaczej – ale to margines.

Światy sztuki byłyby naprawdę znacznie bardziej przyjaznymi miejscami, gdyby istniała możliwość wdrożenia minimalnych, nienaruszalnych stawek gwarantowanych układem zbiorowym. Wtedy uznaniowość instytucji zostałaby w istotny sposób ograniczona na korzyść pracujących. Podobnie, gdyby było możliwe używanie jednego wzorca umowy dla np. zakupu dzieł do kolekcji, kontraktowania przygotowania i zagrania roli w przedstawieniu teatralnym, podpisania umowy na tłumaczenie książki czy wreszcie wydania własnej.

To nie są nieosiągalne postulaty, ale ich wprowadzenie wymaga uruchomienia wyobraźni oraz kilku lat skutecznych awantur i wywierania nacisku. Jak pokazuje doświadczenie strajku artystycznego z 2012 roku, droga od protestu do uruchomienia wiarygodnych procesów legislacyjnych zajmuje minimum dekadę.

Niestety w tym procesach mamy do czynienia też z istotnymi regresami – po podpisaniu w 2014 roku porozumienia o minimalnych wynagrodzeniach dla artystów wizualnych faktycznie coś zmieniło się na lepsze. Przez pewien czas instytucje czuły się zobligowane do wynagradzania artystów za wystawy i ten stan trwał jakoś do 2016 roku.

Po tym okresie nastąpił coraz bardziej widoczny regres, tłumaczony często trudną sytuacją finansową spowodowaną przez kłopoty z pozyskiwaniem środków projektowych. W pewnym zakresie był w tym element prawdy, ale jeszcze więcej było w tym wykorzystywania atmosfery politycznego konfliktu do odstąpienia od uczciwego rozliczania się z pracownicami sztuki.

Scenarzyści i aktorzy walczą, by artyści też coś mieli z rewolucji technologicznej

Ostatnim w mojej opinii długofalowo istotnym zagadnieniem jest ogłoszona przez liderów PO deklaracja likwidacji podatku Belki. To podatek od dochodów kapitałowych czy zysków z rynków finansowych, lokat i funduszy inwestycyjnych, który przez wiele lat znajdował się na marginesie rozmów o zmianach podatkowych. Przy trwającym latami ruchu bocznym na polskiej giełdzie oraz niskich stopach procentowych generował skromne przychody do budżetu. Zapowiedź jego likwidacji nie nastraja jakoś szczególnie optymistycznie, gdyż czuć tu mocno korwinowski vibe.

Znacznie lepszym pomysłem byłoby wprowadzenie odpisu na zakup dzieł sztuki od podstawy jego naliczenia. Pomogłoby to w ustabilizowaniu poprawiającej się sytuacji popytowej na polskim rynku sztuki, co przełożyłoby się też na przychody samych artystów i pomogło funkcjonowaniu wciąż skromnego rynku galeryjnego. Nie jest tajemnicą, że rynek sztuki dla jakiejś formy rozwoju zawsze potrzebuje bodźców fiskalnych, o czym świadczy szereg przykładów z krajów rozwiniętych. Wywołanie tego tematu przez polityków PO można by spokojnie wykorzystać w celu skorygowania formuły podatku od dochodów kapitałowych.

Wojna polityczna i atmosfera silnej polaryzacji politycznej najwyraźniej nie sprzyjają formułowaniu systemowych propozycji dla pracowników kultury i sztuki. Nie sprzyja mu też pokorne czekanie na lepszy czas. Jak widać, jeśli coś wartego uwagi pojawia się w programach politycznych lub obietnicach wyborczych, to bierze się to z wieloletniej presji i trwającego latami przypominania problemów. To chyba najlepsza recepta na urzeczywistnienie długo oczekiwanych zmian.

***
fundacja-rozy-luksemburgMateriał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mikołaj Iwański
Mikołaj Iwański
Ekonomista
Mikołaj Iwański – doktor nauk ekonomicznych, absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Prorektor ds artystyczno-naukowych Akademii Sztuki w Szczecinie.
Zamknij