Zastanówcie się, czego wam brakuje w najbliższej okolicy, i skrzyknijcie z sąsiadami i sąsiadkami.
Od 20 stycznia do 9 marca można zgłaszać projekty w ramach budżetu partycypacyjnego w Warszawie. To pierwsze podejście w stolicy. Na projekty zgłoszone przez mieszkanki i mieszkańców jest w sumie około 25 mln złotych. W przeciwieństwie do innych miast budżet partycypacyjny w warszawie to nie jeden proces, ale 18 podobnych. Tym, co je łączy, jest regulamin oraz harmonogram działań. Tym, co je różni, jest wysokość przyznanej kwoty – dzielnice mogły przeznaczyć na ten cel od 0,5% do 1% budżetu. Rózny może też być sposób wydatkowania środków: dzielnice decydowały, czy realizują tylko budżet ogólnodzielnicowy (jak np. Praga Północ i Śródmieście), dzielą się na rejony (jak np. Mokotów i Targówek) czy mają zarówno budżet ogólnodzielnicowy, jak i podział na rejony (jak np. Ochota i Wola).
Co, gdzie, kiedy?
Przygotowania do budżetu partycypacyjnego trwają już od sierpnia. To wtedy powstał pierwszy roboczy zespół przy Centrum Komunikacji Społecznej. Od 5 grudnia zastąpiła go Rada ds. budżetu partycypacyjnego, w której skład wchodzą eksperci i ekspertki, urzędnicy i urzędniczki oraz radne i radni. Na poziomie dzielnicowym od października działają Zespoły ds. budżetu partycypacyjnego, złożone z mieszkanek i mieszkańców, osób reprezentujące NGO-sy, urzędników i urzędniczek oraz radnych dzielnicowych i osiedlowych. Pracom zespołów można się przyglądać podczas posiedzeń (informacje o nich są na stronach dzielnic) albo śledzić na FB na fanpejdżach bądź wspólnej grupie dyskusyjnej.
Od poniedziałku do budżetu można się włączyć, składając projekty. Jeśli złożymy projekt do 16 lutego, zostanie on wcześniej zweryfikowany i będzie można nanieść poprawki. Do 4 maja będzie trwać weryfikacja formalna. Jeśli w danym obszarze (na poziomie dzielnicy lub rejonu) będzie więcej niż 50 projektów, odbędą się spotkania preselekcyjne, podczas których wnioskodawcy wybiorą najlepsze 50 projektów.
W dniach 20–30 czerwca odbędzie się głosowanie nad projektami. Będzie można głosować przez internet bądź osobiście, przychodząc do Wydziału Obsługi Mieszkańców dzielnicy w dniach 23–27 czerwca 2014 r. Jeśli dzielnica podejmie taką decyzję, będą w niej działały specjalne punkty do głosowania stacjonarnego. Można zagłosować również listownie, ale trzeba zdążyć przed 30 czerwca.
W ramach głosowania będziemy wybierać dzielnicę, w której chcemy zagłosować, bo w niej mieszkamy albo przebywamy cały dzień. Mamy 5 głosów na jeden obszar: jeśli dzielnica ma projekty ogólnodzielnicowe, to oddajemy 5 głosów, jeśli ma dodatkowo podział na rejony – dodatkowe 5.
Zgłaszać projekty i głosować mogą wszyscy mieszkańcy i mieszkanki Warszawy, niezależnie od wieku. Osoby niepełnoletnie muszę mieć pełnomocnictwo opiekunów.
To pierwszy tak poważny proces, w którym mogą brać udział dzieci i osoby niebędące w rejestrze wyborców, ale mieszkające w Warszawie (np. studenci i studentki z innych miast).
Projekty, które można zgłaszać, muszą mieścić się w zadaniach dzielnic – zwykle są to drobne zadania inwestycyjne, wydarzenia kulturalne, sportowe i wiele innych. Muszą też być możliwe do realizacji w trakcie jednego roku budżetowego – 2015 r. Muszą dotyczy terenów ogólnodostępnych i będących we władaniu m.st. Warszawy. Dzielnice mogą dopuścić składanie projektów na innych terenach (np. spółdzielczych), ale do złożenia takiego projektu konieczne jest dołączenie do formularza zgłoszeniowego zgody właściciela terenu.
Pewnym utrudnieniem przy składaniu projektów jest konieczność ich wyceny. Nie powinno nas to jednak zniechęcać. Baza wycen najpopularniejszych projektów znajdzie się na stronie budżetu Będzie się tam można dowiedzieć na przykład, że wymiana chodnika z elementów betonowych określonej wielkości kosztuje 8 tys. zł. Osoby zrowerowane powinny z kolei zaglądać tutaj.
