60% uprawiających ziemię w Afryce to kobiety. Produkują one 90% żywności, a posiadają 1% ziemi.
W krajach globalnego Południa większość żywności produkują kobiety. Mimo to są marginalizowane, jeśli chodzi o własność ziemi, środków produkcji, dostęp do wiedzy, kapitału, a wreszcie ‒ decyzyjność. W efekcie to właśnie kobiety są głównymi ofiarami negatywnych zjawisk związanych z bezpieczeństwem żywnościowym. Ich sytuacja unaocznia też całą złożoność przyczyn globalnego głodu i niedożywienia.
Dużo pracy, mało praw
60% osób uprawiających ziemię w Afryce to kobiety. Odpowiadają one za produkcję 90% żywności na kontynencie. Jednocześnie do afrykańskich kobiet należy jedynie 1% ziemi. Z różnych ‒ politycznych, kulturowych i ekonomicznych ‒ powodów mają one również marginalny wpływ na decyzje podejmowane w kwestiach własności i przeznaczenia ziemi. Podobna sytuacja jest w Azji i innych rejonach świata ‒ według danych z indyjskiego spisu powszechnego 74,8% mieszkanek wsi pracuje w rolnictwie, ziemię na własność posiada jedynie 9,3%.
Ta rażąca dysproporcja nie pozostaje bez wpływu na kwestie wyżywienia na globalnym Południu. Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) szacuje, że zrównanie praw do ziemi i dostępu do środków produkcji mężczyzn i kobiet podniosłoby wydajność gospodarstw rolnych w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej o 20‒30%, co zmniejszyłoby liczbę osób głodujących na świecie o 12‒17%, czyli około 100‒150 milionów osób!
Z kolei organizacja LANDSEA wylicza, że dzieci kobiet posiadających gospodarstwa rolne są o 33% mniej zagrożone niedożywieniem niż dzieci matek bez ziemi, a w rezultacie również zdrowsze.
W rodzinach takich jest więcej pieniędzy i lepsza edukacja. Wreszcie kobiety właścicielki są ośmiokrotnie mniej zagrożone przemocą domową. Równouprawnienie nie jest więc jedynie kwestią sprawiedliwości i praw człowieka, ale ma bardzo realne przełożenie na kwestie gospodarcze, społeczne, zdrowie i bezpieczeństwo.
Jednak własność nie jest jedynym problemem kobiet pracujących na roli. Jak wylicza FAO w publikacji The State of Food and Agriculture 2010-11: Women in Agriculture, kobiety posiadają przeciętnie mniejsze gospodarstwa niż mężczyźni, mniejsze są też stada ich zwierząt i w związku z tym generują niższe przychody. Jednocześnie rolniczki pracują znacznie więcej (dodatkowo obciążone innymi domowymi obowiązkami, takimi jak pozyskiwanie wody czy opału), mają gorszy dostęp do kredytów i innych usług finansowych, zarabiają mniej za tę samą pracę. Gospodarstwa prowadzone przez kobiety są też znacznie słabiej wyposażone w zaawansowane sprzęty zwiększające efektywność, co wynika głównie z problemów z dostępem do kapitału i innych zasobów. Jednocześnie autorzy raportu FAO zaznaczają, że fakt, iż kobiety produkują mniej, nie wynika z ich mniejszej efektywności w porównaniu z mężczyznami, a z tego, że mniejszy jest ‒ zależny od czynników zewnętrznych ‒ wkład finansowy, rzeczowy, infrastrukturalny w ich pracę na roli.
Rolniczki bez ziemi
Szczególnym przykładem na to, w jaki sposób rolniczki doświadczają nierówności, ale również w jaki sposób negatywne zjawiska związane z rolnictwem i wyżywieniem nasilają się tam, gdzie te nierówności istnieją, jest kwestia zawłaszczania ziemi ‒ potężnego problemu globalnego Południa, który w bardzo dużym stopniu odpowiada za problemy z bezpieczeństwem żywnościowym wielu społeczności w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji.
