Unia Europejska ma narzędzia nacisku na rosyjskiego monopolistę. I coraz śmielej z nich korzysta.
Jeszcze zanim Donald Tusk został przewodniczącym Rady Europejskiej, jako premier rozpoczął kampanię na rzecz europejskiej unii energetycznej. Chodziło o to, żeby Unia Europejska utworzyła jednolity rynek dla energii elektrycznej i gazu oraz zbudowała łączniki umożliwiające przepływ energii między krajowymi sieciami. Przede wszystkim naciskano na przejrzystość kontraktów na dostawę gazu – tak, aby Gazprom, jako gigantyczna spółka należąca do rosyjskiego państwa, nie mógł arbitralnie ustalać cen dla swych europejskich klientów, a tym samym zyskiwać nad nimi władzy politycznej.
19 maja, po szczycie przywódców UE, Tusk odniósł małe zwycięstwo. Mówił wtedy, że „wszyscy liderzy zgodzili się na wzmocnienie przejrzystości na rynku gazu, aby jego dostawcy nie mogli nadużywać swej pozycji do łamania prawa unijnego i ograniczania naszego bezpieczeństwa energetycznego”. Najważniejszego jednak – pełnego ujawnienia treści kontraktów – w końcowym tekście szczytu zabrakło. W jego podsumowaniu można było przeczytać, że „w przypadku umów handlowych na dostawy gazu trzeba zagwarantować poufność szczególnie chronionych informacji handlowych”.
Zadowolony musiał być między innymi węgierski premier Viktor Orbán. W styczniu podpisał kontrakt z prezydentem Putinem na finansowanie i budowę drugiej elektrowni atomowej w węgierskim mieście Paks. Węgierski parlament przegłosował później trzydziestoletni zakaz ujawniania jakichkolwiek szczegółów kontraktu. Właśnie takiej poufności Tusk chciał zapobiec.
Nawet jeśli przywódcy UE przestraszyli się delikatnej kwestii poufności, Tusk oraz liderzy państw bałtyckich i Polski, dążący do większej przejrzystości i bezpieczeństwa europejskiego sektora energetycznego, mają potężnego sojusznika – Dyrekcję Generalną Komisji Europejskiej ds. Konkurencji.
To właśnie ta instytucja, a nie dyrekcja KE ds. energii czy liderzy państw UE, okazuje się nad wyraz skuteczną siłą w rozluźnianiu uścisku, w jakim Gazprom trzyma sektor energetyczny Europy. A czyni to w oparciu o Trzeci Pakiet Energetyczny UE, rozumiany bardzo literalnie.
Przyjęty w 2011 roku pakiet ma na celu stworzenie zliberalizowanego rynku gazu w Unii Europejskiej. Jego pełne wdrożenie oznaczać będzie rozdzielenie bądź likwidację pionowo zintegrowanych spółek gazowych, które do niedawna jeszcze cieszyły się niemalże monopolem na produkcję, zakup i dystrybucję gazu. Co więcej, pakiet obejmował dostęp stron trzecich do rurociągów oraz jawność stawek, umożliwiające stworzenie konkurencji (i obniżenie cen) w całym sektorze.
Unijne władze antymonopolowe nie ociągały się z weryfikacją zgodności z Trzecim Pakietem, nawet jeśli część państw członkowskich UE stawiała opór jego wdrożeniu. W 2012 roku Komisja rozpoczęła dochodzenie w sprawie praktyk cenowych Gazpromu w kilku państwach Europy Środkowej i Wschodniej.
Jeden z tych krajów, a konkretnie Litwa, poskarżyła się Komisji, że Gazprom blokuje konkurencję mocą swojego monopolu. W efekcie Gazprom mógł pobierać od tych krajów wysokie stawki za eksport gazu, a Rosją mogła używać swych państwowych spółek jako narzędzia politycznego.
Margrethe Vestager , europejska komisarz ds. konkurencji, zapowiedziała w wywiadzie dla „Wall Street Journal” rychłą publikację wyników postępowania antymonopolowego. Dodała, że „bardzo ważne jest dla mnie zapewnienie, aby wobec każdej firmy na rynku europejskim stosowane były te same zasady i takie same wysiłki na rzecz ich wyegzekwowania”. To nie wszystko. Unijne władze antymonopolowe zatrzymały plany budowy przez Gazprom rurociągu South Stream, który biec miałby z Rosji, pod Morzem Czarnym, do Bułgarii i Europy Środkowej. Obok osłabienia zależności Moskwy od Ukrainy jako głównego kraju tranzytowego dla rosyjskiego gazu, South Stream dawałby też Rosji bezpośredni dostęp do rynków Europy Środkowo-Wschodniej i kontrolę nad nimi.
Gazprom porzucił ten projekt po tym, jak Komisja Europejska nalegała na możliwość dostępu dla stron trzecich i ostrzegła Bułgarię, jednego z partnerów Gazpromu w tym przedsięwzięciu, że nieprzestrzeganie regulacji Trzeciego Pakietu wiązać się będzie z dotkliwymi karami.
Władze ds. konkurencji interweniowały również w sprawie OPAL-u. To naziemny rurociąg w Niemczech, którym w głąb lądu przesyłany jest gaz z Nord Streamu biegnącego pod Bałtykiem – z północno-zachodniej Rosji do Niemiec. Komisja sprzeciwia się monopolizacji OPAL-u przez Gazprom i domagała się ograniczeń korzystania z niego przez Rosjan do 50 procent. Efekt był taki, że Gazprom zawiesił budowę kolejnej nitki Nord Streamu.
Kolejnym ciosem dla Gazpromu było wycofanie się z planowanej umowy niemieckiej grupy chemicznej BASF. Wingas. W tym przypadku spółka BASF, sprzedająca gaz, podpisała kontrakt, który zwiększyłby udziały Gazpromu w Wingasie z 50 do 100 procent. W zamian Wintershall, czyli jednostka naftowo-gazowa BASF-a, otrzymałaby większy dostęp do syberyjskich pól gazowych. Co więcej, układ ten dawałby Gazpromowi poważny dostęp do dystrybucji i magazynowania gazu w Niemczech. Ogłaszając i uzasadniając anulowanie tego kontraktu, BASF odpowiedzialnością obarczyła polityczne napięcia między UE i Rosją w związku z aneksją Krymu, a także inwazją Rosji na wschodnią Ukrainę: „z powodu trudnych obecnie warunków politycznych, BASF i Gazprom zdecydowały się nie dokonywać wymiany aktywów”. Unijne sankcje wobec Rosji faktycznie przyczyniły się do decyzji BASF. Nie ma jednak wątpliwości, że sprawie przyglądało się komisyjne ramię ds. konkurencji.
Praca Komisji Europejskiej nie jest łatwa, zwłaszcza że niektóre kraje UE wciąż chętniej trwają przy Gazpromie, zamiast strategicznie dywersyfikować swoich dostawców. Zapał Komisji w ściganiu mechanizmów trustowych dowodzi jednak, że wszechmocny niegdyś uścisk Gazpromu zaczyna się w Europie rozluźniać.
**
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie www.carnegieeurope.eu. Tytuł i wyróżnienia od redakcji. Tłum. Michał Sutowski.
**Dziennik Opinii nr 154/2015 (938)