Poza informacją na stronie wszystkie wątpliwości będzie można wyjaśnić, przychodząc do urzędu albo na jeden z dyżurów (informacja na stronie dzielnicy). W promocję budżetu partycypacyjnego włączył się też bar Prasowy, w którym przez cały luty będą organizowane spotkania, warsztaty, oraz udzielane informacje.
Warto poćwiczyć wyobraźnię, zastanowić się czego nam brakuje w najbliższej okolicy, skrzyknąć się z sąsiadami i sąsiadkami, a następnie zgłosić projekt.
I cóż, że cud referendalny…
Wokół budżetu partycypacyjnego jest dużo entuzjazmu, ale też i nieufności. Głównie ze względu na kontekst, w którym pojawił się on w Warszawie. Niezależnie od zapewnień ratusza, że od dawna o tym myślano, jest to bez wątpienia jeden z cudów referendalnych, który – jak konkursy na stanowisko naczelnika Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej oraz dyrektora Biura Kultury – miał pokazać partycypacyjną twarz warszawskich władz. Decyzja o przeprowadzeniu w Warszawie budżetu partycypacyjnego na rok 2015 zapadła niespodziewanie w lipcu i od tamtej pory wszystkie jednostki pracują, aby zrobił to jak najlepiej.
Pamiętam, jak w kwietniu 2013 roku na komisji budżetowej Rady Miasta na wniosek radnego Krystiana Legierskiego omawiany był pomysł wprowadzenia w Warszawie budżetu obywatelskiego. Mimo zachęt ze strony Fundacji Stocznia oraz Fundacji Pole Dialogu, które przekonywały do tego procesu, nie było entuzjazmu. Warszawa miała jeszcze nie być gotowa na budżet partycypacyjny w skali całego miasta; mieliśmy się zadowolić eksperymentami na poziomie samorządowych instytucji i rozszerzać próbę podjętą w Domu Kultury Śródmieście.
Stało się jednak zupełnie inaczej. Budżety partycypacyjne w instytucjach kultury się nie rozwinęły, mimo że (o czym teraz mało kto pamięta) była taka możliwość. Za to mamy 18 dzielnicowych budżetów partycypacyjnych.
Decyzja o realizacji budżetu obywatelskiego w Warszawie zapadła już w lipcu, czyli trzy miesiące po wspomnianej komisji. Na początku zeszłego tygodnia Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała zarządzenie o realizacji budżetu partycypacyjnego. Pełne poparcie wyrazili też miejscy radni.
Niezależnie od tego, w jakim kontekście zapadła decyzja o przeprowadzeniu budżetu partycypacyjnego w Warszawie, nie należy się na niego obrażać.
Oczywiście możemy mieć słuszną pretensję, że władze działają tylko pod presją. Albo żałować, że Piotr Guział nie zdecydował się na referendum odwoławcze kilka miesięcy wcześniej – wtedy byłoby więcej czasu na przygotowania i nie byłoby poczucia, że wszystko dzieje się tak szybko.
Zamiast narzekać, powinniśmy się jako stronna społeczna zastanowić, w jaki sposób możemy wykorzystać ten proces nie tylko do kosmetycznych poprawek naszego najbliższego otoczenia, ale również do zmobilizowania mieszkanek i mieszkańców, którym postulaty głoszone przez ruchy miejskie wydają się zbyt radykalne lub nierealne.
Czy budżet partycypacyjny utrwala status quo?
Krytycy i krytyczki budżetu partycypacyjnego twierdzą nieraz, że to ochłap rzucony społecznikom. Że 1% budżetu (a w Warszawie średnio 0,7% budżetów dzielnic) to nic w sytuacji, gdy nie mamy wpływu na pozostałe 99%. Ten głos ostatnio wybrzmiał w tekście Lecha Merglera, w którym stwierdził, że „wikłanie nas, uczestników ruchów i organizacji miejskich, w rozmaite rytuały konsultacyjne/partycypacyjne, sondaże i konferencje, niezliczone projekty, faktycznie konserwuje obecny, krytykowany system władzy, zarządzania i gospodarowania miastami, utrwala status quo, również stan naszej niemocy”. Mergler twierdził wręcz również, że im więcej partycypacji, tym mniej demokracji.
Ta teza jest prawdziwa, jeśli zakładamy, że siłą ruchów miejskich jest przede wszystkim wyraźnie zarysowany antagonizm my – oni. My, ruchy miejskie, stoimy po stronie demokracji i prawa do miasta. Oni, władze samorządowe, chcą o wszystkim decydować sami. I temu my, ruchy miejskie, się sprzeciwiamy.
Wcześniej, kiedy władze nie widziały możliwości, żeby włączyć mieszkanki i mieszkańców na jakimkolwiek poziomie decydowania, łatwo było ten antagonizm my – oni utrzymać. Teraz jest już to niemożliwe, ponieważ – na co również wskazywał Mergler – władze samorządowe coraz częściej mówią tym samym językiem, co ruchy miejskie, tylko często niewiele z tego wynika. W momencie, kiedy walka o język została (przynajmniej częściowo) wygrana, czas zrobić krok dalej.
Zamiast obrażać się na budżet i inne mechanizmy partycypacyjne i krytykować je za to, że służą władzom do manipulowania mieszkankami i mieszkańcami, należy je wykorzystać do postawienia radykalnych postulatów. Przykładem, że jest to możliwe, jest historia osiedla domków fińskich Jazdów. Jednym z elementów walki o ten teren – poza serią happeningów i innych wydarzeń – było złożenie obywatelskiego wniosku o konsultacje społeczne. Był to pierwszy taki wniosek w Warszawie. Dzięki temu udało się, po pierwsze, zatrzymać eksmisje mieszkanek i mieszkańców osiedla, po drugie stworzyć ramy dla kilkumiesięcznego procesu konsultacji dotyczących przyszłości tego terenu. W podobny sposób można myśleć o budżecie partycypacyjnym.
Najpierw budżet partycypacyjny potem całe miasto
Zadaniem ruchów miejskich powinno być pokazywanie osobom, które zainteresowały się możliwością wpływania na swoje otoczenie przy okazji budżetu partycypacyjnego, różnych innych form włączania się. Trzeba im wskazać, gdzie szukać dodatkowych pieniędzy na niezrealizowane projekty. Do kogo się zgłosić, jeśli ktoś zdiagnozuje problem, który nie mieści się budżecie partycypacyjnym – takich problemów bez wątpienia będzie wiele. Będą one dotyczyły zadań realizowanych z budżetu miejskiego, jak kwestia komunikacji publicznej. Będą przekraczały wielkość budżetu partycypacyjnego, jak remonty kamienic. Czy będą wymagały zmiany sposobu realizacji inwestycji, takich jak przebieg trasy Świętokrzyskiej?
Partycypacja społeczna nie jest celem samym w sobie. Tak samo jak budżet obywatelski nie rozwiąże wszystkich problemów miasta. Rację mają wszyscy ci, którzy twierdzą, że to ochłapy i prawdziwe decyzje zapadają gdzie indziej. Warto jednak potraktować budżet partycypacyjny jako narzędzie edukacyjne oraz proces, który ze względu na to, że jego wyniki są wiążące, ma szanse zmobilizować znacznie więcej osób niż niejeden protest.
To, czy budżet partycypacyjny umocni obecne władze miasta, czy raczej wywoła poczucie niedosytu u mieszkańców, zależy w dużej mierze od tego, na ile skutecznie ruchy miejskie pokażą, gdzie zapadają decyzje o tych pozostałych 99% i co zrobić, żeby do dyspozycji mieszkanek i mieszkańców był więcej niż niecały 1% budżetu dzielnic.
Poparcie dla budżetu partycypacyjnego wcale nie wyklucza startowania do rad czy innej formy miejskiego aktywizmu. Wręcz przeciwnie. Wokół wymyślania propozycji do budżetu partycypacyjnego mogą się organizować komitety wyborcze – również dobrze jak wokół protestów. Dla osób aktywnych na polu miejskiej polityki pomaganie sąsiadkom i sąsiadom w złożeniu projektów w ramach budżetu partycypacyjnego może być pierwszym krokiem do reprezentowania ich potrzeb w innych sytuacjach.
Może być też okazją do znalezienia nowych sojuszników i sojuszniczek do walki o lepsze miasto.
Niezależnie od dalszych strategii działania, jeśli komukolwiek zależy na większym wpływie na miasto, warto włączyć się w budżet partycypacyjny. Chętni i chętne do takiego działania wszystkie potrzebne materiały znajdą tutaj.
Mikołaj Pancewicz, Kaliski budżet niepartycypacyjny
Mikołaj Pancewicz, Zapytajcie ludzi, jakiego chcą miasta
Agnieszka Ziółkowska, Remedium na polskie budżety (nie)obywatelskie
Joanna Erbel, Budżet partycypacyjny. Teraz w Warszawie!
Joanna Erbel, Budżet partycypacyjny: jak to się robi w stolicy
Dawid Krawczyk, Partycypacja to nie konkurs grantowy
Dawid Krawczyk, Budżet obywatelski 2013 – edukacja urzędników i mieszkańców
Adam Konopka, Partycypacja przestała być utopią
Adam Konopka, Gdański budżet obywatelski – kolejny etap
Adam Konopka, Budżet coraz bardziej obywatelski
Marcin Gerwin, Sopot ma budżet obywatelski