Zawłaszczanie ziemi to wykupowanie lub dzierżawienie przez korporacje potężnych obszarów ‒ głównie w krajach rozwijających się ‒ pod uprawę roślin na potrzeby przemysłowej produkcji żywności (np. palm olejowca) lub biopaliw. Według różnych szacunków w ostatnich latach pozyskano w ten sposób od 20 do 60 milionów hektarów (dla porównania: powierzchnia Polski to nieco ponad 30 mln hektarów), co wiąże się z potężnymi wyzwaniami dla środowiska, bioróżnorodności, lokalnych gospodarek, stosunków społecznych, dostępności zasobów wody itd. Jednak prawdziwą skalę problemu poznamy dopiero wówczas, gdy przyjrzymy mu się przez pryzmat płci.
Dobre omówienie tego zagadnienia znajdujemy w raporcie Land Grabing in Africa przygotowanym w 2012 roku przez Tinyadę Kachikę dla Oxfam. Jak czytamy w publikacji, fakt, że w wielu krajach afrykańskich praca na roli jest domeną kobiet i dzieci, a domeną mężczyzn jest decyzyjność w sprawach własności i przeznaczenia ziemi, sprawia, że jej zawłaszczanie często postrzegane jest jako problem mniejszy niż w rzeczywistości. Kachika podaje przykład Mozambiku, gdzie w 70% przypadków to mężczyzna jest wyłącznie odpowiedzialnym za podejmowanie decyzji w kwestii przeznaczenia rodzinnej ziemi, podczas gdy w 90% przypadków ziemię tę uprawiają kobiety.
„To my pracujemy tu codziennie, my znamy naszą ziemię. Oczywiście, że powinnyśmy mieć udział w podejmowaniu decyzji, co hodować i kiedy, co sprzedawać, a co zachowywać” ‒ mówią cytowane przez Kachikę kobiety.
Jak zauważa autorka raportu, problem jest na tyle głęboko wmontowany w dominujące wzorce kulturowe, że nawet pozytywne zmiany prawne, które ‒ jak w Senegalu, Mali czy Etiopii ‒ mają na celu zagwarantowanie równego dostępu do ziemi bez względu na płeć, w dość niewielkim stopniu wpływają na sytuację. Ziemia wciąż dziedziczona jest przede wszystkim przez mężczyzn, a kobiety wchodzą w jej posiadanie głównie w wyniku małżeństwa.
W wielu krajach afrykańskich o silnej tradycji patriarchalnej kobiety mogą uprawiać ziemię, która należy do ich mężów (lub innych męskich członków rodziny), natomiast niekoniecznie są beneficjentkami tej pracy.
W rezultacie wszystkich tych uwarunkowań sprzedaż ziemi na cele niezwiązane z produkcją rolną na lokalne potrzeby generuje doraźne zyski dla podejmującego taką decyzję mężczyzny oraz sprowadza problemy na kobietę.
W jeszcze trudniejszej sytuacji są kobiety samotne, wdowy lub niezamężne, które w wyniku braku możliwości posiadania dobrej jakości ziemi uprawiają opuszczone, często bardzo mało urodzajne pola. Pola te bywają przedmiotem zawłaszczenia. Z punktu widzenia społeczności to dobre rozwiązanie ‒ inwestorzy nie podkupują ziemi do niej należącej, tylko przejmują coś, co leży odłogiem. Jednak na tych nieużytkach pracują te, które znajdują się na marginesie społeczności i nie mogą liczyć na inne godne źródła utrzymania. Dla nich grabież ziemi często oznacza wyrok.
Negatywny wpływ zawłaszczania ziemi na lokalne rolnictwo niekoniecznie związany jest z kwestiami własności. Kachika podaje przykład Tanzanii, gdzie kobiety zajmują się nie tylko uprawą roli, ale również zbieraniem drew na opał. Powstające plantacje roślin na biopaliwa często znacznie ograniczają dostęp do tradycyjnych miejsc pozyskiwania drewna. Kobiety zmuszone są szukać go dalej, poświęcając temu nawet o kilka godzin dziennie więcej niż dotychczas, co sprawia, że mają mniej czasu na uprawę roli i efektywność ich pracy znacznie spada.
