Piotr Kuczyński

PiS zrealizuje większość obietnic. Nie będzie mieć wyjścia

Problem w tym, że obietnice wyborcze można realizować w różny sposób.

Wybory za nami. Niespodzianki nie było, mimo że niektórzy mogą mówić o Sejmie bez lewicy jako o niespodziance. Wygrało Prawo i Sprawiedliwość i będzie rządziło niepodzielnie przez (najpewniej) cztery lata. To, że lewica nie ma swojej reprezentacji, jest przykre, bo przecież w społeczeństwie zawsze jest taki elektorat.

Polska będzie nielicznym krajem w Europie (o ile taki jest), w którym w parlamencie nie ma partii lewicowej. Adrian Zandberg z Razem”zdecydowanie odebrał szansę na wejście do Sejmu Zjednoczonej Lewicy. Cóż, jak widać (słusznie) w Polsce jest zapotrzebowanie na świeżość i zaangażowanie, a tego ludziom z Razem nie można odmówić, mimo że niektóre z postulatów z jej programu są totalnie utopijne.

To chyba nawet dla lewicy lepiej, że jej w Sejmie nie będzie – może powstanie coś nowego, co w kontrze do prawicowego Sejmu stworzy realną alternatywę. Nie będzie to łatwe, bo Platforma Obywatelska przejęła częściowo elektorat światopoglądowy lewicy, a Prawo i Sprawiedliwość elektorat socjalny. Znalezienie wolnego pola może być bardzo trudne.

Dobrze, zostawmy lewicę jej przywódcom i przejdźmy na poletko, które od wielu lat uprawiam, czyli do gospodarki i finansów. Można powiedzieć, że rynki finansowe przyjęły wyniki wyborów spokojnie. Można też powiedzieć, że taki wynik był już wcześniej zdyskontowany. Owszem, złoty po wyborach nieco tracił, ale reakcja negatywna nie musi być trwała.

GPW w ogóle nie zareagowała, bo reagowała przed wyborami – była wtedy jednym ze słabszych rynków.

Od długiego już czasu rynki oswajały się z perspektywą objęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, więc nie należało oczekiwać, że po wyborach zacznie się paniczna wyprzedaż. Rynek zareagował zgodnie z zasadą „kupuj pogłoski, sprzedawaj fakty”. Teraz GPW powinna po prostu kontynuować wyczekiwanie (tym razem na decyzje) albo nawet rosnąć – bo zawsze najbardziej rynkom szkodzi czekanie.

Wszystko zależy teraz od tego, jaki rząd powstanie, kto będzie ministrem finansów (lub połączonych resortów finansów i gospodarki, bo i takie pomysły krążą) i jakie będą decyzje nowego Sejmu. Inna będzie sytuacja, jeśli ministrem finansów zostanie ktoś poważany przez rynki finansowe (na przykład, o czym się głośno mówi, Mateusz Morawiecki, obecny szef BZ WBK), a inna, jeśli zostanie nim mało znany (rynkom) polityk.

Warto odnotować, że zbliża się czas zmiany w Komisji Nadzoru Finansowego, w przyszłym roku w czerwcu prezesa NBP, a w międzyczasie członków Rady Polityki Pieniężnej. Nie ulega wątpliwości, że Prawo i Sprawiedliwość obsadzie te stanowiska swoimi ludźmi. I nie ulega również wątpliwości, że nominacje te będą bacznie obserwowane przez rynki.

Nie ulega też wątpliwości (według mnie), że PiS będzie realizował większość swoich obietnic. Nie może ich nie zrealizować, bo naraziłby się potężnie swojemu elektoratowi.

Owszem, po wrzuceniu kartki wyborczej do urny elektorat nie jest już taki istotny, ale obejmując władzę, od pierwszego dnia walczy się o następną kadencję (przynajmniej tak powinno być).

Tak więc „podpadanie” elektoratowi nie wchodzi w rachubę.

Problem w tym, że obietnice wyborcze można realizować w różny sposób. Kwota wolna od podatku może wynieść 8 tys. dla wszystkich, a może tylko dla mniej zarabiających. Nawiasem mówiąc, dla kogokolwiek by była, to 30% Polaków nie płaci podatku PIT (bo od podatku odlicza się większa część składki zdrowotnej). Podniesienie kwoty wolnej od podatku pomoże więc albo lepiej zarabiającym, albo nie pomoże nikomu.

Podatek bankowy może objąć aktywa, a może niektóre pasywa lub być zastąpiony przez podatek od transakcji finansowych. Tego ostatniego nie powinno się wprowadzać, o ile nie chce się zarżnąć GPW i funduszy inwestycyjnych. Najbardziej sensowny jest podatek od pasywów krótkoterminowych (czyli np. od pożyczek od innych banków), ale on nie przyniósłby budżetowi większych pieniędzy.

Dlatego też najpewniej zostanie wprowadzony podatek od aktywów. Ale i tu jest możliwość wykluczenia kredytów (kredyt należy do bankowych aktywów). Jeśli tego się nie wyłączy, to ucierpi akcja kredytowa. Na Węgrzech opodatkowanie aktywów z kredytami włącznie doprowadziło do zmniejszenia akcji kredytowej o 30%. To uderzyłoby w gospodarkę i zaszkodziło wpływom do budżetu.

Wiek emerytalny może być bezwarunkowo cofnięty, a może być obwarowany koniecznością posiadania 40-letniego stażu. I ten staż może być bardzo różny – pracy, składkowy, ubezpieczeniowy. A każda z tych możliwości rodzi odmienne skutki. Najmniej bolesny dla budżetu byłby staż składkowy, ale wtedy skorzystałoby z krótszej pracy niewiele osób.

Podsumowując: czekamy na konkrety. Nie śniło mi się, że kiedyś to powiem/napiszę, ale sytuacja jest taka, że chyba muszę. Od zawsze krytykowałem dyktat rynków finansowych, które zastępują demokrację i narzucają pożądane przez siebie rozwiązania, a nawet doprowadzają do zmiany rządów. Tym razem jednak mam nadzieję, że rynki finansowe będą korygowały coś, na co się zanosi, czyli zwiększenie wydatków bez zapewnienia przychodów.

W sytuacji, kiedy potężny bank inwestycyjny Goldman Sachs wieszczy nadejście trzeciej fazy kryzysu (dla równowagi – bank HSBC się z tym nie zgadza), zakładanie szybkiego wzrostu gospodarczego, zwiększenie wpływów podatkowych i możliwości znacznego zwiększania wydatków mogą prowadzić do sytuacji, w której z rozrzewnieniem będziemy wspominali „zieloną wyspę”.

 

**Dziennik Opinii nr 300/2015 (1084)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij