Sprawiedliwy dostęp do ziemi jest sposobem na zmniejszenie ubóstwa.
Szkocję zamieszkuje ponad 5 milionów ludzi, tymczasem połowa prywatnej ziemi, na terenach wiejskich, znajduje się w rękach zaledwie 432 osób. Z kolei w Brazylii około 2% właścicieli ziemi posiada 56% wszystkich ziem uprawnych. Tego typu nierówności mają miejsce w bardzo wielu państwach świata i są one szczególnie dotkliwe w państwach rozwijających się, gdzie najbiedniejsi z biednych to ci, którzy mieszkają na wsi i nie mają dostępu do ziemi, którą mogliby uprawiać. Wyniki najnowszego spisu powszechnego w Indiach pokazują, że blisko 30% gospodarstw domowych na terenach wiejskich nie ma dostępu do ziemi – są to ponad 53 miliony gospodarstw domowych, które średnio mogą liczyć po pięć osób. Źródłem utrzymania dla tych ludzi jest wówczas przede wszystkim dorywcza praca fizyczna.
W efekcie ponad 25% wszystkich mieszkańców i mieszkanek terenów wiejskich w Indiach żyje poniżej granicy ubóstwa, co oznacza, że ich dochód miesięczny na osobę wynosi mniej niż 47 zł miesięcznie (816 indyjskich rupii). W poszukiwaniu pracy wiele osób, w tym także drobnych rolników, przenosi się do miasta, gdzie zwykle trafiają do coraz to większych slumsów. To nie jest tak, że na ubogich ludzi z terenów wiejskich w Afryce czy w Azji czekają w miastach z otwartymi ramionami rzesze pracodawców, którzy gotowi są zapewnić wszystkim zainteresowanym miejsca pracy i to jeszcze dobrze płatnej i w dobrych warunkach. W Indiach przeniesienie się do miasta to praca na przykład dla departamentu robót publicznych, przy budowie autostrad, za mniej niż 1 dolara za cały dzień pracy.
Zapewnienie wszystkim chętnym miejsc pracy w fabrykach czy w usługach w miastach jest nie tylko niezwykle trudne, lecz na dobrą sprawę niewykonalne, chociażby ze względu na coraz to większą automatyzację produkcji. Wyzwaniem jest także skala potrzeb – w samych Indiach dla ludzi, którzy nie mają dostępu do ziemi na terenach wiejskich, potrzebne byłoby około 300 milionów nowych miejsc pracy. Dlatego dla wyeliminowania ubóstwa i głodu dostęp do ziemi dla mieszkańców i mieszkanek terenów wiejskich ma podstawowe znaczenie.
1.
Nawet skromny kawałek ziemi może poprawić ludziom dostęp do żywności. Można na niej posadzić również rośliny lecznicze, rośliny na opał czy drzewa, z których drewna można potem skorzystać do budowy domu lub do robienia mebli czy narzędzi. Przykładem jest historia Jiyappy, który wcześniej pracował na czyjejś farmie, w zamian za co mógł mieszkać tam w prymitywnym schronieniu, otrzymywał podstawowe jedzenie i wynagrodzenie w wysokości 16 dolarów rocznie. Dzięki wsparciu organizacji Deccan Development Society kupił w stanie Andhra Pradesh małą działkę o powierzchni niecałych 502 m2 (0,05 ha).
Zapewnia ona jego pięcioosobowej rodzinie niemal wszystkie warzywa i owoce.
Nadwyżki zbiorów są sprzedawane i przynoszą rocznie 67 dolarów. Na działce posadzone zostały także drzewa, a wśród nich 42 drzewa tekowe i drzewa neem (miodla indyjska). Jest również wielofunkcyjny bambus. Gdy drzewa tekowe osiągną dojrzałość, ich drewno będzie warte około 23 tysiące dolarów.
Działka o powierzchni 0,05 hektara to na dobrą sprawę bardzo mało, jest to w zasadzie ogródek. Dla porównania, średnia wielkość drobnego gospodarstwa rolnego na świecie to 2,2 hektara, a w Polsce średnia powierzchnia gospodarstwa to 10,49 hektara (boisko do piłki nożnej ma powierzchnię 0,76 hektara). Zawsze to jednak coś.
Jak duże powinno być gospodarstwo rolne, aby zapewniało dostatnie życie na wsi? Zależy to od bardzo wielu rzeczy – od państwa, w którym się znajduje, od tego, jaka jest jakość gleby, jakie są opady, jakie są temperatury maksymalne i minimalne, jakie jest położenie terenu nad poziomem morza, jak również od tego, co się uprawia. Dla przykładu z upraw pięciu hektarów pszenicy w Polsce będzie bardzo trudno się utrzymać (koszty uprawy są wysokie, ceny w skupie niskie, więc zysk z jednej tony jest skromny i dla opłacalnej uprawy zboża potrzebne są duże obszary ziemi), natomiast przy uprawie warzyw i owoców, na tym samym obszarze, jest to już możliwe. Hodowla zwierząt będzie też wymagała więcej terenu niż uprawa wyłącznie roślin. Znaczenie mają również umiejętności samego rolnika, jego pomysłowość, jak i to, czy stosuje metody ekologiczne czy konwencjonalne (syntetyczne nawozy pozwalają korzystać z mniejszego terenu, jednak mogą prowadzić do zniszczenia gleby).
W klimacie tropikalnym leśne ogrody, zaprojektowane na wzór naturalnego lasu, mogą być niezwykle wydajne, nawet na bardzo małym obszarze. W stanie Kerala, na południu Indii, na powierzchni 0,12 hektara, w takim ogrodzie mogą rosnąć 23 palmy kokosowe, 12 goździkowców, 56 bananów, 49 ananasów, a po pniach drzew może piąć się 30 pnączy pieprzu. Jednak już w stanie Radżastan, położonym na północnym zachodzie Indii, nie uda się tego powtórzyć, gdyż jest to rejon suchy, pustynny, występują tam inne gatunki roślin i ze względu na niedostatek wody tak intensywne uprawy nie są możliwe. Nawet więc w obrębie jednego państwa minimalna powierzchnia farmy może być różna.
2.
Co stoi na przeszkodzie, by większa liczba osób mogła zacząć uprawiać ziemię? Problemem może być jej zbyt wysoka cena, zbyt duża liczba ludności, brak chętnych do sprzedania ziemi lub działania rządu, które prowadzą do przejmowania ogromnych obszarów ziem rolniczych przez duże firmy lub nawet inne państwa, przez co brakuje ziemi dla drobnych rolników . Duże, przemysłowe farmy to zwykle uprawy na eksport kilku gatunków roślin, takich jak soja, kukurydza czy trzcina cukrowa. To nie one zapewniają żywność na lokalny rynek. W państwach, które nie są uprzemysłowione, 80% żywności pochodzi z upraw drobnych rolników.
Tereny rolnicze znikają także na skutek rozrastania się miast – zostają przekształcone na tereny przemysłowe lub mieszkaniowe. W skali świata może to być nawet 19,5 miliona hektarów w ciągu jednego roku (jest to obszar większy niż połowa Polski). Z kolei zbyt duża liczba ludności sprawia, że gospodarstwa drobnych rolników są dzielone na coraz to mniejsze, aż w końcu stają się tak małe, że trudno się z nich utrzymać. W Indiach średnia wielkość farmy zmniejszyła się z 2,6 hektara w 1960 r. do 1,4 hektara w 2000 r.
Tymczasem liczba ludności na świecie zwiększa się, szczególnie w państwach rozwijających się, gdzie ubóstwo jest największe. W Indiach populacja rośnie w szybkim tempie, podobnie w sąsiednim Bangladeszu, który ma już teraz bardzo dużą gęstość zaludnienia, jak również w Pakistanie. Liczba ludności tylko w tych trzech państwach może zwiększyć się o 600 milionów w 2050 r. Jednocześnie, na skutek między innymi niewłaściwych praktyk rolnych, zachodzi na świecie inny trend – degradacja gleb. Szacuje się, że każdego roku tracimy 5-10 milionów hektarów ziem uprawnych.
Wyniki badań wskazują, że na przestrzeni ostatnich 40 lat zniszczonych została jedna trzecia wszystkich ziem uprawnych na naszej planecie.
3.
Co zatem można zrobić? Przede wszystkim sprawiedliwie podzielić te tereny, które wciąż można uprawiać, zacząć stosować ekologiczne metody upraw, by zachować żyzność gleby, ograniczyć wzrost liczby ludności tam, gdzie jest on zbyt duży, prowadząc odpowiednią politykę i odbudować zdegradowane gleby. Jeden z podstawowych problemów z podziałem ziemi polega na tym, że znaczna jej część znajduje się w rękach prywatnych i jest traktowana jak towar na sprzedaż. W obrębie kultury zachodniej uznaje się za oczywiste, że ziemia może być czyjąś własnością, czy to własnością prywatną czy też państwa. Jeżeli jednak przyjrzymy się temu bliżej, wówczas wcale to takie oczywiste nie jest.
Spójrzmy na to od tej strony – historia człowieka na Ziemi, jako gatunku, zaczyna się 50-200 tysięcy lat temu (zależy jak liczyć). Tymczasem Ziemia ma około 4,5 miliarda lat. Pojawiliśmy się tu zupełnie niedawno. Góry, rzeki, chmury, rośliny i inne zwierzęta istniały tu na długo zanim pojawił się człowiek. Korzystamy z tego wszystkiego, z wody, z powietrza, z roślin i zwierząt. Dzięki Ziemi możliwe jest nasze życie. Jak więc możemy ogłosić się właścicielami jakiegoś kawałka ziemi? Dla ludzi z wielu innych kultur, z różnych rejonów świata, takie podejście jest niezrozumiałe.
W liście z 1855 r., który przypisuje się wodzowi Seattle z plemienia Duwamish, skierowanym do prezydenta Stanów Zjednoczonych, Franklina Pierce’a, możemy przeczytać: „Wielki wódz w Waszyngtonie przesyła nam słowa, z który wynika, że chciałby kupić naszą ziemię. (…) Jak jednak można kupić lub sprzedać niebo – ciepło ziemi? Ten pomysł jest dla nas dziwny. Nie jesteśmy właścicielami świeżości, którą ma powietrze czy światła migoczącego na wodzie. Jak można je od nas kupić?”.
Także Aborygeni w Australii nie uważali się za właścicieli ziemi, choć korzystali z niej na tym kontynencie przez dziesiątki tysięcy lat. Jak zauważa główny bohater filmu Krokodyl Dundee: „Widzisz, Aborygeni nie posiadają ziemi. Oni do niej należą. Jest dla nich jak matka. Widzisz te skały? Stoją tu od 600 milionów lat. Będą tu także wtedy, kiedy ciebie i mnie już tu nie będzie. Zatem kłócenie się, kto jest ich właścicielem, to jakby dwie pchły kłóciły się, która z nich jest właścicielem psa, na którym żyją”.
Czy można taki stosunek do przyrody i do ziemi ująć w prawie? Tak, wówczas zamiast prawa do własności ziemi mamy prawo do korzystania z niej – lokalna społeczność lub państwo rozdzielają dostępną ziemię wśród osób, które chcą ją uprawiać. Do rozważenia jest czy z przyznaniem prawa do korzystania z ziemi powinna wiązać się opłata czy też nie. Dla podstawowej, minimalnej powierzchni gospodarstwa rolnego może jej nie być wcale. Opłaty mogą się natomiast pojawiać w przypadku większych gospodarstw, powinny także obowiązywać limity określające maksymalną wielkość ziemi, którą może uprawiać jedna osoba.
Zaletą takiego rozwiązania jest to, że lokalnej społeczności lub państwu jest łatwiej zapewnić dostęp do ziemi dla wszystkich potrzebujących, niż gdy jest ona własnością prywatną. Można wówczas uniknąć spekulowania cenami gruntów, zarabiania na zmianie ich przeznaczenia (na przykład przy przekształcaniu działki rolnej w mieszkaniową, gdyż prawo do takiej zmiany ma wyłącznie lokalna społeczność lub państwo). Oczywiście, powinno się to odbywać w przejrzysty, sprawiedliwy i demokratyczny sposób, tak, aby ludzie mieli to wszystko pod swoją kontrolą. Ważne jest także, aby istniała możliwość odebrania prawa do korzystania z ziemi, gdy jest ona używana w sposób niewłaściwy, który prowadzi na przykład do jej degradacji. Czyż nie jest to niezwykłe, że zniszczenie gleby – wyjałowienie jej, jest dziś w wielu państwach legalne? Uznaje się, że można to zrobić, gdyż jest to czyjaś własność prywatna, więc jej właściciel lub właścicielka może z nią zrobić, co tylko się jemu lub jej podoba. Czy możemy to jednak nazwać roztropnym gospodarowaniem dostępną ziemią?
4.
Niektóre państwa w Europie mają już ograniczenia dotyczące prywatnej własności ziemi. Art. 44 Konstytucji Włoch stanowi, że: „W celu zapewnienia racjonalnego wykorzystania ziemi i tworzenia sprawiedliwych stosunków społecznych ustawa nakłada obowiązki i ograniczenia na prywatną własność ziemską, ustala granice jej rozszerzania w zależności od regionów i stref rolnych, popiera i wymusza meliorację gruntów, przekształcenie latyfundiów oraz odbudowę jednostek produkcyjnych; pomaga małej i średniej własności”. W Konstytucji Niemiec, w art. 15, ujęta jest możliwość przekształcania terenów prywatnych w społeczne: „Grunty i ziemia, bogactwa naturalne i środki produkcji mogą być w celu uspołecznienia przekształcone na mocy ustawy, która określa rodzaj i rozmiar odszkodowania, we własność społeczną lub w inne formy gospodarki społecznej”. Warto też zauważyć, że papież Franciszek podkreśla w encyklice Laudato Si’, iż: „Tradycja chrześcijańska nigdy nie uznała prawa do własności prywatnej za absolutne i nienaruszalne i podkreślała społeczną funkcję wszelkiej formy własności prywatnej”.
Przekształcanie ziemi prywatnej w społeczną to oczywiście temat delikatny i budzący kontrowersje, szczególnie, że oznacza to odbieranie prawa własności osobom, które zwykle są bogate, a przez to wpływowe.
Są jednak rejony na świecie, w których nie ma innego sposobu (poza na przykład wycinaniem naturalnych lasów), by zapewnić ludziom dostęp do ziemi. Dotyczy to nie tylko państw rozwijających się. W Szkocji rząd planuje umożliwić lokalnym społecznościom wykup ziemi z rąk prywatnych, na co jest oddolny nacisk. Na dziś parlamentarzyści są zdania, że zaproponowane zmiany w prawie były nie dość zdecydowane i oczekują dalej idących zmian.
W Polsce sytuacja jest inna, gdyż wciąż jeszcze wiele terenów rolnych jest własnością państwa – zostało ich 1,42 miliona hektarów. Sprzedaż ziemi oznacza wpływy do budżetu państwa i od 1992 r. sprzedanych zostało ponad 3,2 miliona hektarów ziemi. Czy jednak tego rodzaju polityka będzie się sprawdzała także w dłuższej perspektywie? Korzyści dla społeczeństwa mogłyby być większe, gdyby przekazać ziemię w zarządzanie lokalnym społecznościom, które mogłyby ją wydzierżawiać lub użyczać, na sprawiedliwych zasadach, dla realizowania celów społecznych lub ekologicznych.
***
Marcin Gerwin – politolog, specjalista ds. zrównoważonego rozwoju, współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej.
—
Publikacja powstała w ramach projektu „Drobni rolnicy nadzieją na pokonanie głodu”. Za treści wyrażone w tym materiale odpowiada wyłącznie Instytut Globalnej Odpowiedzialności. Opinie te w żadnym wypadku nie wyrażają oficjalnego stanowiska Unii Europejskiej. Materiał udostępniony na licencji CC BY.
**Dziennik Opinii nr 13/2016 (1163)