Błędne koło przemocy
Poważne problemy wynikają też bezpośrednio z faktu, że zawłaszczanie ziemi wpływa negatywnie na ilość żywności produkowanej na potrzeby lokalnego rynku. Badania wykazują, że tam, gdzie tak się dzieje, zwiększa się ryzyko, że kobiety będą zmuszone do prostytucji i innych ryzykownych zachowań seksualnych, co ‒ w oczywisty sposób ‒ zwiększa zagrożenie ich zdrowia i życia.
W ten sposób dochodzimy do kwestii przemocy, której ofiarami padają rolniczki w wielu miejscach na świecie. Jest ona wieloaspektowa i często kreśli fatalne błędne koło. Przemocy tej kobiety doświadczają w domu, w miejscu pracy, w przypadkach różnego rodzaju konfliktów (również ze strony policji czy innych służb) czy wreszcie ‒ w sposób szczególny ‒ w sytuacjach kryzysów humanitarnych. Przemoc wynika z nierówności ‒ kobiety nieposiadające żadnej własności zmuszone są akceptować przemoc domową ‒ ale również wykorzystywana jest do pogłębiania tych nierówności. Przemoc seksualna służy utrzymywaniu władzy mężczyzn nad kobietami ‒ zarówno w ramach rodziny, jak i całych społeczności ‒ ale jest również efektem przemocy ekonomicznej.
Gwałty, bicie i zastraszanie kobiet służą często pozyskiwaniu należącej do nich ziemi, a z drugiej strony ‒ kobiety pozbawione ziemi są jeszcze bardziej zagrożone przemocą.
W raporcie FAO Gender-Based Violence and Livelihood Interventions czytamy, że przemoc związana z płcią dotyczy przede wszystkim kobiet w wieku 15-45 lat, czyli osób w wieku produkcyjnym, co ma niszczący wpływ na kwestie bezpieczeństwa żywnościowego. Choroby (w tym przede wszystkim HIV/AIDS) i obrażenia związane z przemocą wpływają negatywnie na możliwość pracy kobiet. Wiele ofiar tej przemocy dodatkowo jest stygmatyzowanych i marginalizowanych, co praktycznie wyklucza je z możliwości funkcjonowania w społeczności, w tym z uzyskiwania wsparcia w produkcji rolnej.
Jeszcze inny aspekt zagrożenia przemocą w związku z pracą na roli zauważa Mara Russell z organizacji Land O’Lakes International Development. Wspomina ona m.in., jak podczas swojej pracy w Zambii spotykała kobiety, którym mężowie zabraniali uczestnictwa w rolniczych programach edukacyjnych, zarzucając im, że wykorzystują to jako pretekst do zdrady małżeńskiej. Z kolei kobiety haitańskie samodzielnie pracujące na roli często donosiły o aktach przemocy seksualnej podczas długich podróży do miejsc zbytu płodów rolnych. Znów mamy więc błędne koło: w wyniku przemocy kobieta ma ograniczony dostęp do wiedzy i rynku, co ogranicza jej niezależność, a to z kolei zwiększa podatność na przemoc.
Co robić?
W jaki sposób można poprawić sytuację rolniczek, a przez to zwiększyć globalne bezpieczeństwo żywnościowe? FAO zwraca uwagę na konieczność działań ze strony władz publicznych, które ograniczą gender gap w rolnictwie i na wiejskich rynkach pracy. Oznaczać to powinno zlikwidowanie dyskryminacji kobiet w dostępie do ziemi i innych zasobów, inwestycje w technologie i infrastrukturę, które pozwolą zmniejszyć obciążenie kobiet w pracy (tam, gdzie zmuszone są one do zaopatrywania swoich rodzin w opał czy wodę), tworzenie warunków do zwiększenia uczestnictwa kobiet w rynku pracy. Ważne jest także wzmacnianie równouprawniania i przestrzegania praw człowieka.
Z kolei Mara Russel zauważa, że we wszelkich działaniach mających na celu wzmocnienie lokalnych producentów rolnych na globalnym Południu należy brać pod uwagę to, czy zastosowane metody dają szanse na równy dostęp do nich kobiet i mężczyzn. Jeśli tak się nie będzie działo, w stosunku do kobiet wsparcie będzie działało przeciwskutecznie. Wówczas warto zastanowić się nad działaniami, które ‒ uwzględniając lokalne konteksty ‒ skupią się szczególnie na tej grupie.
Takie działania proponują organizacje typu Farm Africa czy Women Working Together, które kształcą wiejskie kobiety (w tych przypadkach w Etiopii i Afganistanie) w podstawowych technikach rolniczych.
Farm Africa pomaga też tworzyć etiopskim kobietom lokalne grupy pożyczkowe umożliwiające nawet bardzo ubogim osobom inwestowanie w rozwój gospodarstwa. Ponadto szkoli Etiopki w zakresie prawa rodzinnego, gospodarczego i kryminalnego, dzięki czemu stają się lokalnymi doradczyniami, a ich udział w życiu publicznym, możliwość samostanowienia, samoocena i uznanie społeczne wzrastają.
Konieczność wzmacniania wiedzy prawniczej, co przekłada się na pozycję kobiet w społeczności, dostrzega również działająca w Ameryce Łacińskiej organizacja ENLAC lobbująca na rzecz równego dostępu do ziemi i zwiększenia świadomości na temat przemocy wobec rolniczek, będącej istotnym problemem w niektórych regionach wiejskich Ameryki Południowej i Karaibów.
Wiele tych grup i organizacji zakorzenionych jest w lokalnych społecznościach ‒ nie ogranicza się więc do importu systemu wartości, ale przeinterpretowuje lokalne tradycje i modele kulturowe w taki sposób, by były bardziej włączające i równościowe. Przykładem może być tu działający w południowych Indiach Tamil Nadu Women’s Collective, dla którego działaczek walka z przemocą domową i seksualną w stosunku do kobiet podejmujących działalność gospodarczą stała się kluczowa. W rezultacie ich działań, organizacji i solidarności wiele tamilskich kobiet uzyskało polityczną podmiotowość, umożliwiającą im skuteczną walkę o prawa do ziemi.
Powstaje też szereg przedsiębiorstw rolnych ‒ często spółdzielni ‒ które zatrudniają wyłącznie lub przede wszystkim kobiety. W rezultacie pomagają im nie tylko zdobyć finansową niezależność, ale również ‒ w konsekwencji ‒ zwiększyć ich dostęp do edukacji i innych usług społecznych, a wreszcie budują ich wiarę w siebie, poczucie wartości.
Kulturowe, polityczne i gospodarcze nierówności wynikające z płci związane z globalnym rynkiem żywności ‒ podobnie jak globalne nierówności prowadzące do głodu i niedożywienia ‒ można ograniczać. Wymaga to naszej solidarnej postawy, mobilizacji i odpowiedzialnych decyzji konsumenckich, inwestycyjnych, pomocowych itd. Nie można zbudować naszego bezpieczeństwa żywnościowego bez bezpieczeństwa żywnościowego gospodarek, na których pasożytujemy. A ich bezpieczeństwa żywnościowego nie można osiągnąć bez równouprawnienia.
—
Publikacja powstała w ramach projektu „Drobni rolnicy nadzieją na pokonanie głodu”. Za treści wyrażone w tym materiale odpowiada wyłącznie Instytut Globalnej Odpowiedzialności. Opinie te w żadnym wypadku nie wyrażają oficjalnego stanowiska Unii Europejskiej. Materiał udostępniony na licencji CC BY.
**Dziennik Opinii nr 362/2015 (1147)