Stoimy przed pytaniem o to, czy dalej chcemy systemu, który służy jedynie garstce najbogatszych.
Amerykanie od lat wierzą, że lepszy jest ich własny, rozpędzony kapitalizm, niż ta jego miękka odmiana, którą obserwujemy w Kanadzie czy Europie. Wersja amerykańska jest może brutalniejsza, ale prowadzi do szybszego wzrostu – podczas gdy europejski „socjalizm państw dobrobytu” jest skazany na porażkę – myślą.
To problematyczne założenie, możliwe jedynie dzięki zbiorowej amnezji dotyczącej pierwszych trzech dekad po II Wojnie Światowej. Czyli okresu, gdy najwyższa stawka podatku dochodowego nie spadła poniżej 70 %, najwięcej w historii wydawaliśmy na edukację, jedna trzecia pracownic i pracowników była zrzeszona w związkach, wymyśliliśmy ubezpieczenie zdrowotne dla najuboższych i starszych, a w końcu: zrealizowaliśmy najwięszy program infrastrukturalny w historii – międzystanową sieć autostrad.
I wtedy przyszedł wielki zwrot, po którym deregulowaliśmy, niszczyliśmy związki, obniżaliśmy podatki tym na górze, redukowaliśmy opiekę społeczną i zakręcaliśmy kurek z inwestycjami w infrastrukturę i edukację. Europa i Kanada natomiast trwały przy swojej polityce. Gdy rozpadał się sowiecki komunizm, wielu z nas myślało, że to samo spotka „socjalizm” kanadyjski czy zachodnioeuropejski.
To dlatego, że wciąż tak myślimy, nowe wyniki badań dochodów w krajach rozwiniętych są tak szokujące.
To my, Amerykanie, jesteśmy z tyłu. Mediana dochodów się zatrzymała około 2000 roku, podczas gdy rosła w Europie Północnej i Kanadzie. Wynagrodzenie przeciętnego pracownika jest tam wyższe niż u nas, także po zapłaceniu podatków. Niełatwo jest porównywać wynagrodzenie ponad granicami krajów, ponieważ nie ma idealnej miary siły nabywczej, ale nawet jeśli założymy, że dochody w Europie i Kanadzie jedynie zrównały się z amerykańskimi (a nie je wyprzedziły) to i tak tamtejsza klasa średnia ma się lepiej z wielu innych powodów. Na przykład dzięki bezpłatnej opiece zdrowotnej i dzięki temu, że państwo dokłada się do opieki nad dziećmi. Gdy ktoś natomiast straci pracę, może liczyć na dużo hojniejszą pomoc, niż bezrobotni w Ameryce (którzy w przeważającej większości – bo aż 75% – nie otrzymują żadnej).
Jeśli wydaje się wam, że możemy nadrobić te różnice pracując mniej, ale pobierając większe stawki godzinowe – powinniście się zastanowić raz jeszcze. Tam trzy tygodnie płatnego urlopu to norma, podobnie jak płatne chorobowe i urlopy rodzicielskie, a tu? Pracujemy o 104.6% czasu Kanadyjczyka, 121% Francuzki, 128% Niemców, co przypominają dane zebrane przez Nicholasa Kristofa z New York Timesa. Ale przynajmniej jesteśmy szczęśliwsi! Nie do końca. Badania mówią co innego. Kanadyjczycy i Europejki są szczęśliwsze, żyją dłużej, śmiertelność noworodnków jest mniejsza, a prawdopodobieństwo śmierci kobiet w wyniku komplikacji z ciążą i porodem jest mniejsze. Jesteśmy krajem równych szans? Nie. Biedniejsze dzieciaki mają lepsze szanse awansu w społeczeństwach europejskich niż w Ameryce. 42% Amerykanów urodzonych w ubogich rodzinach pozostanie ubogimi przez resztę życia, podobny wskaźnik dla Wielkiej Brytanii wynosi 30%, a jeszcze mniej w innych rozwiniętych krajach.
Amerykańska gospodarka wciąż notuje wyższy wzrost, ale to nie przekłada się na lepsze życie dla większości obywateli i obywatelek amerykańskich.
Większośc z zysków wypracowanych przez naszą gospodarkę zostaje na szczycie – w postaci zysków korporacji (1/3 wartości korporacji znajduje się rękach 1%) czy trafiając na giełdę lub do kieszeni prezesów (którzy w Europie zabierają do domu dużo mniejszy kawałek tortu wypracowanego przez ich firmy). Amerykańscy bogacze płacą niższe podatki niż bogaci Europejczycy i Kanadyjki. Z pewnością Europa długo tak nie pociągnie, słyszymy to cały czas. Przecież nie stać ich na państwo dobrobytu!
To jednak zależy, co ma się na myśli mówiąc „państwo dobrobytu”. Jeśli wysokiej jakości edukacja to już „państwo dobrobytu” to lepiej, żebyśmy szybko zaczęli takie naśladować. Bo Amerykanie między 16 a 24 rokiem życia znajdują się na liście kompetencji w czytaniu, pisaniu i liczeniu bardzo nisko, niemalże najniżej z rozwiniętych krajów. Czytaj: kłopoty dla gospodarki w przyszłości!
Europejskie gospodarki szkolą więcej przyszłych pracowników i to lepiej niż my. Efektem jest rynek pracy, na którym są bardziej kompetentni pracownicy. Powszechna służba zdrowia to też element „państwa dobrovytu”, ale takiego, które w istocie oszczędza, bo zdrowsi pracownicy i pracownice są po prostu bardziej produktywni.
Ideologia na bok. Praktyczny wybór przed jakim stoimy to nie kapitalizm i socjalizm. To wybór między systemem, który pracuje na tych na szczycie, albo taki, który pracuje na wszystkich. Który byście woleli?
Przeł. Jakub Dymek
Tekst pochodzi ze strony: robertreich.org
Robert Reich – profesor polityki społecznej na Uniwersytecie w Berkeley, były sekretarz pracy w administracji Billa Clintona, magazyn „Time” uznał go za jednego z dziesięciu najskuteczniejszych członków amerykańskiego rządu w ostatnim stuleciu.